Reklama

Dziś mija rok odkąd dotarła do nas smutna informacja o śmierci Piotra Machalicy. Aktor miał 65 lat… Zmarł 14 grudnia 2020 roku. Dla wszystkich był to ogromny cios. Zaledwie trzy miesiące przed śmiercią artysta wziął ślub ze swoją ukochaną, Aleksandrą. Po czternastu latach znajomości zdecydowali się na ten krok. O miłości aktor opowiadał w ostatniej rozmowie z Beatą Nowicką.

Reklama

Ślub Piotra Machalicy

Piotr Machalica długo czekał na prawdziwą miłość. Z pierwszą żoną, Małgorzatą, aktor doczekał się dwójki pociech: Franciszka i Soni. Ich małżeństwo nie przetrwało. Następnie aktor przez wiele lat był związany z Edytą Olszówką. Chociaż ich związek się rozpadł, wciąż łączyły ich przyjacielskie relacje.

Wraz z wyjazdem do Częstochowy, jego życie się odmieniło. Piotr Machalica został wtedy dyrektorem artystycznym w Teatrze im. Adama Mickiewicza. W tamtym czasie poznał swoją żonę, Aleksandrę. Aktor nie chciał mówić o swoim życiu prywatnym. Uczucie trzymał w tajemnicy przez lata.

Zakochani pobrali się zaledwie trzy miesiące przed odejściem aktora. Ślub Piotra Machalicy i jego ukochanej odbył się 9 września 2020 roku. „Wszyscy goście, urzędnicy oraz obsługa wesela byli poproszeni o zachowanie dyskrecji. A państwo młodzi listę gości weselnych podali dopiero wieczorem w przeddzień przyjęcia, żeby można było odpowiednio rozłożyć wizytówki”, informował „Super Express”.

„Było bajkowo i jestem bardzo szczęśliwy. Takie przypieczętowanie miłości było dla nas ważne”, mówił potem Piotr Machalica w rozmowie z „Faktem”.

Co mówił o swojej ukochanej i miłości w rozmowie z Beatą Nowicką dla VIVY? Przypominamy fragment wywiadu.

Ma Pan zgrabną definicję miłości?

Miłość odnosi się do tylu rzeczy, że musielibyśmy jakoś to sprecyzować.

Miłości między kobietą a mężczyzną.

(Śmiech). Nie mam żadnych definicji. Mogę tylko powiedzieć, że miłość, co zaobserwowałem u siebie, ewoluuje. Każdy z nas pamięta swoje pierwsze zauroczenia i fascynacje. Wtedy mówimy: zakochałem się. Zakochałem się w twoich włosach, w tobie, kocham twoje oczy, mnóstwo rzeczy się na to składa. Kiedy jesteśmy młodzi, wariujemy z miłości. Z czasem taka fascynacja przechodzi w stan, który można nazwać mądrym i dojrzałym. Może ja to idealizuję, ale dla mnie to jest niezwykle ważne: dojrzała miłość, dojrzały związek. Znam takie.

Co było fundamentem Pana związku z żoną Aleksandrą?

65-letniego mężczyznę wyciąga pani na intymne zwierzenia (śmiech). Jesteśmy z Olą razem bardzo długo. Każde z nas ma na koncie swoje doświadczenia, jakieś rany, które sprawiały, że oboje byliśmy bardzo ostrożni. Ale też i konsekwentni. Znamy się czternaście lat, teraz postanowiliśmy nasz związek zalegalizować, że tak brzydko powiem, co niczego nie zmienia. Poza tym, że mamy obrączki na palcu, kochamy się tak samo, jak kochaliśmy się dwa, cztery czy sześć lat temu. Ja nie zakochałem się w Oli, ja ją pokochałem. To jest zasadnicza różnica: zakochać się, a pokochać kogoś. Pokochać, czyli poznać kogoś. Zabrzmi to górnolotnie, znowu, ale co tam – pokochać, czyli być ze sobą w dobrych i złych chwilach. W życiu dopadają nas różne sytuacje, na które nie jesteśmy przygotowani. Nie przetrwamy ich, jeżeli z drugiej strony nie możemy liczyć na pomoc, akceptację i wsparcie.

Reklama

Człowiek w związku, który jest pełen bliskości, szuka samotności?

Zanim poznaliśmy się z Olą, w ogóle nie wyobrażałem sobie, że wejdę w nowy związek. Oglądałem kiedyś mądry film o amerykańskim astronomie polskiego pochodzenia. Pięknie w nim opowiadał o samotności. Kiedy zmarła jego ukochana żona i został sam, to nie walczył za wszelką cenę, żeby wypełnić lukę po niej, tylko próbował oswoić samotność. I to mu się udało. Wiem, że pani pyta mnie o coś innego. Czy zostawiamy sobie jakiś „kawałek podłogi”. Absolutnie tak. W pewnych sytuacjach ta chęć izolacji jest bardzo silna. Wtedy proszę Olę o zrozumienie, że chcę chwilę pobyć sam ze sobą. Poza tym każde z nas ma swoje tajemnice, którymi nigdy się nie podzieli. I dobrze. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie ma w tym nic destrukcyjnego, nic, co mogłoby negatywnie wpływać na związek. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie.

Grażyna Gudejko
Reklama
Reklama
Reklama