Surfowanie wśród skał, rowerowe wycieczki, wino w lokalnych knajpach. Wakacje marzeń w Alpach!
1 z 10
Zrelaksujcie się w Alpach! W Dolomity Polacy jeżdżą na narty i wracają opaleni w gogle. A my ruszamy latem. Trydent – górska pustka we Włoszech. Jeziora z kamienistym brzegiem. Plaże, na których jest tak przyjemnie, że w książce można się zaczytać na śmierć, średniowieczne zamki i wioski wśród szczytów - idealny cel rowerowych wycieczek. Innymi słowy, wakacje na całego! Na podróż po alpejskich miasteczkach w najnowszej „Urodzie Życia” zaprasza Tomasz Michniewicz.
Tomasz Michniewicz jest znanym podróżnikiem, autorem książek. W radiowej Jedynce prowadził audycję „Reszta świata”, w TTV i na player.pl „Inny świat”.
Polecamy też: Indie. Nad świętym brzegiem Gangesu spotykają się codziennie życie i śmierć. Reportaż z Waranasi.
2 z 10
Można samolotem, można autem. Kiedyś to się jechało do Włoch, że ho, ho – nawet i całą dobę. Teraz z Warszawy można dojechać w 13 godzin, jeśli nie przystaje się za często. Ruszajmy więc, choćby i w środku sezonu, w Trydencie tłumu nie ma nigdy, a własny samochód się przyda.
Zatrzymajmy się w jakimś alpejskim miasteczku, musimy mieć przecież bazę wypadową. Niech będzie Levico Terme. Jezioro, mała starówka, urok górskiej mieściny i kolacje przy stolikach na trotuarze. Trochę Rzymu w kafejkach i ciasnych uliczkach, trochę wysokich gór w przestrzeni i ostrym powietrzu. Idealna kombinacja włoskich klimatów.
Jeśli coś definiuje Trydent, to spokój i powolne tempo. W sezonie narciarskim gwar i tłum, a latem pustka, tylko ptaki śpiewają w świerkach. Niedaleko do jeziora Caldonazzo. Kamienisty brzeg, plaża, budka z lodami, jakaś samotna pizzeria. Biega kilkoro dzieci, ktoś rozbił namiot, ktoś się opala na kocu. Nad tym jeziorem można zaczytać się w książce na śmierć, tak jest przyjemnie. Lenistwo przetykane posiłkami. Wakacje na całego. Tylko wiatr przeszkadza, bo przewraca strony. Po drugiej stronie jeziora można wypożyczyć supy – to coś jak deska surfingowa, ale z wiosłem. Co jakiś czas przez całą szerokość jeziora ostrożnie płyną ludzie w kapokach, wiosłując na stojąco. Albo wpadają do wody. Wygląda zabawnie, sporo śmiechu. Spróbujmy, co nam szkodzi. Po 20 minutach udaje się złapać pion, stanąć stabilnie na nogach. A co się naśmiejemy, to nasze.
Polecamy też: Andora - zimowe księstwo w Pirenejach. Na narty z VIVĄ!
3 z 10
Przez las
Następnego dnia wypożyczmy rower. Przez Trydent biegnie 180 km tras rowerowych, można nimi dojechać nawet do Werony, nie oglądając z bliska samochodu. Są tacy, którzy wsiadają na siodełko na pół godziny, a wracają po tygodniu. Na szlakach są rowerowe hotele, a na dłuższych odcinkach kursują autobusy dla rowerzystów. Tylko przewyższeń nikt nie pomoże pokonać. – to już nasze zadanie, ale warte podjęcia. Widoki wynagrodzą sporo.
Zgubić się niełatwo, bo drogi same prowadzą, ale przez co prowadzą! Czasem obok średniowiecznego zamku, czasem przez winnice lub gaj oliwny, czasem sadami jabłoni, a czasem przez małe wioski na zboczach. Sporo można odkryć samemu, zapuszczając się z rowerem w okolicę. Na wieczór wrócimy, spokojnie, to nie są duże odległości.
