Ewa Ewart o ukochanej mamie: „W Powstaniu Warszawskim trzykrotnie przysypywał ją gruz walących się budynków”
Dokumentalistka ma też inne kobiece autorytety
- Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska
Piękna, drobna brunetka, z czerwoną szminką na ustach, w czarnych kozakach na obcasach i płaszczu w panterkę. Promienny uśmiech, wyjątkowo spokojny głos, delikatność w spojrzeniu. I to ta kobieta jeździła na wojnę do Czeczenii? W samym środku kolumbijskiej dżungli spotykała się z głównym terrorystą kolumbijskim Carlosem Castaño? Stawała oko w oko z baskijskimi separatystami? Nie będziemy rozmawiać o wojnach ani o terrorystach, ani o potwornościach świata, które widziała na własne oczy, ale o kobiecości, choć w przypadku Ewy Ewart te tematy przenikają się, przeplatają, tworząc wybuchową mieszankę.
Hanna Krall napisała kiedyś, że „reporter żyje sto razy”. I tak jest w jej przypadku. Każdy reportaż to jakby nowe życie. Ewa Ewart to dziś kobieta legenda, ikona sukcesu i niezależności. O drodze do sukcesu i jej kobiecych autorytetach, w tym ukochanej mamie, ze znakomita dokumentalistką rozmawiała Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska.
Ewa Ewart o mamie. Fragment wywiadu z VIVY! listopad 2021
Gdybyś wymieniła, które podziwiasz…
Bohaterki moich filmów. Większość z nich nigdy nie zaistniała w przestrzeni publicznej. Ale dokonały czegoś, na co niewiele osób byłoby stać. Były w ich życiu traumy, po których nie miały prawa się pozbierać. Spotykałam przeróżne kobiety: gospodynie domowe, feministki, kobiety na stanowiskach i bezrobotne. Miałam możliwość zajrzenia w dusze kobiet, które wypełniały każdą definicję. Nie oceniałam. Byłam wdzięczna, że taka osoba opowiedziała mi swoją historię, bo to była fantastyczna pożywka dla moich własnych refleksji. Przeszłam też swoistą ewolucję stosunku do mojej matki. Nasza relacja przechodziła różne etapy. Zaczęła się prostować, gdy i mnie, i mamie przybyło lat. Ale dopiero kiedy jej zabrakło, zorientowałam się, jak wiele od niej dostałam. Kiedy mówiłam o kobietach, które nie miały prawa podnieść się z traum, to samo odnosi się do mojej matki. Jej młodość przypadła na czas wojny. Miała więc w życiorysie i tragiczną śmierć swojej matki, zakatowanej przez gestapo, i powstanie warszawskie, podczas którego trzykrotnie przysypywał ją gruz walących się budynków. Jako żywa tarcza była pędzona przed niemieckimi czołgami, potem jako 12-latka trafiła do obozu pracy w Niemczech. Nie miała prawa być normalnym człowiekiem. A jednak walczyła o swoje szczęście. I wytyczyła mi wzorce, które ja bezwiednie przejęłam.
Na przykład?
Moja mama, Barbara Grębecka, była dziennikarką przez lata związaną z Polskim Radiem. Była kobietą niezależną, samodzielną, realizowała swoje zawodowe pasje. W powojennej Polsce to nie był scenariusz, który chwalono, ani wzorzec do naśladowania. Słynne w tamtych czasach powiedzenie: „Ludwiku, do rondla” było jej autorstwa. Była typem feministki, choć tym nie epatowała. Ale miała w sobie dużo cywilnej odwagi, żeby realizować swoje pasje i marzenia, choć kosztowało ją to sporo krytyki od innych. Powiedziała mi kiedyś coś, co stało się dla mnie wyznacznikiem: „Ewa, pamiętaj, tak pokieruj swoim życiem, żebyś nigdy nie była od nikogo zależna”. I w tym pouczeniu zawierała się zarówno niezależność finansowa, ale jeszcze bardziej niezależność emocjonalna. Bo emocjonalna zależność potrafi ograbić z własnych sił i własnego potencjału. Mama była tego świadoma. I to był jej prywatny manifest, który pozostawiła mi w spadku.
Czy to znaczy, że nigdy się od nikogo nie uzależniłaś emocjonalnie?
Ależ oczywiście, że tak. To wszystko ładnie wygląda w teorii, a jesteśmy tylko ludźmi i naszym życiem kierują emocje. Oczywiście, że się uzależniałam. Przede wszystkim od relacji damsko-męskich.
Jak każda z nas.
Ale w efekcie wyszło mi to na dobre. Musiałam przejść kilka lekcji, aby dotrzeć do punktu, w którym wiem, jakich błędów więcej popełniać nie będę. Nie znam kobiety, która może powiedzieć, że przez całe życie była zawsze sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Wyważać proporcje uczą dopiero wiek i doświadczenie.
______________
SPRAWDŹ TEŻ: Projektantka Izabela Łapińska uruchomiła butik online!
W nowym numerze VIVY! przeczytać całą rozmowę z Ewą Ewart. W tym samym numerze znajdziesz też wywiady z Lenką i Janem Klimentami oraz braćmi Sekielskimi. Obok ciekawych spotkań międzyludzkich odkrywamy też Islandię i pochylamy się nad trudną historią choroby Shannen Doherty.
Zapraszamy od dziś do kiosków.