Reklama

Andrzej Saramonowicz, który zasłynął filmami "Ciało", "Testosteron" i "Lejdis", na co dzień jest przykładnym mężem i ojcem dwóch córek. Choć na planie swoich filmów spotyka wiele pięknych aktorek, zarzeka się, że z żadną nie romansuje. Twierdzi, że od realizowania fantazji ma literaturę - ponoć wszystkie bohaterki "Chłopców" (jego debiutu literackiego) od razu poszły z nim do łóżka. A w prawdziwym życiu jest wierny żonie.

Reklama

Saramonowicz razem z żoną Małgorzatą są bohaterami najnowszej "Vivy!" - Krystynie Pytlakowskiej opowiadają o uczuciach i ich związku, który trwa już przeszło 30 lat. Wyznali, że wciąż łączy ich takie samo uczucie, jak wtedy, kiedy się poznali, a mieli ledwie po 19 lat. Co ich do siebie przyciągnęło?

Andrzej Saramonowicz: Jeśli jesteśmy ciągle razem, to przede wszystkim dlatego, że podobają mi się w żonie te same cechy co na początku.
Krystyna Pytlakowska: To znaczy?
Andrzej Saramonowicz: Kreatywność, inteligencja, sposób odnoszenia się do świata w jego wymiarze realnym i tym metafizycznym. Taka, powiedziałbym, człowiecza atrakcyjność.
Krystyna Pytlakowska: No chyba nie chcesz mi wmówić, że jak byłeś nastolatkiem, kręciły Cię takie rzeczy, które właśnie wymieniłeś.
Andrzej Saramonowicz: Owszem, wiedziałem, że Małgosia jest bardzo ładna, ale fizycznie interesujących kobiet i wtedy, i później było wokół mnie bardzo dużo. A jednak niemal od początku czułem, że nie mogę sobie pozwolić, by tę dziewczynę utracić. Intuicja mi podpowiadała, że odnalazłem skarb.

Bart Pogoda/AF PHOTO

Oboje przyznają, że ich związek nie zaistniałby, gdyby nie intuicja i trochę szczęścia.

Andrzej Saramonowicz: Związanie się z kimś w młodości to zawsze inwestycja w ciemno. Zazwyczaj kiepsko się to kończy. Ale ja miałem szczęście. Ten pierwszy młodzieńczy związek – który trwa już przeszło 30 lat – to była dobra inwestycja.
Małgorzata Saramonowicz: Ja miałam podobne przeczucia. Andrzej od zawsze skupiał wokół siebie ludzi, był numerem jeden. Chciałam najlepszego, a on w byciu najlepszym najlepiej rokował. Mogło się to nie sprawdzić, na szczęście nie zawiódł mnie w intuicjach.

Przez trzy dekady wiele może się zmienić. Jednak Andrzej z Małgorzatą twierdzą, że czas zadziałał na ich korzyść. Jak przez lata zmieniło się ich podejście do związku ?

Małgorzata Saramonowicz: Myślę, Krysiu, że kiedy ludzie są ze sobą bardzo długo i dobrze się znają, wszystko przychodzi im w sposób naturalny. Ale najważniejsze jest, by chcieć się rozwijać. I by pozwalać partnerowi na rozwój. Ludzie rzadko pozwalają osobie, z którą żyją, się rozwijać, bo w tym rozwoju widzą niebezpieczeństwo separatyzmu. A przecież odrębność partnera nie jest niczym złym. Ani jego wolność. Trzeba akceptować wolność człowieka, z którym współtworzy się związek. I ufać mu. Nawet kiedy się pogubi.

Andrzej Saramonowicz: Czego innego ludzie od siebie oczekują, gdy są ze sobą dwa miesiące, dwa lata czy dwie dekady. Nam się udało to, że dziesięciolecia nas zbliżyły, a nie oddaliły. Ale i to „my” przechodziło różne koleje losu, bo i moje „ja” i jej „ja” się zmieniały. Długoletni związek ma wiele kolorów, faktur, ba, nawet wymiarów.

Zapytany przez dziennikarkę, który wymiar związku jest najważniejszy, Andrzej Saramonowicz odpowiedział:

Duchowy. Myślę o takim porozumieniu, gdy odczuwasz z kimś bliskość właściwie we wszystkim. I nie musisz zadawać wielu pytań, bo wiesz, co myśli i co za chwilę zrobi.

Bart Pogoda/AF PHOTO

Andrzej i Małgorzata nie tylko razem żyją. Lubią razem pracować. Małgorzata była producentką niemal wszystkich filmów Andrzeja. Oboje zajmują się też pisaniem. Dziennikarka "Vivy!" spytała parę: "czy dwoje pisarzy pod jednym dachem to patologia?". Czym ich bardzo zaskoczyła.

Małgorzata Saramonowicz: Nie. Dwa dachy i jeden pisarz również nie.
Andrzej Saramonowicz: Myślę, że patologia zaczyna się dopiero od pięciu dachów i ćwierćpisarza.

Pisarz to zawód, w którym najlepiej czują się indywidualiści i często samotnicy. Wygląda jednak na to, że Andrzej i Małgorzata świetnie się dogadują i nie potrzebują od siebie odpoczywać.

Andrzej Saramonowicz: Mamy u siebie taki prywatny dom pracy twórczej. Spędzamy razem nieprawdopodobną ilość czasu i gadamy, gadamy, gadamy. A życie leci.

Można powiedzieć, że Andrzej i Małgorzata stworzyli dojrzały związek. Widać, że czują się ze sobą swobodnie. Andrzej nie przestaje żartować. Na pytanie dziennikarki czy chciałaby, by Andrzej w końcu spoważniał, Małgorzata odpowiada:

Małgorzata Saramonowicz: Ale ja nie chcę, żeby on był poważny. Zakochałam się w nim, gdy był chłopcem, i chcę, żeby chłopcem pozostał.

A on odpowiada czule:

Andrzej Saramonowicz: A ja żyję z aniołem, więc cały czas muszę patrzeć w niebo. Ale czasami udaje mi się go chwycić za stopy i przyciągnąć do siebie. I wtedy mam raj na ziemi.

Więcej o życiu rodzinnym Andrzeja i Małgorzaty Saramonowiczów w najnowszej "Vivie!". Od dziś w kioskach.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama