Prowokatorka, artystka, muza. Znacie historię Mariny Abramović?
To ona nazywana jest... babcią performance'u!
Choć słynna performerka od lat mieszka na Zachodzie (najpierw w Amsterdamie, później w Nowym Jorku), jej twórczość związana jest z sytuacją na Bałkanach, doświadczeniami wojennymi jej rodziców, jej wspomnieniami z czasów komunistycznej dyktatury marszałka Tito, „szarej, monotonnej, z wiecznym niedoborem praktycznie wszystkiego”. I oczywiście z miłością.
ZOBACZ TEŻ: Marina Abramović: babcia performance'u
Marina Abramović i Riccardo Tisci
„Riccardo Tisci poprosił mnie, żebym została dyrektorem artystycznym pierwszego pokazu Givenchy w Nowym Jorku – dokładnie 11 września. Wykreowanie pokazu, który jednocześnie miał uczcić obchody tragicznej rocznicy i jak najpiękniej ukazać prostotę i elegancję projektów Riccarda, było ogromnie trudnym zadaniem”, pisała w swojej autobiografii Marina Abramović. Tisci dobrze wiedział, co robi, powierzając jej to zadanie. To mogło udać się tylko Marinie, babci performance’u, jak nieco ironicznie mówi o sobie sama. To nie był pierwszy raz, kiedy jugosłowiańska artystka i słynny projektant współpracowali. Kilka lat wcześniej Tisci poprosił ją i jej drugiego męża, Paola, by dwie suknie haute couture zinterpretowali we własny sposób. Para przebywała wtedy w Laosie. „Chciał, żebyśmy zmienili je pod względem artystycznym”, wspominała. Marina zabrała swoją suknię do wodospadu i sprała ją i wyszorowała. Paolo skonstruował krzyż, na którym rozłożył swoją kreację, i ją podpalił. Wideo z tych działań wyświetlone po pokazie w Paryżu zrobiło furorę, a Tisci był wprost zachwycony. Nie zawsze jednak to, co robiła Abramović, wzbudzało uznanie. Szczególnie jej pierwsze performance’y wzbudzały mieszane uczucia. Jej matka, Danica, żołnierz, bohaterka II wojny światowej i kierowniczka instytutu nadzorującego zabytki i zaopatrującego państwowe budynki w dzieła sztuki, z czasów Tity, nie była z nich dumna. Szczególnie z tych, w których Marina występowała nago. A na początku jej działalności takich było najwięcej.
CZYTAJ TEŻ: Marina Abramović i Ulay: „Jeśli skaleczyłam się w palec lewej ręki, on kaleczył się w palec prawej”
Dzieciństwo Mariny Abramović
„Nauczyłam się od niej samokontroli i nigdy nie przestałam się jej bać”, mówiła o matce Abramović. Dzieciństwo wybitnej artystki nie było łatwe. Można wręcz powiedzieć, że było bardzo ciężkie. Małżeństwo jej rodziców było nieszczęśliwe. Ojciec kochał Marinę i nigdy nie podniósł na nią ręki, ale matka… to co innego. Biła dziewczynkę zawsze i za wszystko. „Dowiedziałam się też, że to ojciec nadał mi imię – otrzymałam je na cześć rosyjskiej żołnierki, w której się zakochał podczas wojny. Na jego oczach rozerwał ją granat. Matka czuła się głęboko urażona przywiązaniem ojca do tej kobiety i siłą rzeczy przeniosła swą niechęć na mnie”, tłumaczyła jej zachowanie. Dzieciństwo upływało jej pod znakiem bicia, siniaków i nieustających pretensji. Oprócz matki rękę podnosiła na nią też siostra Danicy, Ksenija, a najszczęśliwszym momentem był rok spędzony w szpitalu z powodu podejrzenia białaczki. Gdy Marina miała sześć lat, już wiedziała, że zostanie artystką. „Matka karciła mnie za mnóstwo rzeczy, lecz do tego zawsze zachęcała. Sztuka była dla niej świętością”. Miała 14 lat, gdy ojciec dał jej farby olejne i wysłał ją na naukę malowania do przyjaciela z czasów partyzantki, Branka Filipovicia Filo, przedstawiciela kierunku zwanego informelem. „Nauczyłam się dzięki niemu, że proces jest ważniejszy niż efekt, tak jak performance znaczy dla mnie więcej niż obiekt”, pisała po latach. Tymczasem kilkunastoletnia Marina zamykała się w domowej pracowni i malowała. Tylko że sztalugi i farby w końcu przestały jej wystarczać. „Dlaczego mam się ograniczać do dwóch wymiarów, jeśli mogę tworzyć za pomocą dosłownie wszystkiego: ognia, wody, ludzkiego ciała? Wszystkiego!”, zastanawiała się. Jednak wciąż skupiała się na malowaniu. Chciała dostać się na Akademię Sztuk Pięknych w Belgradzie dzięki swojemu talentowi, a nie, tak jak wszyscy jej zarzucali, dzięki koneksjom matki. Po dostaniu się do szkoły nadal malowała, szczególnie dla rodziny. Dzisiaj wstydzi się tamtych „dzieł”, które później matka od wszystkich odkupiła. Marina żyła pod nieustanną kontrolą matki. Żeby ta przestała ją kontrolować, wyszła za mąż za Nešę Paripovicia, kolegę ze studiów z artystycznej Grupy 70, do której oboje należeli. Niestety, to niczego nie zmieniło. Marina miała 29 lat, męża, który mieszkał u swoich rodziców, i nadal musiała wracać do domu o dziesiątej.
Performance „Artist is Present” Mariny Abramović w MoMa, (2010).