Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens, VIVA! 23/2020
Fot. Mateusz Stankiewicz/SameSame
HISTORIA MIŁOŚCI

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens — razem na przekór wszystkim. Uzdrowiła go miłość

Trzy lata temu powiedzieli sobie "tak". Małżonkowie pokazali zdjęcia z uroczystości

Gabriela Czernecka 29 września 2023 11:38
Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens, VIVA! 23/2020
Fot. Mateusz Stankiewicz/SameSame

Poznali się ponad dziesięć lat temu, przed pierwszym pokazem marki La Mania. Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens wtedy nie mieli okazji pogłębić swej znajomości. Dopiero po latach, jedno spotkanie sprawiło, że oboje poczuli, że to coś więcej niż przypadkowa znajomość. Znajomi ostrzegali ją przed nim, ale ona poszła za głosem intuicji i dziś niczego nie żałuje! Dokładnie trzy lata temu para stanęła na ślubnym kobiercu, „Na podstawie doświadczeń widzę, że naszym największym błędem jest to, że przestajemy wierzyć w przyjaźń, szczerość uczuć, w końcu w miłość. A małżeństwo jest ukoronowaniem każdego związku", mówiła Joanna Przetakiewicz!

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens świętują 3. rocznicę ślubu

Popularna projektantka i znany producent są ze sobą od 2018 roku. Dzisiaj zakochani świętują trzecią rocznicę ślubu. To był dla nich wyjątkowy dzień pełen emocji i wzruszeń. „Rinke pokazał mi, że czasem do życia warto podejść nieco naiwnie, bo to jest bardzo zdrowe. I pomaga”, mówiła Joanna Przetakiewicz w rozmowie z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską w listopadzie 2020 roku.

„Lubię robić Asi niespodzianki. Jakiś mały liścik na poduszce rano, śniadanie do łóżka, bukiet kwiatów, balony z wyznaniem miłości. Widzę, jak ją to cieszy, jak świecą jej się oczy… Czy ktoś, kto nie robi małych rzeczy, może zrobić rzeczy wielkie? I czy idąc dalej, czy ktoś, kto nie cieszy się z drobiazgów, może cieszyć się z czegokolwiek? Bardzo ładnie powiedział mi syn Asi Aleks, że obserwuje nasz związek i nigdy nie widział takiej pięknej, czystej miłości”, opowiadał Rinke. I właśnie w ten sposób mąż Joanny Przetakiewicz postanowił ją zaskoczyć.

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens, VIVA! 23/2020

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens każdego dnia udowadniają, że nigdy nie jest za późno na poznanie miłości swojego życia! Trzy lata temu powiedzieli sobie sakramentalne tak. W tym roku wyjątkową rocznicę postanowili celebrować w Madrycie - nim jednak opuścili Polskę, na profilu projektantki pojawiło się piękne zdjęcie z uroczystości, która odbyła się w Grecji. Joanna Przetakiewicz opublikowała post, w którym podkreśliła między innymi, za co najmocniej kocha swojego męża...

"Kocham twoją wrażliwość, siłę, delikatność i dojrzałość. Twoją przyjaźń i wsparcie. Kiedy jest słońce i kiedy zbierają się czarne chmury i leje deszcz. Kocham też twoją świętą cierpliwość do mnie. Wiemy oboje, że jestem wyzwaniem. Nie dla mięczaków ani amatorów" - napisała w opisie zbioru fotografii.

CZYTAJ TAKŻE: Adam Woronowicz dla ukochanej zachował czystość aż do ślubu. Agnieszka jest jego największą opoką

Rinke Rooyens nie pozostał jej dłużny i również zamieścił serię wpisów poświęconych ukochanej, którą określił czule jako Wonderwoman. "Spotkanie ciebie było przeznaczeniem, zostanie twoim przyjacielem - wyborem, a kochanie cię było poza moją kontrolą. Nie jesteś tylko centrum mojego życia, jesteś całym moim życiem. Żyję na tym świecie dzięki tobie, bo jesteś dla mnie wszystkim".

Małżonkom życzymy wszystkiego najwspanialszego w tym przepięknym dniu! Tymczasem z okazji rocznicy przypominamy niezwykłą historię ich miłości...

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens - jak się poznali?

W wywiadzie dla magazynu Pani projektantka swoją pierwszą randkę z ukochanym: „To było 14 grudnia 2017 roku. Uprzedziłam go, że wkrótce wyjeżdżam na dłużej, więc lepiej, żebyśmy potraktowali to jako spotkanie z serii romantycznej kolekcji chwil. Od progu zaniemówiłam! Mnóstwo zapalonych świec, kadzidełka, setki kwiatów, muzyka, szampan i truskawki. Tego wieczoru Rinke oddziaływał na wszystkie moje zmysły. Nie spodziewałam się aż tak wielkiej czułości. Bliskości”, mówiła Joanna Przetakiewicz.

Rinke Rooyens zrobił na niej ogromne wrażenie, ale niektórzy znajomi ją przed nim ostrzegali: „Uważaj na niego, on jest jakiś dziwny”, mówili. Joanna konsekwentnie powtarzała jednak, że będzie podejmować wszystkie decyzje zgodnie z tym, co podpowiada jej intuicja. Szybko zaczęła dostrzegać jego kolejne zalety. Co ją w nim ujęło? „Siła i delikatność, temperament i wrażliwość, odpowiedzialność i poczucie humoru, dystans do siebie. I coś, co cenię najbardziej: wielka empatia”, zaznaczała.

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens, VIVA! 23/2020
Fot. Mateusz Stankiewicz/SameSame

Parę słów o ich związku powiedział także sam Rinke. Wyznał wprost, że Joanna już dawno temu wpadła mu w oko, ale jak przyznaje, nigdy nie sądził, że kiedykolwiek będą razem. Jak on pamięta ich pierwsze wspólne chwile? „Wreszcie doszło do spotkania, które zmieniło wszystko. Czasem nasze wyobrażenie o kimś może runąć, gdy spędzimy ze sobą wiele godzin. Tutaj było odwrotnie. Asia nie mogła znikną z moich myśli. Napisałem: >>Jesteś dla mnie jak narkotyk!<<. I kiedy przyleciałem do niej do Londynu, zostaliśmy parą”, opowiadał.

Rinke Rooyens mówił wprost dla magazynu Pani: „Joanna jest dla mnie ucieleśnieniem chłopięcego marzenia, niczym kobieta z plakatu”. To dzięki niej, zaczął akceptować siebie i swoje życiowe wybory, a jak sam przyznaje, to pierwszy krok do udanego związku: „Najważniejsze jest jednak to, że Joanna stworzyła mi dom, że o mnie dba. Moi rodzice rozstali się w burzliwy sposób, jak miałem 6 lat. Nie wiedziałem nawet, jak dom powinien wyglądać".

ZOBACZ TAKŻE: Wzięli ślub głównie dla córki. Katarzyna Bujakiewicz i Piotr Maruszewski od lat tworzą zgrany duet

„Przez kolejne lata zdarzały się różne momenty. Dzisiaj czuję, że wszystko układa się tak, jak powinno. Bliscy zauważyli, że stałem się bardziej pogodny, szczęśliwy. Usłyszałem od kolegi, że wreszcie śmieją mi się oczy. A co ja daję Asi? Miłość! Pełen wachlarz uczuć, atencję, opiekuńczość. Jestem przy niej, kiedy tylko mogę, dużo rozmawiamy, doradzamy sobie nawzajem”, zdradza. „Nie rzuciłam się w ten związek jak na głęboką wodę. Nie byłam pewna, czy chcę przestać być singielką. Życie dojrzałej spełnionej zawodowo kobiety, która ma odchowane dzieci, jest bajką i przygodą”, opowiadał w wywiadzie dla Pani.

Joanna Przetakiewicz przyznaje, że uczyła się na błędach, a tych popełniła niemało, ale jak mówi: „Jestem po dwóch rozwodach, prowadzę własne firmy. Moje priorytety się zmieniały. Budowałam swoje życie kilka razy. Jako żona, rozwódka, pracująca mama trzech synów rozumiem kobiety. Pokazuję na moim przykładzie, że w każdym wieku można zacząć życie na nowo. A najważniejsze, że szczęścia można się nauczyć. Wystarczy chcieć.”

Gdy projektantka była gościem słynnego już podcastu Żurnalisty, znów szczerze opowiedziała w nim o relacji z mężem i o tym, jak wiele przeszli jako para. Podkreśliła, że miłość była z nimi w najtrudniejszych momentach życia. Kiedy Rinke wylądował w szpitalu i mówiono, że nie ma już szans na wyzdrowienie, Przetakiewicz pewnego dnia powiedziała ukochanemu, że się na to nie zgadza. Kazała mu wstać i wyzdrowieć, bo chce wyjść za niego za mąż i mieć go przy sobie przez kolejnych 50 lat życia. Po tych słowach stało się coś niesamowitego. "Wstał i od tego momentu się wyleczył" - wspominała poruszona Joanna Przetakiewicz.

Ślub Joanny Przetakiewicz i Rinke Rooyensa

Joasia i Rinke wzięli ślub w Grecji w 2020 roku. Uroczystość odbyła się tylko w gronie najbliższych. 29 września 2020 roku odbył się ślub cywilny pary, który odbył się w Polsce, w domu Joanny Przetakiewicz. Świeżo upieczeni małżonkowie nie zrezygnowali jednak z hucznego wesela w Grecji.

Z perspektywy czasu dostrzegam, że wszystko, co robiłam na co dzień i nie na co dzień, gdy jestem w związku z Rinke, jest dużo lepsze niż wtedy, gdy byłam sama. Wiadomo, życie we dwójkę jest inne niż w pojedynkę i trzeba liczyć się z opinią tej drugiej osoby. Ale po raz pierwszy jestem w związku z mężczyzną, który nie jest zaborczy. Wiem, że niczego nie muszę. Nie muszę poświęcać czegoś, bo on będzie miał pretensję albo źle coś odbierze. Nie mam takich obaw. A do tej pory miałam. Chociaż przepraszam, jest jeden kompromis… Musiałam dołożyć wieszaki z ubraniami w mieszkaniu w Londynie. W związku z tym w domu jest lekki bałagan, czego nie lubię (śmiech)”, mówiła Joanna Przetakiewicz w rozmowie z Katarzyną Przybyszewską-Orotonowską zaledwie miesiąc po ślubie.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Jest szczęśliwie zakochana, już nie ukrywa tej miłości. Elżbieta Romanowska zdradziła nam prawdę o związku

Trudno mówić o kompromisach, gdy każdego dnia budzę się obok mojej żony i myślę, że jestem wyjątkowym szczęściarzem. Nie każdy tak ma. Uwielbiam w Asi, że jest zawsze pozytywna, ja zresztą też. Dużo się śmiejemy i śmiech naprawdę bywa lekarstwem na trudne sprawy. Ale to, że się dogadujemy, wcale nie znaczy, że we wszystkim jesteśmy podobni", komentował z kolei Rinke Rooyens. 

