Reklama

Coming out Andrzeja Piasecznego wywołał ogromne poruszenie. „Fakt, że mam 50 lat, czyli statystycznie rzecz biorąc większość życia za sobą, ułatwia mówienie o wielu rzeczach. Miałem świadomość, że jeśli składam taką deklarację, będę konsumował jej konsekwencje...”, mówi artysta. Co było katalizatorem tego wyznania? Wokalista nie ukrywa, że złożyło się na nie wiele wydarzeń. „To jest ciąg wydarzeń: kampanie wyborcze, prezydentura Dudy, kolejne lockdowny, strajk kobiet, moje urodziny...”, wyznał. Co jeszcze Andrzej Piaseczny zdradził Beacie Nowickiej?

Reklama

Część środowiska LGBT ma pretensje, że nie chce Pan stanąć obok nich na barykadach.

Nie potrafię wyjść z kosą na barykady. Uważam, że wyjście na barykady nie jest sensem życia ani życia esencją. Jest koniecznością sprzeciwu. Ale prawdziwe życie rodzi się w ewolucji, a nie w rewolucji. Rewolucja niesie ze sobą ofiary. Nawet jeśli w dalszej perspektywie jest postęp społeczny. Są rewolucjoniści, którzy walczą na barykadach, ale też cała masa niemających w sobie takiego ognia, którzy żyją w miasteczkach, na swoich wioseczkach. Czy to źle? Absolutnie nie! Sam jestem tylko piosenkopisarzem i chcę nim pozostać. Aktywiści mieli do mnie pretensje o wiarę w Boga. Tak, wierzę w Boga i jestem z tego dumny. Albo grzmieli: „Obrażał gejów, mówiąc, że to krzykacze”. Rewolucjoniści zawsze krzyczą. Teraz posunę się o krok dalej. Chcę powiedzieć o strajku kobiet, który całym sercem popieram. Wierzę, że...

... macica jest własnością kobiety, a nie Kościoła czy decydentów.

Tak, ale również, że decyzja zrobienia aborcji jest wielkim dramatem. Kiedy patrzyłem na ten ruch społeczny kobiet, wszystko było zrozumiałe: treści, hasła oraz sposób wyrażania tych haseł, czasem wulgarny, czasem dowcipny, czasem mainstreamowy. Ale… gdzie dziś jest ten strajk kobiet? Skoro wywołał tak wielki rezonans społeczny, walczył o tak ważne sprawy, dlaczego go nie ma? I dlaczego ledwie kilka dni temu prezes ogłosił w zasadzie zwycięstwo, mówiąc, że „nic się nie stało”? Spróbuję powiedzieć to w sposób delikatny, bo nie chcę nikogo obrażać – otóż postawiłbym tezę, że być może, gdyby ten strajk miał bardziej dyplomatyczne przywódczynie – bo przecież rewolucji nie zrobimy, nie będziemy do siebie strzelać z karabinów na ulicach – odniósłby większy sukces.

Jacek Poremba

Jaki z tego wniosek?

Że tam, gdzie nie ma dyplomacji, nie ma zgody. Wiem, że pozycja środka – pewnego rozkroku – którą zajmuję, przez wielu będzie postrzegana jako niewystarczająca. Ale ja chcę być w środku! Tak, wierzę w Boga i nie mam poczucia grzechu, bo ja wierzę w Boga miłości. „Jesteśmy wychowywani w poczuciu winy i to jest wychowanie katolickie”, powiedziała w moim programie Majka Jeżowska i od razu słychać było głosy oburzonych. Choć może dziś rozumiem Boga nieco inaczej, wiem, co Majka miała na myśli. To mianowicie, że skoro jesteśmy wychowywani w poczuciu winy, to dla nas wszelka odmienność jest winą. Jestem stary – jestem winien. Biedny – winien. Rudy – winien. Mam świadomość, że dwa lata temu, pięć czy dziesięć mówiłem co innego. Na tym polega rozwój człowieka, że może zmienić zdanie czy je modyfikować. Albo po prostu rozumieć więcej. I miałbym ogromną prośbę do wszystkich ekstremistów, żeby też chcieli rozumieć więcej.

Może zostanie Pan komentatorem politycznym?

(Śmiech). Nigdy w życiu! Wystąpiłem przed szereg, żeby... do tego szeregu wrócić.

I zająć się własnym życiem z dala od kamer. Rozmawiamy w Warszawie, ale mieliśmy się spotkać pod Kielcami, potem w Kielcach, w Krakowie... Gdzie jest Pana dom?

Na wsi pod Kielcami. To moje gniazdo. Jestem człowiek bumerang. Lubię świat bliski i daleki, lubię podróże, ale zawsze wracam do domu.

Jak Pan go znalazł?

Podczas moich studiów w tychże Kielcach poszedłem z przyjaciółmi na wyprawę przez Góry Świętokrzyskie... Ale to byłoby dorabianie legendy...

Sprawdź: Andrzej Piaseczny: „Ludzie boją się powiedzieć rodzicom o swojej orientacji seksualnej”

Stwórzmy jedną na cześć wywiadu!

(Śmiech). Dosłownie przy moim domu przechodzi jeden ze szlaków świętokrzyskich, więc moglibyśmy sobie wyobrazić, że te 30 lat temu szliśmy właśnie tędy. Zanim kupiłem kawałek ziemi i zbudowałem dom, minęło sporo lat, ale to jest dokładnie takie miejsce, jakie wtedy zobaczyłem: łąka i rozpościerający się na 100 kilometrów oszałamiający krajobraz. Na widnokręgu, który zamyka Pasmo Chęcińskie Gór Świętokrzyskich, widzę zamek w Chęcinach, a mój sąsiad ze swojego domu oddalonego o 300 metrów dwukrotnie sfotografował zarys Tatr.

Brzmi niewiarygodnie. Wyobraźnią wypatrzył Pan swoje miejsce na Ziemi.

Trochę tak. Zacząłem je sobie wytęskniać. Ławo mi dzisiaj opowiadać te wszystkie historie z perspektywy człowieka, któremu jakoś tam się udało. Chyba nawet więcej niż jakoś. Ludzie w naszym rejonie geograficznym nie lubią chwalenia się. Ale może to jest po prostu cieszenie się życiem? Tym, co się ma.

Reklama

Podzielam tę opinię. Sam Pan zbudował ten wytęskniony dom?

Tak. Wymarzyłem sobie, że stanie w konkretnym miejscu, ale architekt, mój kolega zresztą, wybrał inne. Kiedy przyszedł pan opalikować teren na dom, omal nie dostałem ataku serca, dlaczego tu, a nie tam, gdzie ja chciałem. Zadzwoniłem do kolegi i strasznie go obsobaczyłem. Chciałem przenosić dom, ale... na szczęście się powstrzymałem. Kiedy ochłonąłem, przeprosiłem architekta za mój atak furii, a dziś ukląkłbym przed nim i podziękował. Wybrał miejsce idealne!

Krzysztof Opaliński
Reklama
Reklama
Reklama