Helena Englert eksperymentuje… z wizerunkiem. Lubi hardcorowe role i niesztampowe stylizacje
W rozmowie z VIVA! Moda opowiedziała o stylu, modzie i odwadze

Jest jedną z najbarwniejszych postaci w polskim show-biznesie. Nie boi się zabawy wizerunkiem, a każde jej wyjście na ściankę to performance. Potrafi założyć na siebie nawet łańcuch z marketu budowlanego. „Na ponadczasowe atrybuty mam jeszcze czas. Teraz chcę się dobrze bawić modą”, mówi Helena Englert w rozmowie z VIVA! Moda Helena Englert opowiedziała o odwadze w modzie, szaleństwie i przekraczaniu granic… modowych.
Helena Englert w rozmowie z Katarzyną Piątkowską o aktorstwie, dlaczego jako aktorka nigdy nie będzie białą kartką i jaki ta świadomość ma wpływ na jej wizerunek.
Wystąpiłaś kiedyś jako muza duetu MMC. I wtedy Ilona Majer i Rafał Michalak powiedzieli, że zaintrygowałaś ich swoją świeżością i niezwykłą energią, że jesteś piękna i ekscentryczna. Sprawdziłam w słowniku języka polskiego dokładną definicję słowa „ekscentryczna”.
Mów.
Dziwaczna, odbiegająca od normy.
O masz! Opluję się herbatą (śmiech). Podoba mi się! Ale zastanów się, czy to nie jest dziwaczne, że jest godzina 21, ja siedzę w piżamie, ty w dresie i mamy zamiar rozmawiać o modzie, stylu i wielkich markach? I jeszcze na dokładkę nie mam brwi, bo na sesję zdjęciową do VIVY! MODY zostały mi ufarbowane na biało. Uważam, że to jest jednak delikatnie odbiegające od normy (śmiech).
Mniej ekscentryczna osoba poprosiłaby o zamalowanie brwi na chwilę, a Ty pozwoliłaś na permanentną zmianę.
Przecież to nie jest żadne poświęcenie. Tylko ciekawe, co powiedzą w teatrze, jak jutro rano pójdę na próbę. Trudno. Bywam ekscentryczna jak na aktorkę w Polsce.
Co to znaczy „jak na aktorkę w Polsce”?
W naszym kraju klasa i ponadczasowość są dla polskiej aktorki zaletą. A ja na ponadczasowe atrybuty mam jeszcze czas. Teraz chcę się dobrze bawić modą . I widzę, jak robi to np. polska branża muzyczna. Staram się trochę tego koloru przemycić do swojego środowiska. Choć wbrew pozorom jeszcze się hamuję.
Trzeba mieć odwagę, żeby przyjść na ściankę i wyglądać inaczej niż wszyscy?
W świecie, w którym jesteśmy na przerażającym geopolitycznym skraju czegoś, nie wiadomo jeszcze do końca czego, pójście na ściankę w kolorowej kiecce i z doczepionymi włosami nie jest żadnym aktem odwagi.
Niczego się nie boisz?
Boję się, dlatego np. odrzucam niektóre propozycje zawodowe. Tyle rzeczy chciałabym zrobić ze swoją karierą, ale nie robię właśnie z powodu lęku. A przecież nie ma się czego bać. Bo co? Bo mi paru trolli w internecie napisze, że jestem, za przeproszeniem, zjebana? I tak mi to napiszą.
Z powodu lęku przed hejtem ludzie są stylistycznie zachowawczy?
Albo z lęku o rozwój kariery właśnie. Uważam, że zawody artystyczne są przeznaczone dla ludzi, którzy nie boją się odbiegać od normy. Ale w polskim przemyśle filmowym istnieje trącące myszką przekonanie, że aktorka powinna być biała kartką, na której można wszystko namalować.
A jeśli nie jest?
Wtedy tak jak ja słyszy: „Po co to robisz? Przecież to zmniejsza twoje szanse na zatrudnienie”. Ale niezależnie od tego, czy jest białą kartką, czy nie, jest wsadzana do jakiejś szufladki. Dlatego ja chcę mieć wpływ na to, w jakiej będę siedziała. Najbardziej zależy mi na takiej, w której czekają niesztampowe, hardcore’owe, nietradycyjne role, czyli w moim przekonaniu te najciekawsze. Poza tym ja nigdy nie będę czystą, białą kartką ze względu na to, z jakiej rodziny pochodzę.

Nigdy nie mówisz o swojej rodzinie.
Tutaj dla przeprowadzenia argumentacji wydaje mi się to dosyć ważne. Nigdy nie będę niczyim odkryciem w niszowym festiwalowym filmie. Nigdy nie będę dziewczyną znikąd, która nagle się pojawiła i zrobiła wielkie „wow!”.
Godzisz się czy buntujesz?
Godzę się, ale na swoich warunkach. Mam wrażenie, że nierobienie tego, co robię wizerunkowo, byłoby próbą udowodnienia sobie i wszystkim, że jestem skromna, zwykła i szlachetna. Mam wiele zalet, ale skromność traktuję jako narzędzie, a nie cechę charakteru, za którą chcę być rozpoznawana. To nie jest tak, że sobie wymyśliłam, że będę ekstrawagancka i będę się wyróżniać na ściankach. Gdyby to nie było organicznym przedłużeniem mojej osobowości czy kreatywności, nie robiłabym tego. Mnie to po prostu sprawia przyjemność. Uważam, że autentyczność i szczerość, nawet jeśli jest bardzo wybujała, prędzej czy później się obroni. Cierpliwie czekam na ten moment.
A może chodzi o to, żeby swoim strojem, stylem, wywierać wrażenie na ludziach?
Ktoś, kto się pakuje przed kamerę, czy jako aktor, czy jako muzyk, czy influencer, ma potrzebę bycia w centrum uwagi. Jeśli ktoś mówi, że tak nie jest i że robi to, co robi, tylko dla sztuki, moim zdaniem kłamie. Bywam na ściankach, kiedy promuję swoją pracę. I tak, robię tam performance. Wiesz, co mi się podoba w Stanach Zjednoczonych? Method dressing, czyli promowanie filmu w stroju nawiązującym do postaci wykreowanej na ekranie. Pierwsza była Geena Davis, która w 1992 roku na premierze filmu „Ich własna liga” miała na sobie sukienkę z bejsbolowymi szwami. Teraz hołduje temu zjawisku Zendaya. W 2021 roku na premierze „Spidermana” miała sukienkę od Valentino z pajęczyną. Ostatnio Timothée Chalamet promował film o Bobie Dylanie przebrany za muzyka, a Ariana Grande i Cynthia Erivo chodzą w strojach kolorem nawiązujących do postaci granych przez nie w „Wicked”. Staram się robić coś podobnego, ale możliwości mam mniejsze. Niestety, nie mam dostępu do ubrań Givenchy.

Po to stworzyłaś z Magdą Sekrecką kolektyw EMSH, żeby się wyróżniać, żeby Cię ludzie podziwiali?
To jest dla nas obu trochę szalony projekt. Magda ma wiedzę, której ja nie mam, bo ona jest kostiumografką, a ja aktorką. Moja estetyka odbiega od tego, co Magda robi na co dzień. Można by pokusić się o uproszczające porównanie, że jej styl można przyrównać do Yves’a Saint Laurenta, a mój do Ricka Owensa. A przynajmniej takie są nasze aspiracje (śmiech). Uzupełniamy się pod tym względem. Okazało się, że mimo różnic, w pewnych aspektach myślimy podobnie. Pamiętam, że kiedyś na jakieś wyjście potrzebowałam odjechaną biżuterię. Ale w żadnym showroomie nie mogłam znaleźć nic, co by mnie satysfakcjonowało. Pojechałyśmy więc do marketu budowlanego i kupiłyśmy łańcuchy na metry. Co więcej, to był chyba pomysł Magdy.
Łańcuch z marketu budowlanego… rozumiem, że nie ma rzeczy, której byś nie założyła.
Są takie, których teraz bym nie założyła, bo są démodé. Na przykład nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieć na sobie coś plisowanego. Już prędzej falbanki. Ale najbrzydszą rzeczą, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić, jest plisowana spódnica cięta po kole, z wysokim stanem, do połowy łydki. Ale jeżeli za pięć lat taka będzie modna, niewykluczone, że dam się na nią namówić. Nie chodzi o to, żeby iść ślepo za trendami, ale może wtedy dostrzegę w niej piękno, które wszyscy widzą? Za to nie mogę się doczekać, aż do łask wrócą rurki. Są paskudne, ale wierzę w ich powrót. I to już.

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu VIVA! Moda.

Zobacz także
Galeria
Pokazywanie elementów od 1 do 3 z 12
Akcje
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 17
Fale, tafla, zwiększona objętość. Air Wand to domowy stylista włosów!
Współpraca reklamowa