Poniżej przypominamy wywiad pary, którego udzielili zaledwie miesiąc po ślubie. Rozmowę poprowadziła Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska. Ukazał się on w listopadzie 2020 roku na łamach magazynu VIVA!. 

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens, VIVA! 23/2020
Fot. Mateusz Stankiewicz/SameSame

Magazyn VIVA! Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens - wywiad archiwalny

Mężczyzna z przeszłością, kobieta po przejściach. Albo odwrotnie. Dojrzali ludzie, którzy odnaleźli się w zwariowanym świecie i postanowili zawalczyć o miłość. Ich ślub był potwierdzeniem, że nie można rezygnować z marzeń,  a najważniejsze w życiu to mieć obok siebie kogoś, na kim bezwarunkowo można polegać. Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens w niezwykłej rozmowie z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską. Szykujcie chusteczki! Będzie i wesoło, i wzruszająco.

Dlaczego w ogóle zdecydowaliście się na ślub?

Joanna: Bo wierzymy w małżeństwo.

Wiele ludzi twierdzi dziś, że ślub jest niepotrzebny. To papierek, przeżytek…

Joanna: Tak najczęściej mówią ci, którzy nie są pewni osoby, z którą tworzą związek. Albo ci, którzy przestali wierzyć w miłość. Zostali zranieni, zdradzeni, ktoś złamał im serce… I za wszelką cenę udowadniają, że miłości nie ma, że relacje to fałsz, trwają krótko, niszczą… Byłam jakiś czas temu w Nowym Jorku na talk-show Oprah Winfrey. Oprah opowiadała o swoim traumatycznym dzieciństwie, okrucieństwie, jakiego doświadczyła. I na koniec tej opowieści powiedziała, że jej największą wygraną w życiu, największym sukcesem jest to, że nigdy nie przestała kochać ludzi i wierzyć w ludzi. Ja nie mam takich przejść jak Oprah, ale na podstawie doświadczeń widzę, że naszym największym błędem jest to, że przestajemy wierzyć w przyjaźń, szczerość uczuć, w końcu w miłość. A małżeństwo jest ukoronowaniem każdego związku. Deklaracją lojalności, że będę z tobą na dobre i na złe.

Rinke, po co Tobie potrzebny był ślub?

Rinke: Siedzę teraz obok kobiety moich marzeń i choć od początku naszego związku chciałem poślubić Joannę, to trudno mi było wyobrazić sobie, że będę kiedyś do niej mówił „moja żona”. Kiedy kilka dni po naszym ślubie w Grecji w jakiejś knajpie tak właśnie przedstawiłem Asię, byłem wzruszony. Mam 50 lat i nigdy nie miałem rodziny. Moi rodzice rozstali się, co bardzo przeżyłem. Próbowałem budować małżeństwo z Kasią (Kayah – przyp. aut.), ale oboje byliśmy za młodzi. Nie udało się. Na szczęście została piękna przyjaźń. Teraz po raz pierwszy w życiu czuję się dobrze sam ze sobą i jest we mnie dużo miłości, którą mogę dać drugiej osobie. Więc kiedy Joanna pojechała latem z synami do Grecji i przeczytała po raz kolejny historię naszej relacji w jednym z magazynów, zadzwoniła do mnie w emocjach i krzyknęła do słuchawki: „Rinke, pobierzmy się! Nie czekajmy! Zróbmy to natychmiast!”.

Joasiu, czy mam rozumieć, że to Ty się oświadczyłaś Rinke?

Joanna: Rinke zaproponował ślub krótko po naszym poznaniu. Było to, jak na niego, mało romantyczne, bo po prostu zapytał, czy nie chciałabym zalegalizować naszego związku? Odpowiedziałam, że po co? Że przecież jest dobrze tak, jak jest. I może tak by zostało… Kto wie… Rozpędzeni w codzienności nie dostrzegamy najważniejszych rzeczy. Wydarzenia jednej chwili lub dnia mogą sprawić, że twój szczęśliwy, poukładany świat rozpada się jak domek z kart. W lutym Rinke zachorował na ciężkie zapalenie płuc. Każdego dnia było coraz gorzej. Dwa antybiotyki, potem trzeci i czwarty. I nic. Żadnej poprawy. Kiedy przez kilka dni leżał bez sił, zadzwoniłam do Holandii, do taty Rinke, żeby natychmiast przyleciał. Gdy zobaczył syna, powiedział, tego nigdy nie zapomnę, że Rinke jest jak „tonący ptak”, że już nic do niego nie dociera… Patrzyłam na niego. Leżał bez ruchu, pod kroplówkami, miał zamknięte oczy. Czy naprawdę mogłabym go stracić? Czy trzeba strachu, by przewartościować życie, dostrzec, co naprawdę jest ważne? Znajomy bioenergoterapeuta powiedział mi wtedy: „Joanna, mów do niego, mów, mów jak najwięcej. Powiedz mu coś, co go uleczy”. I przypomniałam sobie nagle tę nieśmiałą propozycję Rinke i zrozumiałam, że to moje symboliczne „tak” może być da niego bardzo ważne, że może być motywacją do życia, czymś, co go poderwie z nicości. Był już wieczór, nie zastanawiając się, wsiadłam w samochód, wróciłam do szpitala i, stojąc nad jego łóżkiem, powiedziałam: „Kochanie, musisz wyzdrowieć! Musisz wstać, bo potrzebuję cię na kolejne 50 lat życia! Chcę być tylko z tobą i chcę być twoją żoną!”.

