Reklama

Jej największą miłością był Jan Krzyżanowski. Sława Przybylska i jej drugi mąż tworzyli zgodne małżeństwo niemal 60 lat. Niestety śmierć zabrała ukochanego piosenkarki w zeszłym roku… Dziś 90-letnia artystka buduje siebie na nowo. W rozmowie z VIVĄ! wspomina też romanse, których doświadczyła w młodości. Co zdradziła Krystynie Pytlakowskiej?

Reklama

Sława Przybylska o swoich partnerach i miłosnych przygodach – VIVA! 2023 fragment

Zawsze Ci Twoja pasja pomagała?

Cały czas mi pomagała i pomaga, nawet kiedy jako nastolatka popełniłam różne błędy.

Ciekawe jakie?

Przede wszystkim romansowe. Wybierałam nie tych chłopaków, podejmowałam niewłaściwe decyzje, żyłam złudzeniami, przypisywałam dobre cechy ludziom, którzy okazali się zupełnie inni. To duże rozczarowanie i duży smutek. Ale ja cały czas śpiewam, niezależnie od tego, co mnie spotyka. To mój imperatyw i radość.

[…]

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Martyna Wojciechowska: „Depresję poporodową pamiętam jako traumatyczne przeżycie

Piotr Porębski

Mówisz, że chcesz zachować tylko dobre wspomnienia. Naucz nas tego.

Po prostu nie trzeba myśleć o złych. Przypominam sobie przygodę we Włoszech. Dostałam od Agnieszki Osieckiej adres do hrabiny Jeleńskiej, związanej z Giedroyciem. Jej syn pracował w „Kulturze”. Była bardzo samotna. Wysiadłam wieczorem na dworcu w Rzymie z ciężką walizą i jakiś chłopak mnie zaczepił: „Bellissima, jak możesz dźwigać taki ciężar?”. Wziął ode mnie walizkę i zaczęliśmy rozmawiać po włosku. Spytał, skąd jestem. Powiedziałam, że z Polski i że śpiewam piosenki. „A do jakiego hotelu idziesz?”. Powiedziałam, że do hrabiny Jeleńskiej. „To przenocujesz u mnie, a jutro poszukasz tego adresu”. Był studentem, wynajmował mieszkanie i niedwuznacznie chciał nawiązać ze mną erotyczny romans. Powiedziałam: „Jesteś bardzo sympatyczny, ale to nie dla mnie”. I on to uszanował. Oddał mi jeden pokój, a sam spał w drugim. A potem pojechał do Neapolu do rodziców, a ja zostałam u jego gospodyni i sama zwiedzałam Rzym, zanim dotarłam do hrabiny. Potem zobaczyliśmy się w Neapolu – pokazał mi całe miasto. Cudownie mieć takie przygody, które pozwalają zachować przyjaźń.

Dlaczego nie zdecydowałaś się na romans?

Bo przypadkowe romanse zostawiają niesmak. I nie czułam też, że taka jedna wspólna noc zostawi dobre wspomnienia. Na pożegnanie dał mi płytę włoskiego zespołu, napisał na niej: „Dla ciebie”.

Ile miałaś wtedy lat?

Dwadzieścia parę. Włosi mówili, że mam osiemnaście.

Sława Przybylska, 1960 rok

Sława Przybylska w filmie „Zezowate szczęście" śpiewała tęskną piosenkę o listach miłosnych wysyłanych w czasie wojny. Fot. EAST NEWS

Byłaś bardzo pożądaną kobietą.

Dla Włocha każda kobieta, nie staruszka, jest pożądana. Zwłaszcza jak idzie sama ulicą. Teraz wspominam siebie jako zupełnie inną osobę i nie mogę odpowiadać za to, jaka byłam w tamtym czasie. Zawsze podejmuje się jakieś złe decyzje. Na przykład skończyłam liceum sztuk plastycznych, ale poszłam na studia do Szkoły Głównej Służby Zagranicznej na Wydział Handlu Zagranicznego. Namówiły mnie koleżanki: „Jeśli się dostaniemy, to będziemy jeździły za granicę”. To była uczelnia zdominowana przez partię i studentów angażowanych do służby wywiadowczej. Prowadziłam tam chór i występy na różnych akademiach, głównie śpiewało się wtedy rosyjskie piosenki – cudowne. Chór śpiewał, ja dyrygowałam i też śpiewałam, ale chemii, fizyki czy matematyki nie lubiłam. ZMP obiecało, że mi pomogą tak, żebym miała dobre stopnie. Do tego zadania wybrano kolegę – bardzo przystojnego, wysokiego, wysportowanego. Spotkaliśmy się kilka razy i on nagle mówi, że się we mnie zakochał. Był pierwszym chłopakiem, który powiedział: „Kocham cię” i mnie pocałował.

Trudno się było nie zakochać w Sławie Przybylskiej z takim głosem i taką osobowością.

Zaczęliśmy być parą, a ja cały czas śpiewałam i czułam się artystką, a nawet zorganizowałam tercet z moimi koleżankami. Pod koniec studiów jednak poznałam kogoś innego. A potem zgłosiłam się na konkurs do Polskiego Radia, który wygrałam. I tak zaczęło się moje inne życie. Pełne intensywnych wyjazdów i koncertów. Brałam też udział w radiowym studium Władysława Szpilmana, gdzie Hanna Skarżanka uczyła nas dykcji, a profesor Mazurek solfeży. No i Aleksander Bardini, cudowny, dowcipny, który uczył nas interpretacji. A historia romansowa miała ciąg dalszy. On ożenił się i wyjechał do Wiednia. I nagle po kilku latach zadzwonili do mnie z wywiadu wojskowego, czy go znałam. „Tak, to była moja sympatia studencka”, powiedziałam. Właśnie został zamordowany w Wiedniu. Czy ja coś o tym wiem? Nie wiedziałam, ale ciągle mnie nękali. Okazało się jednak, że Dawid nie zginął, tylko uciekł do Stanów szukać swojego ojca – jego rodzice byli Żydami – i zmienił nazwisko na Kramer. Gdy umarł śmiercią naturalną, w jego mieszkaniu znaleziono wszystkie moje płyty i publikacje o mnie. Dalszy ciąg opowiedział mi jego syn Jacek, który trafił do mnie przez Gołdę Tencer. To była w sumie bardzo romantyczna historia. Tak bardzo poruszyła mojego męża, że napisał o niej książkę, beletrystyczną, ale opartą na realiach.

Cały wywiad z artystką przeczytasz w nowej VIVIE!. Już od dziś w kioskach. W magazynie także kilka innych ciekawych rozmów: z Martyną Wojciechowską czy Mirosławem Baką. Zapraszamy.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: Kilka miesięcy temu pożegnała męża, wkrótce skończy 91 lat: „Ja się śmierci nie boję. I tak za długo żyję". Sława Przybylska o życiu po stracie i powrocie do koncertowania...

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama