Reklama

Co jest najważniejsze dla Wojtka Mazolewskiego? Twierdzi, że rodzina, zgodnie z jego własną definicją. Jaką? - Tak jak czuję w sercu. Dziewczyna, zespoły i przede wszystkim syn. - Powiedział w wywiadzie dla magazynu VIVA! MODA. Polski gitarzysta basowy, jeden z współtwórców yassu, lider zespołów Pink Freud i Wojtek Mazolewski Quintet Romanowi Praszyńskiemu opowiedział o swoim powołaniu i tym, jak godzi życie prywatne z karierą muzyczną.

Reklama

Dlaczego muzyka?
Wojtek Mazolewski: Robię to z wewnętrznej potrzeby. Do tego zostałem stworzony. To moje zadanie. Pobudzanie ludzi twórczym działaniem. - wyznał w wywiadzie. A powstawanie nowych utworów porównał do bycia przy… prawdziwym porodzie. Wie co mówi. Był w końcu przy porodzie swojego syna Stasia.
- Wiem, że to jest mocne porównanie. Ale nasza muzyka jest rodzeniem czegoś zupełnie nowego. Muzyki, która przed chwilą nie istniała. A nagle powstaje. Zawsze coś w takim momencie się dzieje z przestrzenią. Kwitnie. Wybucha radością. Jeżeli jesteś tego świadkiem, oddziałuje na ciebie. - powiedział.

Marta Wojtal/AGORA

Wojtek Mazolewski, VIVA! MODA marzec 2016.

Bycie w trasie to jego model na życie. Czy zabiera w nie swojego syna?
Wojtek Mazolewski: Latem, kiedy nie ma szkoły, tak. Zdarza mi się. To niezapomniane chwile.

Jak Staś się na nich odnajduje?
Wojtek Mazolewski: W kwietniu skończy 10 lat, jest z muzyką od urodzenia. Pamiętam moment, kiedy był bardzo młody, wskoczył na scenę i złapał mnie za nogę. Pochyliłem się, ucałowałem go w głowę. On spojrzał na mnie do góry i mówi: „Tata, daj z siebie wszystko”. Przeżywa muzykę mocno. Cieszy się, chłonie sztukę. Dwa lata temu byliśmy na trasie „Męskiego grania”. Podobały mu się piosenki Dawida Podsiadły. Przedstawiłem Dawidowi Stasia, było to dla niego ważne przeżycie. Zeszłego lata zabrałem go do Olsztyna, gdzie występował Fisz z Emade. Stasiu jest fanem płyty „Mamut”, poznał swojego idola. W trakcie utworu „Zwiedzam świat” stał z boku sceny i śpiewał razem z Fiszem.

A co po koncertach? Kładzie go spać i idzie z kolegami do baru?
Wojtek Mazolewski: Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek jego obecność stanowiła problem. Bardzo naturalnie potrafimy spędzać czas ze Stasiem. Dobrze zna mój kwintet. Dla niego to dobra szkoła. Jesteśmy dorośli, ale zachowujemy się jak dzieci. Na wszystkich w zespole mówię „nionio”, oni na mnie też „nionio”. Czasem mówią na mnie „tata”, a ja na nich mówię „dzieci” albo „orzełki”. Bawimy się formą, jest dużo zabawy. A jednocześnie bycie w zespole jest ciągłym ćwiczeniem umysłu. Cały czas są docinki, abstrakcyjny humor. Musisz uważać, co robisz, bo najmniejsze twoje potknięcie za chwilę zostanie przez wszystkich wyśmiane. Dobre ćwiczenie umiejętności przebywania z ludźmi.

Polecamy też: „Cieszę się, że będę miał szansę być bardziej świadomym ojcem” - Adam Sztaba o późnym ojcostwie.

Jak to jest być szefem, dlaczego chodzi do bioenergoterapuety, jak się nazywał jego pierwszy zespół i co sobie wytatuował? Cały wywiad z Wojtkiem Mazolewskim można przeczytać w najnowszym wydaniu magazynu VIVA! MODA.

Eric Guillemain @2bmanagement

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama