Reklama

Grażyna Hase zaczynała karierę jako modelka. Jako projektantka zadebiutowała w 1967 roku słynną kolekcją Kozak Look. Razem z mężem Wowo Bielickim prowadziła też telewizyjny program „Muzyka i moda”.
Uwielbiała projektować i nosić minispódniczki – nazywano ją więc polską Mary Quant. Grażyna Hase projektowała dla Cory, Cepelii i Domów Towarowych Centrum. Ubierała Annę Jantar i Halinę Frąckowiak. Pierwsza w Polsce zorganizowała prywatny pokaz. Mówiła, że są tylko dwie rzeczy, dla których warto żyć: miłość i sztuka.

Reklama

Spotkanie z legendą mody

Gdy przychodzę na miejsce naszego spotkania do kawiarni przy Instytucie Teatralnym, Grażyna Hase już na mnie czeka. Nawet gdybym nie wiedziała, jak wygląda, zwróciłabym na nią uwagę. Siedzi przy stoliku, popijając kawę. Siwe włosy z grzywką ma ostrzyżone na boba. Ma okulary w niebieskich oprawkach, koralowy sweterek z dekoltem w serek i lniane spodnie do kolan w kolorowe pasy ze swojej własnej kolekcji. Jest najbarwniejszą postacią w zasięgu wzroku. Nic dziwnego, przecież całe życie obracała się w modowym środowisku – była modelką i projektantką, autorką kostiumów do filmów, ubierała polskie gwiazdy. To w jej kreacji Anna Jantar śpiewała w 1975 roku w Sopocie „Staruszek świat” i „Tyle słońca w całym mieście”. Razem z mężem Wowo Bielickim, jej największą miłością, prowadziła telewizyjny program „Muzyka i moda”.
Gdy na pokazie pierwszej kolekcji Kozak Look w 1967 roku wystąpiła w stroju à la Lenin (zamiast spodni miała mini), mogła przekreślić swoją karierę. Tymczasem ona odniosła sukces, a po pokazie w Szwajcarii nazwano ją polską Mary Quant (brytyjska projektantka w 1958 roku wylansowała minispódniczkę). Szczyt jej kariery przypadł na lata 70. „Wyskakiwałam wtedy z lodówki jak coca-cola”, śmieje się Hase. „Balansowałam na krawędzi skandalu, ale cały czas różne rzeczy uchodziły mi na sucho”, wspomina swoje początki jako projektantka. I dodaje: „Kiedyś była moda. O czasach PRL, gdy ja tworzyłam, mówi się, że były szare, bure. A to był taki kolorowy okres. Dzisiaj to jest dopiero bezbarwnie, bo wszyscy noszą kolory ochronne”. Pytam więc, czym jest moda. To pierwsze pytanie wywołuje u mojej rozmówczyni wielkie zaskoczenie. Po chwili zastanowienia pada odpowiedź, której w ogóle się nie spodziewałam.

Grażyna Hase a la Lenin na swoim pierwszym pokazie „Kozak look" w 1967 roku. Fot. CEZARY LANGDA/PAP

fot. Grażyna Hase w stroju a'la Lenin

Pani Grażyno, czym jest moda?

Nie wiem. A na pewno nie wiem, czym jest w dzisiejszych czasach. Gdy projektowałam, obowiązywały trendy, inne na
każdą porę roku. Były zasady zestawiania kolorów, wzorów. W ogóle były jakieś zasady. Gdy szło się do kościoła czy opery, obowiązywał odpowiedni strój. Wszystko musiało do siebie pasować kolorystycznie – torebka, buty, nakrycie głowy. Dzisiaj mówi się, że wszystko jest modne i każde najbardziej szalone zestawienie jest super. A to nieprawda. Takie rzeczy potrafią robić tylko wielcy twórcy. I w sztuce, i w modzie. Umie to na przykład Christian Lacroix. Ten projektant to zupełny szaleniec! Skąd on bierze pomysły?! Łącząc ze sobą rzeczy, kroje, wzory, łamie absolutnie wszystkie zasady. Ale robi z tego piękny obraz. Wzorem dla mnie jest Giorgio Armani. W jego ubraniach jest konstrukcja i wyrafinowany, spokojny styl. Jest w tym bardzo konsekwentny. Jest jeszcze kilka wielkich domów mody i projektantów, którzy starają się, by to, co robią, było postrzegane właśnie jako sztuka. Ale to są domy mody z tradycją i stare nazwiska. W świecie mody wszystko się zmieniło. Teraz moda jest po prostu wielkim biznesem.

Kiedy to się zmieniło?

W Polsce na pewno nastąpiło to w latach 90. Do tego momentu zawsze czegoś nie było, było za mało albo trudno osiągalne. A po 1989 roku pojawiła się wolność biznesowa. Nagle z całego świata zaczęto kupować za grosze wszystko to, co zalegało w magazynach, i zaczęto sprzedawać na tak zwanych łóżeczkach – na bazarach, targach, ulicach. Było tanio, więc ludzie nie zwracali uwagi na jakość. A ja, mieszkając w 1971 roku w Berlinie Zachodnim, nauczyłam się, że jak coś jest tanie, to nie posłuży mi za długo. Tam, jak coś kosztowało poniżej 100 marek, było raczej jednorazowe. I właśnie takie kiepskie rzeczy zalały polski rynek.

Przed 1989 rokiem może nie byliśmy modową potęgą, jak na przykład Paryż, ale polska moda miała się całkiem dobrze. Była Pani, Barbara Hoff, Jerzy Antkowiak, Moda Polska. Mieliście świetne pomysły.

To dzięki Jadwidze Grabowskiej, która prowadziła Modę Polską. Była znana w europejskim środowisku modowym. Nazywano ją polską Coco Chanel. Wszędzie miała wejścia, więc bywała zapraszana na pokazy mody do Paryża. W Ministerstwie Handlu Wewnętrznego miała zwierzchnika, który dawał jej niewielkie pieniądze na te wyjazdy. Zawsze zabierała jednego z projektantów ze swojego zespołu, żeby razem z nią oglądał pokazy największych domów mody, takich jak Dior, Chanel, Yves Saint Laurent. Po powrocie Antoś, czyli Jerzy Antkowiak, według ich informacji robił szkice do kolekcji. Jeśli chodzi o trendy, nie byliśmy wcale tak bardzo w tyle za Europą. Gorzej było z materiałami. A właściwie z kolorami. Polska musiała kupować barwniki za dolary. A tych zwyczajnie brakowało. Dawano więc mniejszą ilość barwników albo gorszej jakości. I tak zamiast pięknego granatowego materiału wychodziło coś jakby sprana ścierka. Nawet jak się polskie dżinsy pojawiły, były ohydne. Właśnie z powodu kolorów. Do tych Levi’sa czy Mustanga było im daleko. Dzisiaj zresztą też nie ma już prawdziwych dżinsów. Na szczęście ja mam pokaźną kolekcję, bo bardzo lubiłam i nadal lubię je nosić.

Reklama

Cały wywiad w najnowszym numerze VIVA! Moda w sprzedaży od 20 września 2022r .

materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama