Reklama

Od kilku lat czuje się bardzo szczęśliwa. Ale to nie przyszło samo, czego Agnieszka Maciąg nie kryje w rozmowie z Krystyną Pytlakowską w najnowszej "Vivie!". Przez ostatnie lata jej życie uległo całkowitej transformacji. Z osoby, która piła, paliła, późno chodziła spać, była pełna obaw i lęku, stała się całkowitą abstynentką, która wstaje między 4.30 a 5.00, ćwiczy jogę i robi w życiu fascynujące, ważne i potrzebne rzeczy. Jak udało się jej tego dokonać?

Reklama

Czas na podsumowania i refleksję miałam pomiędzy prawie już dorosłym synem Michałem a momentem przyjścia na świat Helenki. Miałam wtedy więcej przestrzeni dla siebie. Coś mnie wtedy gnało, popychało do rozwoju. Czytałam po kilka książek w tygodniu, chodziłam na różne warsztaty, intensywnie ćwiczyłam jogę, podróżowałam, czerpałam ze wszystkich możliwych źródeł. Nie rozumiałam, co każe mi tak przyśpieszyć w rozwoju. Dziś myślę, że mój anioł stróż doradzał mi wykorzystanie czasu przed przyjściem na świat córki. Dzięki temu dokonała się we mnie przemiana. Teraz na warsztatach, które prowadzę, mówię: „Nazywam się Agnieszka, mam 46 lat, ale moje prawdziwe życie zaczęło się dziewięć lat temu".

Dziś pisze książki, właśnie wydała kolejną "Smaki świąt", została promotorką zdrowego stylu życia, joginką, od ponad roku pisze bloga, który zyskał ogromną popularność. Czy kiedyś myślała, że będzie guru?

Życie nieustannie mnie zdumiewa. Czy pisząc książkę „Smak miłości”, mogłam przypuszczać, że wiele dziewczyn będzie kładło się z nią spać, ponieważ czują emanujący z niej spokój, miłość i radość. Na moich warsztatach spotykam dziewczyny, które mówią: „Zakochałam się w tobie dzięki twojej zupie z imbirem, a teraz ćwiczę jogę, medytuję, zmieniłam swój sposób myślenia i całe swoje życie!”. Kiedyś chodziłam po wybiegach, nosiłam najpiękniejsze kreacje świata, byłam podziwiana, ale nie miałam nawet skrawka takiego poczucia szczęścia i sensu, jakie mam teraz. Nie czuję się guru, jestem tylko kobietą, która dzieli się swoim doświadczeniem. A to pomaga innym. Doskonale wiem, co podcina nam skrzydła, co odbiera nam siłę, poznałam te wszystkie demony, które żywią się ludzką energią każdego dnia. Znam strach, ból, cierpienie, znam wszystkie odcienie ludzkiej egzystencji. Poznałam życie do samego dna, we wszystkich jego kolorach i smakach.

Robert Wolański

Teraz szczęście daje jej również Helenka. To ona jest dla niej najważniejsza.

To maleństwo zarządza całym moim życiem! Wszystko inne buduję wokół Helenki, bo czas spędzony z nią jest czasem świętym. Pragnę jej dawać jak najwięcej miłości, uwagi i samej siebie. Mój wspaniały syn Michał ma już 23 lata, więc potrafię na jego przykładzie to wszystko docenić. Nie chcę narzekać, że jestem zmęczona czy niewyspana. Helenka jest małym człowiekiem, z charakterem i osobowością. Każdego dnia staje się coraz bardziej samodzielna, choć oczywiście jest małą kruszynką, która uwielbia wygłupiać się i przytulać. Nasze poranne przytulanki są święte, nie chcę wtedy myśleć o niczym innym.

A kiedy więc ma czas dla siebie? Opowiada w "Vivie!", że uwielbia budzić się o 4.30, kiedy cały świat jeszcze śpi. Bo "energia wtedy jest czysta, a jej umysł absolutnie klarowny". Wtedy przychodzą do niej najlepsze pomysły. Rano ma czas na jogę, medytację, na pisanie.

Sposób, w jaki zacznę dzień, determinuje później całą jego jakość. Ważna jest energia, którą wtedy stworzę. To ona daje mi napęd do wszystkiego, co później będę robiła. Tak bardzo smakuje mi to moje nowe życie, że teraz już nawet te moje poranki wydają mi się zbyt krótkie. Marzę o tym, aby skrócić czas snu. Nie chcę przespać życia! Niedawno byłam w Londynie na warsztatach jogi, aby nauczyć się nowych technik, które pomogą mi czerpać energię z innych źródeł niż tylko pożywienie i sen.

Robert Wolański

Zapewnia, że dziecko to też rodzaj ćwiczeń jogi...

Samo ubieranie Helenki to już rodzaj zaawansowanej medytacji i szkoła cierpliwości! Zakładanie rano rajstopek trzyipółlatce, która nieustannie wierci się i kręci, wymaga przestawienia umysłu, aby czerpać z tego radość. Czekają obowiązki, owsianka się przypala... Wprawdzie Helenka sama stara się już te rajstopki założyć, ale nadal jest to dla niej wyższa szkoła jazdy. Dziecko porusza się w zupełnie innej przestrzeni niż osoba dorosła. Staram się na te fale przestawić. Planujemy więc dzień i nasze obowiązki, żeby ze wszystkim zdążyć. Musi być czas na pracę, na pieszczoty i na zabawę. I koniecznie musi być czas na wspólne czytanie. Teraz przerabiamy „Baśnie tysiąc i jednej nocy”, których ja nie poznałam jako dziecko.

Czym różni się późne macierzyństwo od wczesnego, gdy urodziła Michała? Miała wtedy niewiele ponad 20 lat. Zapewnia, że Michała kochała i kocha tak samo mocno jak Helenkę, ale jako młoda mama była jeszcze niedojrzała, bała się odpowiedzialności i przede wszystkim sama jeszcze wtedy uczyła się życia.

Dzisiaj mam za sobą wiele bezcennych doświadczeń, a Helenkę traktuję jako absolutny dar i cud, który mi się przydarzył. Kiedy jest się bardzo młodym, jest tyle rzeczy do poznania i przeżycia, że ciężko jest poświęcić tak wiele uwagi dziecku. Dzisiaj jestem już na takim etapie, a Helenka jest dla mnie całym fascynującym kosmosem! Zachwyca mnie jej niewiarygodna wyobraźnia, sposób myślenia, formułowanie zdań, emocjonalności i wrażliwość. I robię wszystko, aby nie przeszkadzać jej w tym rozwoju, ale mądrze wspierać. W Michale również od zawsze bardzo ceniłam jego indywidualność, aby nie był obciążony zaspokajaniem moich ambicji i szedł za głosem serca. Ku mojemu zaskoczeniu Michał nie został artystą, ale jest bardzo poważnym młodym człowiekiem, który pracuje w... banku! Nigdy nie wymyśliłabym dla niego takiej drogi. Wybrał dobre, wymagające studia. Większość rodziców byłaby z tego bardzo zadowolona.

Robert Wolański

Przeczytajcie także: Agnieszka Maciąg z córką Helenką na okładce nowej "Vivy!". "Szczęście każdego dnia sobie wypracowuję"

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama