Ikona mody i marzycielka. Jak wyglądało życie Barbary Hulanicki?
Stworzyła najpopularniejszy butik modowy w Londynie
- Katarzyna Piątkowska
ieliśmy dużo szalonych marzeń. Nasz problem polegał na tym, że zawsze się spełniały”, mówiła Barbara Hulanicki. Czarny total look, blond bob i ciemne okulary („żebym nie musiała oglądać swoich zmarszczek”) to dzisiaj znak rozpoznawczy kobiety, która w latach 60. zrewolucjonizowała brytyjską modę, ikony swingującego Londynu, twórczyni słynnej Biby, projektantki wnętrz, przyjaciółki gwiazd i gangsterów. W maju ukaże się z nią wywiad rzeka „Barbara Hulanicki. Ważne jest tylko jutro”.
Barbara Hulanicki: pingwiny na dachu
W 1975 roku magazyn „The Sunday Times” napisał, że Biba to najpiękniejszy sklep świata. Dziennikarze mieli rację. Słynny dom towarowy przy Kensington High Street miał siedem pięter. Barbara zaprojektowała go w stylu art déco. Wypełniony był ubraniami, meblami, kosmetykami, jedzeniem (dla niej Heinz wyprodukował fasolkę, którą sprzedawali z logo Biby) za nieduże pieniądze. Na ostatnim piętrze znajdowała się wspaniała restauracja Rainbow Room. Na dachu był ogród z… żywymi flamingami i pingwinami. „Za którymś razem zamówiłam kilkanaście nowych ptaków i gdy przyjechały, okazało się, że nie były wystarczająco różowe. Kazałam je więc odesłać”, opowiada w książce Barbara. „Wydawało mi się też, że do naszego ogrodu idealne będą pingwiny. Zamówiłam więc pingwiny. Ale to były wyjątkowo wredne stworzenia. Któregoś dnia całe pingwinie stado ostentacyjnie wyszło sobie z ogrodu i przemaszerowało przez cały sklep. Na czele szedł ich dowódca”, wspomina szalone lata 70. i swój sklep Big Biba. Jak to się stało, że Barbara i jej mąż Stephen Fitz–Simon stworzyli modowe imperium z flamingami i pingwinami na dachu, ale przede wszystkim z modą dostępną nie tylko dla bogatych?
Barbara Hulanicki: bunt
Barbara urodziła się w Warszawie w 1936 roku. Gdy miała dwa lata, jej ojciec, Witold Hulanicki, został mianowany konsulem generalnym w Jerozolimie. Całą rodziną wyruszyli do Palestyny. 27 lutego 1948 roku Witold Hulanicki został zamordowany przez członków Lehi, żydowskiej organizacji walczącej o ustanowienie państwa Izrael. Dzień później z żoną i córkami miał być już na statku wiozącym ich do Londynu. Wdowa z córkami dotarła do Wielkiej Brytanii i trafiła pod skrzydła swojej przyrodniej siostry Sophie, ekscentrycznej milionerki. To właśnie za jej namową Barbara zaczęła projektować i wygrała konkurs zorganizowany przez „London Evening Standard” na projekt kostiumu kąpielowego. „Już w wieku sześciu lat wiedziałam, że chcę wyglądać inaczej niż wszyscy”, mówiła Barbara. Nic więc dziwnego, że w dorosłym życiu sama zajęła się modą. Hulanicki do dzisiaj wspomina życie u boku szalonej milionerki, która przebierała się cztery razy dziennie i uwielbiała dręczyć najbliższych. Bunt wobec ciotki spowodował, że postanowiła uczyć się rysunku. „Jej zdaniem wszystko robiłam źle. Nieustannie mnie krytykowała, za wszystko”. Bunt był więc oczywisty.
Barbara Hulanicki: miłość na Atlantyku
Barbara Hulanicki i Fitz, jak wszyscy o nim mówili, poznali się, gdy on pracował w reklamie i miał narzeczoną. Barbara wybierała się w podróż do Nowego Jorku. Fitz zakochał się, zerwał zaręczyny i poprosił Hulanicki o rękę. Odmówiła. Zmieniła zdanie, gdy na statku przemierzała Atlantyk. „Pomyślałam, że płynę nie w tę stronę”, mówiła. Jeszcze ze statku udało jej się zadzwonić do Fitza i powiedzieć „tak”. Gdy wróciła z Ameryki, mieli już gotowe dokumenty. Pobrali się w 1961 roku i, jak żartowała projektantka, „Fitz o dziwo się na nim pojawił”. Ich życie pełne było jej marzeń, które on starał się zrealizować. Na przykład wtedy, gdy wymarzył się jej prawdziwy dom towarowy. Barbara znalazła budynek przy tej samej ulicy, gdzie był ich butik. Powiedziała: „Muszę go mieć”, a Fitz odpowiedział: „OK. Zdobędę go dla ciebie”.
Barbara Hulanicki: imperium mody
„Wolę sprzedać sto tanich sukienek stu dziewczynom niż jedną drogą jednej bogatej kobiecie”, mówiła Hulanicki. I od sukienki się zaczęło. Był rok 1963. Barbara Hulanicki pracowała jako rysowniczka dla brytyjskich magazynów modowych. Fitz namówił ją do założenia sklepu wysyłkowego z ubraniami za bardzo przystępną cenę. To był idealny moment. Europa po wojennej zapaści powoli się podnosiła, ale w sklepach były tylko konserwatywne ubrania dla bogaczy. Młodzież, grupa społeczna, która narodziła się właśnie wtedy, nie miała gdzie się ubierać. Ta młodzież zaczęła też zarabiać, a zarobione pieniądze wydawać na siebie. Powstał Biba Postal Boutique. Hitem okazała się sukienka w różową kratę, którą pokazano w „Daily Mirror”. Felicity Green, ówczesna szefowa działu mody i wyrocznia, szykowała artykuł o młodych kobietach zaczynających własny biznes i poprosiła Hulanicki o ilustrację do artykułu. Barbara zaproponowała różową sukienkę w kratę. Niezbyt drogą. Kosztowała 25 szylingów, czyli na dzisiejsze czasy półtora dolara. Do Biby wpłynęło 17 tysięcy zamówień.
Barbara Hulanicki: najsłynniejszy butik
Barbata i Fitz postanowili otworzyć mały butik przy Abingdon Road. Sukienki, które powiesili w nim pierwszego dnia, sprzedały się co do jednej w kilka godzin. Po dwóch latach przenieśli się do większego lokalu przy Church Street. „Nigdy nie zapomnę pierwszej soboty przy Church Street. Tłum opanował nie tylko wnętrze sklepu. Ludzie stali również na zewnątrz, siedzieli we wszystkich oknach. Do końca dnia wszystkie wieszaki zostały opróżnione, a sam sklep wyglądał, jakby zaatakowała go szarańcza. Mieliśmy wtedy największy obrót na metr kwadratowy na świecie”, śmieje się Hulanicki. Trzeci sklep znajdował się przy Kensington High Street. Aż w końcu przy tej samej ulicy powstał najwspanialszy dom handlowy w tamtym czasie. Biba zmieniła oblicze brytyjskiej mody. Stała się nie tylko sklepem z ciuchami, lecz także miejscem spotkań młodych ludzi. Bywali tu Rolling Stonesi, Beatlesi, Mia Farrow z Frankiem Sinatrą, który był wtedy jej mężem, Brigitte Bardot, David Bowie czy Freddie Mercury. „Kiedy Stonesi czy Beatlesi przychodzili do Biby, nie byli jeszcze sławni. Byli chłopakami dziewczyn, które robiły w Bibie zakupy. Wracali, bo zatrudniłam atrakcyjne sprzedawczynie”, śmieje się Hulanicki.
Barbara Hulanicki: brązowa szminka i mini
Wszystko, co stworzyła Barbara, od razu zaczynało być modne. Gdy nie spodobało jej się, że dostępne szminki były tylko w dwóch kolorach, czerwonym i różowym w różnych odcieniach, wymyśliła brązową. Gdy czuła, że powinni do sklepu wprowadzić dział z butami, zaprojektowała kozaki w kolorach sukienek, dopełniające total looku, i wszystkie sprzedała na pniu. Przez przypadek wprowadziła do ulicznej mody spódnicę mini. Fabryka nie nadążała z zamówieniami i trzeba było przyspieszyć proces produkcji, a niektóre materiały potrzebują czasu, by zachować odpowiednią formę. Z powodu pośpiechu zbyt wcześnie uszyto z niego spódnice. Gdy dotarły do sklepu, okazały się malutkie. „Ta mała skurczona spódniczka sprzedała się natychmiast”, opowiadała Barbara.
