„Nie jestem zwolenniczką pogoni za idealnymi rozmiarami”. Jak dba o siebie Marta Żmuda Trzebiatowska
1 z 5
Jaki jest sekret urody Marty Żmudy Trzebiatowskiej? Jest jedną z najpiękniejszych polskich aktorek, jednak w VIVIE! wyznała, że nie zawsze tak się czuła. Samoakceptacja przyszła z wiekiem i dojrzałością. Teraz nie ma już kompleksów, kocha siebie i racjonalnie dba o ciało.
Aktorka wyznała dziennikarce Katarzynie Sielickiej wyznała, że jako nastolatka nie uchodziła za tak atrakcyjną jak teraz - miała nadwagę, była nawet tematem żartów kolegów, których uwagi bardzo ją bolały. Teraz już nie przejmuje się tym, co mówią inni.
- Ja tę odporność w sobie wyrobiłam. Mam świadomość swoich mocnych i słabszych stron, ale nic w sobie nie zmienię. Łatwiej jest żyć, gdy się z tym człowiek oswoi. I jeszcze jedna ważna rzecz. Trzeba się dużo uśmiechać. Wydaje mi się, że seksapil to nie idealne wymiary, tylko coś nieuchwytnego. Czasem widzę kobiety, które mają te parę kilo więcej, ale emanuje z nich coś tak niesamowitego, że wszyscy mężczyźni się za nimi oglądają - wyznała w wywiadzie.
Co lubi w swoim wyglądzie najbardziej?
- Mój mąż zawsze powtarza, że zakochał się w moich oczach, ale nie wiem, czy sama bym to wymieniła. Wydaje mi się, że uśmiech. Uśmiech załatwia naprawdę wiele spraw i jest najkrótszą drogą do drugiego człowieka. Kobieta jest od razu dużo piękniejsza, kiedy nie zapomina zabrać ze sobą z domu uśmiechu - zdradziła aktorka.
Czy ma osobistego trenera? Jak dba o urodę na co dzień? Jaki program o zdrowiu lubi najbardziej? Zapraszamy do przeczytania najciekawszych fragmentów rozmowy w naszej galerii.
Cały wywiad z aktorką można przeczytać w wydaniu specjalnym VIVY! „Piękna na lato”.
2 z 5
– Lubi Pani sport, chodziła Pani do szkoły sportowej. Wypoczywa Pani również czynnie?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Relaks dla mnie oznacza plażowanie z książką, aby dać odpocząć ciału i umysłowi. Ale po kilku dniach takie spędzanie czasu zaczyna mnie nudzić i ruszam z plecakiem w nieznane, w poszukiwaniu przygód, smaków i zapachów. Na co dzień jestem bardzo aktywna. Staram się ćwiczyć cztery razy w tygodniu. Ćwiczę w domu sama – zakładam buty, wrzucam dobrą muzykę i 45 minut, nie odpuszczając, daję sobie wycisk. A kiedy jest ciepło, wybieram aktywność na świeżym powietrzu – rolki, rower.
– Nie korzysta Pani z pomocy trenera?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Jestem osobą dość zdyscyplinowaną, która nie potrzebuje nad sobą kogoś, kto będzie liczył powtórzenia. Nigdy też sama siebie nie oszukuję, jak mam wykonać 10 powtórzeń, to robię 10. Gdybym zrobiła 5, czułabym się niekomfortowo, że siebie zawiodłam.
– Jest Pani prymuską?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Nie wiem, czy to wynika z chęci bycia prymuską, czy z mojej ambicji i uporu. Najgorzej jest oszukiwać samą siebie, nie tylko w kwestii treningu. To przekłada się na całe życie.
Polecamy też: Marta Żmuda Trzebiatowska: "Małżeństwo to dla mnie ład, porządek, ale i szaleństwo"
3 z 5
– Gra Pani role, które wymagają dobrej kondycji…
Marta Żmuda Trzebiatowska: …stąd się właśnie wzięło moje trenowanie. Pamiętam, jak zaczęłam przygotowania do spektaklu „Przez park na bosaka” w Teatrze Kwadrat. Pierwsze próby były dla mnie ciężkie. Nie miałam kondycji, a początek spektaklu jest ułożony do muzyki, cały czas biegam i mówię. Dostawałam zadyszki, ciężko było zrozumieć wypowiadane przeze mnie kwestie. Pomyślałam, że skoro ja się tak męczę, to widz nie będzie miał komfortu z oglądania. Powiedziałam sobie, że muszę być lekka jak piórko, biegać i mówić bez wysiłku. Nasz zawód mobilizuje, musimy być ciągle w dobrej formie.
– Stosuje Pani diety?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Nigdy nie byłam zwolenniczką restrykcyjnych diet. Zdrowe jedzenie polega u mnie na tym, że czytam etykiety na produktach, które wrzucam do koszyka. Jestem fanką programu Kasi Bosackiej „Wiem, co jem”. W odżywianiu ważna jest dla mnie regularność, czyli pięć posiłków dziennie co trzy, cztery godziny, jak zalecają dietetycy. Wtedy naprawdę nie podjada się niezdrowych przekąsek. Nie przepadam za słodyczami, jedynym moim grzechem jest karmelowy popcorn, który uwielbiam. Nie wiem czasem, czy bardziej idę do kina na film, czy na ten popcorn właśnie.
Polecamy też: Marta Żmuda Trzebiatowska: "Jestem tradycjonalistką. Zawsze miałam konkretne marzenia: dom, rodzina"
4 z 5
– Jak Pani dba o urodę na co dzień? Czego Pani nigdy nie odpuszcza?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Dzień zaczynam od prysznica i dużą uwagę poświęcam pielęgnacji włosów. Szampon, odżywka to dla mnie obowiązek. Do twarzy zawsze dobry krem. W lecie mam piegi i bardzo je lubię, więc nie przykrywam ich podkładem. Lubię nałożyć tusz do rzęs, kiedy wybiegam na próbę, i to w zasadzie wszystko. Ale po południu, w teatrze, muszę nałożyć cięższy make-up, tak zwany sceniczny. Dlatego największą uwagę poświęcam wieczornemu demakijażowi i to jest moment, kiedy najwięcej czasu spędzam w łazience. Używam płynu micelarnego, nakładam serum i bardzo dobry krem na noc, trochę cięższy, żeby skóra odpoczęła i żeby dać jej wszystko co najlepsze. Ostatnio zakochałam się w kosmetykach do ciała firmy Palmers. Pięknie pachną i działają zbawiennie na wysuszoną skórę. Lubię się opalać i wiem, że moja skóra wymaga staranniejszej pielęgnacji.
– Zawsze nosiła Pani długie włosy?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Włosy to zawsze był mój konik, może dlatego, że moja mama chrzestna była fryzjerką i mnie w tym kierunku edukowała (śmiech). W mojej rodzinie kobiety noszą długie włosy i pięknie je upinają. Ja tylko raz, kiedy poszłam do liceum, obcięłam je drastycznie krótko, a miałam wtedy włosy do pasa. Przyniosłam do fryzjerki zdjęcie jakiejś modelki, ale chodziło mi chyba o to, że chcę wyglądać tak jak ona, a nie mieć taką fryzurę. Zupełnie to do mnie nie pasowało.
Polecamy też: Kariera czy rodzina? Wywiad z Martą Żmudą Trzebiatowską
5 z 5
– Z Pani urodą, z Pani warunkami jest Pani „skazana” na role amantek. Dbanie o siebie jest wpisane w Pani obowiązki?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Myślę o tym inaczej. Aktorki nie są modelkami i w naszym zawodzie jest bardzo dużo miejsca nie tylko dla tych posiadających idealne ciała. Na szczęście! Nie jestem zwolenniczką pogoni za idealnymi rozmiarami. Jestem fanką dbania o siebie: o ciało i ducha. Ważne, aby się ruszać, zdrowo jeść, ale i chodzić do lekarza! Na Dzień Kobiet zrobiłam sobie kompleksowe badania, bo uważam, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. A uroda przemija i za chwilę zostanie po niej tylko wspomnienie. Aktorki, które podziwiam, nie należą do najmłodszych. Wierzę, że z każdą kolejną zmarszczką być może będę ciekawszą aktorką. To jest mapa życia, moja historia. Wszystko zapisane na twarzy. W taki sposób teraz myślę, oczywiście nie wiem, co powiem za 10 lat. Może będę starała się pazurami zatrzymać czas, choć myślę, że w głowie mi się nie poprzewraca.
– Kiedyś mówiła Pani, że ludzie postrzegali Panią przez pryzmat urody i zdarzały się sytuacje, że byli zdziwieni, że Pani ma tyle do powiedzenia. Uroda ma też „gorszą stronę”?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Trochę tak jest, choć myślę, że nie ma się co na to złościć, bo w wielu sytuacjach uroda pomaga. Ale mam potrzebę, żeby robić rzeczy, które wychodzą poza to, co zewnętrzne. Żartuję, że ja „zyskuję przy bliższym poznaniu”, bo wtedy widzi się więcej niż to, co można zobaczyć na okładce kolorowego magazynu.
Polecamy też: Marta Żmuda Trzebiatowska: "Jestem gotowa na... wszystko"