Byliśmy w apartamencie Łukasza Jemioła i jesteśmy zachwyceni!
Choć nie ma tu nawet drzwi do łazienki!
- Katarzyna Piątkowska
Mieszkanie projektanta Łukasza Jemioła jest proste, ale nie zimne. Elementy typowe dla stylu loftowego doskonale współgrają z architekturą przedwojennej kamienicy. To typowo męskie mieszkanie, z którego Goście nie chcą wychodzić.
1 z 9
Stylowe mieszkanie Łukasza Jemioła.
2 z 9
Remont tego ponad 100-metrowego mieszkania trwał półtora roku. „Gdy tu wszedłem, zastałem całkowitą ruinę. Pod parapetem była dziura na wylot. Ale po prostu poczułem, że to jest moje miejsce i że muszę zrobić wszystko, żeby tu zamieszkać”.
3 z 9
Stylowe mieszkanie Łukasza Jemioła.
4 z 9
Mieszkanie ma typowo męski charakter. Nie ma tu żadnych drzwi. Oprócz oczywiście wejściowych i tych do szafy. Jest salon, wydzielona kuchnia z kącikiem do jedzenia à la francuskie bistro, sypialnia połączona z garderobą i łazienką. „Znajomi trochę narzekają, że czasami brakuje im intymności – śmieje się Łukasz – ale i tak nie chcą ode mnie wychodzić”.
5 z 9
„Jestem zwolennikiem prostoty, dlatego i moja moda, i moje mieszkanie jest proste”, deklaruje. Przez półtora roku wspólnie z architektkami – Kariną Snuszką i Dorotą Kuć zbudował bazę, która będzie aktualna nawet za 20 lat. Szare ściany współgrają z robionymi na zamówienie sztukateriami i prostymi meblami. „Specjalnie nie malowałem sztukaterii. Chciałem, żeby wyglądała na lekko spatynowaną”. Sufitowe dekoracje idealnie współgrają z robionym na zamówienie regałem na książki i bibeloty.
6 z 9
Stylowe mieszkanie Łukasza Jemioła.
7 z 9
W kuchni pyszni się szklany syfon, który przyleciał aż z Sydney, a na oknie w salonie zasuszone kwiatki, które przywiózł z Bangkoku na pamiątkę zakończenia programu Azja Express. „Kupiłem je świeże, na cześć tego, że udało mi się przeżyć program”, żartuje. Ale są też rzeczy „miejscowe” i rodzinne pamiątki.
8 z 9
Stylowe mieszkanie Łukasza Jemioła.
9 z 9
„Serwis obiadowy na trzy razy przywiozłem z Paryża. Trwało to półtora roku. Jest ciężki, a sklep, w którym go znalazłem, nie wysyła. A ja musiałem go mieć, więc woziłem w walizce porcelanowe talerze wykończone cyną”. I nie jest to jedyna rzecz, którą przywiózł w bagażu podręcznym. Na parapecie stoją porcelanowe wazony i talerze, zwane przez właściciela „ciarupki”. Kilka pochodzi z Lizbony, kilka z suku w Stambule. Jak coś mu się podoba, nie ma znaczenia, że trzeba będzie zapłacić nadbagaż. „Wszędzie, gdzie jestem, kupuję też świece. Na stole przed kanapą stoją te z Turcji, Amsterdamu, Paryża”.