Odnosi międzynarodowe sukcesy, synowie poszli jego śladem: "Najważniejsze, by robili dobre i potrzebne filmy"
„O nagrodach lepiej nie myśleć. Trzeba dobrze robić swoją robotę, a nagrodą będą następne projekty”, mówi Paweł Edelman
Chodząc po mieście, na planie zdjęciowym, w domu, nawet podczas tego wywiadu Paweł Edelman przygląda się światłu. Autor zdjęć do filmu „Lee. Na własne oczy” opowiedział Katarzynie Piątkowskiej o tym, jak ważne dla niego jest właśnie światło, czy udało mu się zrobić film genialny, jaki wpływ na rodzinne życie ma praca operatora filmowego i o synach, którzy poszli w jego ślady.
Paweł Edelman o życiu rodzinnym, pasji i synach, którzy poszli w jego ślady
Pomaga w tym Panu obecność na planie żony Elizy i suczki Feli?
Najpierw słówko o Feli. Określenie „suczka” sugeruje kieszonkowego pieska, którego można przewieźć w damskiej torebce. Fela jest mieszanką charta polskiego i chyba dobermana, waży 35 kilogramów i jej transport jest logistycznym wyzwaniem. Eliza towarzyszy mi już od wielu lat w filmowych podróżach. Fela dołączyła do dwóch ostatnich w Budapeszcie i Szwajcarii. Ich obecność dawała mi odskocznię od codziennego zamętu i poczucie domu. A jak powiedziała kiedyś Eliza, domu na kółkach.
Na ile czasu wyjeżdża Pan na zdjęcia?
Czasem na kilka miesięcy. Już dawno nie robiłem filmu w Polsce. Kiedy zdarzały mi się zdjęcia w Warszawie, oczywiście po pracy wracałem do domu. Ale przez ostatnie 20 lat mojej zawodowej kariery robiłem głównie filmy zagraniczne. Tak naprawdę to jest czas wyłączenia z normalnego życia domowego. Ono się toczy, ale nie dotyczy mnie w stu procentach. Koszenie trawy, rachunki i inne tego typu rzeczy schodzą na dalszy plan. Trochę lubię bycie w tej filmowej bańce.
Dla Pana fajnie, a dla życia rodzinnego?
Muszę to przyznać, że może to być bardzo trudne. Czas, kiedy jestem na zdjęciach, jeśli bliscy nie mogą ze mną być, jest wyzwaniem dla całej rodziny.
TYLKO W VIVIE!: Trwa w relacji, która daje jej radość i siłę. "Tworzymy z Bartkiem związek na własnych zasadach"
Długo włącza się Pan po zdjęciach do normalnego życia?
Jest to dla mnie bardzo proste. Kiedy przekraczam przestrzenną barierę, to znaczy ląduję na Okęciu, wsiadam do taksówki, docieram do domu, już jestem w normalnym świecie, w którym istnieją zupełnie inne reguły. Szybko przestawiam się na to, że tu jest inaczej niż na planie filmowym. [...]
Synowie poszli w Pana ślady.
To było chyba nieuniknione. Chłopaki wyrośli w środowisku skażonym kinem. Oglądaliśmy razem moje ukochane filmy, które udało mi się zdobyć, często odwiedzali mnie na planach zdjęciowych. Mam w archiwum wiele fotografii, na których siedzą za kamerą i śmieją się od ucha do ucha. To się musiało źle skończyć (śmiech). Robienie filmów to trudne zajęcie, ponieważ niesie wiele stresu i nie daje poczucia bezpieczeństwa. Młodszy, Michał skończył reżyserię, czyli już na początku dokonał tego, co mnie nie wyszło. A od kiedy mój starszy syn rozpoczął studia w szkole filmowej na wydziale operatorskim, zrobiliśmy wspólnie kilka filmów. On operował kamerą lub robił kolory na planie. Pracowało mi się z nim wspaniale, ale czuję, że mogłem być dla niego trochę zbyt surowy.
On to potwierdzi?
To jest dobre pytanie. Nigdy mi tego nie powiedział. Muszę wrócić do tego tematu i go przepytać.
Bardziej cieszą własne nagrody czy nagrody dzieci?
W pewnym momencie ambicje związane z nami odsuwają się na dalszy plan i zaczynamy bardziej myśleć o tym, co robią nasze dzieci, i cieszyć się ich sukcesami. Trzymam za moich synów kciuki. O nagrodach lepiej nie myśleć. Trzeba dobrze robić swoją robotę, a nagrodą będą następne projekty. Najważniejsze, by robili dobre i potrzebne filmy, które będą ich rozwijały. Kiedyś powiedziałem, że chciałbym robić takie filmy, które bez wstydu pokażę moim dzieciom. Maćkowi i Michałowi życzę tego samego.
Dziękujemy za pomoc w realizacji sesji MUZEUM HISTORII POLSKI.
Cały wywiad do przeczytania w nowej VIVIE! Filmowej. Magazyn z dwoma okładkami do wyboru do kupienia w punktach sprzedaży w całej Polsce.
TYLKO W VIVIE!: Pierwszą nagrodę na festiwalu w Gdyni otrzymała w wieku 23 lat. Wyróżnienie ją umocniło