TYLKO U NAS Agnieszka Maciąg wyznaje: „Z natury jestem choleryczką”. Modelka kończy dziś 48 lat
- KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
1 z 8
Agnieszka Maciąg to polska aktorka, modelka i dziennikarka, urodzona 9 maja 1969 roku w Białymstoku. Swoją karierę rozpoczęła dokładnie 20 lat później i od tego momentu chodziła na wybiegach podczas pokazów znanych projektantów i domów mody, takich jak m. in. Pierre Cardin, Escada czy Karl Lagerfeld. W 1992 roku, u szczytu kariery, przyjechała do kraju by urodzić syna. Potem na krótko wróciła do zawodu, by w 1996 ostatecznie z niego zrezygnować. Obecnie prowadzi program „Metamorfozy Fashion Café” w telewizji Polsat Café i jest współprowadzącą programu „Mała Czarna” w TV 4. W 2012 roku urodziła drugie dziecko. Trzy lata później VIVIE! udzieliła wywiadu, który prezentujemy w całości w naszej galerii, gdzie zdradziła czy czuje się szczęśliwa oraz opowiedziała o różnicach między wczesnym, a późnym macierzyństwem.
Polecamy też: Jak wyglądała Agnieszka Maciąg 17 lat temu? Wyjątkowa sesja z archiwum VIVY!
Gdy myślę o Twoim życiu, jawi mi się ono jako kraina wiecznej szczęśliwości. Dostajesz wszystko, po co sięgasz?
- Rzeczywiście od kilku lat czuję się bardzo szczęśliwa, ale to nie dzieje się samo. Trafiłam kiedyś na zdanie Ericha Fromma, które stało się moim życiowym mottem: „Szczęście nie jest dziełem przypadku ani darem bogów. Szczęście to coś, co każdy musi sam wypracować”. Nie czekam na szczęśliwy traf, ale to szczęście każdego dnia sobie wypracowuję. Wiąże się to z nieustannym dokonywaniem wyborów, często trudnych, które nie wiadomo, co ze sobą przyniosą. Ale ufam, że będzie dobrze, ponieważ najważniejsza jest wiara, optymizm i siła, aby iść swoim własnym, nieprzetartym jeszcze szlakiem.
Mówisz chyba o czasach, kiedy musiałaś dokonać wyboru dotyczącego powrotu do Polski, zmiany domu, pracy, zmiany myślenia, kiedy wybrałaś tego właśnie mężczyznę, kiedy zrezygnowałaś z kariery telewizyjnej? A jakiego wyboru musiałaś dokonać na przykład wczoraj?
- Dostałam właśnie propozycję bardzo interesującej pracy, która może przynieść mi ogromną popularność i zadowolenie finansowe, ale sprawi, że nie będę miała czasu na robienie tego, czego w tej chwili naprawdę pragnę. Chcę napisać kolejną, bardzo ważną dla mnie książkę. Nie chcę pisać jej „z doskoku”, muszę się w tej książce zanurzyć. Po raz kolejny muszę więc dokonać wyboru pomiędzy sercem a rozumem. Droga, którą od kilku lat wybieram, jest niepewna, ale jest moja. Daje mi poczucie sensu, bliskości i nie boję się użyć tego słowa – również pewnej misji. Przez ostatnie lata moje życie uległo całkowitej transformacji. Z osoby, która piła, paliła, późno chodziła spać, była pełna obaw i lęku, stałam się całkowitą abstynentką, która wstaje między 4.30 a 5.00, ćwiczy jogę i robi w życiu fascynujące, ważne i potrzebne rzeczy. Jak udało mi się tego dokonać? Właśnie tym powinnam i chcę się dzielić. To, co pomogło mi, pomaga również innym ludziom. Mam na to setki dowodów. Nie znaczy to, że moje życie stało się oderwaną od rzeczywistości sielanką. Ja również doświadczam wielu wyzwań, często bardzo trudnych, na przykład tych związanych z poważną chorobą bliskich osób. Moje życie wypełnione jest obowiązkami, które znają wszystkie kobiety. Mam małe dziecko, dom, rodzinę, pracę, do zapłacenia rachunki. Znalezienie w tym wszystkim chwili dla samej siebie jest trudne. Potrafię jednak żyć mądrze. Dobrze. Szczęśliwie. Od ponad roku tworzę blog, który zyskał ogromną popularność. Jest dla mnie bardzo ważny. Nie tyle sam blog, ile bezcenna możliwość kontaktu z czytelniczkami, które są mi bardzo bliskie. To również wymaga mnóstwa uwagi i czasu. Gdybym była Agnieszką jeszcze sprzed urodzenia Helenki, byłoby mi łatwiej zarządzać czasem. Wtedy miałam już niemal dorosłego syna i dobry, ugruntowany związek. Mogłam więcej myśleć o sobie.