Dobrze jednak, że mamy samochód, bo bez niego nie zobaczymy tego, co najważniejsze. Arte Sella, muzeum sztuki pod gołym niebem. To spory teren w lesie, gdzie artyści z całego świata budują rzeźby i instalacje wyłącznie z tego, co daje natura. Powykrzywiane obiekty z wikliny zbudowane ludzką ręką porastają leśne paprocie, nikt im nie przeszkadza. Instalacje próchnieją i się rozpadają. Drzewa nabierają nowych kształtów. Kilka ruchów zmienia zwykłe kamienie w sztukę. Wejdziemy do wnętrza wielkiego drewnianego jaja, gdzie wiatr gra w szczelinach jak na flecie. Wyjdziemy na polanę, a tu wielka katedra z cienkich witek rośnie ku słońcu, stopniowo zamykając dach w niby-gotyckie sklepienie. Piorunujące wrażenie.
Do Arte Sella można przyjechać o każdej porze roku. Nawet warto, bo za każdym razem doświadczenie jest inne. Mariaż sztuki i natury w ciągłym procesie niehamowanej zmiany, ewolucji, rozpadu. Raz przykryty śniegiem, raz we mgle, a raz w upalnym słońcu, kiedy rzeźba puszcza pąki. Nie można tego ominąć, nawet jeśli sztuka w naszym życiu ma najniższy priorytet.
Polecamy też: Patricia Kazadi: "Nie mogę uwierzyć, że w Afryce znają mnie i moją muzykę!".
4 z 10
Dla podniebienia
Dość tych wojaży, odsapnijmy nieco. Zjedzmy coś, wypijmy. Z Trydentu bliżej do Austrii niż do Wenecji czy Mediolanu, kulturowo i historycznie to też już niemal pogranicze. Podczas świąt lokalna orkiestra przygrywa marszowe kawałki w strojach niemal jak z Tyrolu, brakuje tylko piórek w kapeluszach. W dowolnej trattorii obok lasagne i tagliatelle będą kiełbasy, speck i ciężkie piwo. Taki urok małych regionów, sporo niespodzianek. Usiądźmy przy stoliku na ulicy, z kocykiem pod ręką, bo wieczorem się zrobi chłodnawo. Trzymajmy się jednak „włoszczyzny”, bo w kuchni Austriacy nie mają co stawać w zawody. Primi piatti, secondi, insalata mista. Zakończymy espresso, bo we Włoszech zamówić cappuccino w restauracji to wstyd, zwłaszcza po południu. Tylko przy śniadaniu może to się jeszcze jakoś obroni. Ale ta pizza, makarony, to przecież takie włoskie na wskroś, niemal prosto z Rzymu, z Sycylii. Tu, na północy, są poukrywane inne smaki, bardziej lokalne. Do niektórych trzeba dojść przez góry, wśród skał i niedźwiedzi, do innych da się dojechać autem, jeśli komuś niestraszne dziurawe szutrowe drogi ciągnące się kilometrami. Małe domki, gdzie piechurzy mogą zjeść kolację, o ile dogadają się na migi, bo po angielsku tu nikt nie będzie mówił. Mówią za to talerze – językiem szparagów z orzechami, koziego sera, wędzonych mięs i polenty na milion sposobów. Prosto, ale smacznie.
Niektórzy przyjeżdżają tu tylko dla wina smakowanego w zamkowych komnatach, gdzie organizuje się degustacje. Można i tak, a można i w lokalnych knajpkach, gdzie zwykłe vino della casa komponuje się jakoś lepiej. Śladem winnic można podróżować przez Trydent bez trudu przez tydzień. Śladem jedzenia – przez dwa miesiące.
Polecamy też: Katarzyna Zielińska na Bali. "Nigdzie na świecie kwiaty nie pachną tak pięknie".
