Reklama

Są razem od 37 lat. Na dobre i na złe. A teraz przed nimi wymagająca próba – polityczka i działaczka społeczna dowiedziała się na początku tego roku, że nowotwór zaatakował jej płuca. Jednak oboje wierzą, że tę walkę uda im się wygrać.

Reklama

Krzysztof Strycharski książkę o ikonie „Solidarności”, Henryce Krzywonos-Strycharskiej zatytułował Moja żona tramwajarka. Pisał ją przez dwa lata. Nie chciał, żeby pomagał mu dziennikarz, bo to książka osobista. Pełna wspomnień. „Ja wszystko, co jej dotyczy, pamiętam”, mówi. Ta rozmowa to zapis niezwykłego życia i niezwykłej miłości, która zaczęła się pewnego lipcowego dnia 1987 roku. Z okazji 71. urodzin Henryki Krzywonos-Strycharskiej przypominamy niezwykłą rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Krzysztofem Strycharskim. Henryka Krzywonos-Strycharska od czasu do czasu dopowiada coś od siebie. Wywiad ukazał się w 2019 roku na łamach magazynu VIVA!.

Artykuł aktualizowany 27.03.24 r.

Henryka Krzywonos-Strycharska i Krzysztof Strycharski o walce z rakiem

Pod koniec kwietnia ubiegłego roku legenda „Solidarności” poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych, że wykryto u niej nowotwór. Do tego wyznania sprowokowały ją pytania, dotyczące nakryć głowy, które nosi - turbanów. „Ciągle ostatnio słyszę pytania skąd to nakrycie głowy u mnie, czy się stylizuję na sześćdziesiąte lata. Dlatego też odpowiadam , że to nie moda tylko rak. Tak , walczę z tą ciężką chorobą, nie rozczulam się nad sobą , pracuję i nie poddaję się”, zadeklarowała.

W marcu ubiegłego roku w programie „Dzień Dobry TVN” polityczka i działaczka społeczna opowiedziała na słynnej kanapie o kulisach tych zmagań. Okazuje się, że diagnozę usłyszała... przez przypadek. 25 stycznia 2022 roku Henryka Krzywonos-Strycharska przewróciła się i była przekonana, że doszło do złamania żebra. Okazało się jednak, że to... nowotwór płuc. W rozmowie z Filipem Chajzerem i Małgorzatą Ohme przyznała, że ma już za sobą cykl chemioterapii. „Jestem przekonana, że wszystko będzie dobrze”, podkreśliła.

Na początku nieco mniej nadziei miał w sobie jej ukochany. Krzysztof Strycharski zwierzył się, że diagnoza podcięła mu skrzydła. „Nagle wyobraziłem sobie, że przy mnie może nie być Henryki. Jesteśmy 35 lat ze sobą właściwie non stop. Razem pracujemy, mieszkamy, wychowaliśmy 12 dzieci. Mamy 18 wnuków. Dzisiaj dla mnie życie bez Heni to koniec świata. (...) Nagle się dowiaduję, że jest nowotwór płuc i strach. Na szczęście Henię leczy, jak prywatnie to nazywam, „trzech muszkieterów onkologii”: prof. Jacek Jassem, prof. Rafał Dziadziuszko, prof. Witold Rzyman”, ujawnił.

Samej zainteresowanej nie opuszcza optymizm. „Jestem wdzięczna wszystkim lekarzom, ludziom, którzy piszą, tym, którzy przechorowali raka. Żyją nadal i jest wszystko ok”, zapewniła.

Odkąd publicznie ujawniła, że zmaga się z nowotworem, zaczęła dostawać mnóstwo wiadomości od osób, które usłyszały podobną diagnozę. Niestety, bardzo często brakuje im wiary, że chorobę uda się spacyfikować. Henryka Krzywonos-Strycharska ma jedną misję: wesprzeć ich i pomóc odzyskać nadzieję.

Na początku sama byłam przerażona, nie wiedziałam, co z tym zrobić. (...) A to jest bardzo ważna rzecz, żeby (pacjenci - przyp. red.) się nie martwili. Bo to już połowa sukcesu, połowa leczenia. To, że mamy w głowie, że jest wszystko w porządku. Musimy to porównać do tego, że wychodzimy z domu, uderza w nas samochód i już nas nie ma. Tutaj mamy możliwość walki o siebie”, przekonywała na kanapie „Dzień Dobry TVN”.

Rok temu pani Henryka może pochwaliła się swoją piękną blond fryzurą, a przede wszystkim energią, z jaką działa na co dzień w swojej pracy.

Henryka Krzywonos o alkoholu

W 2019 r. w Gazecie Wyborczej pojawił się wywiad z małżeństwem Strychalskich, w którym Henryka Krzywonos opowiedziała, co najbardziej zaimponowało jej w przyszłym mężu. W końcu byli z zupełnie dwóch różnych światów: jej ukochany był wcześniej policjantem należącym do ZOMO, ona zaś - nieposkromioną opozycjonistką. "Zafascynowały mnie w Krzyśku trzy rzeczy: kultura, to, że mogłam z nim rozmawiać i że nie pije. To ostatnie było najważniejsze. Wcześniej nie widziałam faceta, który w ogóle by nie pił. Kiedy byłam dzieckiem, miałam bardzo dużo wódki w swoim domu. Dziś to dla mnie wielka satysfakcja, kiedy jesteśmy razem na jakiejś imprezie, ktoś do mnie podchodzi i mówi: „twój mąż musiał popić, bo tak się świetnie bawi". A Krzysztof na weselach tańczy z wszystkimi – naszymi dziećmi, ciotkami, babcią bez nogi. Z każdym potrafi się dobrze bawić. To jest w nim wspaniałe" wyznała wówczas.

Niestety nawet z takim podejściem do sprawy alkoholu, posłanka nieraz słyszała plotki na swój temat o tym, że jest alkoholiczką. W 2010 r. pojawiła się informacja o tym, że działaczka polityczna jest od wielu lat uzależniona i nie panuje nad nałogiem. Oczywiście nie było w tych doniesieniach ani grama prawdy. "Jak ma się dwanaścioro dzieci, to wiadomo, że człowiek się martwi, co one na nasz temat myślą. Kiedy zaczęła się ta nagonka, powiedziałam córce: „jestem przerażona”. Odpowiedziała: „przecież mamę znamy. Przeżyliśmy tyle lat, gdyby mama była taka, jak oni mówią, upijała się, przecież byśmy to widzieli” wspomniała.

A my przypominamy historię miłości polityczki i działaczki społecznej z jej ukochanym, z którym są razem od 37 lat...

Czytaj także: Dla tańca poświęcił życie osobiste. Dziś Robert Kochanek żałuje, że nie miał czasu na rodzinę

TRICOLORS/East News

Henryka Krzywonos-Strycharska, Warszawa, przed studiem „Dzień Dobry TVN”, 19.06.2022 rok

VIPHOTO/East News

Henryka Krzywonos-Strycharska, Krzysztof Strycharski, Warszawa, przed studiem „Dzień Dobry TVN”, 19.06.2022 rok

Wywiad z Krzysztofem Strycharskim

Rozmawiamy w nowym mieszkaniu w Gdańsku, dokąd się przeprowadzili po sprzedaży domu w Żukowie. „Dzieci dorosły, usamodzielniły się, więc po co nam taki duży dom?”. Salonik połączony jest tu z kuchnią. Krzysztof i ja siedzimy w pokoju przy stole, a Henryka przyrządza obiad. Słyszy naszą rozmowę i od czasu do czasu coś dopowiada. Jest nostalgicznie i wesoło jednocześnie. A ja czuję się jak w rodzinie. Bo tacy właśnie są oboje – bardzo rodzinni, otaczają każdego opieką.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłeś Henię? Pamiętasz?

Oczywiście, że pamiętam. To było 14 lipca 1987 roku pomiędzy dziewiątą a dziesiątą rano.

Podobno miała na sobie granatową sukienkę?

Tak, w kolorowe kwiatki. Bardzo ładnie wyglądała. (Henryka z kuchni: „A wiesz, że do dziś mam tę sukienkę? Gdybym się jej pozbyła, to poczułabym się tak, jakbym wyrzuciła kawałek naszego życia”). Ja miałem wtedy sklep warzywny, który prowadziłem z siostrą, a głównie dbałem o jego zaopatrzenie. Podeszła do mnie kobitka, mówiąc, że ma meble do przywiezienia na ulicę Gdańską. To było niedaleko. Po trzech miesiącach wzięliśmy ślub.

Każdej pani przewiózłbyś te meble?

Nie, bo byłem zmęczony i nie miałem ochoty ich przewozić. Ale Henryka naciskała, siostra też. Nie będę walczył z dwiema babkami.

Jak ona wtedy wyglądała? Bo wiemy tylko, jak była ubrana.

Podobnie jak dzisiaj. Moja Henia się nie starzeje. Miała inne włosy, trochę dłuższe, i trochę gładszą twarz, ale się prawie wcale nie zmieniła. A co do sukienki, kiedy Henia powiedziała, że znalazła ją w szafie, nie pamiętałem dokładnie, jak wyglądała. Ale gdy ją zobaczyłem, przypomniałem sobie. Wróciły wspomnienia. Henia dba o mój ubiór i o własny. Tak było od początku i do dzisiaj tak jest.

A tę bluzę, którą masz na sobie, też Henia Ci kupiła?

Tak, akurat byliśmy w Bułgarii i ta bluza jej się spodobała. Zawsze chciała, abym dobrze wyglądał.

Kim się stałeś przy Heni?

(„Raczej zapytaj, kim ja się stałam”, dopowiada Henia z kuchni). To nieprawda, ty zawsze byłaś taka jak dzisiaj. Zawsze byłaś empatyczna. Trochę krzykliwa, bo masz taki charakter. Nie jest tak, że jak Henia na kogoś wrzeszczy, to się złości. Ona po prostu ma taki głos. Często w sklepach sprzedawczynie mówią: „Niech pani na mnie nie krzyczy”. A Henia: „Przecież ja na panią nie krzyczę, po prostu mówię, o co mi chodzi”. Nasze dzieci się do tego przyzwyczaiły. Zresztą jej krzyki się przydały, bo jak wołała dzieci na kolację, nie mogły odpowiedzieć, że nie słyszały. A poza tym Henia jest niezależna. Zawsze mówi to, co myśli. I za to dostaje często po grzbiecie.

I za to właśnie ją kochasz?

Odpowiem inaczej. Powiem, dlaczego napisałem tę książkę. Właśnie dlatego, że kocham swoją żonę i dlatego, że po 2010 roku, po jej wystąpieniu na 30-lecie „Solidarności”, zaczęto wieszać na niej psy. Tylko dlatego, że powiedziała to, co myśli. I że nie pozwoli, żeby wygadywano wstrętne rzeczy o Bronisławie Geremku i Tadeuszu Mazowieckim, który zresztą wtedy siedział obok niej. Nikt jej nie poparł. A potem zaczęto ją oskarżać o picie, złodziejstwo. Moją żonę, która nie znosi alkoholików. I jest najuczciwsza na świecie. Napisałem więc tę książkę, żeby ktoś, kto chce poznać jakąś część Henryki Krzywonos, przeczytał sobie i zmienił zdanie. Bo wielu ludzi jest hipokrytami. A kiedy wielkie historyczne postacie, Andrzej Gwiazda czy Anna Walentynowicz, wylali na moją Henię masę hejtu, mimo wszystko umiem przyznać, że się bardzo dla Polski zasłużyli.

Zobacz też: Ma 81 lat, zaczyna nowy etap. Anna Seniuk zachwyca w nowej roli, jest dumna ze swojego wieku

Szymon Szcześniak

Przypominasz też Alinę Pieńkowską, żonę Bogdana Borusewicza, która uległa zapomnieniu?

Nie odnoszę wrażenia, żeby uległa zapomnieniu. To samo jest z Anią Walentynowicz, którą chciano usunąć w cień historii, a ja mam mnóstwo dokumentów, w których Anna jest na piedestale. Młodzi ludzie muszą wiedzieć, kto zaczynał te polskie przemiany. Cieszę się, że w mojej książce zmieściło się zdjęcie, na którym Lech Kaczyński w 2006 roku odznacza Henrykę Krzywonos. Warto było to przypomnieć. Jest też zdjęcie, jak siedzimy razem z Andrzejem Gwiazdą, też odznaczonym, i jego żoną Joanną w najlepszej komitywie. To co? Ze złodziejką tak się bratali? A wracając do Aliny, zawsze była dla wszystkich, tylko nie dla siebie, jak Henia. Gdy zaczęła kaszleć, Henia poprosiła naszą przyjaciółkę lekarkę, żeby ją zbadała. Już miała przerzuty. To jeden z najporządniejszych ludzi, jakich znałem. Szkoda, że nie ma pomnika. (Henia z kuchni: „Bo po 89 roku stawialiśmy od groma pomników, a potem je rozbieraliśmy. Po cholerę było więc je stawiać?”).

Krzysiu, duży fragment książki dotyczy księdza Jankowskiego. Twoja żona miała wobec niego dług wdzięczności?

(Henia z kuchni: „Jaki dług, jakiej wdzięczności? On każdemu pomagał. Ja byłam jedną z osób, które zostały wygnane z Gdańska i miałam zakaz podejmowania pracy. Wyjechałam wtedy na Mazury, a ksiądz Jankowski pomógł mi jednorazowo, bo kupił mi piecyk do ogrzewania zimnego pokoju. Więcej nic mi nie dał”). Jak to, a mandarynki? (Henia z kuchni: „Mandarynki to były dla dzieci, przysłał nam je, gdy prowadziliśmy rodzinny dom dziecka. Poszłam do niego i mówię: »Dziękuję ci za tę skrzyneczkę mandarynek«. A on na to, że cała masa jest ich w piwnicy, bo przywieźli mu cały kontener. Ksiądz Jankowski miał dwa oblicza. Ja znałam to jedno. A drugie? Trudno mi powiedzieć. To trzeba wyjaśnić. Tak jak mówią o Lechu Wałęsie, że „Bolek”, a dla mnie to był wzór człowieka. Znam go od 80 roku i dokładnie wiem, co robił, a czego nie”).

Rozumiem, Krzysiu, dlaczego Cię tak zabolało, gdy Gwiazda powiedział, że Henryka Krzywonos to „łamistrajk”.

No właśnie, ale czy to znaczy, że mam mu wierzyć, bo jest legendą? Dzisiaj na przykład Tadeusz Fiszbach mówi, że to on zatrzymał tramwaj, a nie Krzywonos. Jako sekretarz partii w Gdańsku w telewizji powiedział, że to on kazał wyłączyć prąd i dlatego tramwaje nie jechały. A ja słyszałem, że jakiś elektryk to wyłączył. Teraz Fiszbach twierdzi, że on stał za tym, i składa kwiaty pod pomnikiem z prezydentem Dudą i premierem Morawieckim.

Czytaj także: Katarzyna Dowbor odsłania kulisy relacji z pierwszym mężem. "Gdybyśmy się poznali parę lat później, nie doszłoby do tego małżeństwa"

Szymon Szcześniak

Pamiętasz pierwszą rozmowę z Henią?

Ja wszystko, co jej dotyczy, pamiętam. Gdy już wnieśliśmy te meble do jej skromnego mieszkania, usiedliśmy i Henia pyta, czy może wypiję jakieś piwo. A ja mówię, że nie, bo jestem samochodem. A potem mówię, że nie piję alkoholu. Gdy byliśmy już małżeństwem, dowiedziałem się, że Heni bardzo to zaimponowało, bo ona miała ciężkie dzieciństwo. Wychowała się w patologicznej rodzinie i bardzo cierpiała z powodu alkoholizmu rodziców. W mojej rodzinie tego nie było, bo gdy miałem trzy lata, matka odeszła od ojca alkoholika. Nie było tak, że przychodził do domu nachlany facet i zabierał się za rękoczyny albo żebyśmy chodzili głodni. A u Heni to się zdarzało. Dokładnie to opisuję, jak jej brat na Wigilię suchy chleb namoczył w wodzie i to jedli.

Wracając do Waszych początków…

Następnego dnia Henryka miała imieniny, na które mnie zaprosiła. Była jeszcze moja siostra i jeszcze ktoś przyszedł. A potem zostaliśmy tylko we dwoje i rozmawialiśmy na różne tematy prawie do rana. Henia opowiadała mi o swoim życiu, a ja jej o swoim i zaczęło coś iskrzyć. To nie było tak, że uwodziliśmy się wzajemnie, od samego początku czuliśmy porozumienie dusz. A ja poczułem, że to osoba, z którą chcę spędzić resztę życia.

Do Heni od razu coś Cię przyciągnęło?

Tak. Bo gdy mówi, patrzy prosto w oczy. A jak Heni coś opowiadasz, to ona tego słucha i pamięta. Gdy spotkasz się z nią za 10 lat, będzie pamiętać każdy szczegół waszej rozmowy. Heni nie sposób było zapomnieć, bo z niej bije szczerość.

Nie myślałeś, że jest o 12 lat starsza?

Nie, to ona o tym myślała. Ludzie przejmują się tym, co inni powiedzą, a ja miałem to w głębokim poważaniu. Jeżeli pokochałem kobietę o 12 lat ode mnie starszą, to dla mnie nie było to problemem. Ona obawiała się, że później znajdę sobie młodszą. Musiałem ją przekonywać, że tak nie będzie. Że może jestem młody, co jednak nie znaczy, że głupi. Mnie życie też wcześnie doświadczyło.

Piszesz, że miałeś jakieś „miłości”, ale rozstawałeś się po krótkim czasie.

Tak i dlatego Henia mówiła: „Mną się też zaraz znudzisz”. Ale z Henią nie można się nudzić, ona zawsze idzie pod wiatr. I zawsze ma coś do roboty. Rodzinny dom dziecka to była inicjatywa Heni. Jest dom, jest 12 dzieci, potem 11, bo Janek poszedł do wojska, no i była kupa roboty. Sprawozdania, zebrania, a Henia mówi: „Idą święta, są wielodzietne rodziny, które nie mają żadnej pomocy, więc trzeba im taką pomoc zorganizować. Mam pomysł, żeby rozdawać paczki tym dzieciom. Pójdę do sklepów i poproszę, żeby je przygotowali”. A później siedzi i myśli: To nie mogą być same słodycze czy prezenty, przecież ta rodzina nie ma pieniędzy, nie ma z czego świąt wyprawić. To zrobimy takie „szlachetne paczki” i tam włożymy wszystko do wyprawienia świąt. Rybę, pierogi i różne cuda. I woziliśmy te paczki, bo Henia tak sobie wymyśliła.

Nie buntowałeś się?

A skąd! To było fajne. Poza tym uczyło też nasze dzieci empatii. (Henia z kuchni: „Nasze dzieci były Mikołajami i te paczki wręczały”).

Czy na tym właśnie polega porozumienie dusz? Że pada pomysł i wspólnie go realizujecie?

Porozumienie dusz jest tak niewytłumaczalne, jak sama dusza. A myśmy swoje już przeżyli. Ja musiałem zarabiać na siebie od dziecka, nikt mi nie dawał na kino czy ciastko. Gdy miałem 14 lat, oddano mnie do internatu w Bielsku-Białej, gdzie byłem prześladowany jako Kaszub. Dobrze, że się stamtąd jakoś wydostałem. Później byłem w wojsku. Inni chcieli samobójstwa popełniać, a dla mnie to była zabawa.

A potem byłeś w milicji, odbywając służbę wojskową w ZOMO. A Twoja żona, bojowniczka o demokrację i wolność, od razu Ciebie – zomowca – zaakceptowała?

Andrzej Gwiazda też od razu mnie zaakceptował. Gdybym kiedyś nie powiedział, że byłem w milicji, prawdopodobnie nikt by o tym nie wiedział. I nikt by nie pisał, że Henryka Krzywonos wyszła za zomowca, który torturował robotników. Takie maile Henia w Sejmie do dziś dostaje. Bo dzisiaj ludzie nie mają pojęcia, że obowiązkową zasadniczą służbę wojskową odbywało się w różnych miejscach. Ja to wszystko ładnie opisałem. Ktoś mi powiedział, że mogę pójść na dwa lata do milicji, że dostanę umowę i pracę z normalną pensją i urlopem. Pomyślałem: Odbębnię swoje i dobra. Wtedy byłem młody i niedoświadczony. Tak naprawdę politycznie dojrzałem w 1984 roku, gdy zamordowano księdza Popiełuszkę. My z Henią mamy takie same poglądy. Podziwiam ją za jej niezależność i że nie da sobie w kaszę dmuchać. Że jest partnerem w życiu, a nie breloczkiem na szyi.

Czytaj także: Zmagał się z własnymi demonami, niemal stracił rodzinę. Zenon Laskowik za popularność zapłacił wysoką cenę

archiwum rodzinne

Henryka Krzywonos-Strycharska i Lech Wałęsa

Poczułeś się przy niej bezpiecznie?

Tak, obydwoje przy sobie czuliśmy się bezpiecznie. Potrafiliśmy razem wychodzić z kryzysów. Już po ślubie mieliśmy kiosk „Ruchu” w Gdańsku. Oszukano nas i musieliśmy zapłacić dużą sumę za towar, a nie mieliśmy tych pieniędzy. Może inna żona by zrobiła mężowi awanturę… Ale nie Henia. Bóg jednak nad nami czuwał. Ten dług do spłacenia w wysokości 400 tysięcy złotych w okresie hiperinflacji miał po denominacji wartość 100 dolarów, a ja dostałem spadek po babci z Kanady. Wymieniliśmy te 100 dolarów na złotówki i oddaliśmy.

No, nie było Wam łatwo. Nie mieliście na podręczniki dla dzieci, a Ty wygrałeś wtedy pięć tysięcy w totolotka.

W życiu nie ma łatwo. My też się kłócimy, jak każde małżeństwo. Nawet poobrażamy się na siebie. Ale później się przytulamy, mówimy: „Przepraszam”. Ja w Heni widziałem cały świat i tak jest do tej pory.

Henia też by z innym mężczyzną nie wytrzymała. W Tobie znalazła wszystko: lojalność i bezpieczeństwo.

To prawda. Jak się chce być kochanym, trzeba kochać. A kochać to znaczy wierzyć. Wiem, że inni ludzie się zdradzają. Ja taki nie jestem, ani Henia. Jesteśmy dla siebie jedyni.

Nie żałujesz, że nie masz własnego dziecka?

Ktoś mnie kiedyś zapytał, jak można kochać nie swoje dzieci. Odpowiedziałem, że takie dziecko trzeba uznać za swoje i wtedy będziesz je bardzo kochał. A ja o wszystkich naszych dzieciach myślę, że są moje. I wszystkie mają moje nazwisko, oprócz Janka, bo on był za dorosły, aby mu zmieniać personalia.

Gdy się spotkaliście, nie miałeś pojęcia, że stworzycie tak wielką rodzinę?