2 z 8
A teraz? Dziecko leczy z egoizmu?
- Wątpię, bym kiedykolwiek była egoistką. Zawsze myślałam o innych. Teraz, będąc dojrzałą osobą, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak wielką odpowiedzialnością jest opiekowanie się małym dzieckiem, pomaganie mu w wejściu w świat. Helenka jest teraz dla mnie najważniejsza. Ale mój blog również jest dla mnie bardzo ważny, jest istotną częścią powodu, dla którego w ogóle istnieję na tym świecie. Wiem, że robię coś ważnego i bardzo potrzebnego. Pisanie tych tekstów bardzo często wymaga też ode mnie mnóstwo odwagi, by mówić swoim autentycznym głosem o rzeczach, które są głębokie, ale mało popularne w tych szalonych czasach. Kobiety, które czytają moje teksty, zwracają się do mnie jak do najbliższej przyjaciółki. Właśnie ukazała się moja kolejna książka z serii smaków pod tytułem „Smak świąt”, ale ja nie potrafię pławić się w szczęściu, że znalazła się na liście bestsellerów, bo już myślę o kolejnej. W tej chwili noszę w sobie już trzy nowe książki, a doba ma tylko 24 godziny. I jestem przecież mamą!
Dziecko sprawia, że poza nim wszystko odpływa od nas gdzieś za horyzont?
- To maleństwo zarządza całym moim życiem! Wszystko inne buduję wokół Helenki, bo czas spędzony z nią jest czasem świętym. Pragnę jej dawać jak najwięcej miłości, uwagi i samej siebie. Mój wspaniały syn Michał ma już 23 lata, więc potrafię na jego przykładzie to wszystko docenić. Nie chcę narzekać, że jestem zmęczona czy niewyspana. Helenka jest małym człowiekiem, z charakterem i osobowością. Każdego dnia staje się coraz bardziej samodzielna, choć oczywiście jest małą kruszynką, która uwielbia wygłupiać się i przytulać. Nasze poranne przytulanki są święte, nie chcę wtedy myśleć o niczym innym.
Kiedy więc masz ten czas dla siebie?
- Uwielbiam budzić się o 4.30, kiedy cały świat jeszcze śpi. Energia wtedy jest czysta, a mój umysł absolutnie klarowny. Wtedy przychodzą do mnie najlepsze pomysły, chociaż kiedyś myślałam, że to noc jest ich wylęgarnią. Rano mam czas na jogę, medytację, na pisanie. Sposób, w jaki zacznę dzień, determinuje później całą jego jakość. Ważna jest energia, którą wtedy stworzę. To ona daje mi napęd do wszystkiego, co później będę robiła. Tak bardzo smakuje mi to moje nowe życie, że teraz już nawet te moje poranki wydają mi się zbyt krótkie. Marzę o tym, aby skrócić czas snu. Nie chcę przespać życia! Niedawno byłam w Londynie na warsztatach jogi, aby nauczyć się nowych technik, które pomogą mi czerpać energię z innych źródeł niż tylko pożywienie i sen.
Polecamy też: Tak powstawała okładka najnowszej "Vivy!". Agnieszka Maciąg z córką w obiektywie męża
3 z 8
Może obruszysz się na to, co powiem, ale dziecko to też rodzaj ćwiczeń jogi…
- Oj tak. Samo ubieranie Helenki to już rodzaj zaawansowanej medytacji i szkoła cierpliwości! Zakładanie rano rajstopek trzyipółlatce, która nieustannie wierci się i kręci, wymaga przestawienia umysłu, aby czerpać z tego radość. Czekają obowiązki, owsianka się przypala… Wprawdzie Helenka sama stara się już te rajstopki założyć, ale nadal jest to dla niej wyższa szkoła jazdy. Dziecko porusza się w zupełnie innej przestrzeni niż osoba dorosła. Staram się na te fale przestawić. Planujemy więc dzień i nasze obowiązki, żeby ze wszystkim zdążyć. Musi być czas na pracę, na pieszczoty i na zabawę. I koniecznie musi być czas na wspólne czytanie. Teraz przerabiamy „Baśnie tysiąc i jednej nocy”, których ja nie poznałam jako dziecko.
Ależ to są bajki bardzo erotyczne!
- My czytamy wydanie dla dzieci. A jeśli czytając Helence, uznam, że coś nie nadaje się dla uszu małego dziecka, to sama wymyślam całe fragmenty. To genialne ćwiczenie dla mojego mózgu, który nie ma szansy, aby się zestarzeć!
Polecamy też: "Kocham cię!". Zobaczcie jak na sesji dla "Vivy!" z Agnieszką Maciąg padały intymne wyznania
Czym różni się późne macierzyństwo od wczesnego, gdy urodziłaś Michała? Miałaś wtedy niewiele ponad 20 lat.
- Michała kochałam i kocham tak samo mocno jak Helenkę. Ale jako młoda mama byłam jeszcze niedojrzała, bałam się odpowiedzialności i przede wszystkim sama jeszcze wtedy uczyłam się życia. Dzisiaj mam za sobą wiele bezcennych doświadczeń, a Helenkę traktuję jako absolutny dar i cud, który mi się przydarzył. Kiedy jest się bardzo młodym, jest tyle rzeczy do poznania i przeżycia, że ciężko jest poświęcić tak wiele uwagi dziecku. Dzisiaj jestem już na takim etapie, a Helenka jest dla mnie całym fascynującym kosmosem! Zachwyca mnie jej niewiarygodna wyobraźnia, sposób myślenia, formułowanie zdań, emocjonalności i wrażliwość. I robię wszystko, aby nie przeszkadzać jej w tym rozwoju, ale mądrze wspierać. W Michale również od zawsze bardzo ceniłam jego indywidualność, aby nie był obciążony zaspokajaniem moich ambicji i szedł za głosem serca. Ku mojemu zaskoczeniu Michał nie został artystą, ale jest bardzo poważnym młodym człowiekiem, który pracuje w… banku! Nigdy nie wymyśliłabym dla niego takiej drogi. Wybrał dobre, wymagające studia. Większość rodziców byłaby z tego bardzo zadowolona.
A Ty nie?
- Ja też bardzo się z tego cieszę, ale jestem zaskoczona! Wcale mu nie życzę życia artysty, które uważam za fascynujące, ale jednocześnie bardzo trudne. Przecież ma babcię, wybitną aktorkę Barbarę Wrzesińską. Ma również mamę, która przez całe jego życie coś tworzy, a i Robert też jest artystą. Ojciec Michała również ma artystyczną duszę, chociaż może bardziej poukładaną. Łączy ich bliska więź, chociaż teraz dla Michała najważniejszy jest kontakt z jego dziewczyną. Przechodzą różne perypetie, ciągle się schodzą i rozchodzą. Taki emocjonalny rollercoaster, którego im bardzo współczuję, bo przecież sama kiedyś to przeżywałam.
4 z 8
Akceptujesz dziewczynę syna?
- Ostatnio byliśmy razem na jakiejś imprezie. Moja przyjaciółka powiedziała wtedy: „Agnieszko, wielki szacunek, bo nie ma w tobie ani cienia krytyki dla wyboru uczuciowego Michała. Całkowita akceptacja, jaką okazujesz tej dziewczynie, jest czymś naprawdę niezwykłym!”. Cóż, rozumiem dziewczyny, przecież sama nią jestem! Pragnę, aby mój syn był szczęśliwy. Oczywiście, że nie zawsze jest, ale musi przejść swoją drogę. Najwięcej uczymy się przez cierpienie i ból i przed tym nie jestem w stanie go ochronić. Michał cieszy się, że w naszym życiu jest Helenka, co sprawia, że już na nim tak bardzo się nie koncentruję. Dla Michała moje szczęście również jest bardzo ważne. A Helenka… Nieustannie nas zaskakuje.
Czym ?
- Zdumiewa mnie jej zdolność abstrakcyjnego myślenia. Ma oczywiście mnóstwo lalek, ale cały czas wymyśla fikcyjnych przyjaciół. Ostatnio mój mały ciężarek do ćwiczeń uczyniła swoim… pieskiem! Przywiązała do niego sznurek, ciągała go za sobą i nazywała Wollis. Prowadziła z nim fascynujące rozmowy! Monthy Pyton to przy tym pikuś! Uwielbiam to, bo uczy mnie spontaniczności. Dla Helenki każda najdrobniejsza czynność jest powodem do radości. Ostatnio dużo podróżujemy, uwielbiamy nasze wyprawy i bliskość natury. Świetnie się czujemy zarówno pod namiotem, jak i w pięciogwiazdkowym hotelu. W życiu trzeba cenić wszystkie kolory, odcienie i smaki. Tego się od nas uczy, bo wychowanie wynosi się z domu.
Polecamy też: Joga z Agnieszką Maciąg. Część druga: poznajcie mudrę umożliwiająca szybkie zaśniecie WIDEO
Twój dom też pewnie był taki, jaka Ty jesteś teraz?
- A jaka ja jestem?
Zatopiona w refleksji. Trochę nieobecna.
- Ja nieobecna? Jestem jak najbardziej obecna! Jestem Bykiem, który mocno stoi nogami na ziemi, ale głowę ma w chmurach. Kiedyś byłam typem filozofa, ale teraz w pełni doświadczam życia. Czas na podsumowania i refleksję miałam pomiędzy prawie już dorosłym Michałem a momentem przyjścia na świat Helenki. Miałam wtedy więcej przestrzeni dla siebie. Coś mnie wtedy gnało, popychało do rozwoju. Czytałam po kilka książek w tygodniu, chodziłam na różne warsztaty, intensywnie ćwiczyłam jogę, podróżowałam, czerpałam ze wszystkich możliwych źródeł. Nie rozumiałam, co każe mi tak przyśpieszyć w rozwoju. Dziś myślę, że mój anioł stróż doradzał mi wykorzystanie czasu przed przyjściem na świat Helenki. Dzięki temu dokonała się we mnie przemiana. Teraz na warsztatach, które prowadzę, mówię: „Nazywam się Agnieszka, mam 46 lat, ale moje prawdziwe życie zaczęło się dziewięć lat temu.
5 z 8
Myślałaś kiedyś, że będziesz guru?
- Życie nieustannie mnie zdumiewa. Czy pisząc książkę „Smak miłości”, mogłam przypuszczać, że wiele dziewczyn będzie kładło się z nią spać, ponieważ czują emanujący z niej spokój, miłość i radość. Na moich warsztatach spotykam dziewczyny, które mówią: „Zakochałam się w tobie dzięki twojej zupie z imbirem, a teraz ćwiczę jogę, medytuję, zmieniłam swój sposób myślenia i całe swoje życie!”. Kiedyś chodziłam po wybiegach, nosiłam najpiękniejsze kreacje świata, byłam podziwiana, ale nie miałam nawet skrawka takiego poczucia szczęścia i sensu, jakie mam teraz. Nie czuję się guru, jestem tylko kobietą, która dzieli się swoim doświadczeniem. A to pomaga innym. Doskonale wiem, co podcina nam skrzydła, co odbiera nam siłę, poznałam te wszystkie demony, które żywią się ludzką energią każdego dnia. Znam strach, ból, cierpienie, znam wszystkie odcienie ludzkiej egzystencji. Poznałam życie do samego dna, we wszystkich jego kolorach i smakach.
Mówisz też o swojej depresji i jak ją uleczyć?
- Trudno mi dzisiaj stwierdzić, czy kiedyś cierpiałam na depresję. Takie stany są mi już teraz bardzo odległe. Wiem jednak, co powoduje, że staczamy się na nasze wewnętrzne dno i wiem, jak to zatrzymać. Wiem, co daje szczęście, a co je tylko udaje, co jest iluzją. Niestety, nasza cywilizacja zbudowana jest na ułudzie szczęścia.
Polecamy też: Dlaczego w życiu ważne są korzenie? Agnieszka Maciąg o świętach w rodzinnym domu
6 z 8
A co jest tą ułudą?
- Kreowanie poczucia sukcesu związanego z bogactwem, urodą, ciałem, stanem posiadania, byciem obiektem pożądania albo numerem jeden. Ludzie ciągle się ścigają, zamiast po prostu być ze sobą. W życiu poznałam mnóstwo pięknych i odnoszących sukcesy kobiet, które są głęboko nieszczęśliwe. Dla odprężenia wieczorem wypijają lampkę drogiego wina, a potem długo nie mogą zasnąć targane niepokojem. Byłam jedną z nich. Wyrwałam się z tej matni i zaczęłam myśleć samodzielnie. W moim świecie sama tworzę zasady, na przykład dotyczące młodości. Czuję się dzisiaj o wiele młodsza niż 20 lat temu! Mam w sobie dużo więcej energii, zapału, radości i ciekawości świata niż większość nastolatków! Wiem, że nie doda mi energii chodzenie w pidżamie przez całą niedzielę ani marnotrawienie czasu na oglądanie telewizji. Wiem, że jeśli pójdę wcześniej spać i wstanę rano, to dzień zacznie się lepiej. I że rano mogę zjeść śniadanie z moimi bliskimi, z którymi będę się dużo lepiej bawiła niż w najlepszym nocnym klubie w centrum Manhattanu. Rzuciłam palenie. Wyrzuciłam ze swojego menu wszystko, co mi nie służy. Teraz na myśl o alkoholu robi mi się niedobrze. To się zaczęło od jogi, kiedy moja nauczycielka, gdy zaprosiłam ją na pyszne wieczorne winko, powiedziała: „Wieczorem chętnie przyjdę, ale nie na winko, bo ja nie piję”. „Dlaczego?”, spytałam. „Czy jest coś złego w alkoholu?”. „Nie”, odpowiedziała. „Ale nie chcę tracić świadomości”. Zaczęłam przyglądać się sobie oraz rozmowom, jakie prowadzą ludzie przy alkoholu. Szkoda na to czasu. Fajnie, że Robert, mój mąż, też poszedł ze mną w tę samą stronę. Butelki wina, które przywoziliśmy z całego świata, do dzisiaj leżą w piwnicy i nabierają wartości. A moim jedynym nałogiem jest joga.
Ty ją znalazłaś czy ona Ciebie?
- Już jako dziecko uwielbiałam oglądać książkę moich rodziców „Hatha joga”. Jeszcze nie umiałam czytać, ale na podstawie umieszczonych w niej zdjęć próbowałam zakładać nogę na szyję, a w przedszkolu lubiłam siadać w pozycji lotosu. Joga cały czas była gdzieś we mnie, wołała mnie. Dziewięć lat temu przyjechała z Kanady do Polski Iwona, którą znam jeszcze z Białegostoku. Idąc na spotkanie z nią, po wielu latach, spodziewałam się, że zastanę kobietę dotkniętą przez życie, które nigdy nie szczędziło jej ciosów. Tymczasem drzwi apartamentu otworzyła mi promienna, radosna młoda dziewczyna! Doznałam szoku, bo wiedziałam, przez co w życiu przechodziła. Powiedziałam, że ja też tak chcę! A ona na to: „To właśnie jest joga”. I tak to się zaczęło. Dzięki jodze stałam się silna, odważna, mam moc, mam power, mam radość życia.
Polecamy też: Pojedynek na poradniki. Lewandowska, Chodakowska, Pawlikowska czy Maciąg? Która sprzedaje się najlepiej?
7 z 8
Ale też dzięki Twojemu mężczyźnie stałaś się taka jak teraz?
- Stałam się taka dzięki sobie. Nie uzależniam swojego szczęścia od innych osób. Gdyby tak było, skazałabym siebie na cierpienie, a ja decyduję się być szczęśliwą. Oczywiście mam szczęście, że spotkałam w życiu wspaniałego człowieka. Ale po pierwsze, przyciągnęłam go do swojego życia za pomocą swoich małych czarów, a potem musiałam nad tym związkiem wytrwale pracować. Związek z drugim człowiekiem zawsze jest pełen wyzwań. Nie możemy oczekiwać od naszego partnera, że będzie idealny. Nie będzie. Pamiętasz, mówiłam ci już, że kilka lat temu mieliśmy bardzo poważny kryzys, byliśmy blisko rozstania. I oboje pracowaliśmy, każde nad sobą. Jako dojrzali ludzie mogliśmy świadomie stworzyć dojrzały, dobry związek. Nie znaczy to jednak, że jest to zamknięta karta. Nie uzależniam mojego poczucia szczęścia od tego, jak danego dnia czuje się Robert. On ma przecież szalenie odpowiedzialną pracę, napięcia, terminy. Ja sama zarządzam swoimi emocjami i jestem twórcą mojego życia. Dzięki temu oboje możemy być szczęśliwi.
I nie miewasz tak zwanych nastrojów?
- Mnóstwo ludzi zadaje mi pytanie, czy ja się w ogóle kiedyś denerwuję. Prawda jest taka, że z natury jestem choleryczką. Jak mówi Robert, mam „szybki zapłon”. Kiedyś byłam rozbitkiem na szalejącym oceanie emocji. Jednym z powodów mojej przemiany było pragnienie, aby przejąć nad tym kontrolę. Oczywiście każdego dnia zdarzają się stresujące sytuacje, ale ja się już wewnętrznie nie miotam. Podobnie jak z wydaniem każdej mojej książki, również podczas najnowszego wydania DVD o jodze pojawiało się mnóstwo przeszkód. Zawsze gdy robimy w życiu coś ważnego i dobrego, coś rzuca nam kłody pod nogi, piętrzy problemy. Wiem o tym, więc ze spokojem i wiarą idę dalej. Wspaniale jest być na tym etapie.
Polecamy też: Polak, który fotografował Jamesa Bonda. Robert Wolański opowiada o pracy z gwiazdami mody i kina
8 z 8
Prowadzisz dziennik, zapisujesz każdy przeżyty dzień?
- Gdy urodziła się Helenka, założyłam dla niej zeszyt, w który wklejam zdjęcia i opisuję codzienne wydarzenia, uczucia, a zwłaszcza to, co Helenka mówi. Ten zeszyt to mój jeden wielki list do Helenki. Dostanie go, gdy będzie już dorosła. Będzie wiedziała, jak wiele radości wniosła do naszego życia. Codziennie dziękujemy jej za to, że nas sobie wybrała. Bo jestem pewna, że każda dusza wybiera sobie rodziców na tej ziemi.
Gdy patrzysz na jej zdjęcia tuż po urodzeniu…?
- Widzę małego, łysego Wolanka (śmiech), bardziej wyglądała na chłopczyka, ale dla nas była najpiękniejsza na świecie. Patrzyliśmy na nią z zachwytem i tak jest do dziś. Dajemy jej bezgraniczną miłość. I spokój, jaki jest w nas.
Ale mimo wszystko chyba nie jesteś łatwą partnerką?
- Zapytaj mojego męża. Nie mówi mi: „Trudno z tobą wytrzymać”, ale: „Ciągle na nowo mnie zachwycasz”. I mam nadzieję, że tak będzie jeszcze przez najbliższe 80 lat!
Polecamy też: Agnieszka Maciąg pokazuje córkę na okładce "Vivy!"