Maryla Rodowicz: „Nie bardzo chciałam być matką, ale rozkręciłam się po pierwszym dziecku”
„Kiedy urodził się Jędrek, namawiałam Andrzeja na drugie dziecko”
- Krystyna Pytlakowska
W ubiegłym roku rozwiodła się i jak sama przyznaje, zaczęła układać swoje życie na nowo. Ale nie było lekko. I nie było kolorowo. „Każde rozstanie jest porażką”, mówi dziś wprost Maryla Rodowicz w rozmowie z Krystyną Pytlakowską. Artystka w intymnej rozmowie z dziennnikarką opowiedziała m.in. o przebaczeniu, nowym początku i o tym, jak wyglądają jej relacje z dziećmi. Zachęcamy do lektury fragmentu wywiadu. Cała rozmowa w najnowszym wydaniu magazynu VIVA! już w czwartek 16 grudnia w punktach sprzedaży w całej Polsce.
Maryla Rodowicz o dzieciach
Maryla Rodowicz: Każde rozstanie jest porażką.
Ale to raczej Ty odchodziłaś.
Bo się zakochiwałam, i to bardzo gwałtownie.
Zobacz: Miał być artystą, dziś zajmuje się nieruchomościami. Kim jest najmłodszy syn Maryli Rodowicz?
Masz dobre relacje z Krzysztofem Jasińskim – ojcem starszych dzieci?
Najważniejsze, że dzieci mają dobry kontakt z ojcem.
Twój najmłodszy – Jędrek – też jest blisko ze swoim ojcem.
Pracuje z nim, ale utrzymuje bliski kontakt ze starszym rodzeństwem. Mówi na nie „dzieci”, bo kiedy był malutki, a Jasiek i Kasia szli do szkoły, to Jędrek tupał nogami i krzyczał w domu: „Kiedy wrócą dzieci?”. Kiedy mieszkały już w Krakowie, a on w Warszawie, mówił: „Jadę do dzieci”.
Chciałaś być matką?
Początkowo nie bardzo, ale rozkręciłam się po pierwszym dziecku. Kiedy urodził się Jędrek, namawiałam Andrzeja na drugie dziecko. Jednak Andrzej sprzeciwiał się: „Ty wiesz, ile kosztuje wychowanie? Ile edukacja?”.Odpowiadałam: „Bez przesady, są ubranka po starszych dzieciach”. (...)>
Nie czujesz się samotna?
Absolutnie nie. Moja mama zawsze powtarzała: „Inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi ze sobą”. I ja się w ogóle nie nudzę, uwielbiam być sama. Bardzo lubię tę ciszę wokół mnie, lubię wyglądać przez okno i patrzeć na mój ogród. Lubię przez okno w łazience oglądać palmy, które właśnie wsadziłam do ziemi. Niedawno przyjechała do mnie Amerykanka, postawiłam więc na tarasie cztery ogromne palmy i czekałam na jej zachwyt, a ona nic. W końcu ją spytałam, czy widzi te palmy. A ona: „Widzę i co?”. No tak, ona mieszka w Kalifornii, więc ma palmy na co dzień.
Przeczytaj także: Nie zawsze łączyła je bliska więź. Jak dziś wyglądają relacje Maryli Rodowicz i jej córki?
A poza tym rozmawiasz pewnie ze swoimi zwierzętami. Dobrze, że masz duży dom i nie musisz się z niego wyprowadzać.
Musieliby mnie wynieść na marach! Często odwiedzają mnie dzieci, teraz też przyjadą na święta. Kasia piecze ciasta, chłopcy grają w jakieś gry i słyszę „Ha, ha” cały dzień, a ja to uwielbiam. Mówią: „Mama, obejrzyj sobie jakiś serial”. Zobacz, jaki mam stąd piękny widok na stół w jadalni, przy którym nawet nie chce mi się siadać, kiedy jestem sama. Pandemia dała mi popalić, nawet w tenisa nie grałam.