Barbara Hulanicki: początek końca
Zaczęło się od przeinwestowania. Musieli więc znaleźć wspólników. Padło na właścicieli Dorothy Perkins, którzy wykupili 75 procent udziałów w firmie. Potem był strajk górników i kryzys, co oczywiście odbiło się na handlu. W wywiadzie, którego udzieliła „Wysokim Obcasom” w 2010 roku, mówiła: „Wydawaliśmy też katalogi ze zdjęciami najlepszych fotografów. Pierwszy raz powinęła nam się noga właśnie na takim katalogu – wydaliśmy katalog na pełnię lata, a w Anglii coś takiego nie istnieje. Ubrania się nie sprzedały. Musieliśmy znaleźć wspólnika, który wyratowałby nas z kryzysu. Bank powiedział nam, że jeden to za mało, musimy mieć trzech. Udało nam się nie stracić majątku, ale za cenę utraty praw do nazwy Biba – prawa licencyjne do niej mają teraz biznesmeni i sprzedają je temu, kto da więcej, jakby to były ziemniaki”. W wyniku utraty większości udziałów i nieustannych walk z inwestorami Barbara i Fitz stracili stworzoną przez siebie markę. „Zamykająca się tej jesieni Biba to gwóźdź do trumny swingującego Londynu”, pisał „Japan Times” we wrześniu 1975 roku.
Barbara Hulanicki: amerykański sen
Po ośmiu miesiącach depresji Barbara za namową Fitza zgodziła się na wyjazd do Brazylii. Tam znów otworzyli własny biznes. Fitz okazał się mistrzem marketingu i za co się nie zabrał, zamieniał w sukces. Jednak po sześciu latach, mimo że szło im świetnie, postanowili wrócić do Londynu. Chcieli, by ich syn Witold skończył brytyjską szkołę. I wtedy zadzwonił Ronnie Wood, basista The Rolling Stones. Otwierał właśnie klub Woody’s w Miami i wpadł na pomysł, że Barbara go zaprojektuje. Zgodziła się i wraz z mężem ruszyła za ocean.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polka i projektantka mody. Stworzyła modowe imperium. Barbara Hulanicki. EKSKLUZYWNE VIDEO
Barbara Hulanicki: dla gangsterów
Miała tam zostać tylko pół roku, ale budowa przedłużała się, a poza tym napływały wciąż nowe zlecenia. Pół roku zamieniło się w 10 lat. W tym czasie pracowała dla Glorii Estefan i jej męża Emilio, projektowała wnętrza hoteli Chrisa Blackwella czy apartamenty gangsterów. „Ich boss był przemiłym człowiekiem. Znaleziono go później zastrzelonego na tylnym siedzeniu swojego samochodu. Biedny gość… Szkoda, bo był naprawdę uroczy (…); wychowałam się w Jerozolimie, gdzie strzały były na porządku dziennym, więc gangsterzy generalnie mi się podobali”, wspomina projektantka.
Fitz-Simonowie wyruszyli na podbój Nowego Jorku. Otworzyli tam sklep Fitz- -Fitz. Barbara nienawidziła tego miasta. Może dlatego, że to właśnie tam okazało się, że jej mąż, jej największa miłość, bez którego na pewno nie udałoby się jej tyle w życiu osiągnąć, jest chory na raka. Wrócili więc do Miami, by tam mógł poddać się chemioterapii. Niestety, Fitz zmarł w 1997 roku. Po śmierci ukochanego męża Barbara dochodziła do siebie pięć lat. A potem poznała Likrish, dziewczynę, która została jej asystentką, a później przyjaciółką i od 2004 roku wspólniczką Hu Design. Bogaci znajomi Hulanicki dziwią się, że ta jeszcze nie jest na emeryturze. „Nie mogłabym. Pavarotti powiedział: »Jeżeli spocznę, pokryje mnie rdza«”. A ona nie ma zamiaru spoczywać na laurach. „Moje życie w stu procentach podporządkowane było pracy”, tłumaczyła. I to się nie zmieniło.
Tekst pojawił się w magazynie VIVA! Moda 2017