Nie było takiego planu, że najpierw sprzedamy warzywniak, potem kiosk i przysposobimy dzieci. I że ja pójdę śmieci wywozić. A przez siedem lat je wywoziłem. Do tej pory śni mi się ta ciężka praca.

Czytaj także: Chciał się do niej upodobnić, powierzył jej opiekę nad swoimi dziećmi. Diana Ross była miłością życia Michaela Jacksona

archiwum rodzinne

Rodzina Strycharskich

Żadna praca nie hańbi. Masz to w charakterze.

Oczywiście. I za to też Henię szanuję. Że ona żadnym człowiekiem nie pogardzi, pomimo że daleko zaszła. Ale ona mówi, że posłem się bywa, a człowiekiem trzeba być zawsze. A z dziećmi to było tak, że chociaż na początku tego nie planowaliśmy, życie samo nam podpowiedziało, co powinniśmy zrobić. Henia własnych mieć nie mogła. Ale te dzieci jakby same do nas trafiły. Dokładnie to w książce opisuję.

Wiele razy los Wami kierował. Nawet gdy Henia zatrzymała tramwaj, a Ty chciałeś do niego wsiąść, aby coś przewieźć.

Nie miałem pojęcia, kto tramwaj zatrzymał, i dlatego dostało się ode mnie całej rzeszy motorniczych. Jak już się poznaliśmy, opowiedziałem jej, że to było absolutnym przypadkiem. Ale widać, że opatrzność już kierowała nas ku sobie.

Jak to się stało, że zabrałeś się za pisanie?

Od dawna myślałem, aby napisać książkę. Wydawało mi się, że to proste: siadam, piszę i jest super. Tymczasem już w trakcie pisania miałem problem z datami. Musiałem grzebać w dokumentach, w internecie, a potem praca redakcyjna, nie mówiąc już o zdjęciach. (Henia z kuchni: „Jestem dumna z Krzyśka, bo nikt mu nie pomagał. A ja się nie wtrącałam. Poznałam treść tej książki dopiero po jej napisaniu”).

Czy Twoja żona nie prosiła Cię, byś coś zataił?

Nie, czasami tylko pytałem, czy o tym mam pisać, czy nie. To nie jest taka książka, która miałaby kogoś skrzywdzić. Opisuję tylko fakty. To czytelnik ma oceniać, czy taka Henia, jak ją przedstawiam, spodoba mu się, czy nie. Dlatego zaznaczyłem, że to nie jest biografia Henryki Krzywonos, tylko opowieść o niej. Dziś mogę powiedzieć, że nasz ślub to była najmądrzejsza chwila w moim życiu. A teraz, gdy Henia tak często wyjeżdża do Sejmu, zostaję sam, kładę się do łóżka i mam trudności z zasypianiem. Wtedy myślę: Nie wyobrażałem sobie, że się budzę, a Heni nie ma przy mnie. Albo że ona się budzi i mnie przy niej nie ma.

Wiem, że małżeństwo składa się też z nieobecności i czekania. Zresztą kiedy mogę, wyjeżdżam z nią. Robię wtedy za kierowcę. Boję się o nią, a ona o mnie. Często w nocy, gdy nie słyszę jej oddechu, dotykam jej i sprawdzam, czy wszystko w porządku. Ona robi to samo. Uratowała mi życie, kiedy w hotelu, gdzie miała spotkanie, w drugim pokoju straciłem przytomność. Okazało się, że mam bardzo wysoką kreatyninę. (Henia z kuchni: „Nefrolog kazała mu wtedy pić świeży sok z cytryn – od jednej do siedmiu przez cały tydzień. Teraz nerki masz w porządku”). Wiem, że Henia ma wyższy cel. Za to kiedy wraca z Warszawy, witamy się, jakby tych 32 lat razem nie było. Jakbyśmy się poznali wczoraj. I każdemu tego życzę.

Reklama

Czytaj także: Doczekali się trójki dzieci, ich miłość nie zna granic. Od niedawna pracują razem w sejmie

Materiały prasowe
Szymon Szcześniak/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama