Tu sztuka jest życiem, a życie jest sztuką. Lazurowe Wybrzeże kusi nie tylko krajobrazem
1 z 8
Saint-Paul de Vence to niewielkie miasteczko na południu Francji, w pobliżu Nicei. Dzięki twórcom, sztuce i pielgrzymkom jej wielbicieli stało się artystyczną stolicą Lazurowego Wybrzeża. Dlaczego warto tam pojechać? O urokach południowego życia w najnowszej Urodzie Życia pisze Ewa Burska.
Niebo jest tu zbyt niebieskie, cykady zbyt głośne, piniowe sosny zbyt zielone, a rozgrzane powietrze zbyt pachnące. To Południe. Południe Francji. Lewiatan połykający tłumy turystów i uwodzący wszystkich przybyszów urodą krajobrazu i łagodnością klimatu. Szczególnie wrażliwi na południowe uroki i przyjemności życia są artyści. Najlepiej doceniają klimat, światło i wdzięk, czyniąc je nieustannymi motywami swoich dzieł. To właśnie oni, na długo przed pierwszymi masowymi turystami, wybrali tę okolicę na swoją drugą ojczyznę. Do dziś są obecni wszędzie na Lazurowym Wybrzeżu. Nicea poświęciła im kilkanaście muzeów, w pobliskim Vallauris i Antibes króluje Picasso, w Vence, w kaplicy Chapelle du Rosaire, panuje Matisse, w Biot rządzi Léger, a w Mentonie uwodzi Cocteau. Jedyna w swoim rodzaju kolekcja: bezcenna i tak bardzo śródziemnomorska. Sztuka zadomowiła się blisko morza, na wąskim pasku lądu obsadzonym palmami, już w czasach starożytnych Greków, „rozpanoszyła się” za czasów impresjonistów, a największy sukces marketingowy odnosiła w drugiej połowie XX wieku, gdy Picasso związał swój los z Lazurowym Wybrzeżem.
Polecamy też: Dzika przyroda, bogata historia, imprezy wśród „lokalsów”. I nie tylko! Bajeczne wakacje na Cyprze!
2 z 8
Kilkanaście kilometrów w głąb lądu, na wzgórzach przycupnęły dyskretnie wille, hotele i miasteczka. Na jednym ze wzgórz usadowiło się Saint-Paul de Vence – perła w koronie Lazurowego Wybrzeża. 300 mieszkańców i tysiące przybyszów spragnionych spotkania ze śródziemnomorską rzeczywistością w wersji dla estetów: beżowo-szare kamienne domy ze spatynowanymi dachami pną się w górę, w stronę wieży kościoła. Wokół pelargonie, irysy, wąskie uliczki, galerie sztuki i sklepy z pięknymi, potrzebnymi tylko do chwili szczęścia, przedmiotami. Na każdym kroku pracownie artystów i galerie sztuki kuszą od rana do wieczora, zapraszają, jeśli nie na zakupy, to do odwiedzin i rozmowy. Dla tradycjonalistów – barwne obrusy w prowansalskie wzory, dla wielbicieli nowoczesnego designu – metalowe rzeźby w kształcie kuli albo litografie Chagalla (te akurat są przede wszystkim… dla bogaczy). Labirynty brukowanych uliczek prowadzą do średniowiecznej fontanny i kaplicy. Czasem w prześwicie między kamieniczkami zaskoczy zawieszona w powietrzu rzeźba.
Polecamy też: Indie. Nad świętym brzegiem Gangesu spotykają się codziennie życie i śmierć. Reportaż z Waranasi.
3 z 8
Saint-Paul de Vence otacza owal starych murów obronnych, za nimi zielona dolina i hen, na horyzoncie niebieski pasek – morze, jednocześnie odległe i niemal na wyciągnięcie ręki. Do murów przytulony jest niewielki cmentarz, najpiękniejszy na całej Riwierze, ostateczne schronienie urodzonego w innej epoce w zimnym Witebsku Marca Chagalla. Niebo jest nadal zbyt niebieskie, a miejsce niemal zbyt urocze. Zdaje się stworzone na potrzeby banalnego landszaftu. To sztuka zmienia tu wszystko. Bez niej Saint-Paul de Vence byłoby może najpiękniejszym, ale tylko jednym z wielu miasteczek. Szlachetną odmienność nadaje mu sąsiedztwo: wystarczy wspiąć się cienistą i pachnącą ziołami drogą, by trafić do najbardziej niezwykłego muzeum na południu Francji.
Polecamy też: Pamiętacie ocalonego w Bieszczadach małego niedźwiadka? Jej Misiowatość jest już prawdziwą gwiazdą!
