„Nie umiem sobie bez nich wyobrazić dnia”. Jacek Borkowski kończy 58 lat!
1 z 5
Jacek Borkowski kończy 58 lat!
Było sporo łez, ale i uśmiechu. Płacz z powodu straty żony mieszał się z dumą, jaką dają mu dzieci. Po nieoczekiwanej śmierci żony Magdaleny, która zmarła nagle na początku ubiegłego roku na ostrą białaczkę. Jacek Borkowski został sam z dwojgiem dzieci. Aktor wielokrotnie podkreślał, że teraz jest przede wszystkim ojcem. I ta rola jest dla niego najważniejsza, a bez dzieci nie potrafi wyobrazić sobie życia. „Tak, to trudny moment. Zakładam pancerz, żyjąc tak, jakby się nic nie stało. Dla dzieci nie ma wielkiej zmiany. Odrabiają lekcje, chodzą do szkoły i na dodatkowe zajęcia, sprawdzam im prace domowe. Czytam im bajki na dobranoc albo opowiadam. Ja lubię być ojcem. Gdyby tak nie było, nie miałbym dzieci po prostu. Przedtem wspólnie z dzieciakami rozmawialiśmy. Oboje byliśmy ich konfesjonałem. Teraz zostałem sam. Ale nie ma różnicy w tych rozmowach pomiędzy mną a nimi” - mówił VIVIE!. Jacek Borkowski stara się zapewnić im czułość, chociaż jest to czułość w typowo męskim wydaniu.
Polecamy: „Nie umiem sobie bez nich wyobrazić dnia”. Jacek Borkowski z dziećmi w filmowym wywiadzie
Jacek Borkowski w poruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską. Pierwszej po śmierci ukochanej żony. Co aktor mówił o życiu, rodzicielstwie i miłości? Przypominamy wyjątkowy wywiad z lipca 2016 roku.
Zobacz też: „Nie umiem sobie bez nich wyobrazić dnia”. Jacek Borkowski z dziećmi w filmowym wywiadzie
2 z 5
Atakują Cię tabloidy, śledzą paparazzi. A Ty otwarcie opowiadasz o swoim dramacie. Nie sądzisz, że media żerują na Twoim nieszczęściu?
Nie, bo człowiek, decydując się na zawód publiczny, musi liczyć się z kosztami będącymi tego konsekwencją. Zawsze powtarzam, że jeżeli ktoś nie chce, żeby o nim mówili i plotkowali, śledzili go, to powinien zostać nauczycielem, naukowcem czy hydraulikiem. Wtedy nikt o nim nie napisze, będzie anonimem. A moja publiczność ma prawo wiedzieć, co się dzieje w życiu aktora, którego zna z małego i dużego ekranu. Nie ma cię w prasie, w mediach – to tak, jakbyś zniknął ze sceny.
– Dlatego zgodziłeś się na tę rozmowę?
Między innymi dlatego, chociaż nie pozwolę ci zbyt daleko wniknąć w moją prywatność.
– Są dwie szkoły przeżywania trudnych sytuacji. Jedna to milczenie i samotność, druga to dzielenie się swoją stratą z innymi. Wyrzucenie z siebie cierpienia.
Ja uważam, że tego, co się stało w moim życiu, nie da się przypisać do żadnej szkoły. Jestem spontaniczny, działam impulsywnie, a mądrości psychologów odkładam na półkę. Każdy w ekstremalnych sytuacjach reaguje bardzo różnie. Były dni, gdy nie chciałem kontaktu z ludźmi, ale były i takie, kiedy miałem potrzebę z siebie to wszystko wyrzucić, wypłakać.
– I wtedy było Ci lżej?
