Reklama

W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z wybitną aktorką i jej córką, Katarzyną Jungowską. Wywiad ukazał się w marcu 2015 roku w magazynie VIVA!.

Reklama

Magazyn VIVA! Grażyna Szapołowska i Katarzyna Jungowska wywiad

Właśnie wszedł na ekrany pierwszy pełnometrażowy film w reżyserii Kasi „Piąte: nie odchodź!”. Obraz już dostał Nagrodę imienia Janusza Morgensterna za najlepszy debiut. Grażyna w nim zagrała. Nie, jak zwykle, femme fatale, bo Kasia chce złamać emploi matki. O zmiennych relacjach matka–córka, życiowych priorytetach i błędach, a także wybaczaniu opowiadają Grażyna Szapołowska i Katarzyna Jungowska.

Zobacz: Ma talent po babci i pozuje, jak prawdziwa modelka. Jak wygląda wnuczka Grażyny Szapołowskiej?

Wzruszyłaś się, kiedy zobaczyłaś łzy w oczach kardynała Nycza na specjalnym pokazie Twojego filmu?

Kasia: Siedziałam obok, ale nie zaglądałam mu w oczy. Nie wiedziałam więc, czy się popłakał, dopiero później to do mnie dotarło. Powiedziałam mamie, że na projekcji usiądę blisko naszego gościa, bo może będzie miał jakieś pytania do mnie. Ale nie miał.

Grażyna: Kiedy zobaczyłam te łzy, to wzruszyłam się bardziej kardynałem niż filmem, który znałam. Byłam więc wzruszona tym, że kardynał się wzruszył, że zechciał przyjść.

Kasia: Naprawdę?

Grażyna: Naprawdę.

Kasia: Nie sądziłam, że mój film będzie oglądany przez osoby duchowne. To dla mnie wyróżnienie. Trudno mi na razie czytać recenzje. Niech film żyje własnym życiem.

Co czuje matka, gdy chwalą jej córkę?

Grażyna: Jestem szczęśliwa, po prostu. Kasia nadal przejmuje się, czy zrobiła dobry film, czy on się spodoba, czy zostanie właściwie odczytany. Nie wiem, czy wszyscy młodzi reżyserzy tak przeżywają swój debiut fabularny. Nagroda imienia Janusza „Kuby” Morgensterna na pewno ją podbudowała.

Kasia: Podniosła mi jednocześnie poprzeczkę. Teraz muszę skupić się na następnych projektach, bo już czuję brzemię odpowiedzialności. Czuję się jak małolata, która ma za sobą debiut i musi jeszcze nabrać pewności siebie. Cały czas z pokorą podchodzę do każdej mojej pracy.

Mama nie chciała, żebyś zajęła się kinem, tylko zdobyła konkretny zawód.

Grażyna: Byłyśmy wtedy w Stanach Zjednoczonych. Sądziłam, że Kasia powinna skończyć porządne studia. Zarządzanie, marketing. Chciałam, aby była niezależna i silna. Kiedy wróciła do Polski – już z córeczką Karoliną – początkowo pracowała w agencji reklamowej. W pewnym momencie zaczęła studiować aktorstwo, a potem reżyserię. Myślę, że to aktorstwo było jej bliskie ze względu na mnie. Lubiła świat, w którym ja się obracałam. Pomyślałam: Niech spróbuje.

Kasia: Nie wywierałaś na mnie presji i za to ci dziękuję. No, może troszeczkę odradzałaś mi sztukę, ponieważ ciężko jest z tego wyżyć. Ale sztuka i w ogóle artystyczny świat albo siedzą w człowieku, albo nie. To jest jak magnes, przyciąganie. Pytają mnie, czy zostałam reżyserem dlatego, że mam mamę aktorkę. Błąd. Jeżeli ktoś nie ma tego przyciągania, nie czuje, że może to robić, trzeba sobie odpuścić. Sztukę musi się poczuć samemu, a nie poprzez doświadczenia rodziców. Mama nigdy nie popychała mnie w tym kierunku. Musiałam sama dokonać wyboru. Na wydziale aktorstwa przekonałam się, że wybiorę reżyserię.

Grażyna: To są najpiękniejsze studia. Wiem, że większość ludzi marzy o nich. Jeden z kolegów, aktor, powiedział: „Nakręciłem reklamówkę u twojej córki, grałem już w wielu reklamach, ale po raz pierwszy w życiu zrozumiałem, co mam grać i dlaczego”. Po paru dniach podrzucił skrzynkę dobrego wina.

Kasia: Fajny aktor, Andrzej Baranowski. Dzięki studiowaniu na wydziale aktorstwa wiem, jak mam poprowadzić moich bohaterów. Łatwiej mi się rozmawia z aktorami.

Grażyna: Dla mnie ważną lekcją aktorstwa była rola w „Innym spojrzeniu” Karola Makka. Węgierski film, trudny temat, obcy reżyser. Byłam początkującą aktorką i chciałam pokazać, że ja umiem grać. A Karol Makk powiedział: „Ty nic nie graj, tylko bądź. Wpadaj w to swoje zamyślenie, w ten trans, dotykaj dłonią policzka i bądź”. Ja wtedy zrozumiałam, jaka olbrzymia różnica jest pomiędzy aktorstwem teatralnym a filmowym. Często widownia pyta mnie o to na spotkaniach i ja zawsze tłumaczę, że w kinie trzeba być, a w teatrze grać. Nie wiem tylko, jak to jest w życiu… Cały czas gramy, a niekiedy jesteśmy? Czy odwrotnie?

Kasia: Pamiętam, jak byłam z tobą w Budapeszcie, wszyscy rozmawiali po węgiersku, a ja nic nie rozumiałam.

Grażyna: I na planie zdjęciowym chwyciłaś tacę z cukierkami, zaczęłaś częstować ekipę i przechodniów, bo kręciliśmy zdjęcia w parku, uśmiechałaś się, a wszyscy ci dziękowali, mówiąc: „Kesenem sejpen”. Kasia ma dużą łatwość kontaktu z ludźmi. Potrafiła zaaklimatyzować się w amerykańskiej szkole, do której jechała z wielką obawą i niechęcią. Miała tylko 17 lat i zostawiała w Warszawie swoich przyjaciół.

Relacje między Wami nie były łatwe.

Grażyna: Były bardzo trudne. Kasia wcześnie została matką. Miała 21 lat. To było tak, jakbym ja miała dwójkę dzieci. Wydawało mi się, że muszę nimi pokierować, być silna jak mężczyzna. A ponieważ Kasia wcześnie została sama z córką, to ja musiałam pełnić rolę i matki, i ojca. A ona się buntowała. Ostro się czasem kłóciłyśmy. Często płakałam, a potem się okazywało, że ona też płakała. I w tej samej sekundzie dzwoniłyśmy do siebie, żeby ten spór załagodzić. Kasia chciała być od razu bardzo samodzielna, ciągle czegoś szukała, a ja nie mogłam jej w tym biegu zatrzymać.

Kasia: Do dzisiaj wydaje ci się, że powinnaś być silna jak mężczyzna i musisz nami kierować. Ja Karolinie niczego nie narzucam.

Dokąd uciekałaś? Przed czym?

Kasia: Nie uciekałam. Przecież nie mogłam uciec od mamy, bo mieszkałam u niej w domu, gdy wróciłam ze Stanów. Wydaje mi się, że ona za bardzo przeżywa to, że musiała mnie zostawiać, bo cały czas grała w filmach, i to w niej tkwi jak zadra. Teraz próbuje sobie to jakoś zrekompensować.

Grażyna: Myślę, że chodziło o coś innego. Mam wyrzuty sumienia, że nie uchroniłam jej od błędów, jakie niosło życie. Żałuję na przykład, że wyjechałam do Stanów, nie myślałam, ile ją będzie kosztowało rozstanie ze szkołą, z przyjaciółmi. Dla mnie taki wyjazd to jak przeskoczenie z jednego filmu do drugiego, a dla Kasi… Musiała znaleźć się w innym świecie. Cierpiała, była samotna. Ale potem pomału zyskiwała przyjaciół.

Przeczytaj także: Grażyna Szapołowska szczerze o karierze i... seksie po sześćdziesiątce!

Kasia: Rzeczywiście przez rok w Stanach nie miałam kolegów. Tam nie było podwórek, wszyscy wyjeżdżali do szkoły i wracali samochodami.

Grażyna: W zamian za to pisałaś wiersze po angielsku, a cała klasa biła ci brawo. Ja mam te wszystkie wiersze.

Kasia: A pamiętasz, jak kiedyś napisałam ci cały zeszyt wierszy i położyłam ci go pod choinkę?

Byłaś w sumie słodkim dzieckiem?

Kasia: Dorastając, przechodziłam przez ostry okres buntu. Denerwowało mnie, że ktoś mi mówi, co mam robić. Zawsze byłam samotnym dzieckiem. Tata gdzieś tam sobie mieszkał, miał rodzinę, a mama, zajęta filmami, przyjeżdżała odwiedzać mnie do babci, która się mną opiekowała. Zawsze musiałam mieć w sobie takie silne dziecko, odporne na żal do świata.

To dlatego Twój film jest taki prawdziwy. Wszystko z siebie wyrzuciłaś?

Kasia: Trochę tak. Moja bohaterka czuje się zazdrosna o ojca, tak jak ja się czułam. Chciałam mieć mamę tylko dla siebie. Byłam nieznośna, ale to nie moja wina. Tak jak bunt nie jest winą Romy, mojej bohaterki.

Powiedziałaś to Grażynie?

Kasia: Myślę, że ona wie.

Grażyna: Wielu rzeczy o tobie nie wiem. Tak jak ty nie wiesz wielu o mnie. Pora usiąść i porozmawiać.

Kasia: Jeżeli nie wiem o tobie czegoś, to dlatego, że mi o tym nie mówisz. Ja niczego nie ukrywam. Wiesz, jeszcze nie przeczytałam twojej książki „Ścigając pamięć”, bo ona jest o odchodzeniu babci. Zaczęłam czytać i nie mogłam, popłakałam się. Ale teraz może już będę w stanie ją skończyć. Przeczytam i dowiem się o tobie czegoś nowego.

Grażyna: Piszę następną książkę złożoną z listów do przyjaciela i jego do mnie. Opowiadałam mu dużo o Kasi. Mam dowód na to, jak bardzo się o nią troszczyłam i przeżywałam te swoje filmy, swoje odejścia, rozwody. Każdy rozwód był dla mnie traumą. Bo wszystko, co się działo w moim życiu, było też zmianą dla Kasi, a matki bardzo się o córki boją, jak one to zniosą. Myślę, że uważałaś mnie za złą matkę, bo twój tata odszedł i nie odzywał się przez tyle lat. Teraz się zaprzyjaźnili. Zrozumiała ojca i mnie.

Kasia: Ja nigdy nie sądziłam, że byłaś zła. Dla dzieci rodzic to miłość. Nie miałam do ciebie żalu, że się rozstałaś z tatą. Pamiętam tylko, że ty byłaś zawsze, a tata nie zawsze. A teraz jest i tata, i mama.

Robert Wolański

Kasia jest Twoją nieodrodną córką? Ty też zawsze szukałaś.

Grażyna: Wydaje mi się, że Kasia jest ode mnie lepsza, bardziej cierpliwa. I tak wiele rozumie. Pamiętasz, Kasiu, jak śpiewałaś mi „Czerwone maki na Monte Cassino” w stanie wojennym?

Kasia: Zepsuł nam się samochód i utknęłyśmy w lesie. Pamiętam, choć może bardziej z opowiadań.

Grażyna: Miałaś trzy lata i widziałaś, jak się denerwuję tą sytuacją. Żeby odwrócić moje myśli, zaczęłaś śpiewać. Rozbawiłaś mnie wtedy.

Kasia: Nie jestem lepsza od ciebie. Ty jesteś dobra. Ja walczę ze swoimi wadami. Myślę, że jestem tylko bardziej ugodowa, spokojniejsza. Mama to gwiazda, ale to wynika z jej zawodu, kariery. Gdyby była zła, nie wyrzucałaby w dzieciństwie srebrnych łyżeczek za okno dla biednych dzieci.

Grażyna: Ty też tak robiłaś. Może mnie naśladowałaś, bo babcia ci o tym opowiedziała. Myślę jednak, że ta nasza rozmowa dotyczy nie kategorii dobra czy zła, tylko podejścia do świata, który może być dla nas zły lub dobry. A ja jestem już głupotą świata zmęczona. Robię się nietolerancyjna. Urywam kontakty i odchodzę. Kasia w każdym widzi anioła i każdego stara się wytłumaczyć. Każdemu wybaczyć. A mnie się już nie chce wybaczać, jestem zmęczona wybaczaniem.

Robert Wolański

Kasiu, czy ten film Cię zmienił?

Kasia: Na pewno zmienił we mnie to zbuntowane dziecko na spokojniejsze, bardziej dorosłe.

Grażyna: To była dla niej trudna szkoła. Relacje między nami po tym filmie się kompletnie zmieniły.

Kasia: Już nie drzemy kotów.

Myślę, że dla Kasi bycie Twoją córką musiało być trudne. Córka gwiazdy.

Grażyna: Było trudne, bo nie miałam dla niej tyle czasu, ile bym chciała. Musiałam pracować, zarabiać. Ale myślę, że Kasia osiągnie większy sukces niż ja i dalej zajdzie. Chciałabym, żeby mnie angażowała do swoich filmów, bo one są poruszające.

Kasia: Możesz być pewna, że gdy tylko będzie rola dla ciebie, dostaniesz ją (śmiech). Ale postaram się łamać twoje emploi, tak jak złamaliśmy je w tym filmie, gdzie grasz kobietę psychicznie chorą. I widać tu ciebie, a nie twoją urodę. Nie jesteś femme fatale, a tak cię głównie obsadzano.

Grażyna: Powiedziałaś do mnie: „Nie bój się, ja cię poprowadzę, damy radę”. No i poprowadziłaś.

Zobacz również: Grażyna Szapołowska na zdjęciuz córką i wnuczką. „Piękne!”, komentują zachwyceni fani

Relacje między Wami zmieniły się też dlatego, że stałaś się trochę córką swojej córki? A ona przeobraziła się z dziecka w Twoją opiekunkę?

Kasia: Raczej w kogoś, kto po prostu umiał podpowiedzieć, jak to zagrać. Myśmy się po prostu bardzo szybko zrozumiały, bo budując tę postać, użyłam, mamo, twoich emocji i wiary w to, że nasza babcia gdzieś nad nami czuwa.

Obie wierzycie w anioły? Anioł stróż ma w filmie Kasi specjalne znaczenie.

Grażyna: Ja wierzę. Czułam się naprawdę w tym filmie jak pod skrzydłami anioła. Ci, co nie wierzą, nigdy ich nie zobaczą.

Kasia: No pewnie, do aniołów trzeba podchodzić z humorem. I potrafić używać ich do filmu i do życia. Trzeba się cieszyć tym, co mamy. Równie dobrze mogłabym chodzić teraz zapłakana, że nie kręcę filmu w Hollywood. A ja się cieszę, że jestem w Warszawie i że jest fantastycznie. Dostałam nagrodę, zagrał u mnie Daniel Olbrychski i mówi, że mógłby ten film oglądać ciągle od nowa. I mam świadomość, że tam, z góry, patrzy na nas moja babcia i się uśmiecha. Bardzo przeżyłam jej odejście. Prosiłam, żeby po śmierci dała mi jakiś znak. I dała.

Grażyna: Mama przewidziała swoją śmierć, z datą i godziną. Powiedziała: „Będzie dużo ciasta”. Odeszła w Wielkanoc, kiedy mieliśmy lodówkę pełną ciastek. Ona wiedziała to już trzy miesiące wcześniej. Gdy umierała, powiedziała też: „Dbaj o siebie i kochaj Kasię, ty jesteś silna, a ona taka wrażliwa. Ona tej siły musi dopiero nabrać”.

Boisz się o nią? Niepokój matki o dziecko towarzyszy nam do końca życia?

Grażyna: Czasami chodzę modlić się do świętego Judy Tadeusza w kościele Świętego Krzyża. Nieraz mi pomógł. O Kasię boję się, czy nie zachoruje, czy zawsze będzie miała co jeść, czy jej ktoś nie skrzywdzi.

Czy odniesie sukces zawodowy…

Grażyna: Nie, tym się nie martwię.

Kasia: O sukces to ja bym się martwiła najbardziej. Czy następne projekty mi wyjdą. Bo rzeczy codzienne nie budzą we mnie niepokoju. Teraz składam do Instytutu Filmowego projekt kina akcji dla dzieci. Jeżeli przejdzie przez komisję, będę robić następny film. Ja się boję dłuższych przerw w pracy.

Znalazłaś już swoje miejsce w życiu?

Kasia: Myślę, że tak.

Reklama

Grażyna: Chyba jesteś za młoda, żeby tak naprawdę uczciwie powiedzieć: Mam już swoje miejsce. Swoje miejsce znajduje się po sześćdziesiątce (śmiech).

Reklama
Reklama
Reklama