Reklama

Mistrz tańca towarzyskiego. Obdarzony charyzmą. Dla swojej pasji wiele poświęcił. Bo taniec to zaborcza kochanka. Robert Kochanek w niezwykle szczerej rozmowie z Beatą Nowicką o drodze do sukcesu, poświęceniu i miłości. Jaki jest jego ideał kobiety? Czy żałuje swoich wyborów? "Przez lata liczył się tylko mój taniec, mój rozwój, moja kariera, nie dopuszczałem do swojego życia żadnej kobiety", mówi.

Reklama

Robert Kochanek o życiu prywatnym. Dla tańca poświęcił życie osobiste

Taniec jest zaborczą kochanką. Poświęcił Pan dla tańca życie osobiste?

Niestety tak. Ale na własne życzenie. Przez lata liczył się tylko mój taniec, mój rozwój, moja kariera, nie dopuszczałem do swojego życia żadnej kobiety. Wykonując zawód tancerza, musisz mieć za partnerkę życiową albo tancerkę, albo bardzo wyrozumiałą kobietę. Dobry związek działa jak… dobry biznes. Zakładasz z kimś spółkę, wspólnie prowadzicie rozmowy, ustalacie plan działania i biznes się rozwija, zarabiacie. Jeśli masz partnerkę, z którą rozmawiasz, jesteś wrażliwy i wyczulony na jej potrzeby – a ona na twoje – związek działa. Obok miłości musi być też szacunek, który sprawia, że chcecie razem iść przez życie.

Mama jest Pana dobrym doradcą. Jakiej mądrej rady ostatnio Panu udzieliła? Ożeń się, synku?

(śmiech) Już przestała, bo to było jak grochem o ścianę. Mój 40-letni brat ma głowę w biznesie i też nie założył rodziny. Szczęście każdy z nas inaczej definiuje. Jeden potrzebuje willi z basenem, ja czuję się szczęśliwy w towarzystwie bliskich i przyjaciół. Samotność mi nie przeszkadza. Całą miłość przelewam na pieska. Sześćdziesiąt cztery kilo do kochania! Fidel, pieszczotliwie nazywany Niunio. Jest wspaniały. Pokażę pani zdjęcie…

Czytaj też: Dzięki niemu Polska zagra w Euro 2024! Wojciech Szczęsny po wygranym meczu wydał ważne oświadczenie

Piotr Porębski

Chyba pożarłby mnie na śniadanie…!

(śmiech) Niunio tylko tak wygląda, jest przekochany.

Wierzę. Budzi się Pan rano i…

…i się uśmiecham, bo przy łóżku stoi moja morda, patrzy na mnie i merda ogonem. Cieszy się, że mnie widzi. Bez względu na porę. Dwa razy w tygodniu zaczynam dzień o 4.30. O 6 jestem już na sali treningowej. Emocje, które mnie rozsadzają, musiałem wyrzucić z siebie w sztukach walki, więc wróciłem na matę. To mi daje megakontrolę. Poza tym zmęczenie fizyczne zawsze działa dobroczynnie na duszę i ciało.

To prawda. Potrafi Pan opisać swój ideał kobiety?

Zdecydowana, ciepła, opiekuńcza, trochę zachowawcza. Twardo stąpająca po ziemi. Wiedząca, czego chce. Człowiek, który zna swoją wartość, jest w życiu bezpieczny. Czasem potrzebujemy wielu lat, żeby to odkryć. To jak z piosenkami. W młodości słuchasz głównie linii melodycznej i jesteś zachwycony. Dorastając, wsłuchujesz się w tekst. Możesz się w nim przejrzeć, czegoś nauczyć.

Żałuje Pan czegoś?

Tak. Dwóch rzeczy. Kiedy mama dawała mi pieniądze na lekcję angielskiego, to szedłem na wagary. Jestem na siebie zły, bo mój angielski pozostawia wiele do życzenia. W czasie pierwszej edycji „Tańca z Gwiazdami” poznałem fantastyczną kobietę, która chciała mieć ze mną dziecko, a ja… nie miałem czasu. Dziś bardzo żałuję. Byłbym szczęśliwym tatą. Miałbym córkę albo syna, czerpalibyśmy radość z bycia razem. Zawsze uważałem, że lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, nawet źle, niż tego, czego się nie zrobiło, na przykład ze strachu czy lenistwa. Nie ma lepszej lekcji niż nauka na własnych błędach.

Cały wywiad do przeczytania w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 28 marca.

Reklama

Sprawdź też: Wnuk Englerta podbija salony! Niewielu wie, że jego mamą jest znana aktorka

Piotr Porębski
Krzysztof Opaliński
Reklama
Reklama
Reklama