Reklama

Iris Apfel dziwi się: „Ludzie robią wokół mnie tyle szumu, jakbym wynalazła penicylinę”. W wieku ponad 100 lat jest ikoną mody i inspiracją dla tysięcy kobiet. Nie tęskni za młodością. Jest przereklamowana. A starość? Mnóstwo plusów. „Siwe włosy świetnie pasują do kurtki z tybetańskiej owcy. No i już się nie martwisz, czy dobrze wyglądasz w bikini!”.

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Ikona stylu Iris Apfel. Projektantka wnętrz Białego Domu i najbardziej kolorowy ptak Ameryki

Iris Apfel najstarsza ikona mody

Uwielbia wódkę z kawiorem. Na modowych imprezach w Nowym Jorku jest barwnym ptakiem przykuwającym uwagę. Można obstawiać, czy pojawi się w szacie liturgicznej wyszperanej na pchlim targu, co już się zdarzało, czy w wielkich okularach, jaskrawych futrach i strojnej biżuterii. Dla Iris Apfel nie ma rzeczy niemożliwych. W wieku 102 lat wciąż jest ikoną mody, która występowała w kampaniach reklamowych obok takich supermodelek, jak choćby Karlie Kloss, wykładała modę na uniwersytecie w Teksasie i uczyła innych, jak cieszyć się życiem. „To, że skończy się 90 lat, nie oznacza, że należy założyć worek pokutny. Właśnie teraz mogę wszystko! Mam w nosie, co inni o mnie mówią”, zdradza swoją filozofię Apfel. Nie przypadkiem stała się przedstawicielką „srebrnej fali” – ludzi starszej generacji, którzy chcą być modni, kreatywni i korzystać z życia na równi z wnukami. Mają też pieniądze i wiedzą, że na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno.

Styl Iris Apfel - futro do kaloszy

Iris wie, że czas nie stoi w miejscu. Nigdy zresztą nie starała się go zatrzymać. Zmarszczki? Nie po to pracowała na nie całe życie, by je teraz usuwać. Operacje plastyczne? „Boże, zachowaj! Jeszcze chirurdzy plastyczni by coś zepsuli. Lepiej niczego nie ruszać”, mówi z rozbrajającym uśmiechem. „Poza tym w dobie internetu nikogo nie oszukasz. I tak wszyscy wiedzą, ile masz lat. Nawet jak naciągniesz sobie twarz, zdradzą cię ręce i szyja”. Nie tęskni za młodością. „Jest piękna, ale przereklamowana. Traci się czas na to, co inni o nas myślą, zamiast zająć się tym, co ważne. Nie ma nic złego w byciu starym. Lepiej poszukać plusów: siwe włosy świetnie pasują do kurtki z tybetańskiej owcy. No i po osiemdziesiątce już się nie martwisz, czy dobrze wyglądasz w bikini!”, powiedziała po premierze filmu dokumentalnego „Iris” kilka lat temu, inspirując miliony ludzi na całym świecie. Jej recepta na życie: „Trzeba wychodzić, ubierać się i wychodzić. Ja wciąż chcę być w świecie, być dla świata. A wielu starszych ludzi się poddaje”. Na pytanie: „Jak się pani czuje?”, odpowiada: „Nie wiem, ale wciąż stoję. Bierzcie ze mnie przykład!”. Nie poddała się nawet wtedy, kiedy potknęła się o tren sukni Oscara de la Renty i złamała sobie biodro. Wykurowała się i krążyła pomiędzy pokazami mody, swoją pracownią, w której przygotowywała nową kolekcję torebek, a telewizją, gdzie reklamowała własną biżuterię.

Nigdy nie chciała zostać ikoną mody. Z wykształcenia jest bowiem historykiem sztuki, ale w sieci ostatnio robi furorę jako modowa influencerka, ciesząca się półtoramilionową widownią. I nie zwalnia tempa. Był czas, kiedy odbierała 50 telefonów w ciągu godziny, wszystkie media oszalały na jej punkcie, dziennikarze ustawiali się w kolejkach po wywiad, a firmy oferowały krocie za reklamę. „Ludzie robią wokół mnie tyle szumu, jakbym wynalazła penicylinę”, nie kryje zdziwienia. Ale żeby być jak Apfel, trzeba mieć jej odwagę. Umieć pięknie nosić tonę biżuterii, futro do kaloszy, spodnie w lamparcie cętki do indiańskiego poncho. „Najważniejsze to dobrze czuć się we własnej skórze”, mówi. Potrafiła wpaść na biznesowe spotkanie w czerwonych skórzanych spodniach, owinięta w boa z czarnych piór, wprawiając wszystkich w oszołomienie. Jej styl, jak oceniają krytycy, to połączenie baroku i współczesnej odmiany boho, jak również miks haute couture i tanich sieciówek. A kluczem do tego jest ogromne poczucie humoru, jak zauważyła Małgorzata Czyńska w „Wysokich Obcasach”.

Iris uczy kobiety, że można bawić się modą. Korzystać nie tylko z życia, ale też z ozdób… dla zwierząt. Podczas jednej z wielu podróży po Indiach zobaczyła srebrny naszyjnik zdobiący białego konia i wpadła w taki zachwyt, że natychmiast musiała go kupić: „Dobre dla konia, to dla mnie też dobre”, uznała. Kiedy indziej na pchlim targu jej wzrok przykuł piękny łańcuch. „Co to jest?”, spytała. „Biżuteria dla słonia”, odparł Hindus. „Biorę”, stwierdziła bez namysłu. „To madame ma słonia?”, zdziwił się sprzedawca. „Oczywiście, w Nowym Jorku wszyscy mają słonie”, roześmiała się. „Takie kobiety jak Apfel nie starzeją się”, mówią jej przyjaciele. „Iris lubi żartować, jest podszyta dzieckiem, czego można jej tylko pozazdrościć. Nie rwie włosów z głowy, kiedy widzi w lustrze pomarszczoną twarz i białe włosy, tylko z uśmiechem nakłada na usta kolejną warstwę czerwonej szminki. A przy tym ma ogromny dystans do siebie”. Chociaż nazywana jest królową szyku, sama mówi o sobie „geriatryczna gwiazdeczka”. Ale dzięki niej coraz więcej emerytek rozumie, że ma prawo się wygłupiać, chodzić na fitness i kupować odlotowe torebki.

Jedna sukienka, mnóstwo kreacji

„W modzie nie chodzi o to, by wydawać krocie. Nieważne są metki przypięte do ubrań, ale to, jak je nosisz i jak się w nich czujesz. Odzież i dodatki mają przede wszystkim być polem do zabawy i dodawać odwagi”, podpowiada 100-latka. Pamięta, czego nauczyła ją matka, będąca szykowną kobietą, która porzuciła męża i wróciła do niego po 10 latach: „Jeśli masz czarną sukienkę i trochę dodatków, to możesz z tego stworzyć 27 różnych kreacji”. Po latach Apfel mówi, że najlepszą szkołę mody wyniosła z domu. Matka, właścicielka butiku odzieżowego, wpoiła w nią dbałość o wizerunek, choć Iris jako dziecko z powodu nadwagi nie mieściła się w modne ciuchy. Za to ojciec, zdolny biznesmen z branży szklarskiej, wyróżniający się nonszalanckim stylem, nauczył ją dystansu do ubioru, a dziadek, zawodowy krawiec, zaszczepił miłość do detali. Na progu kariery usłyszała: „Młoda damo, obserwowałam cię. Nie jesteś i nigdy nie będziesz ładna, ale to nieważne, bo masz coś ważniejszego niż uroda – masz styl”, powiedziała właścicielka domu handlowego Loehmann’s. Inna dziewczyna po takich słowach zalałaby się łzami. Iris uznała to za swój atut. „To, co ładne, jest nudne i przeciętne. Nigdy nie byłam ładna, ale na szczęście nie byłam też z tego powodu nieszczęśliwa”, powiedziała w wywiadzie dla „Guardiana”. Innym razem wyznała: „Nie lubię ładnych ludzi. Ładne dziewczyny uważają się za wyjątkowe, a to tylko złudzenie. Z czasem, szybciej niż się tego spodziewają, zostają z niczym. A ja musiałam sama coś stworzyć”. Na początku projektowała wnętrza. Kiedy designerzy stawiali na minimalizm, lansowała barokowy przepych. Jej wizje były tak śmiałe, że zadziwiały najśmielszych. Rozgłos przyniosły jej reprodukcje tkanin z minionych epok, które robiła wraz z mężem Carlem Apfelem. Były tak oryginalne, że dekorowanie Białego Domu zamawiało u Apfelów dziewięciu kolejnych prezydentów USA, w tym Kennedy, Reagan i Clinton. W 1950 roku założyła z mężem spółkę Old World Weavers. On czuwał nad stroną biznesową firmy, ona była jej mózgiem. Kiedy Carl w świetnym dokumencie o żonie zatytułowanym „Iris”, nakręconym przez Alberta Mayslesa, skarży się na współpracę z upierdliwą Jackie Kennedy, która nieudolnie próbowała Biały Dom przerobić na Wersal, Iris natychmiast go karci: „Cicho siedź, bądź twardy!”. Mogłaby zrobić listę najbardziej wpływowych Amerykanów, którym urządzała domy. „U wszystkich było coś naszego. Każdy pragnął mieć wyjątkowy dom, aż zaczęły mi się kończyć pomysły. Po inspiracje dwa razy w roku wyjeżdżaliśmy z Carlem do Europy. Z każdej podróży wysyłaliśmy statkiem do Stanów kontener pełen mebli, dodatków, tkanin i ubrań. A moi klienci czuli się wyjątkowi”, wspominała po latach.

Sławna z dnia na dzień

Świat mody dostrzegł ją w 2005 roku, gdy w nowojorskim Metropolitan Museum of Art pokazano jej ogromną kolekcję biżuterii z najdalszych zakątków globu. Wystawa „Rara Avis (biały kruk), wybór z prywatnej kolekcji Iris Apfel” okazała się hitem i objechała całe Stany, a Iris z dnia na dzień stała się sławna. Jej zbiorami zachwycił się Giorgio Armani i Karl Lagerfeld, a twarz nowej ikony stylu zdobiła okładki czołowych magazynów. Miała wtedy 84 lata, choć żartowała, że jest najstarszą żyjącą nastolatką na świecie. Modowi redaktorzy porównywali jej nonszalancki styl ze stylem samej Kate Moss. „Cóż, nie jestem naćpana i nie wybieram się na odwyk”, ripostowała rozbawiona. Nigdy nie była miłośniczką Chanel, w której strojach wiele kobiet z nadwagą przypominało jej kiełbaski, jak pisze Czyńska. Ale już Dior, Rucci, Moschino, Gaultier, Krizia czy YSL to co innego. Mówiła o nich z takim entuzjazmem, jak mówi się o kochankach. Na pierwszym pokazie mody, jaki obejrzała, na otwarciu salonu Balenciagi poczuła się, „jakby umarła i poszła do nieba”. Iris wciąż jest inspiracją dla kobiet i zaraża je swoją energią. Nie rezygnuje z ubrań w architektonicznych formach i korali wielkich jak pięści. W sieci udziela modowych porad, choć, jak mówi, sama nie ma zasad, bo ich łamanie byłoby zbyt dużą stratą czasu. Jest mistrzynią nie tylko łączenia kolorów, lecz także rzeczy od najlepszych projektantów z tymi wyszperanymi na pchlich targach. I doradza to również swoim fankom. „Nie bójcie się do Diora dodać tanich błyskotek. Moda to sposób na wyrażenie siebie i przy okazji dobra zabawa”. Iris bywa eklektyczna i ekstrawagancka zarazem, staroświecka i ultranowoczesna.

Nie ocenia, w co ubierają się inni. Lista najlepiej ubranych celebrytek wręcz ją śmieszy. Kiedy widzi, jak męczą się w swoich strojach, chciałaby im powiedzieć, że zamiast być modną kobietą, lepiej być kobietą zadowoloną z życia.

„Ciesz się każdą chwilą”, mówi Iris Apfel

Wciąż uwielbia zakupy. „Niestety robię je tylko raz na tydzień. Dlaczego? W sklepie znowu mam 19 lat, a potem jestem tak zmęczona, że muszę się wczołgiwać do samochodu”. Po czym dodaje: „Starość jest uciążliwa fizycznie, ale jeśli dane ci będzie dożyć w zdrowiu tyle lat co mnie, ciesz się każdą chwilą. Wspaniałe jest wiedzieć, kim się jest, i po prostu nim być”. Trudno uwierzyć, że jeszcze 15 lat temu wystarczał jej prosty telefon komórkowy z klapką, nie wiedziała, jak wysyła się sms-y i jak działa Instagram. Swoją popularność zawdzięcza temu, że miała odwagę być sobą. „W sumie, jeśli przeżyłaś drugą wojnę światową, byłaś na otwarciu pierwszego butiku Balenciagi i dumnie nosisz siwe włosy – wolno ci już wszystko. Jestem stara, zostało mi pewnie mało czasu, nie marnuję go na bzdury. Robię tylko to, co mnie interesuje, i wam, młodszym, radzę to samo”, mówi. O tym, jak wielki sukces osiągnęła, świadczą okładki, kontrakty reklamowe i autorskie kolekcje. Na podobieństwo Iris stworzono nawet lalkę Barbie. W 2019 roku Apfel podpisała kontrakt z międzynarodową agencją modelek IMG. To kolejny dowód na to, że na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno. Stworzyła też kolekcję z gigantem H&M. I jedno jest pewne - to nie koniec. Iris Apfel jeszcze nas zaskoczy!

materiały prasowe
Reklama

Tekst Elżbieta Pawełek

Reklama
Reklama
Reklama