Tak, bo wchodzenie do studni i zasuwanie nad sobą pokrywy to żadne wyjście. Nieraz siedziałem w studni dosłownie – kiedyś na planie miałem wypadek – uratowali mnie w ostatniej chwili. Myślałem, że ze mną już koniec. Tylko że z takimi podbramkowymi sytuacjami można sobie poradzić. Podnosisz się i idziesz dalej. Ale śmierć ukochanej osoby, żony… Nie można tego z niczym porównać ani się z tym pogodzić. Kiedy napisałem oświadczenie, że Magda odeszła, okazało się, że jest dużo takich osób, które poniosły podobną stratę i podobnie ją przeżywają. Pomyślałem więc, że nie jestem wyjątkiem i nie jestem sam, że inni też cierpią. Dostawałem mnóstwo esemesów: „Panie Jacku, niech pan się trzyma”, „Jacek, jesteśmy z tobą”. To przynosi ulgę.
– Poznałam Ciebie i Magdę na początku Waszej wspólnej drogi. Młodzi, piękni, zakochani. Pamiętam, jak uśmiechaliście się do siebie, jak trzymaliście się za ręce. Pomyślałam wtedy, że wreszcie znalazłeś kobietę swojego życia.
Magda była wyjątkowa. Od momentu, kiedy zobaczyłem ją w toruńskim Sfinksie, zacząłem inaczej żyć. Nie przypuszczałem wcześniej, że kobieta może mnie tak zmienić, że dzięki niej zacznę wyznawać inne wartości, że będę dużo lepszym człowiekiem. I przez 14 lat było naprawdę pięknie.
– Byłeś jej wierny, chociaż u Ciebie z wiernością to różnie bywało?
Co ci mam powiedzieć? Dostrzegałem urodę innych kobiet, ale Magda była tą jedyną. Zaledwie 30 dni minęło od pierwszego spotkania, kiedy zamieszkaliśmy razem, a teraz – po 20 dniach od diagnozy – po prostu odeszła. Tak szybko, jak się w moim życiu pojawiła, tak w sekundę z niego odeszła. Była jak meteoryt, który przemknął, napełniając mnie swoim blaskiem. I ten blask zabrała ze sobą. A ja zupełnie nie miałem na to żadnego wpływu. To było najgorsze.
– Często bliscy w takich sytuacjach działają na oślep, szukają uzdrowicieli, terapeutów, uciekają do medycyny niekonwencjonalnej…
To mnie nie dotyczyło, jestem realistą. Magda zachorowała na taki rodzaj białaczki, który nie poddaje się leczeniu, chemii. Takich przypadków zdarza się zaledwie kilka na pół miliona.
– Wiedziała o tym?
Nie, do końca wierzyła, że wyjdzie ze szpitala. Wiedziałem tylko ja, nie mając żadnego sposobu, by jej pomóc. A cały czas musiałem się uśmiechać przez łzy, nie dać po sobie poznać, że jest tak źle. Nie mogłem pozwolić sobie na załamanie – w domu miałem jeszcze dwoje dzieci, przed którymi też trzeba było trzymać twarz i przygotować je na to, że ich mama odchodzi.
– Można przygotować najbliższych na coś takiego?
Nie bardzo, zwłaszcza że one też musiały przy matce zachowywać się naturalnie. Nie mogły wiedzieć, że ich mama umiera.
– Lepiej nie wyprzedzać wypadków. Mógł zdarzyć się przecież cud.
Nie wierzę w żadne mistyczne historie ani cudowne uzdrowienia, w żadne kary i nagrody od losu. Będzie, jak ma być. I bunt jest tu bezsensowny.
Polecamy też: „Nie umiem sobie bez nich wyobrazić dnia”. Jacek Borkowski z dziećmi pierwszy raz w filmowym wywiadzie.
3 z 5
– Jakie było Wasze małżeństwo?
Niezwykłe, myśmy się nigdy nie pokłócili. To się nazywa właściwy dobór partnera. Zarówno pod względem intelektualnym, jak i cielesnym. Akceptowaliśmy siebie bez reszty, ani przez chwilę sobie nie przeszkadzaliśmy.
– Nie zamykałeś się w swoim pokoju, jak to robi wielu mężów, gdy chcą odpocząć od kobiety?
Nie, zawsze byliśmy razem. Mieliśmy w życiu te same cele, które nas połączyły na zawsze. Mieliśmy dzieci, które wychowywaliśmy w zgodzie i radości. Do spotkania Magdy nigdy nie przeżyłem takiej z kimś jedności, chociaż przecież nie była to jedyna kobieta w moim życiu. Trochę się ich przez nie przewinęło.
– Może dlatego, gdy spotkałeś Magdę, mogłeś już zostać monogamistą? Bo się wyszumiałeś?
To zbyt daleko sięgająca hipoteza. Ja nigdy się nie wyszumiałem. Nie lubię takiego fałszu. Dlaczego miałbym się wyszumieć i zostać świętym? Zawsze patrzyłem na kobiety i do dzisiaj na nie patrzę. Mam to w genach od dziecka i nic na to nie poradzę. Magda wiedziała o tym, że jestem w stanie zachwycić się czyjąś urodą, kształtem dłoni, głosem, zapachem. Ja po prostu lubię kobiety. Natomiast Magda to było zupełnie co innego. Nie tylko przepiękna dziewczyna, ale i cudowny człowiek, który żył dla mnie i ja dla niego. Mogłem patrzeć na inne, ale one były gdzieś tam za ścianą. Nie myślałem o nich erotycznie. Dlaczego miałbym zdradzać tak wspaniałą i atrakcyjną kobietę, jaką była moja żona? Ona zaspokajała wszystkie moje potrzeby.
– Kiedy usłyszałeś diagnozę?
Chyba tydzień przed śmiercią Magdy profesor wezwał mnie do siebie i powiedział, że niestety, nic nie mogą zrobić. Grunt usunął mi się spod nóg. Ale musiałem go odnaleźć bardzo szybko, bo przecież są dzieci. Realne, konkretne, wymagające ode mnie myślenia i działania. Nie miałem czasu na płacz, nie mogłem sobie na niego pozwolić. Kiedy mnie ta wiadomość dopadła, musiałem szybko ogarnąć sytuację. Wróciłem do domu, przygotowałem kolację. Zawołałem córkę i syna: „Chodźcie jeść”. Zapytałem, co było w szkole. Obejrzeliśmy telewizję, położyłem dzieci spać. Wszystko było na pozór normalnie, chociaż w środku rozpadłem się na tysiąc kawałków.
– I od razu poczułeś się samotnym ojcem?
Czy ja wiem? Ojcem po prostu. Zresztą czułem się nim zawsze, pod tym względem nic się nie zmieniło.
– Ale dwoje rodziców dzieli odpowiedzialność na pół, gdy zostaje jedno – dźwiga podwójny ciężar. Nie ma nawet z kim się posprzeczać, jaką dziecko ma wybrać dalszą drogę.
U nas nigdy czegoś takiego nie było. Nigdy też nie obciążaliśmy siebie wzajemnie, gdy nasze dziecko popełniło jakiś błąd. Graliśmy do jednej bramki.
– Magda nie powiedziała Ci, że gdyby jej zabrakło, to powinieneś kierować się konkretnymi zasadami, dokonać takiego czy innego wyboru?
Wręcz przeciwnie, to ja ją zawsze straszyłem swoim odejściem, bo przecież byłem starszy, i powtarzałem: „Masz mi później opowiedzieć, na jakich ludzi wyszły nasze dzieci”. Oczywiście, gdy się już spotkamy w zaświatach.
– I naprawdę nigdy nie przeprowadziliście poważnej rozmowy, nawet kiedy Magda zachorowała?
