Zmagał się z nadprogramowymi kilogramami, przeszedł spektakularną metamorfozę. Dziś pomaga innym
"Wiedziałem, że spadam na dno, i jeśli się nie ogarnę, to mogę się nigdy nie podnieść", wspomina Michał Wrzosek
- Katarzyna Piątkowska
Był grubym nastolatkiem, choć nie przekroczył magicznej granicy stu kilogramów. Odchudził się sam w czasach, gdy dostęp do diet i wiadomości na ich temat był znikomy. Wtedy odkrył, że jego misją jest pomaganie innym. Dziś Michał Wrzosek motywuje i uczy, jak odchudzać się z głową. "Moja historia walki z otyłością sprawia, że doskonale rozumiem osoby zmagające się z nadprogramowymi kilogramami. Tak, własne doświadczenie pozwala mi być skutecznym", mówi Katarzynie Piątkowskiej w VIVIE!.
Michał Wrzosek w wywiadzie VIVY!
Jest bardzo zapracowany. Do tego stopnia, że na sesję zdjęciową dał nam półtorej godziny o siódmej rano w poniedziałek. Kolejnego dnia jego poradnia dietetyczna Centrum Respo organizowała konferencję zatytułowaną „Zmierzch toksycznej kultury dietetycznej w Polsce”, na którą wpadł tylko na chwilę, bo już był w drodze na lotnisko. Rozmawialiśmy, będąc już po dwóch stronach oceanu, on w zamglonym Los Angeles, ja w słonecznej Warszawie. Doktor Michał Wrzosek opowiedział mi o tym, jak z grubego nastolatka stał się jednym z najpopularniejszych dietetyków, którego w social mediach śledzi ponad dwa miliony osób.
Jesteś bezczelnym marzycielem?
Patrząc na to, jak układała się moja droga, zarówno osobista, jak i biznesowa, mogę powiedzieć, że jestem. Byłem otyłym młodym chłopakiem. Zawziąłem się, żeby schudnąć. Nie podejrzewałem wtedy, że coś, co zrobiłem dla siebie, stanie się moim sposobem na życie. Od odchudzania samego siebie przeszedłem do bycia trenerem personalnym, właścicielem gabinetu dietetycznego, a potem Centrum Respo, które pomogło już ponad 37 tysiącom osób. Od początku mierzyłem wysoko i choć moja droga zaczęła się na dużym minusie, dzisiaj jestem na plusie.
Patrząc na Ciebie, aż trudno mi uwierzyć, że byłeś otyłym nastolatkiem.
Miałem 15 lat, byłem gruby i koledzy się ze mnie śmiali. Zrozumiałem, że muszę coś zrobić, żeby przestali. Musiałem się odchudzić. Gdy byłem w trzeciej klasie gimnazjum, zacząłem przynosić do szkoły zdrowe jedzenie, które sam sobie przygotowywałem. To niczego nie zmieniło w ich traktowaniu mnie, nie przestali się śmiać, tylko powód mieli inny. Jak gruby – źle, jak chciałem coś z tym zrobić – też źle. Gdy poprosiłem
mamę, żeby zaczęła serwować zdrowe potrawy, powiedziała, że będzie gotować tak, jak do tej pory. [...] A ja od takiego jedzenia nie tylko byłem gruby, ale miałem też ogromny trądzik. W pewnym momencie poczułem, że to wszystko prowadzi mnie donikąd. Wiedziałem, że spadam na dno, i jeśli się nie ogarnę, to mogę się nigdy nie podnieść.
Czytaj też: Wprost mówi, że nie potrafi przegrywać. Wymaga od siebie wiele, a każda porażka jest cenną lekcją
Skąd czerpałeś wiedzę, zanim poszedłeś na studia?
Były dwa fora internetowe SFD i KFD. Czytałem tam wątki zakładane przez różne osoby, które się odchudzały i dzieliły swoimi doświadczeniami. Zasługą moich rodziców jest to, że zawsze zmuszali mnie do nauki języka angielskiego. Dzięki temu szybko odkryłem, że na Zachodzie prowadzone są badania z zakresu dietetyki, i mogłem się z nimi zapoznawać.
Czego byś nie zrobił, i tak znalazł się ktoś, kto burzył Twoją wiarę w siebie?
Pół życia przeżyłem, mając podcinane skrzydła. Czego bym nie robił, zawsze znalazł się ktoś, kto mnie wyśmiał albo powiedział, że to bez sensu. To, co osiągnąłem, zawdzięczam sobie, determinacji i okolicznościom. [...] Uczyłem się intensywnie, bo chciałem stworzyć firmę, żeby pomagać ludziom być zdrowymi i zadowolonymi z siebie. Moi rodzice przez długi czas nie wierzyli, że to, co chcę robić, ma jakikolwiek sens. Usłyszałem, że na pewno mi się nie uda. Może dlatego, że mój tata też próbował swoich sił w biznesie i poniósł klęskę. [...]
Jak postrzegano dietetyków, gdy stawiałeś pierwsze kroki w tym środowisku?
Nie byliśmy najpopularniejsi (śmiech), a bycie pod opieką dietetyka polegało na tym, że szło się na wizytę, dostawało rozpisaną dietę, przykaz trzymania się jej przez miesiąc. Po miesiącu pacjent miał się pojawić w gabinecie i powiedzieć, jak było. Ja od początku chciałem to zrobić inaczej. Zależało mi, żeby być w stałym kontakcie z osobą, która trafia pod moją opiekę. Wiedziałem, że prędzej czy później pojawia się mnóstwo pytań, na które to dietetyk, a nie pacjent zna odpowiedzi. Chodziło mi o to, żeby stały kontakt ze mną działał motywująco. [...]
Otwierając centrum dietetyczne działające w sieci, gdzie jednak pacjent ma stały kontakt z dietetykiem, wstrzeliłeś się w dobry moment. A może sukces, jaki odniosłeś, jest wynikiem Twoich świadomych działań?
I jedno, i drugie. Trafiłem w dobry czas, bo byłem jedną z pierwszych osób działających w tym temacie w internecie. Teraz konkurencja w tej branży jest przeogromna. Zawsze jednak zadawałem sobie pytanie, czym mogę się wyróżnić na tle innych, a jak już znajdowałem odpowiedź, to wprowadzałem moje pomysły w życie. Gdy byłem na drugim roku studiów na SGGW, wymyśliłem, że równolegle z dietetyką powinienem zająć się treningiem personalnym. Zostałem więc trenerem. Wiedziałem, że dostęp do różnych diet nie jest łatwy, zrobiłem więc stronę internetową, która zawierała zakładkę „moje konto” i klient mógł się tam zalogować i ze mną czatować, mieć dostęp do diety, oglądać materiały dodatkowe. Kolejnym krokiem było stworzenie aplikacji z interaktywną listą zakupów i innymi rzeczami ułatwiającymi bycie na diecie. Ale nie tylko o to chodzi. Kiedyś dietetycy działali tak, że podawali klientowi numer konta i dopiero jak dostawali pieniądze, zabierali się za układanie diety. Wiedziałem, że trzeba wdrożyć płatności on-line, żeby było prościej.
Za pomoc w realizacji materiału dziękujemy pani Sylwii Głuch-Canha.
Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn w punktach sprzedaży od 25 kwietnia 2024 roku. Aż trzy okładki do wyboru!