Straciła bliźniaki, długo walczyła o ciążę. Weronika Marczuk o późnym macierzyństwie
„Miałam bardziej momenty żalu, bólu, przykrości”, podkreśla
- Krystyna Pytlakowska
Macierzyństwo było jej wielkim marzeniem. Ale Weronika Marczuk okupiła je wieloma wyrzeczeniami i cierpieniami. Była żona Cezarego Pazury kończy 51 lat. Dziś jest szczęśliwą matką i partnerką. W lipcu 2020 roku udzieliła poruszającego i intymnego wywiadu Krystynie Pytlakowskiej na łamach „VIVY!”. Opowiedziała w nim o sukcesach, porażkach i długiej drodze do macierzyństwa – między innymi utratach ciąż, w tym tej bliźniaczej...
Weronika Marczuk o późnym macierzyństwie
Gdy w styczniu 2020 roku na świat przyszła jej córeczka Ania, Weronika Marczuk miała 48 lat. Jej droga do macierzyństwa była długa i pełna bolesnych doświadczeń. Producentka i prawniczka nie ukrywa, że z jednej strony spełniła swoje wielkie marzenie o dziecku a z drugiej wie, że wiele ważnych momentów z życia jej pociechy może ją ominąć. W rozmowie z reporterką Jastrzabpost poruszyła temat późnego macierzyństwa i obaw z tym związanych. Jednocześnie stwierdziła, że dzięki córeczce łatwiej jest jej przetrwać moment historii, w którym się znaleźliśmy, w tym agresję Rosji na Ukrainę.
„Przy mnie zawsze jest ten robaczek, który rośnie tak szybko, że ja nie wierzę w to, że moja córka w ciemnych okularach, na premierze, ze mną. Czego w ogóle rok temu sobie nie wyobrażałam. Ja mogę tylko powiedzieć, że moje marzenie się spełniło. Ale mało tego - ja chyba powinnam być wdzięczna dodatkowo tym siłom, które pomogły mi mieć dziecko, ponieważ uważam, że Ania pojawiła się w najważniejszym momencie w moim życiu. Dlatego że i pandemia, i teraz wojna to jest coś, czego w życiu bym nie przewidziała i nigdy tego wcześniej nie przeżywałam takich strasznych rzeczy. Nie wiem, jak bym się czuła, gdybym była samotna, walcząca o dziecko. Wyobrażam sobie, jak jest dzisiaj tym, którzy z tym problemem się zmagają. Ja na szczęście zdążyłam Anię urodzić przed tymi zmianami i problemami światowymi i myślę, że ona mi bardzo dużo pomaga to wszystko przetrwać i patrzeć przez pryzmat tego, że ona nie ma prawa tego odczuwać. Staram się wszystkie trudniejsze rzeczy załatwiać poza domem. A jak wracam, to mam dla kogo się uśmiechać i dla kogo żyć”, podkreśliła.
Niestety, ukochany tata Weroniki Marczuk nie doczekał narodzin wnuczki. Producentka i prawniczka stwierdziła, że to m.in. dzięki jego wstawiennictwu mogła zajść w ciążę, mimo wielu trudności.
„Miałam bardziej momenty żalu, bólu, przykrości. Nie miałam zwątpienia w to, że będę próbować, ale w to, czy się uda to za każdym razem. To nie ma tak, że ich nie ma. Tylko pytanie, ile razy wstaniemy z tych kolan. Oczywiście, trzeba liczyć siły na zamiary. Mój tata, który nie doczekał narodzin Ani, on bardzo mnie namawiał, żebym nie próbowała. Nie mógł na mnie patrzeć. Powiedział – „Ja już wolę nie doczekać wnuków, niż patrzeć, że ci się coś stanie”. Ale wierzę w to, że tak jak powiedział – jeśli odejdę to ja Ci to dziecko załatwię i wymodlę. Wierzę w to, że tak się mogło stać, bo mój tata mnie bardzo kochał”, zwierzyła się
Poniżej przypominamy wywiad Weroniki Marczuk dla VIVY! z lipca 2020 roku o tym, jak to jest być matką tęczowego dziecka, wyrzeczeniach i samozaparciu...
Czytaj także: Córka Weroniki Marczuk właśnie skończyła dwa latka! Tak wygląda malutka Ania
Magazyn VIVA! Weronika Marczuk wywiad
„Najpierw mi się wydawało, że na urodzenie swojego dziecka mam jeszcze czas, bo niektóre okoliczności wykluczały możliwość myślenia o ciąży. Gdy podjęłam decyzję, że nie odkładam, okazało się, że nie jest to takie proste”. Weronika Marczuk w intymnej rozmowie z Krystyną Pytlakowską o swojej walce o macierzyństwo – rozmowie, która niesie nadzieję także innym kobietom. A na zdjęciu z córką Anią.
Jaka jest Twoja córeczka Ania?
Na pewno ma charakter, który pokazuje już od pierwszych dni życia. Rozwija się tak szybko, że codziennie mnie to zadziwia. Nie miałam okazji być z takim malutkim dzieckiem 24 godziny na dobę. Teraz dużo lepiej rozumiem, dlaczego matki uważają, że ich dziecko jest niezwykłe i tak bardzo są z dziećmi związane. Nigdy bym nie uwierzyła, że taka malutka laleczka potrafi wyczuwać każdy gest, rozpoznawać mój głos przez telefon i śpiewać, a ja mam to nawet nagrane. Moja mama jej śpiewa ukraińskie piosenki, a ona podśpiewuje w rytm i w takt. Czy ty to rozumiesz?
Rozumiem i widzę bardzo szczęśliwą kobietę, zakochaną w swoim dziecku.
To prawda, czuję się bardzo szczęśliwa i długo czekałam, żeby to poczuć.
I dlatego napisałaś książkę „Walka o macierzyństwo”, która właśnie się ukazała? Chciałaś rozliczyć się sama ze sobą i ze swoim czekaniem?
Ta książka nie jest rozliczeniem i to nie jest książka o mnie. Ja jestem tylko przewodnikiem, a w książce znalazły się niesamowite historie wielu kobiet, rozważania na ważne tematy i dużo fachowej wiedzy. To jest opowieść, ale i poradnik, odpowiada na potrzeby nie tylko kobiet pragnących dziecka, ale i mężczyzn. Zresztą pierwsza recenzja w Internecie, która mnie wzruszyła do łez, była od ojca dwójki dzieci. Napisał: „To książka przełomowa. Inna niż wszystkie dotychczasowe publikacje poruszające temat. Książka, która wleje ogromną moc w serca kobiet i ich partnerów, którzy tracili już nadzieję, że uda się im zostać rodzicem”.
Czytaj także: Weronika Marczuk opublikowała wyjątkowe zdjęcia z córeczką i... partnerem! Kim jest?
Jak to się stało, że do tej pory nie miałaś dzieci?
Ja też na twoim miejscu zadałabym sobie to pytanie.
Myślałam, że nie chcesz, że macierzyństwo Cię nie pociąga.
Nic bardziej błędnego. Zawsze kochałam dzieci, mam dziewięcioro chrześniaków, których traktuję jak własne. Najpierw mi się wydawało, że na urodzenie swojego dziecka mam jeszcze czas, bo niektóre okoliczności wykluczały możliwość myślenia o ciąży. Gdy podjęłam decyzję, że nie odkładam, okazało się, że nie jest to takie proste.
Jakie okoliczności? Nie ten mężczyzna?
Nie chodzi tu o mężczyznę jako takiego, tylko o sytuacje, które nie sprzyjają powiększaniu własnej rodziny, gdy w twoim otoczeniu ważniejsze są inne sprawy. Pamiętam doskonale, jak na początku mojej drogi jako młodej mężatki wiele osób myślało, że wyszłam za mąż, żeby zostać w Polsce i żeby „złapać” partnera na dziecko. To spowodowało we mnie bunt, chciałam wszystkim pokazać, że nie chodzi mi o to, by ułożyć swoje życie, urodzić dzieci i mieć zawód „matka”. Musiałam wtedy udowodnić, że jestem pracowita i jak dużo potrafię, a dopiero jak już wszyscy się uspokoją, będę myśleć o dziecku. Dzisiaj uważam, że popełniłam wielki błąd, bo nie warto żyć według scenariusza innych, zaniedbując przy tym własne potrzeby.
A ja zawsze miałam Cię ze kobietę asertywną z własnym światopoglądem i dążeniami, taką, która nie ulega żadnej presji.
Taka byłam i taka jestem, ale wtedy, gdy mogę decydować sama. Jednak nic nie robię w życiu na siłę. Zwłaszcza gdy decyzje podejmuje kilka osób, a nie tylko ja. Wtedy moja duma mi nie pozwala na to, żeby się wyłamywać, bo ja nigdy o nic nie proszę. Zresztą zawsze uważałam, że decyzja o dzieciach powinna być obopólna, szczera, wręcz romantyczna, to nie jest zachcianka.
Zresztą wtedy miałaś dziecko – wychowywałaś córkę swojego męża.
Zapewne to wpłynęło na zaspokojenie instynktu macierzyńskiego. Dziś uważam, że takie sytuacje nie powinny przeszkadzać w myśleniu o własnych dzieciach, ale gdybyśmy zawsze byli mądrzy…
Czy to oznacza, że żałujesz przeszłości, tego, że nie zawalczyłaś wcześniej o własne dziecko?
Oznacza to co innego. Każdy w związku musi być spełniony. Zresztą nie chcę wracać do przeszłości, by czegoś żałować. Szanuję i akceptuję każdy fragment swojego życia, bo dzięki temu jestem dziś tam, gdzie jestem. Przeszłość analizuję tylko i wyłącznie pod względem dydaktycznym, po to, by zrozumieć. Tworzenie przeszłych scenariuszy zabiera powietrze przyszłości. Wyciąganie wniosków jest kluczem do naszych sukcesów lub porażek. Największe blokady przed ciążą są w psychice. I paradoksalnie powstają jako mechanizm ochronny nas samych, dlatego tak trudno je rozpoznać. To fascynujący, ale bardzo złożony temat, jeden z motywatorów do powstania książki. My żyjemy, kochamy, zdaje się, że wszystko powinno być dobrze, a nasze głębokie pragnienia są odsunięte na bok.
Bez dziecka związek jest pusty?
Oj, jak ja się nauczyłam nie oceniać… Nie chciałabym stwierdzać za innych. Jeśli ktoś nie chce mieć dzieci, to nie powinien się niczym przejmować i żyć, jak uważa. Związek polega na tym, żeby dwojgu ludziom było w nim dobrze. Szanuję świadomie podejmowane decyzje i te małżeństwa, które nie mają dzieci i nie chcą ich mieć. A znam kilka takich par. Problem jest wtedy, gdy jedno chce, a drugie nie. Wtedy ktoś musi ustąpić albo uznać, że dalej im razem nie po drodze.
Dlatego jesteś od ośmiu lat szczęśliwa, że Twój obecny partner chciał mieć dzieci?
Nie tylko dlatego, ale faktem jest, że dziś nie byłabym w związku z kimś, kto nie chce mieć dziecka. I rzeczywiście wyjaśniliśmy sobie to spontanicznie w naszej pierwszej szczerej rozmowie. Padło pytanie, dlaczego nie mam dzieci, a ja odpowiedziałam, że dotąd mi się nie udało, choć bardzo chciałam je mieć. Odpowiedział: „Skoro tak bardzo chcesz, to będziesz je miała”. I dodał, że on też zawsze chciał mieć dużo dzieci. To był pierwszy test, jaki zdaliśmy oboje.
Mężczyzna zwykle chce mieć dzieci z kobietą, którą kocha i podziwia.
I nie analizuje, kto ma ile lat, czy się uda i czy będzie to łatwe, czy trudne. Uwielbiam obserwować mężczyzn, którzy otwarcie mówią o chęci bycia wielodzietnymi ojcami, nie drżą ze strachu przed porodem, trudami rodzicielstwa i zachęcają do tego innych. Piszę o tym w swojej książce. Jeszcze bardziej warto dziś docenić mężczyzn, którzy dzielnie towarzyszą żonom, partnerkom w każdej trudnej sytuacji – medycznej, psychicznej czy tragicznej.
Czytaj też: Weronika Marczuk wystosowała poruszający apel do kobiet, by nie bały się mówić o stracie dziecka
Ty sama miałaś problem właściwie nie z zajściem w ciążę, ale z jej utrzymaniem. Przeżyłaś kilka poronień i poród jeszcze przed Anią.
Ogromny ból. Nie mieliśmy na to wpływu. Urodziłam przedwcześnie, zabrakło tylko trzech, czterech tygodni, by nasze bliźniaki mogły przeżyć… Wszystko było dobrze, cudownie się rozwijały, miały swoje imiona. Nic nie wskazywało na problemy. Nagle jednego dnia wszystko się skończyło.
Co się właściwie stało?
Błąd medyczny. Skrócenie szyjki macicy, czego nie zauważono. Nie chcę się wdawać w rozważania fizjologiczne. Wszystkie aspekty tak tej, jak i podobnych sytuacji dokładnie przedstawiam w książce, bo takie rzeczy, jak się okazuje, lepiej wiedzieć samemu. Teraz więc, kiedy przy ciąży z Anią sytuacja się powtórzyła, założono mi szew, dzięki czemu byłam w stanie szczęśliwie donosić tę ciążę. Mam gęsią skórkę. To jest smutne, bo właściwie to ja ją uratowałam. Pomna tragedii niemal zmusiłam lekarzy do sprawdzenia, czy wszystko jest w porządku. To był dokładnie ten sam okres ciąży! Planowo miałam mieć badania za ponad tydzień. Zatem miałam czekać, ale ja się uparłam.
Czułaś, że teraz Ci się uda?
Przy bliźniakach czułam, że będzie dobrze, ale nie było. Przy Ani miałam tylko nadzieję, ale lęk we mnie tkwił. Starałam się więc być ostrożna i mocno pracowałam nad sobą. Na szczęście poznałam już temat dogłębnie i trochę wzięłam stery w swoje ręce. I niechby tylko ktoś spróbował mi powiedzieć, że za bardzo się tym przejmuję i że za długo poleguję w łóżku. Prawdę mówiąc, sama nie wiem, jak to wszystko przetrwałam, bo do piątego miesiąca nie mogłam ani jeść, ani pić. Miałam mocno nasilone objawy ciążowe.
Lekarze nie mówili Ci, że mając 48 lat, za późno już na dziecko?
Lekarze uprzedzają o konsekwencjach, ale nie mogli mi odradzać, bo sami podtrzymywali mnie od siedmiu lat w tej walce, wiedzieli o mojej wytrwałości i podziwiali mój upór. Wiedzieli także, że mam dobre warunki genetyczne, dobre wyniki badań i że in vitro ma szanse powodzenia. Oczywiście trzeba się również przygotować na niepowodzenia. To jest bardzo ważne, bo jeśli mamy świadomość tego, że około 15–20 procent potwierdzonych klinicznie ciąż tak się kończy, mamy siłę, by się podnieść po stracie i próbować dalej. Nie jestem więc wyjątkiem. Kiedy spotykam się czy rozmawiam z kobietami i widzę ich cierpienie, odruchowo włącza mi się instynkt chronienia ich od bólu, bo wiem, jaki on jest potworny. Ale dzięki tej wiedzy, którą zbierałam latami, oraz dzięki fachowcom, których na szczęście też nie brakuje, doskonale wiem, że nie można za to obwiniać siebie i mieć żal do świata. Tak już jest, natura eliminuje to, co nie przetrwa i w niewielkim tylko stopniu ma na to wpływ nasze zachowanie.
Zobacz także: Weronika Marczuk została mamą w wieku 48 lat. Wcześniej rozważała adopcję
Niepowodzeniem kończą się zazwyczaj słabsze ciąże, gdy dziecko mogłoby się urodzić z wadami.
To prawda, ale moje dzieci były zdrowe. Chłopiec i dziewczynka, moje kochane… mamy filmik z USG nagrany dwa dni przed porodem. Ale gdy zaczęły się skurcze, nie zdążyliśmy nawet dojechać z domu do szpitala, i odeszły wody – tak szybko się to stało.
Jesteś twarda, nie popadłaś w depresję i nie zrezygnowałaś z dalszych prób zostania matką.
Bo gdy żyjesz nie tylko dla siebie, musisz wszystko przetrwać. Mnie dużo trudnych rzeczy spotkało, ale błąd lekarza prowadzącego, można powiedzieć, „naprawił” zupełnie przypadkowy lekarz, który odbierał poród. Nie mógł uratować naszych bliźniaków, ale uratował mnie psychicznie. Po trzech dniach mojego powolnego umierania razem z dziećmi w szpitalu zaprowadził mnie do swojego gabinetu i przez ponad godzinę prowadził ze mną głęboką rozmowę. Piszę o niej bardzo dokładnie w książce. Przekonał mnie, żebym się nie poddawała, powiedział mi, jak to zrobić, i obiecał, że za rok znowu zajdę w ciążę. To jest prawdziwy lekarz.
I tak się stało.
Po dwóch latach. Rok to było za wcześnie, wtedy akurat zmarł mój ukochany tata. Tak bardzo przeżywał, że się załamał. A ja myślałam, że po jego śmierci już się nie dźwignę.
Ale się dźwignęłaś. Może odszedł, żeby nad Tobą czuwać.
To był cudowny człowiek. Choć to, co mi powiedział kilka razy, gdy już chorował, dźwięczy mi w uszach po dziś dzień: „Wolę odejść, żeby zwolnić w twoim życiu miejsce, bo masz tyle na głowie”. Mówił, żebym wreszcie zajęła się tylko sobą i próbowała zajść w ciążę w spokoju. Błagałam go, żeby nie mówił takich rzeczy, ale przepowiedział wszystko. Bardzo, ale to bardzo mnie kochał, nauczył mnie odwagi i dawał ogromne wsparcie.
Czujesz się tak, jakby ojciec podarował Ci Anię opieką z zaświatów.
Czuję, że moje o nim wspomnienia się mną opiekują. Doskonale wiedziałam, że to moja ostatnia szansa i że nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek błędy, ale miłość nawet do tych, którzy odeszli, uskrzydla i dodaje siły.
Czy Twój partner miał świadomość, że to staranie się o dziecko będzie takim trudnym wyzwaniem?
Nie wiedzieliśmy o tym, ale on napełniał mnie spokojem i swoją pewnością. Uważał, że to jest naturalna kolej rzeczy i że nie musimy o tym rozmawiać. Wdzięczna jestem za to, że nigdy nie poskarżył się, że robię czegoś za dużo czy za mało. Albo że jestem zbyt męcząca. Po prostu wiernie mi towarzyszył, nie analizując sytuacji. Dziś wiem, że pewne rzeczy można przewidzieć, na przykład to, jak się zachowa twój partner w sytuacji kryzysowej. Jak pewne cechy, które nam się podobają w okresie beztroski, mogą potem obrócić się przeciwko nam w ciężkich chwilach. Cieszę się, że tata Ani jest takim człowiekiem, o nikim nie powie złego słowa, w żadnej sytuacji.
Był przy porodzie?
Nie dosłownie, bo rodziłam przez cesarskie cięcie, ale był obok na sali operacyjnej i przejął córeczkę od razu po moim pierwszym dotyku. To było absolutnie cudowne, gdy usłyszałam jej płacz. Mam nagranie z naszego pierwszego spotkania. Ania już była czyściutka, ciemne włoski, donoszona. Jej rączki chciały od razu coś chwytać. A tatuś od razu po tym przeżywał swoje 20 minut na tak zwanym kangurowaniu. Dziecko daje się najpierw matce, a potem ojcu, by się uodporniło na bakterie rodziców. Widać na zdjęciach, jakie to wzruszające przeżycie dla mężczyzny, a Ania od razu chciała jeść. Szukała pokarmu, a ja szczęśliwie od razu po porodzie mogłam ją nakarmić.
A jak Ty się wtedy poczułaś?
Tak jak widziałam to w wyobraźni – wszystko było takie naturalne, takie, jakbym to już kiedyś przeżyła. Magiczna chwila, której żadne obawy czy ból nie mogą zakłócić. Od pierwszego momentu czułam się tak, jakbym od dawna była jej matką. Nic mnie nie dziwiło. I ten jej nosek do góry, i usteczka wykrojone w kokardkę. Nie musiałam się uczyć odruchu opiekuńczości, on się od razu pojawia.
A potem Twoje dziecko Ci powie: „Wyjdź z pokoju i zamknij te drzwi”. Do tego też trzeba się przygotować.
Przeżyłam już i nastolatkę, zdaję sobie sprawę, że będzie różnie. Każdy człowiek, bez względu na wiek, jest sobą. To my musimy uczestniczyć w życiu dzieci w taki sposób, by zasłużyć na ich miłość, szacunek, troskę. One naśladują nasze zachowania i jeśli ich ranią nasze reakcje, też nie będą mieć oporów. Ja też bywałam niesforna w pewnych momentach dorastania. Dlatego żadna przemoc, klapsy nie wchodzą w grę. Chociaż, jako typowe „radzieckie” dziecko, byłam bardzo surowo wychowywana. Mój ojciec nie raz i nie dwa skarcił mnie pasem, ale potem całe życie tego żałował. Pamiętam, jak mi zapowiadał, że gdy dostanę czwórkę, to mogę do domu nie wracać. I do ostatniej klasy liceum czwórki nie dostałam. Odchorowałam. Ciężko się z tego wydostać.
Odkryłaś teraz w sobie coś nowego?
Przede wszystkim ogromną cierpliwość i wytrzymałość. Obawiałam się, że nie będę miała siły zarywać nocy i jednocześnie pisać książki, gotować, dbać o siebie i o wszystkich. Kobiety jednak mają niesamowitą moc. Nie zastanawiam się teraz nad tym, skąd ona się bierze. Na szczęście Ania jest bardzo pogodnym, bezproblemowym dzieckiem. Ma co prawda kolki, ale też i apetyt. Moja mama wszystkim opowiada, że jak płacze, to tylko dlatego, że chce jeść albo spać. Zawsze w pogotowiu mamy butelkę, chociaż karmię ją też piersią.
Co dalej zrobisz ze swoim życiem?
Teraz mam plan, by książka nie stała się tylko epizodem. Chciałabym w praktyce pomagać kobietom i parom, bo można zapobiec wielu cierpieniom i uszczęśliwić tylu wspaniałych ludzi. A dalej życie samo przyniesie następne zajęcia. U mnie tak jest zawsze. Wiem jedno, nie chcę planować życia, nie biorąc pod uwagę interesu córki. Obiecałam sobie, że jeśli będę miała to upragnione dziecko, poświęcę mu mnóstwo czasu i będę czerpać radość, będąc z nim.
Uważaj tylko, żebyś za bardzo nie rozpieściła swojej jedynaczki.
Znajomi mówią, że nie zwariowałam na punkcie dziecka, a myśleli,
że całkiem oszaleję. Na razie nie ciągnie mnie do pracy, choć wszyscy czekają, że niebawem wrócę do stałych zajęć. I że, jak kiedyś, będę stale na łączach pomiędzy Polską i Ukrainą, obsługując i doradzając w biznesie. Ja jednak marzę o zajęciach, które pozwolą mi wykonywać taką pracę, by rozwijać się twórczo.
Myślisz, że już nic złego nie może się stać i że odtąd spotykać Cię będzie samo dobro?
Nie ma samego dobra lub samego zła w życiu. Jestem gotowa na to, co przyjdzie, ale nie ma we mnie miejsca na żadne lęki i nawet nie mam do nich prawa. Miałam zawsze dużo szczęścia i zrobiłam ogrom fantastycznych rzeczy w życiu. Może inni wolą pamiętać o niepowodzeniach, ja jednak zawsze mam przed sobą dobry scenariusz i go realizuję. I niech tak zostanie.
A co jest najważniejsze w Twoim scenariuszu?
Harmonia. Umiar. Szczęście rodzinne. Udany związek, ciekawa praca i szczęśliwe dziecko. No i oczy-
wiście babcia, moja mama, która całkiem dla Ani straciła głowę.
Czytaj również: Weronika Marczuk pojawiła się w Dzień Dobry TVN z córką i mamą. Ależ są do siebie podobne!