Nie, dlatego że jej choroba nie wyglądała tak groźnie. Magda nie dopuszczała do siebie myśli, że nas opuści. Miała w sobie mnóstwo siły i wiary. Ja zresztą też. Ale wszystko działo się tak szybko. Tak naprawdę od diagnozy minęło 16 dni. Po prostu pstryk i koniec. Jednego dnia dostała gorączki, zrobiliśmy badania. Okazało się, że ma za mało hemoglobiny. Poszła do szpitala na obserwację. A w sekundę potem już jej nie było. Nie mieliśmy czasu na żadną reakcję i tak zwane poważne rozmowy. 14 stycznia, wiedząc, że już jej nie ma, wróciłem do domu, wyjąłem naczynia ze zmywarki, potem sprawdziłem lekcje u dzieciaków. Ludzie uważają, że powinienem gryźć paznokcie, nie spać po nocach albo pić wódkę, żeby nie myśleć. A to nie tak. Ja musiałem żyć dalej.
Zobacz też: „Nie mogłem się załamać, miałem jeszcze dwoje dzieci” - Jacek Borkowski w rozmowie o chorobie i śmierci żony Magdy
4 z 5
– Są tacy, którzy tak walczą z traumą.
Może i są, ale ja jestem facetem, mężczyzną. Muszę dać sobie radę bez względu na to, co mnie spotyka. Muszę pracować, muszę rano zrobić śniadanie, w południe obiad. W dniu śmierci Magdy musiałem pójść na zakontraktowany recital i zaśpiewać. I poszedłem, i zaśpiewałem. Nikogo przecież nie interesowało, co dzieje się u mnie za drzwiami. Dwieście osób kupiło bilety i czekało na mój występ.
– Internauci mieli Ci za złe to opanowanie. Uznali je za nieczułość.
Nie rozumieją, że ja musiałem się tak zachować choćby dlatego, że nie jestem amatorem i mam konkretny zawód – aktor, którym muszę być w każdej sytuacji. Ale teraz w każdej sytuacji muszę być i ojcem.
– Wcześniej nie byłeś?
Jeżeli ktoś ma wątpliwości, niech przyjrzy się mojej najstarszej córce Karolinie, jak jest wychowana, na jaką świetną kobietę wyrosła i jaka jest bliskość między nami. Ojcem byłem zawsze, tylko teraz życie wymaga ode mnie przeorganizowania różnych zajęć. Gdy Magda żyła, też rano wstawałem, odwoziłem dzieci do szkoły, często robiłem im śniadania. Pod tym względem nic się więc nie zmieniło. Mam tylko problem z tym, że gdy jadę na koncert czy do pracy, muszę kogoś poprosić, żeby został w domu z dzieciakami. Nie można ich jeszcze zostawiać samopas. Jacek ma niecałe 14 lat, a Magda – 10.
– Jacek wszedł w okres dojrzewania.
Tak, to trudny moment, ale ja się nie skarżę. To też mój rodzaj samoobrony przed światem zewnętrznym. Zakładam pancerz, żyjąc tak, jakby się nic nie stało. Dla dzieci nie ma wielkiej zmiany. Odrabiają lekcje, chodzą do szkoły i na dodatkowe zajęcia, sprawdzam im prace domowe. Czytam im bajki na dobranoc albo opowiadam. Ja lubię być ojcem. Gdyby tak nie było, nie miałbym dzieci po prostu. Przedtem wspólnie z dzieciakami rozmawialiśmy. Oboje byliśmy ich konfesjonałem. Teraz zostałem sam. Ale nie ma różnicy w tych rozmowach pomiędzy mną a nimi.
– Przytulasz je?
Przytulam.
– Dajesz im czułość?
Staram się, chociaż przecież nie jestem kobietą i to czułość w męskim wydaniu. Dzieciom może brakować trochę tego ciepła, jakie ma w sobie tylko kobieta, matka. Ojcowie mają inną konstrukcję emocjonalną.
– Jak wychowujesz córkę i syna?
Określam ich obowiązki, ale nie stawiam przed nimi wygórowanych wyzwań. Za bardzo moje dzieci kocham, żeby im sprawiać kłopoty. Poza tym nie robię niczego nadzwyczajnego ani też z niczego dla nich nie zrezygnowałem.
– Chodzisz nadal z kolegami na bankiety i piwo?
Nie piję piwa i w ogóle alkoholu. Chociaż w internecie czytam o sobie, że jestem alkoholikiem, ćpunem i mam inną orientację seksualną. To mnie kompletnie nie rusza. Śmieję się z tego.
Zobacz też: „Nie umiem sobie bez nich wyobrazić dnia”. Jacek Borkowski z dziećmi w filmowym wywiadzie
5 z 5
– Jak wygląda teraz Twój dzień.
Normalnie, o szóstej rano pobudka, sprawdzenie plecaków, czy dzieciaki wszystko spakowały do szkoły. Potem śniadanie i kanapki. A wcześniej jeszcze zakupy i świeże bułki. Gdy wracam po odwiezieniu ich do szkoły, golę się, przebieram, robię zakupy, bo trzeba ugotować obiad.
– Nie masz nikogo do pomocy?
Nie chcę, żeby mi się ktoś kręcił po domu. Obrać ziemniaki czy wsadzić brudne rzeczy do pralki potrafię sam.
– A co gotujesz?
Wszystko, włącznie z naleśnikami i pierogami. Powiedz mi tylko, dlaczego pierwszy naleśnik zawsze mi się nie udaje? (rozmowę przerywa nam telefon od syna: „Tata, dostałem szóstkę z angielskiego, w domu ci opowiem, jakie były pytania”).
– O tym właśnie rozmawiacie wieczorami? Teście z angielskiego?
Rozmawiamy o wszystkim, nie ma dla nas tematów tabu. Karolina też opowiadała o wszystkim najpierw mnie. A w moim rodzinnym domu było podobnie – panowała szczerość, otwartość. Moja mama wychodziła z założenia, że lepiej, abym w swoim pokoju całował się z dziewczynami, niż spotykał się z nimi gdzieś na mieście. Przyjąłem więc zasadę, że wolę wiedzieć, co się z moim dzieckiem dzieje, od niego samego, niż domyślać się lub słuchać donosów innych rodziców. Proszę bardzo, chcesz obejrzeć ten program dla dorosłych? To oglądaj, a potem o nim pogadamy.
– Co jest najtrudniejsze w samotnym tacierzyństwie?
Nie mam problemów z „tacierzyństwem”, jeżeli takie słowo w ogóle istnieje. Mam problem tylko z tęsknotą. Kiedy dopada mnie taka dojmująca tęsknota, trudno ją opanować.
– I wtedy?
Wtedy jest źle. Przez chwilę. Aż się opamiętam, zagryzę zęby i znowu chwycę życie za łeb. Przepraszam, ale nie mogę o tym mówić…
– Zastanawiasz się, jak to Twoje życie się dalej potoczy?
Nie, jeszcze na to za wcześnie. Przecież od śmierci Magdy minęło raptem pół roku. Nie wykluczam jednak, że znajdę nową partnerkę. Bo ja właściwie nie umiem żyć bez kobiety. Ale na razie to jest takie odległe, nierealne. Magda była ideałem. Inteligentna, wykształcona, znająca języki. Jako informatyk miała w sobie niebywałą precyzję, czego i ja się od niej nauczyłem. No i była śliczna, rasowa. Nasza córka Madzia jest jej kopią. Pięknie śpiewa, ma poczucie rytmu i urodę swojej matki.
– A Jacek?
Jacek to cały ja, pięknoduch. Dzieciaki są kapitalne, udały nam się. Szkoda tylko, że tak krótko to „nam” trwało.
– Nie możesz powiedzieć sobie: „14 lat dostałem od losu w prezencie. Inni i tego nie mają”?
Czy takie myślenie coś by mi pomogło, pocieszyło? Chociaż może masz rację, mogłem tych 14 lat w ogóle nie mieć. I nawet nie wiedzieć, jak pięknie może być między mężczyzną i kobietą…
Zobacz też: „Nie umiem sobie bez nich wyobrazić dnia”. Jacek Borkowski z dziećmi w filmowym wywiadzie