Reklama

Są razem od 10 lat. Wspólnie dzielą radości, smutki i stanowią dla siebie niesamowite oparcie. Monika i Robert Janowscy odnaleźli się w tym świecie we właściwym momencie. W nowej VIVE! zakochani opowiedzieli Krystynie Pytlakowskiej nie tylko o walce z hejtem, życiu w patchworkowej rodzinie czy czasie pandemii. Monika Janowska wróciła do wydarzeń z przeszłości i wyzwań, z którymi przyszło jej się zmierzyć.

Reklama

Monika i Robert Janowscy o wsparciu i bezpieczeństwie

Nie urodziłam się przebojowa. Pracowałam też jako kostiumograf w filmie „Wyjazd integracyjny”, więc poznałam również polskie środowisko artystyczne.
Robert: A nie szukałaś wśród nich mężczyzny swojego życia?
Monika: Ja w ogóle nie szukałam. Przyjechałam tu tylko na chwilę, na premierę tego filmu, i miałam wracać do Ameryki po sylwestrze i świętach. Ale pierwszego stycznia poznałam Roberta.

Który był wtedy na szczycie.

Robert: Jeśli chodzi o pracę w telewizji, to tak. Program cieszył się wielką popularnością.
Monika: I nagrywałeś płyty. Nie mogliśmy się w Polsce za często spotykać, bo byłeś w Krakowie, ja w Warszawie i tylko czatowaliśmy. Nie było warunków na prawdziwe życie.
Robert: Ale w internecie też można odkryć wiele cech partnera.

Na przykład?

Robert: Poczucie humoru i to, że Monia jest typem kwoki, która swoimi skrzydłami chroni miłosne gniazdo. I choćby wokół nas szalało tsunami, przy niej czuję się bezpiecznie. A to jest najważniejsze dla faceta, jak się okazuje.

Zwłaszcza ktoś po przejściach, tak jak Ty. Potrzebowałeś osoby, która by Cię przytuliła i dała Ci czułość?

Robert: Wtedy byłem na maksa jej. Dobrze, że nie zafascynowałem się kimś niestabilnym emocjonalnie.

A skąd wiedziałeś, że jest stabilna?

Robert: To ujawnia się, gdy ludzie zaczynają ze sobą mieszkać. Minął jeden rok, drugi, trzeci, czwarty. I szczęśliwie mija nam już 10.
Monika: Myśmy ten związek zaczęli jakby od drugiej strony. Tu nie było randek, poznawania się, tylko od razu pomidorówka na dzień dobry i pobudka o szóstej rano, bo trzeba dzieci odwieźć do szkoły.

Zobacz też: Robert i Monika Janowscy świętują 10. rocznicę związku. Oto historia ich miłości

To Cię nie przeraziło?

Monika: Mam bardzo pogmatwany życiorys i nie takie wyzwania pokonywałam. Gdy jako 20-latka wyjechałam do Londynu, byłam bez pieniędzy, znajomości, nie znałam języka angielskiego. Zatem dwójka dzieci i mąż artysta to nic.

Powiesz, co się wtedy wydarzyło?

Monika: Ledwo wylądowałam na Wyspach, zostałam ,,uprowadzona” przez agencję werbującą ludzi do różnych prac za granicą. Miałam pracować w hotelu. Wydawało mi się, że będzie bezpiecznie, a było inaczej. Wywieźli mnie do miejscowości oddalonej od Londynu o kilkaset kilometrów, zabrali dokumenty, nadali obce imię i przez półtora roku ciężko dla nich pracowałam, aż w końcu uciekłam w bagażniku samochodu pewnego czarnoskórego mężczyzny.

Wywiózł mnie stamtąd i wysadził w najbliższym mieście – Birmingham. A tam musiałam radzić sobie sama. Nie jest mi obcy głód, przez moment byłam bezdomna, a potem znalazłam dom przy stacji kolejowej dla osób tam zatrudnionych. Użyczyli mi pomieszczenie na środki czystości. Dalej już było tylko gorzej… Może to kiedyś opiszę. Teraz nie jest jeszcze ten czas.

Byłaś zahartowana na przeciwności.

Monika: Można to tak nazwać.
Robert: Nie znałem na początku życia Moniki, ale wiedziałem, że jest szczera. Monia co ma w głowie, to na języku. Gdy się ją pozna bliżej, to wiadomo, że zawsze ma dobre
intencje. Że nie robi nikomu na złość, bo ma podły charakter i jest jędzą, tylko jeśli mówi wprost, to chodzi jej o to, żeby naprawić relacje, oczyścić atmosferę.
Monika: Ze mną jest tak, jak z pomidorówką – nie musi wszystkim smakować.
Robert: I ja to rozszyfrowałem. Wiadomo, że jedna i druga strona muszą się nagiąć do swoich przyzwyczajeń. I nauczyć się dawać sobie przestrzeń.

A gdzie jest Twoja przestrzeń?

Robert: Mam motocykl w piwnicy, a na górze jest mój gabinet. Tam piszę, komponuję, tworzę.

A Ty, Monika, gdzie masz swoją przestrzeń?

Monika: Przy moim osobistym biureczku. Dużo piszę. I dużo przy tym palę. Uzbierałam już całe pudło moich zapisanych dzienników, które tworzę od nastoletnich lat.
Robert: Od dłuższego czasu namawiam ją, żeby je wydała.
Monika: Mówiłam już wcześniej, że to nie jest jeszcze TEN czas.
Robert: Masz fajne pióro, swój styl.
Monika: Ale zapominasz, że nasze rodziny i bliscy żyją i nie chcę, by spotkał ich hejt. O nas się nie boję. Internet jest bezlitosny. Już wystarczy. Nie jestem gotowa. Jak już pójść, to na całość. Póki co popiszę więc do szuflady. I na razie wyżywam się na FB (śmiech).

Reklama

Sprawdź też: Monika Janowska poruszająco wyznaje: „Nienawiść mnie zniszczyła”

Krzysztof Opaliński
Reklama
Reklama
Reklama