Olga Bołądź o ukochanym: „Zbudowaliśmy relację, w której oboje się dopełniamy”
„Uważam, że bycie z człowiekiem, który patrzy na świat radośnie, jest cudowne”
- Beata Nowicka
Swoim szczęściem pragnie się dzielić z całym światem. Olga Bołądź z niecierpliwością oczekuje narodzin drugiego dziecka. Aktorka i jej partner Jakub Chruścikowski za trzy miesiące powitają na świecie wspólną pociechę. "Skupiam się na przeżywaniu tego stanu bardzo świadomie. Po prostu się cieszę. Czerpię radość z każdego tygodnia. Czytam, śledzę, na jakim etapie rozwoju jest dziecko. To mi daje poczucie bezpieczeństwa i ogromną radość. Zestawiłam w ramce zdjęcia USG Bruna i naszego przyszłego dziecka z tego samego tygodnia ciąży. Oboje z Kubą nie możemy doczekać się narodzin", mówi wspaniała aktorka w rozmowie z Beatą Nowicką. Co Olga Bołądź mówi o relacji z partnerem?
Olga Bołądź o relacji z partnerem i oczekiwaniu na drugie dziecko
Od lat jesteś z Kubą w bardzo szczęśliwym związku.
Czuję fundamentalną różnicę. Wcześniej uprawiałam samodzielne macierzyństwo. Z tatą Bruna przyjaźnimy się, ale nie wychowujemy syna razem. Miałam w sobie taki drive: muszę zatroszczyć się o kasę, o nasze bezpieczeństwo, muszę szybko wracać do pracy. Byłam w ciągłej gotowości. Chciałam mojemu dziecku zapewnić wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze. Teraz czuję spokój, bo radość i obowiązki dzielę z partnerem. Już nie jestem sama na pierwszej linii frontu. Mogę odpuścić, odetchnąć. To wielka łaska. Mnóstwo rzeczy dostaję po dzieciach przyjaciółek, po bliźniakach mojej siostry. Żartuję z Kubą, że może nowemu dziecku kupimy chociaż jedne nowe śpioszki (śmiech).
Matthew Arnold napisał: „Bóg nie może być wszędzie, dlatego wynalazł matkę”.
Ładne. Moja przyjaciółka Madzia Lamparska, kiedy gadamy o naszych dzieciach, uspokaja mnie: „Nie martw się. Odpoczywaj. Nie wracaj za szybko do pracy. Pamiętaj, Pan Bóg daje dziecko i daje na dziecko”. Urodziła kilka miesięcy przede mną piękną dziewczynkę. Wspieramy się i śmiejemy, że niedługo będziemy razem wysiadywać na placach zabaw.
Istnieje coś takiego jak właściwy moment na macierzyństwo?
Moim zdaniem nie. Po prostu nie należy się tego bać. Bez względu na to, czy jest to ciąża wyczekana, czy nieplanowana. Jesteś z tym partnerem czy nie jesteś. Robisz karierę czy nie robisz… Życie ci to wszystko ułoży. Jestem zakochana w moim synu. Moja rodzina – i mój pies – to najpiękniejszy prezent, jaki w życiu dostałam. Wzruszam się, mówiąc o tym. Na nich dmucham i chucham, bo są dla mnie najważniejsi. A jaką rolę zagram? W jakim filmie? Z kim? Czas pokaże. Mam szczęście, bo mój zawód jest moją pasją. Jestem ogromnie wdzięczna Piotrkowi Trzaskalskiemu za „Matkę”. To on wymyślił nasze trio: ja, Łukasz Simlat i Marcin Kowalczyk. Świetni partnerzy. Każde z nas miało mocne rzeczy do odegrania. Zagrałam skomplikowaną rolę we właściwym momencie. Czuję twórczą satysfakcję. Mam w sobie spokój, że będzie OK.
Czytaj też: Kim jest partner Olgi Bołądź? Aktorka zaznała szczęścia i miłości u boku 31-letniego biznesmena
Olga Bołądź, Jakub Chruścikowski,46. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 2021
Masz różne rzeczy przemyślane, poukładane. Jaka była tamta 23-letnia Olga, która kończyła Akademię Teatralną?
Miała mnóstwo energii, za to ją podziwiam. Po szkole człowiek ma w sobie niesamowity głód, gorączkę twórczą. Jesteś gotowy zagrać wszystko. Za darmo. Możesz skoczyć na główkę do basenu, nie sprawdzając, ile jest w nim wody. Trzeba z tego korzystać. Nikt się nie dowie, jacy jesteśmy wspaniali, kiedy siedzimy w domu. Na spotkaniach często powtarzam młodym ludziom, żeby nie przespali tego momentu, tylko szukali okazji, próbowali. Cieszę się, że tamta Olga wciąż jest we mnie. Kocham kolekcjonować zdarzenia i umiejętności, jakie przytrafiły mi się podczas pracy przy filmie: skakałam ze spadochronem, tańczyłam na rurze, nauczyłam się grać w siatkówkę, boksować. Pędziłam najnowszym ferrari z kamerą na przedniej szybie i kamerkami GoPro wewnątrz po moście Siekierkowskim. To piękne momenty, które na zawsze zostaną ze mną. Dzięki temu czuję się spełniona jako człowiek. Kuba mówi, że „życie to zbiór mikrozachwytów”. Ma rację, warto je w sobie pielęgnować. Zbudowaliśmy relację, w której oboje się dopełniamy. Uważam, że bycie z człowiekiem, który patrzy na świat radośnie, jest cudowne. Świadomość, że codziennie do kogoś się uśmiecham – z wzajemnością! – podkręca smak życia, wywołuje radość.
Los jest wobec Ciebie łaskawy. Sytuacji ekstremalnych doświadczasz tylko w filmach.
Czasem gram traumy, których nigdy nie chciałabym sama przeżyć. Wcielając się w Agatę Mróz, zagrałam oswajanie się z chorobą, walkę o siebie, miłość do dziecka i własną śmierć. Rodzisz dziecko, po porodzie odizolowana od świata czekasz na przeszczep, dziecko oglądasz za szybą, a na końcu umierasz w samotności. Czy może być coś trudniejszego dla kobiety? W „Matce” moja bohaterka traci syna. Czy jest coś straszniejszego dla rodzica niż śmierć dziecka? W ramach kampanii „Stop wykorzystywaniu seksualnemu dzieci” Warszawa została obklejona billboardami: „Nie wybaczysz sobie, że nie zapytałeś”. Moja bohaterka nie dość, że doświadcza traumy straty dziecka, to jeszcze dowiaduje się, że jej syn był molestowany seksualnie, a ona tego nie zauważyła. Dziesięciolatek popełnił samobójstwo…
…bo matka coś przeoczyła. Dziecko, które nie widzi wsparcia i pomocy z zewnątrz, nie widzi szans na ratunek. Myślisz, że coś takiego można sobie wybaczyć?
Nie wiem. Moja bohaterka musi nauczyć się żyć z poczuciem winy. W tej roli musiałam stanąć naprzeciw tych emocji. Pokazać rozpad emocjonalny, zatracenie, szaleństwo. Ale też siłę tej matki, kiedy się podnosi i próbuje złożyć na nowo. To musiało być uczciwe, żeby było prawdziwe. Aktorstwo jest sztuką układania puzzli. Wierzę, że może dzięki temu serialowi ludzie zaczną rozmawiać ze swoimi dziećmi. Sama jestem bardzo wyczulona na mojego syna. Staram się być świadomym rodzicem, choć popełniam błędy. Cholernie boję się, że czegoś ważnego nie usłyszę. Nie zauważę sygnału, coś przeoczę. Kiedy moja bohaterka w końcu odkrywa straszny sekret, zrobi wszystko, żeby dojść do prawdy. Ma cel. Igor Brejdygant, który stworzył tę postać, powiedział: „Nie ma nikogo groźniejszego dla przestępcy niż matka, która próbuje odkryć, co się stało jej dziecku. Jest jak lwica, rozerwie na strzępy”.
Do jakich pokładów musiałaś sięgnąć, żeby zagrać taką rolę?
Do wnętrza siebie. Do serca matki. Mój syn ma dziewięć lat, chłopiec w serialu jest o rok starszy. Zastanawiałam się, kiedy moja bohaterka i ojciec chłopca przeoczyli wołanie o pomoc? Dlaczego żadne nie zauważyło, że życie ich dziecka zamieniło się w piekło. To było dla mnie szalenie ciekawe. Po 12 godzinach na planie wracałam do domu wypompowana. Ostatniego dnia zdjęciowego mieliśmy bankiet i nazajutrz wyjechałam na dwa tygodnie na Podlasie. Zafundowałam sobie rekonwalescencję. Paliliśmy w kominku, mój ojciec łowił ryby, syn skakał do jeziora, a my z Kubą prowadziliśmy długie dyskusje. Tak wracałam do siebie. Dom i rodzina to mój azyl. Własne gniazdo uspokaja, daje elementarną pewność: gdzie się jest, kim się jest. W domu nie gadamy o pracy, bo aktorstwo moich mężczyzn nie interesuje. Kuba jest pasjonatem autobusów, lotnictwa i podróży. A Bruno piłki nożnej, wie o niej wszystko. Podobnie jak o grach, w które gra na konsolach, i o ulubionych youtuberach. Potrafi godzinami o tym rozmawiać. W tych różnych pasjach łączą nas podróże.