Rinke: I ja się wtedy obudziłem. Wyzdrowiałem w przeciągu najbliższych dni. 

Dziękuję, że chcieliście się podzielić taką wzruszającą historią.

Joanna: Mieliśmy trudny rok, trudny czas. Najpierw zachorował Rinke, potem zachorowała moja mama. Po wielu badaniach okazało się, że wszystko jest w porządku, ale znowu poczułam zagrożenie. Uświadomiłam sobie, że ona ma już 79 lat, tata Rinke – 80. Do tego pandemia, utrata poczucia bezpieczeństwa, brak stabilności, niepokój, co będzie za tydzień, dwa… Więc kiedy byłam w tej Grecji, pomyślałam, że na co właściwie mamy czekać? Jesteśmy razem prawie trzy lata, zbudowaliśmy już wprawdzie wspólne życie, nasze rodziny się zaprzyjaźniły… Ale potrzebujemy postawić „kropkę nad i”, żebyśmy potem nie żałowali, że tego nie zrobiliśmy, bo to, co dzieje się na świecie, nam to uniemożliwi. Bardzo zależało nam również, żeby nasi rodzice w pełni sił i zdrowia celebrowali ten moment z nami. 

W jakim momencie życia było każde z Was, gdy się poznaliście?

Rinke: Ja po latach nareszcie zacząłem sam siebie akceptować i kochać.

Dlaczego się wcześniej nie akceptowałeś?

Rinke: Wiele rzeczy mi się w życiu nie udało. Byłem samotny, uciekałem w używki, miałem problem z alkoholem. Zagubiłem się. Któregoś dnia zrozumiałem, że dopóki sam w sobie nie odnajdę szczęścia, nie będę mógł go dać innej osobie. Rozpocząłem pracę nad sobą. Akurat wtedy zacząłem kręcić program o bezdomnych „Na krawędzi”. Poznałem ludzi, którym w życiu nie wyszło, którzy nie mieli nic, a bardzo chcieli żyć. Wysłuchałem ich wstrząsających historii, co też pomogło mi wsłuchać się w siebie. Zmieniliśmy na lepsze życie wielu z nich, co przyniosło mi niezwykłą satysfakcję. Zacząłem robić kolejne podobne projekty, które dawały mi spełnienie. Był listopad 2017. I wtedy właśnie dostałem od Joasi zaproszenie na jej 50. urodziny…

Joanna: Kiedy spotkałam Rinke, miałam już za sobą wiele etapów, emocji, sukcesów, porażek. Miałam już za sobą małżeństwo, które trwało 16 lat, trójkę dzieci. Potem byłam w 10-letnim związku z Janem, który był moją wielką miłością. To był piękny, bardzo intensywny związek, a tempo naszego wspólnego życia gigantyczne. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że byliśmy razem nie 10, a 30 lat. Krótko po tym, jak się rozstaliśmy, Jan zachorował, a dwa lata później zmarł. Bardzo ciężko to przeżyłam. To był ciąg traumatycznych wydarzeń, które mnie emocjonalnie wyczerpały. Pomogli przyjaciele, praca, czas… Dwa lata później spędzałam sylwestra z przyjaciółmi w Sankt Moritz. O północy moja przyjaciółka Aldona zapytała: „Asia, czego byś sobie życzyła najbardziej?”. Spojrzałam na nią i bez namysłu odpowiedziałam: „Osiągnęłam już taki spokój i równowagę, że chciałabym, by się już nic nie zmieniało”. I kiedy te słowa wyleciały w przestrzeń, zrozumiałam, że sama siebie oszukuję, bo właśnie chcę, żeby się coś zmieniło. Jestem na to gotowa, jestem emocjonalnie wypoczęta po tym wszystkim, co się wydarzyło. Już złapałam balans, który mi pozwala znów się otworzyć. Jakiś czas później pojawił się Rinke…

Z tego, co wiem, nie było to Wasze pierwsze spotkanie…

Rinke: Spotkaliśmy się dziewięć lat temu…

Joanna: …gdy ja organizowałam pierwszy pokaz La Manii. I ta sama przyjaciółka Aldona poleciła mi firmę producencką Rochstar, twierdząc, że to jedyna, którą może mi z czystym sumieniem zarekomendować. Spotkaliśmy się. Rinke zrobił na mnie doskonałe pierwsze wrażenie. Potęga tego momentu jest nie do przecenienia. Czasami ludzie zapominają o tym, a tymczasem to pierwsze wrażenie może zbudować szansę i możliwości na przyszłość. Pamiętam, co bardzo zabawne, że chciałam wtedy wyswatać Rinke z moją koleżanką, która rozstała się z chłopakiem. Wprawdzie nic z tego nie wyszło, ale zauważ, jak dobrze musiałam myśleć o nim, skoro polecałam go bliskiej osobie (śmiech).

Rinke: A jak wielkie wrażenie musiała zrobić na mnie Joanna, że kiedy po latach dostałem od niej SMS z zaproszeniem na urodziny, pomyślałem, że byłoby wspaniale, gdybym mógł spędzić urodziny tylko z nią. Odpisałem, ona też odpisała…

Podobno wcale nie jest łatwo, „jak się zejdą raz i drugi kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach”, jak to pięknie kiedyś napisała Agnieszka Osiecka.

