Reklama

Jak sama podkreśla: „Moja energia bierze się stąd, że ja lubię żyć. Że lubię ludzi, że lubię robić to, co robię, że udzielam wywiadów, że mam spotkania, że idę do sklepu po bagietkę". Maryla Rodowicz jest niekwestionowaną królową polskiej sceny muzycznej, kochają ją miliony. I choć wszyscy znają jej utwory na pamięć, była niedoceniona przez branżę... O tym i nie tylko opowiedziała Wiktorowi Krajewskiemu w najnowszym wywiadzie, który właśnie trafił do punktów sprzedaży.

Reklama

Wpuszcza Pani obcych ludzi do swojego domowego świata?

Od czasu do czasu, raz na kilka miesięcy urządzam kolacyjkę, na którą zapraszam moich ulubionych sąsiadów. Ograniczeniem jest wyłącznie liczba krzeseł przy stole. Jeżeli dołączają do tego moje dzieci z przyległościami, czyli ze swoimi połówkami, mamy komplet. Zostają dwa wolne krzesła. Pozwalam nowo poznanym osobom wejść do mojego świata. Zaznaczam, że u mnie nie ma cateringu, wszystko się przyrządza w mojej kuchni, a znam mnóstwo świetnych przepisów. Po skończonej kolacji idziemy na tak zwane miękkie, czyli na kanapy. I wtedy gadamy, gadamy, często do świtu. Żartujemy, śmiejemy się. A ja się czuję wtedy bardzo szczęśliwa.

Jest Pani ikoną za życia. Domyślam się, że onieśmiela Pani nowych ludzi, którzy stają jej na drodze.

Tak, jestem tak zwaną żywą legendą (śmiech). Czasami odnoszę wrażenie, że onieśmielam tych, którzy nie mieli okazji jeszcze mnie poznać, ale po kilku minutach ludzie zapominają, że ja to ja, i traktują mnie zwyczajnie. Jakiś czas temu w sklepie, do którego wybrałam się na zakupy, spotkała mnie zabawna sytuacja. Wybierałam jakieś azjatyckie przyprawy i nagle słyszę obok siebie głośny śmiech. Obracam się w kierunku, z którego dochodził rozbawiony dźwięk. Stoi facet, wielki, z brodą. I nie jest w stanie opanować śmiechu. Po chwili mówi: „Przepraszam panią bardzo, ale jest to dla mnie tak absurdalna sytuacja, że spotkałem panią w sklepie spożywczym!”. Wyznał i zniknął za półkami. Po chwili znowu słyszę obok siebie ten sam śmiech. Powiedział, że musiał wrócić, i spytał, czy możemy zrobić sobie selfiaka, bo jego mama nie chciała mu uwierzyć i oszalała, żeby zrobił sobie ze mną zdjęcie. Oczywiście nie odmówiłam. Takie historie często się zdarzają.

CZYTAJ TEŻ: To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale szybko zamieszkali razem. Teraz czeka ich wielka zmiana!

PIOTR PORĘBSKI

Gdy jest Pani zmęczona, nie irytują jej takie sytuacje? Że stoją, że patrzą, że co chwila coś chcą? Że szepcą, że to Rodowicz obok nich kupuje bagietkę?

Nigdy nie jestem zmęczona. Ta moja energia bierze się stąd, że ja lubię żyć. Że lubię ludzi, że lubię robić to, co robię, że udzielam wywiadów, że mam spotkania, że idę do sklepu po bagietkę. Tych powodów do radości mam w swoim życiu wiele. Bardzo cieszy mnie mój nowy projekt, który wychodzi teraz na światło dzienne, gdzie razem z młodymi artystami będziemy nagrywać moje hity. Wyjątkowo radosną sytuacją dla mnie jest fakt, że zaistniałam teraz w największych rozgłośniach radiowych. I znowu mnie grają.

A wcześniej nie chcieli?

Różnie bywało. Zdarzało się, że słyszałam, że moje utwory nie przechodzą tak zwanych badań. Takie słowa sprawiały, że robiło mi się smutno, bo to były premierowe piosenki, z nowej płyty.

Szło za tym paradoksem poczucie niedocenienia?

Ogromne. Czułam się niedoceniona. Na przykład Fryderyki. Kilka lat temu przyznano mi Fryderyka za całokształt, ale odmówiłam przyjęcia statuetki. Wie pan dlaczego? Bo uważam, że nie mam jeszcze całokształtu, cały czas wydaję nowe płyty. Nigdy, ale to nigdy nie zdarzyło się też, żebym została nominowana w kategorii wokalistka. No chyba nie jestem aż tak złą wokalistką, żeby nie zasłużyć przynajmniej na nominację. Ech!

I co wtedy się dzieje w głowie Maryli Rodowicz? Myśli sobie Pani, że im jeszcze pokaże czy że są oni bandą nieudaczników, którzy nie potrafią docenić tej legendy za życia, którą kocha cały nasz kraj?

Nie. Oczywiście nagrody są miłe, ale taką największą nagrodą są dla mnie koncerty i moja publiczność. Na razie jest bardziej niż ok, gram koncerty, bilety się sprzedają. Przychodzą coraz młodsi ludzie, jest zwykle superzabawa, publiczność stoi, są bisy, wspólne śpiewy. I to jest największa radość, największa satysfakcja. Wie pan, Rolling Stonesi od lat 90. grają pożegnalne trasy koncertowe. I nie mogą się pożegnać. Czytałam, że znowu ruszają w trasę. I dlatego ja się nie żegnam, tylko witam.

[...]

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Miłość nagle stanęła w ich drzwiach i nie było już odwrotu. Dziś tak mówią o ślubie i dzieciach!

Reklama

PIOTR PORĘBSKI

Reklama
Reklama
Reklama