5 z 10
Pozwiedzać
Podjedźmy do któregoś z miast, co tak będziemy siedzieć w tym lesie. Do Werony niby niedaleko, autostradą szybko się jedzie. Ale co tam na nas czeka oprócz balkonu Romea i Julii, zbudowanego dla turystów, żeby można było zrobić sobie zdjęcie za kilka euro? W Weronie tłum, gwar, harmider, ceny wysokie, trudno znaleźć miejsce do parkowania. To może następnym razem. Teraz wybierzmy się do Trento, miasta studentów i artystów. Sto tysięcy mieszkańców, ale klimat małego górskiego miasteczka. Starówka w Trento zwala z nóg. To jak wejść do żywego muzeum, gdzie w renesansowych kamienicach rozwiesza się w oknach pranie, a na brzegu fontanny Neptuna z XVIII wieku młodzi piją grappę i słuchają muzyki. Rowery dzwonią dzwonkami, w ciasnych uliczkach unosi się zapach pieczywa i kawy, studenci biegają na zajęcia lub przesiadują w parkach. Architektura jak w Weronie, ale tempo inne. Nic nas nie goni. Zostańmy chwilę dłużej. Właśnie w Trydencie.
Polecamy też: Podróże Marka Niedźwieckiego: "Australia to mój nałóg. Chcę tam wrócić"
6 z 10
Lista przebojów - TRYDENT
1. Arte Sella – muzeum „zielonej” sztuki pod gołym niebem. Rzeźby i instalacje z naturalnych materiałów splecione z żywym lasem.
2. Degustacja win w zamku Pergine (lub innym, równie widowiskowym). Nie trzeba być sommelierem, żeby docenić klasę dopasowania win z daniami. Raczej elegancka kolacja, na pewno nie w szortach!
3. SUP, czyli surfing na stojąco z wiosłem w dłoni po jeziorze Caldonazzo. Jedna z najlepszych rozrywek na świeżym powietrzu znana ludzkości. Sport, zabawa i ładunek śmiechu (z siebie).
4. Trek przez Alpy – można samemu (szlaki są dobrze oznakowane), można z przewodnikiem. Trzy godziny, dwa dni lub dwa tygodnie. Widoki spektakularne, choć pogoda – jak to w górach – zmienna. Trasy o każdym stopniu zaawansowania.
5. Trento – nieodkryty jeszcze przez masową turystykę skarb. Niewielkie miasto pełne studentów i artystów, wypakowane po brzegi zabytkami i nieprawdopodobnym klimatem. Jakby wyjęte z włoskich filmów.
Polecamy też: Gorące źródła, dyskretne wyjścia i bary na dachu. Oto najbardziej wyczekiwane hotele w 2016 roku .
7 z 10
Jezioro Garda, najpopularniejsze ze wszystkich okolicznych, oblegane przez śmietankę świata biznesu i show-biznesu.
Polecamy też: 8 hoteli, w których od widoku z okna ważniejszy jest widok... z basenu! Spektakularne!
8 z 10
Chociaż z Trydentu niedaleko do Wenecji i Werony, warto pozwiedzać mniejsze miasta – Bolzano lub Trento.
Polecamy też: „Tu przełamuję swój odzieżowy konserwatyzm”. Wiemy, gdzie Hanna Lis robi zakupy
9 z 10
Sery są obok wina dumą Trydentu. Producenci oferują lokalne specjały niemal w każdej miejscowości.
Polecamy też: Paryż całym światem, hotel Ritz jego źrenicą. Miejsce wspaniałych artystów i szalonych romansów.
10 z 10
Włoskie jedzenie z lekkim austriackim posmakiem jest charakterystyczne dla okolic Trydentu. Połączenia kultur zawsze wypadają interesująco.
Polecamy też: Patricia Kazadi: "Nie mogę uwierzyć, że w Afryce znają mnie i moją muzykę!".