4 z 8
Wypielęgnowany ogród otacza nowoczesne budynki osłonięte dachem – żaglem. Szlachetnością formy konkurują tu drzewa i rzeźby. Wertykalnie ekstremalni przechodnie Giacomettiego, zaskakujące kształty Miró, ruchome konstrukcje Caldera. Miejsce stworzył kolekcjoner i marszand Aimé Maeght. Zaprosił do współpracy przyjaciół. Był wśród nich architekt Sert, malarze i rzeźbiarze: Miró, Matisse, Giacometti, Braque, Léger, Kandinsky. I sąsiad Chagall. Każdy z nich miał swój udział w tworzeniu idealnego muzeum.
Kontemplacyjną ciszę przerywają tylko ptaki i cykady. Rzeźbiarskie labirynty, ażurowe ściany i dziedzińce przechodzące w zieloną przestrzeń tworzą idealny kadr. Natura i sztuka współistnieją w Fondation Maeght w niczym niezakłócony sposób. Od razu widać, że są różnymi formami tego samego bytu: piękna.
Polecamy też: Podróże Marka Niedźwieckiego: "Australia to mój nałóg. Chcę tam wrócić"
5 z 8
Czy sztuka życia to też sztuka? Na południu Francji odpowiedź wydaje się oczywista: tak, bezsprzecznie. Dowód? Leży na granicy między Saint-Paul de Vence a Fondation Maeght. Kamienny mur, bluszcz wokół bramy i blaszany szyld: La Colombe d’Or, czyli Złota Gołębica. Za murem kryje się miejsce – legenda. Hotel, ogród, restauracja. Można tu zamieszkać w pokoju z obrazem Picassa na ścianie, zjeść kolację pod mozaiką Légera czy odpocząć na leżaku przy basenie, obok mobilu Caldera. Dekoracja nie ma w sobie nic ostentacyjnego. To nie marketingowy zabieg, tylko tradycja miejsca, które od początku XX wieku prowadzi ta sama rodzina. Jej protoplastka, Mère Roux, groźnie wyglądająca kobieta w czerni, która spogląda ze zdjęcia, miała serce do artystów, a ci lubili ją odwiedzać. Niekiedy zostawiali coś w prezencie, inni rozliczali się „w naturze”.
Polecamy też: Podróże: W górę rzeki, w głąb duszy. Kongo oczami Marcina Kydryńskiego
6 z 8
Z czasem artystów i dzieł było coraz więcej. Właściciele Złotej Gołębicy zaczęli je też kupować. Z prostej gospody wyrosła dobra restauracja, zwykła oberża przeistoczyła się w elegancki hotel, do malarzy dołączyli poeci, aktorzy, a potem rozmaici królowie życia. Legenda rosła, rosła, aż w końcu niewielki hotel stał się miejscem mitycznym. Drogim i eleganckim, ale w Colombe d’Or ulubiony przelicznik Francuzów „rapport qualité-prix”, czyli stosunek jakości do ceny, wypada nadzwyczaj korzystnie… Bo czy istnieje zbyt wysoka cena za legendę, która w dodatku jest wyrafinowaną przyjemnością łączącą urodę miejsca z fantastyczną kuchnią i swobodą atmosfery? Kelnerzy mówiący po angielsku z rozczulającym prowansalskim akcentem z tą samą elegancką nonszalancją obsługują tu Brada Pitta, co anonimowego turystę.
Polecamy też: „Tu przełamuję swój odzieżowy konserwatyzm”. Wiemy, gdzie Hanna Lis robi zakupy
7 z 8
Kiedy upał słabnie, na placyku przed Colombe d’Or, tak jak 100 lat temu, pojawiają się gracze w bule. Do starszych panów dołączyło ostatnio młodsze pokolenie – miejscowi adepci kulturystyki napinają mięśnie w koszulkach polo. Poza tym jednak nic się nie zmieniło od czasów, gdy ulubionej rozrywce południowców oddawali się Yves Montand i Jacques Prévert. Oni odeszli, turyści i mieszkańcy zostali. Jedni powoli wyłaniają się zza zakrętu od strony Fundacji, inni nadchodzą przez starą bramę miasteczka na wzgórzu. Po ubitej ziemi na placyku przed Café de la Place toczą się ciężkie kule. Z kawiarni dobiega śmiech, goście piją białe wino. Zapada wieczór. Miasteczko pustoszeje, portier przed Złotą Gołębicą otwiera drzwi limuzyny. Cykady znowu są za głośne, zmierzch pachnie zbyt oszałamiająco. Sztuka jest życiem, a życie jest sztuką w Saint-Paul de Vence.
Polecamy też: 8 hoteli, w których od widoku z okna ważniejszy jest widok... z basenu! Spektakularne!