Reklama

Polak z wyboru serca. Przez ponad 20 lat wyprodukował wiele gwiazdorskich programów. W innych pokazuje świat, którego nikt nie chce oglądać. „Jestem starą duszą, która czyta ludzi”, mówi o sobie. I opowiada Beacie Nowickiej o śmierci mamy, życiu nad przepaścią, bezdomności, ale też o nadziei, cudach i wielkiej miłości.

Reklama

Skąd w Tobie tyle empatii, współczucia, zrozumienia dla drugiego człowieka?

Rinke Rooijens: Nie wiem… Może na długo zapomniałem o samym sobie? Bardzo lubię komuś sprawiać przyjemność. Poza tym ciężko mi brać od innych, mam z tym problem. Wolę dawać, pomagać, wspierać. Od dziecka tak mam. Jako mały chłopiec robiłem śniadania dla mojej mamy, dla taty – jajka gotowane trzy minuty, kanapki. Przynosiłem im do łóżka albo nakrywałem do stołu. Bardzo szybko dorosłem i chyba trochę straciłem dzieciństwo.

Dlaczego?

Rodzice rozwiedli się, kiedy miałem sześć lat. Mama była znaną w Holandii aktorką, dużo grała, w domu zawsze były jakieś opiekunki. Myślę, że nie było jej łatwo wychowywać mnie i moją młodszą siostrę. Pamiętam, jak w wieku dziewięciu lat powiedziałem mamie, że sam zajmę się Roene i może na mnie polegać. Rano spała, bo późno wracała z teatru, a ja odprowadzałem siostrę do szkoły. Po południu ją odbierałem, bo mama była już z powrotem w teatrze, podgrzewałem jedzenie, pilnowałem, żeby w domu wszystko toczyło się sprawnie. Ojca rzadko widywaliśmy. Był znanym reżyserem, ciągle pracował. Czułem przed nim lęk, bo był wymagającym, charyzmatycznym facetem. Ze strachu często go okłamywałem. A mama była bardzo emocjonalna. Miała problemy z alkoholem, depresję. Chyba podświadomie kryłem ją przed tatą, nigdy nie powiedziałem: „Pomóż mamie”. Teraz żałuję, że tego nie zrobiłem.

Zobacz też: Omenaa Mensah: „W tej szerokości geograficznej, czyli w Polsce, jestem inna

Ale przecież byłeś dzieckiem!

No tak, ale potem, jako nastolatek, zacząłem wykorzystywać fakt, że rodzice nie potrafią się dogadać. Jak mi nie było wygodnie u mamy, szedłem do taty. Jak było źle u taty, wracałem. Dlatego tak bardzo zależało mi, żebyśmy dogadali się z Kasią. Kiedy nasz syn Roch miał sześć lat, doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie, jak się rozstaniemy. Historia zatoczyła koło. To była dla mnie porażka. Bałem się o Rocha. Doskonale pamiętałem, jakie to przeżycie dla dziecka. Moi rodzice tak bardzo się nie znosili, że nie umieli nawet pięć minut porozmawiać spokojnie. Bardzo mnie to bolało. Obiecaliśmy sobie z Kasią, że z nami będzie inaczej. Oczywiście bywało różnie. Na początku nie wiedziałem, co zrobić. Nie chciałem wracać do Holandii, bo bałem się, że skończy się na tym, że przez rok nie będę widział syna. Chciałem z nim być. Pamiętam, jak poszliśmy z Roszkiem na basen i on nagle zaczął bardzo płakać, bo nie rozumiał, dlaczego tata i mama lubią się, a nie są razem.

[...]

Mateusz Stankiewicz/SameSame

Każde pokolenie popełnia swoje błędy. Usłyszałeś od ojca sensowną radę, kiedy wchodziłeś w dorosłe życie?

Od ojca? Nie! Uważał, że powinienem chodzić do szkoły i dobrze się uczyć, a ja mam dysleksję i dysortografię. Ojca interesowały stopnie, a ja mu tłumaczyłem, że jestem od praktyki, a nie od teorii. Jako 13-latek wystąpiłem w jednym z wielkich spektakli słynnego Roberta Wilsona. Mama wysłała mnie siłą. Mówiła: „Rinke, musisz iść, to będzie piękny 24-godzinny, międzynarodowy spektakl, który zagracie na otwarcie olimpiady w Los Angeles”. Swój fragment spektaklu graliśmy w Rotterdamie, a potem w Théâtre de la Ville w Paryżu. Widziałem, jak mojej mamie błyszczały oczy. Była spełniona i tak bardzo dumna ze mnie. A ja bardzo pragnąłem akceptacji ojca, która przyszła, ale dużo później. Wtedy często uciekałem z domu. Był moment, że parę dni spędziłem na dworcu w Amsterdamie, dlatego potem bezdomni mieli do mnie zaufanie. Jako 17-, 18-latek zamieszkałem w akademiku z kumplami. Był alkohol, zabawa, ale też praca. Imprezowaliśmy do trzeciej nad ranem, potem oni spali cały dzień, a ja szedłem do pracy. Pracowałem wtedy w stacji telewizyjnej jako roadrunner. Umówiłem się z nocnym ochroniarzem, że będzie do mnie rano dzwonił tak długo, aż się obudzę i oddzwonię. Dzięki niemu zawsze byłem w pracy. On i ta praca naprawdę mnie wtedy ratowały.

Swoich bezdomnych bohaterów pytasz, co ich boli, przed czym uciekają. Przed czym Ty tak uciekałeś?

Po samobójstwie mamy miałem tak silne wyrzuty sumienia i tak dużo pretensji do siebie, że długo nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Mama popełniła samobójstwo, kiedy miałem 18 lat. To była jej trzecia próba, ale wcześniej zawsze zdążałem na czas. Tamtego dnia dzwoniła do mnie parę razy, a ja nie odebrałem, bo… pracowałem. Miałem swoje życie, byłem już zmęczony jej ciągłym złym stanem psychicznym i przytłaczającą odpowiedzialnością. Być może gdybym wtedy spotkał się z nią, nie zrobiłaby tego… Przez kilkanaście lat nie mogłem się pozbierać. Pogubiłem się. Dopiero w Polsce powoli zacząłem wracać do równowagi.

Sprawdź też: Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyes - razem na przekór wszystkim. Jak zaczęła się ich miłość?

ZUZA KRAJEWSKA
KAMIL PIKLIKIEWICZ/Dzien Dobry TVN/East News
Reklama

Rinke Rooyens, Joanna Przetakiewicz, Dzień Dobry TVN, Warszawa, 18.01.2020 rok

Reklama
Reklama
Reklama