„Nie wstydzę się, że jestem zależny od żony”. Były rzecznik SLD Tomasz Kalita opowiada VIVIE! o walce z rakiem
- Krystyna Pytlakowska
Tomasz Kalita, chory na raka mózgu były poseł SLD i jego żona Anna udzielili poruszającego wywiadu VIVIE! Opowiedzieli jak wygląda ich życie z chorobą i jakie mają plany na przyszłość.
Diagnoza „glejak” oznaczała jeden z najzłośliwszych nowotworów. Nie da się go wyleczyć, można jedynie zaleczyć.
Tomek: Pierwsza myśl: Spotkało mnie najgorsze, praktycznie wyrok, ale nie mogę się załamać. Zacząłem uciekać więc przed tą świadomością, powiedziałem sobie, że znajdowałem się w życiu w różnych sytuacjach i że po prostu muszę sobie z tym poradzić. Zastosowałem mechanizm wyparcia: słowo „śmierć” surowo zakazane.
- Czy można całkiem zapomnieć o chorobie?
Tomek: Można sprawić, by nie stała się ona obsesją. Nie myśleć o niej po prostu. Ustalać sobie kolejne cele, takie na tu i teraz. Najpierw jak najszybciej wyjść ze szpitala, potem budować i spełniać marzenia, takie drobne, zwyczajne. Powrót do domu, wypicie kawy z Anią, wyjście z psem, wyjazd na weekend.
Anna pomaga Tomaszowi w codziennych czynnościach, bo nie wszystko jest on w stanie zrobić sam. To jeszcze bardziej cementuje ich związek.
Ania: Teraz myślę tylko, co mogę dla niego zrobić, jak sprawić, by Tomek lepiej się czuł. Bardziej komfortowo. Przecież dla niego, takiego przystojnego mężczyzny biegającego w garniturze i białej koszuli, nagle wszystko stało się bardzo trudne do zniesienia. Nie wymyślę mu leku na raka - myślałam - ale dzięki mnie może być czyściutki, ładnie pachnieć, nie brzydzić się własnej niemocy. Mogę ogolić go i umyć. Tomek nawet się śmieje mówiąc do mnie „mamusia”. „O mamusia wychodzi do pracy”. Dla mnie teraz on jest trochę moim mężczyzną, a trochę dzieckiem.
Tomek: Nie wstydzę się, że jestem zależny od Ani.
Ciężka choroba nie sprawiła, że Tomasz Kalita przestał marzyć czy planować przyszłość. Wręcz przeciwnie.
Ania: Przed chorobą Tomka myślałam, że gdy człowiek usłyszy taką diagnozę może będzie chciał odbyć podróż dookoła świata albo skoczyć ze spadochronem. A prawda jest taka, że nam nic nie potrzeba. Siedzimy sobie w naszym spokojnym mieszkanku i jesteśmy szczęśliwi patrząc, jak nasza suczka Iguśka bawi się piłeczką. Szczęście daje nam, że możemy razem kłaść się spać i razem się budzić. Nic więcej się nie liczy.
Tomek: Ale ja mam takie plany, że jeszcze dokonam czegoś dla siebie, dla nas. Może właśnie podróż do Wietnamu czy na koło podbiegunowe – jeszcze go nie widziałem! I chciałbym się wybrać z Anią do Nowego Yorku, ona tam nigdy nie była.
Ale podróże to nie jedyne plany.
Tomek: Mówię sobie: „Żyję, przecież żyję. Nie jestem warzywem, tyle już pokonałem”. I jeszcze dodaję, że chcę mieć dziecko, że będziemy mieć dziecko.
Ania: Jeżeli chemia w tym nie przeszkodzi. Bardzo wierzymy, że nie.
Więcej w najnowszym wydaniu VIVY!