Joanna: Zupełnie nie rozumiem, dlaczego niektórzy twierdzą, że później jest trudniej. Odwrotnie. Później jest dużo łatwiej. Już wiemy, co jest ważne, co budować, a co ignorować. Będąc dojrzałym, już wiemy, jak się wspierać, a nie spierać. Doceniać, a nie oceniać. Umiemy wybaczać. Umiemy dawać i brać: miłość, troskę, czułość. Słuchamy i słyszymy się nawzajem. Mamy więcej czasu i uważności na siebie. Kiedy wchodzi się w związek, tak jak ja w swoje pierwsze małżeństwo, w wieku 21 lat, staje się to kluczowym momentem życia. Ludzie decydują się na dzieci, na wspólny dom, kredyty. Często jest to rodzina, studia i praca jednocześnie. I nie zawsze jest jak w bajce. Przygniata ogrom obowiązków, na które wcale nie byli gotowi. Tak, młodym parom jest znacznie trudniej, bo większa jest odpowiedzialność takiej decyzji. Z drugiej strony młodzi ludzie są bardziej beztroscy. Wiedzą, że mają przed sobą całe życie, mnóstwo czasu i pewną lekkość bytu, która pozwala im na popełnianie błędów. Nie przeżyli trudnych doświadczeń, więc mniej w nich strachu przed rozczarowaniem.

Rinke: Miałem 28 lat, kiedy ożeniłem się po raz pierwszy. Wyjechałem ze swojego kraju, zamieszkałem w nowym, mama już nie żyła, 

straciłem też kontakt z ojcem. I choć z Kasią oboje staraliśmy się o nasz związek, nie udało się. Moi rodzice rozeszli się, jak miałem sześć lat, nasz syn Roch miał tyle samo, gdy się rozstawałem z żoną. I bardzo przeżywałem, że zafundowałem mu to, czego i ja doświadczyłem jako dziecko. Myślę, że dlatego też byłem taki samotny, nie chciałem się otwierać, decydować na nowy związek, w którym mogłoby się pojawić kolejne dziecko. Pierwsze, z mojego punktu widzenia, w jakiś sposób zawiodłem, bo nie dałem mu takiej rodziny, o jakiej sam marzyłem…

Joanna: Zobacz, jak z wiekiem nagrywamy sobie na „twardy dysk” lęki, traumy, rozczarowania, zranienia, upokorzenia czy zawstydzenia. Skoro mi się nie udało raz czy drugi, nie uda się kolejny. Tymczasem, wiem to po sobie, tyle błędów popełniłam w trakcie poprzednich związków, że ich nie powtórzę. I już wiem, co powinnam docenić w mężczyźnie, na jakich aspektach wspólnego życia skupić się bardziej, co odpuścić i jak nie wynajdować sobie problemów, bo życie i tak je przynosi, chcemy tego czy nie.

Czyli dlaczego jest łatwiej takim parom jak Wy?

Rinke: Bo robimy, co chcemy, a nie to, co musimy. Każde z nas miało swój dom. Na początku to ja wprowadziłem się do Asi, zostawiłem wszystko za sobą. Chciałem tylko być z nią. Kiedy rozpoczęła się pandemia, pomyśleliśmy, że miło byłoby spędzić święta Wielkanocy w moim domu w Konstancinie, który tyle czasu stał pusty. Mieliśmy zostać kilka dni, ale po kilku dniach Asia powiedziała: „A dlaczego nie mielibyśmy tu zamieszkać? Jest cudownie”. Byłem przeszczęśliwy. Wracając do pytania, jest nam łatwiej, bo pewne ważne życiowe lekcje mamy już za sobą. Jesteśmy dojrzali, nie będziemy mieć wspólnego dziecka, ale za to mamy już… czterech synów. Budowanie relacji z synami Asi było dla mnie niezwykle ważne. I udało się. Wspaniale też, że Aleks, Filip i Jakub zaprzyjaźnili się z moim synem Rochem. Zyskaliśmy też większe rodziny, bo Asia zaprzyjaźniła się z Kasią, ma doskonały kontakt z moim tatą, ja staram się wspierać jej mamę. Synowie Asi dzwonią do mnie po radę. Raz poważną, a czasem błahą. Niedawno też na urodziny Jakuba zaprosiliśmy tatę chłopaków z jego partnerką. Asia na początku zastanawiała się, czy to dobry pomysł, ale potem okazało się, że takie rodzinne spotkanie było potrzebne.

Zobacz również: Ich związek nigdy nie był medialny. Jak poznali się Anna Mucha i Jakub Wons? Przypominamy historię ich miłości!

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens, VIVA! 23/2020
Fot. Mateusz Stankiewicz/SameSame

Ale nie uwierzę, że dojrzali ludzie, wchodząc w związek, nie muszą iść na pewne kompromisy.

Rinke: Jedyny kompromis, na jaki musiałem pójść, był taki, że gdy zaczynaliśmy do siebie pisać o naszej pierwszej randce, ustaliliśmy na wyraźną prośbę Asi, że ta randka będzie pierwszą i ostatnią.

Jak to?

Joanna: To nie był kompromis, tylko umowa. Od tego trzeba zacząć, że mi w ogóle do głowy nie przyszło, że mogę być z Rinke w poważnym związku. Więc kiedy się umówiliśmy na pierwszą randkę, od razu zaznaczyłam, że spotykamy się tylko i wyłącznie raz, pierwszy i ostatni, i to będzie nasz sekret. Spotkaliśmy się trzy dni po moich urodzinach, 14 grudnia, i ja powiedziałam Rinke, że za chwilę wyjeżdżam do Maroka, potem do Sankt Moritz na święta i na sylwestra, jadę z przyjaciółmi, rodziną… Po prostu, powiedziałam, „będę gdzieś w świecie”. Nie oponował. Słuchał. Byliśmy dwojgiem dorosłych ludzi, którzy przecież mają jakieś swoje plany. 

Rinke: Przez kilka tygodni przed tym naszym pierwszym spotkaniem pisaliśmy codziennie do siebie po kilkanaście sms-ów.

Joanna: Rinke pisał pięknie, romantycznie i na tyle ciekawie, że się na to złapałam. Zaczęliśmy wymieniać się scenami z filmów, muzyką, którą kochamy, tytułami książek, które wywarły na nas wpływ. Po tych kilku tygodniach wiele o sobie wiedzieliśmy. Co lubimy robić, jakie są nasze pasje, przyzwyczajenia, ukochane miejsca w świecie… Więc gdy spotkaliśmy się na tej naszej „pierwszej i ostatniej randce”, w pewien sposób już byliśmy blisko.

I tak pierwsza randka, jak widać, nie okazała się ostatnią. Ale po której wiedzieliście, że chcecie być razem?

Joanna: Rinke na początku kolejnego roku przyleciał do mnie do Londynu. I po kilku dniach wiedziałam już na pewno.

Rinke: A ja byłem „forever”, na zawsze jeszcze przed tą pierwszą randką. Ludzie boją się nieznanego. Ja natomiast uwielbiam nieznane. Nie ma nic fajniejszego jak droga, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Tam cały czas czekają niespodzianki. Tak samo jest w relacjach, warto iść razem nieznaną drogą, bo ta z jednej strony niepewność, z drugiej ekscytacja nowością bardzo zbliża. Uważam, że dzisiejszy świat jest pełen samotnych ludzi. Za bardzo jesteśmy zamknięci w sobie, nie otwieramy się na innych…

Może po prostu się boimy?

Joanna: Kiedy mówię komuś, że szczęścia można się nauczyć, czasami słyszę odpowiedź: „Nie wierzę w takie bzdury! To jest oderwane od rzeczywistości! Jestem realistką albo realistą”. Cóż, niepotrzebnie sami podcinamy sobie skrzydła. Zbierając materiał do książki „Nie bałam się o tym rozmawiać”, dostałam dwa tysiące traumatycznych historii od kobiet z całej Polski. Te dziewczyny przeszły przez piekło, a mimo to znalazły siłę, żeby z niego wyjść i otworzyć sobie drzwi na nowe i lepsze życie, także na nową miłość. Udowodniły, że szczęścia można się nauczyć! Nawet po najcięższych przejściach. Stąd idea ruchu Era Nowych Kobiet, który założyłam dwa lata temu. Inspirować i wspierać. Wspólnie uwierzyć, że po 

burzy zawsze wychodzi słońce! Dlatego, gdy słyszę od efektownych, niezależnych kobiet, że „facetów już dziś nie ma, że wszyscy zajęci albo nieudacznicy”, myślę, że same odbierają sobie szanse i nadzieje. 

Przepraszam, zrobię nawias. Mówię o Was „dojrzali ludzie”, a Wam to nie przeszkadza?

Joanna: Nie przeszkadza, bo jesteśmy dojrzali. Kiedy słyszę brednie, że „pięćdziesiątka to jest nowa trzydziestka”, chce mi się śmiać. To co ta biedna trzydziestka ma powiedzieć? Będzie tą trzydziestką do końca życia? Każdy etap w życiu może być piękny. Nie wstydzę się swojego wieku, a otwarcie o nim mówię.

Rinke: A ja się z wiekiem nauczyłem dystansu i to jest bardzo fajne. Znam swoje słabe strony, pamiętam o klęskach i nie boję się o nich mówić. Stawiam w życiu na rozwój. Swój własny i w związku. I związek jest dla mnie ważny. I potrzebny.

Joanna: Dla mnie też. Znam wiele dojrzałych kobiet, które są tak niezależne i samowystarczalne, że mężczyzna jest im potrzebny tylko do łóżka i tylko na chwilę. To nigdy nie była moja droga ani moja filozofia.

Spytałam o kompromisy, a zeszliśmy na pierwszą randkę… Ale ponieważ sama swojego męża poznałam po trzydziestce, wiem dobrze, że dojrzali ludzie mają swój rytm, przyzwyczajenia, nie zawsze łatwo oddają pola tej drugiej osobie. I tu przychodzi refleksja, że albo akceptujemy się bezwarunkowo, albo taki związek nie ma sensu…

Rinke: Śmieję się, że wszystko, co robi Asia, mi odpowiada. Kiedy mieszkałem pod jednym dachem z Kasią, były tam miłość i walka. I miłość przegrała. Dopóki więc nie ma walki, zawsze się dogadamy. To jest chyba też dojrzałość. Nie muszę stawiać na swoim. Teraz chcę stawiać na nas. Pamiętam, że kiedy zbliżały się nasze pierwsze wspólne święta Wielkanocy, wyczułem w Joannie smutek. Zapytana, co się dzieje, odpowiedziała, że tęskni za swoim średnim synem. Filip mieszka w San Francisco i rzadko mają okazję się widywać. „To jedź do niego”, powiedziałem. Wiem, jak ważna jest w Polsce Wielkanoc, to po pierwsze. A po drugie, pomyślałem, że jak syn usłyszy, że matka specjalnie dla niego leci na drugi koniec świata, by spędzić z nim święta, będzie dumny. Powtarzam, nie stawiam na swoim. Stawiam na szczęście Asi, naszej rodziny i naszych chłopaków.

Joanna: Zastanawiam się nad tym pytaniem… Wydawało mi się, że będę musiała iść na kompromisy, a do kompromisów nie jestem skłonna. Jak to, myślałam, czy to znaczy, że nie będę mogła pojechać na wakacje z gangiem? (śmiech). 

Rinke: Wyjaśniam, że „gang” to grupa najbliższych przyjaciół Joanny, coś jak rodzina.

Joanna: Z perspektywy czasu dostrzegam, że wszystko, co robiłam na co dzień i nie na co dzień, gdy jestem w związku z Rinke, jest dużo lepsze niż wtedy, gdy byłam sama. Wiadomo, życie we dwójkę jest inne niż w pojedynkę i trzeba liczyć się z opinią tej drugiej osoby. Ale po raz pierwszy jestem w związku z mężczyzną, który nie jest zaborczy. Wiem, że niczego nie muszę. Nie muszę poświęcać czegoś, bo on będzie miał pretensję albo źle coś odbierze. Nie mam takich obaw. A do tej pory miałam. Chociaż przepraszam, jest jeden kompromis… Musiałam dołożyć wieszaki z ubraniami w mieszkaniu w Londynie. W związku z tym w domu jest lekki bałagan, czego nie lubię (śmiech).

Rinke: Trudno mówić o kompromisach, gdy każdego dnia budzę się obok mojej żony i myślę, że jestem wyjątkowym szczęściarzem. Nie każdy tak ma. Uwielbiam w Asi, że jest zawsze pozytywna, ja zresztą też. Dużo się śmiejemy i śmiech naprawdę bywa lekarstwem na trudne sprawy. Ale to, że się dogadujemy, wcale nie znaczy, że we wszystkim jesteśmy podobni. Kiedy na początku próbowałem przytulać się do Asi, broniła się. Myślę, że całe życie musiała się przed czymś bronić i nie jest jej teraz łatwo odpuścić. Ale ja ciągle się zbliżam, dotykam ją. Ona mówi: „Kochanie, musimy trzymać ręce tak” i pokazuje, że daleko od siebie. Ja wtedy jej mówię: „Uważam, że jednak tak” i ją mocno przytulam. W końcu ona przestaje się bronić. Lubię robić Asi niespodzianki. Jakiś mały liścik na poduszce rano, śniadanie do łóżka, bukiet kwiatów, balony z wyznaniem miłości. Widzę, jak ją to cieszy, jak świecą jej się oczy… Czy ktoś, kto nie robi małych rzeczy, może zrobić rzeczy wielkie? I czy idąc dalej, czy ktoś, kto nie cieszy się z drobiazgów, może cieszyć się z czegokolwiek? Bardzo ładnie powiedział mi syn Asi Aleks, że obserwuje nasz związek i nigdy nie widział takiej pięknej, czystej miłości.

Joanna: Epoka Tindera, samotności on-line zabija w nas romantyczno-intelektualny flirt. A Rinke jest mistrzem bliskości i cieszenia się drobiazgami. To, czego nauczyłam się od niego, to pielęgnowanie w sobie pewnego rodzaju dziecinności. To jest bardzo odświeżające. Tak, jakby ktoś zdjął mi z głowy ciężar, że jestem odpowiedzialna za swoje dzieci, swoją mamę, pracowników, za tysiąc innych spraw, za ruch społeczny, który stworzyłam. Rinke pokazał mi, że czasem do życia warto podejść nieco naiwnie, bo to jest bardzo zdrowe. I pomaga.

Uprzedziłaś moje pytanie. Czego więcej nauczył Cię Rinke?

Joanna: Odpuszczania i wybaczania. Sobie też, albo zwłaszcza sobie. Jestem mistrzynią robienia list, co „muszę” zrobić, zamiast list, co „chcę” zrobić. Żartuję, że jestem ofiarą przemocy własnej, bo ciągle mi wszystkiego za mało, ciągle chcę więcej i więcej. I te oczekiwania przenoszę na związek, co nie jest dobre. Rinke przypomniał mi też, o czym często zapominałam, że życiem trzeba się cieszyć. I że warto się uspokoić, głęboko odetchnąć. Bo ja byłam nieustannie nakręcona, w gorącej wodzie kąpana…

Rinke: Nawet Aleks powiedział ostatnio: „Rinke, mama jest przy tobie o wiele spokojniejsza”.

Joanna: Jestem spokojniejsza, bo czuję się bezpieczna. Wiem, że przy Rinke nic złego mi się nie stanie. Kiedyś pięknie mi powiedział: „Życie jest jak stąpanie po linie. Ale jeśli wiesz, że jest przy tobie ktoś, kto cię zawsze złapie, idziesz pewniej”.

Rinke, czego Ciebie nauczyła Joanna?

Rinke: Dała mi coś, o czym marzyłem przez całe życie – stabilność i ciepły dom. I nauczyła mnie w ogóle, co znaczy „mieć dom”. Wiem, że bez względu na wszystko, co wydarzy się w życiu, będzie przy mnie. Mam gdzie i do kogo wracać.

Bohater niezwykłego filmu „Co się wydarzyło w Madison County”, kiedy jako dojrzały mężczyzna poznał swoją wielką miłość, powiedział, że „tego rodzaju pewność ma się tylko raz w życiu”. W jakiś sposób ten cytat pasuje mi do Was. Więc ślub… Chcieliście celebrować ten moment?

Joanna: To było naszym marzeniem. W codziennej gonitwie za mało celebrujemy ważne chwile albo nie celebrujemy ich wcale. Chcieliśmy więc, żeby nasz ślub był wyjątkowy. Rinke, który jest specjalistą od wielkich produkcji, wpadł na szalony pomysł. „Asiu – powiedział – w tym roku na pewno nie będzie balu TVN-u. Więc zróbmy wesele na 500 osób, bo wszystkim będzie tego balu brakowało! Rozbijemy wielki namiot…”. Spojrzałam na niego: „Chyba oszalałeś! Przecież jest pandemia”. Rinke w takich chwilach jest marzycielem. Ale nie chcieliśmy sami brać ślubu, wybraliśmy grupę przyjaciół, najbliższych, którzy towarzyszyli nam przez ostatnie lata. Znaleźliśmy, nie bez problemów, piękny hotel w Grecji i na przygotowanie uroczystości mieliśmy zaledwie miesiąc. Bardzo pomógł nasz przyjaciel Tomek. Nie miałam ani sukni ślubnej, ani pierścionka, Rinke garnituru, obrączek. Ale w tej euforii, która udzieliła się nam i naszym przyjaciołom, czułam, że wszystko się uda. Na 38 zaproszonych gości prawie wszyscy zaangażowali się w to nasze ślubne przedsięwzięcie.

Rinke: Każdy z nas ma momenty w życiu, w których czuje bezwarunkowe szczęście. Ja tak, jak podczas naszego ślubu, czułem się tylko wtedy, gdy urodził się mój syn Roch. I teraz po raz drugi… Patrzę na zdjęcia i widzę wyraz swoich oczu.

Joanna: Ślub cywilny wzięliśmy w naszym domu w Konstancinie, w obecności najbliższej rodziny i kilku przyjaciół. Trafiliśmy na fantastyczną urzędniczkę, która, udzielając nam ślubu, pięknie mówiła o trosce, bliskości, rodzinie…

Rinke: …o esencji życia i o esencji miłości.

Joanna: Natomiast w Grecji, ponieważ nie byliśmy zobligowani formułkami, złożyliśmy sobie wzajemnie przysięgę własnymi słowami. To było naturalne i szczere. Wszyscy płakali ze wzruszenia. 

Rinke: Składaniu przysięgi towarzyszyła piosenka „I Will Never Love Again” z filmu „Narodziny gwiazdy”. Oglądaliśmy razem ten film, kiedy wszedł na ekrany, i wtedy po raz pierwszy przy tej piosence zauważyłem, że Asi płyną łzy po twarzy. Nigdy wcześniej przy mnie nie płakała. Była twardzielką. Powiedziałem jej wtedy: „To jest siła naszej miłości, że nie boisz się przy mnie być wrażliwa”. Żeby zrobić Asi przyjemność, zaprosiłem ją kiedyś do teatru i ze sceny zaśpiewałem „I Will Never Love Again”. To było wielkie przeżycie i ta piosenka Lady Gagi musiała być z nami w czasie ślubu. Joasię do miejsca przysięgi prowadzili synowie, co też było wzruszające, wszyscy nasi goście byli ubrani na biało i nastrój miłości i tych miłosnych słów przysięgi udzielał się wszystkim.

Rinke, co przysięgałeś Asi?

Rinke: „Mówię do Ciebie zawsze moja Wonder Woman. Ty jeszcze nie znałaś mnie, a ja już Cię kochałem. Moim marzenie było Cię spotkać i poznać. Byłaś na plakacie w moim pokoju. (…) Codziennie jesteś dla mnie prezentem. (…) Kiedy piszę do Ciebie listy, piszę: I Love You to Love You. Ja kocham Ciebie kochać. (…) Nie mogłem dotąd spełnić moich marzeń, bo moim marzeniem byłaś Ty. (…) Moja kochana, ślubuję, że wszystko u nas będzie w miłości, że będę o Ciebie dbał, o naszą rodzinę będę dbał, a najbardziej o naszą miłość. (…) Ślubuję, że cały ja całego siebie daję Tobie”.

Kochani, słucham Waszej niezwykłej historii i zastanawiam się, gdzie będziecie za 20 lat?

Rinke: Na pewno zrobimy trzeci ślub, bo chcemy ponawiać naszą przysięgę co 10 lat.

Joanna: Na pewno będziemy mieć wnuki i dużą, szczęśliwą rodzinę. Będziemy ją kochać i o nią dbać. I na pewno będziemy pracować i się rozwijać jak dziś, bo bez tego nie wyobrażamy sobie życia. 

Rinke: Ale też będziemy dużo odpoczywać. Powiedziałem ostatnio Joannie: „Proszę, popracujmy ciężko dwa miesiące, a potem jedźmy na dwutygodniowe wakacje. I za kolejne dwa miesiące tak samo, i tak samo. Jak pospiesznie obliczyłem, w ciągu 10 lat będzie to 60 wyjazdów. Więc powiem tak: mamy przed sobą cały świat.  

Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens, VIVA! 23/2020
Fot. Mateusz Stankiewicz/SameSame

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Spędziliśmy dzień z Małgorzatą Rozenek-Majdan! Tak mieszka, tak pracuje...

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARYLA RODOWICZ o poczuciu zawodowego niedocenienia, związkach – tych „gorszych, lepszych, bardziej udanych” i swoim azylu. KAROLINA GILON I MATEUSZ ŚWIERCZYŃSKI: ona pojechała do pracy na planie telewizyjnego show, on miał przeżyć przygodę życia jako uczestnik programu… MAREK TORZEWSKI mówi: „W miłości, która niejedno ma imię, są dwa kolory. Albo biel, albo czerń. A ja mam tę biel, a to wielkie szczęście…”.