Maria Winiarska i Wiktor Zborowski tworzą szczęśliwy związek od 50 lat! W tym roku będą obchodzić 45. rocznicę ślubu. Kochają się, kłócą się niczym włoskie małżeństwo, ale nie potrafią się na siebie gniewać. Czy ich małżeństwo było dla Zofii Zborowskiej wzorem? O tym mama i córka opowiedziały w rozmowie z Beatą Nowicką.

Reklama

Często powielamy błędy rodziców, ale Pani udało się zbudować świetny związek.

Zofia: To prawda, ale myślę, że gdybyśmy poznali się z Andrzejem dwa lata wcześniej, nic by z tego nie wyszło, bo każde z nas miało inne priorytety. To jest bardzo ważne, żeby trafić na siebie we właściwym momencie i oczekiwać od siebie tego samego. My chcieliśmy być razem, chcieliśmy założyć rodzinę, oboje byliśmy na to gotowi. Mieliśmy po kokardę przelotnych związków i romansów. Łatwo jest przetrwać pierwsze miesiące, kiedy człowiek jest zakochany i nie widzi wad partnera. Na naszym ślubie ojciec powiedział, że małżeństwo to ciężka praca, bez urlopu i dni wolnych.

Maria: Ciężka praca na ugorze.
Zofia: Nigdy wcześniej nie byłam w związku, w którym priorytetem, oprócz miłości, był szacunek dla siebie nawzajem. Patrzę na to, co dzieje się wśród znajomych i nieznajomych z mojego pokolenia, i przeraża mnie, jak ludzie źle się traktują, pomiatają sobą, ranią się, poniżają, mówią sobie okrutne rzeczy. Dopiero zaczynają się ze sobą spotykać, a już rywalizują, kto będzie fajniejszy, śmieszniejszy, atrakcyjniejszy, oczywiście kosztem partnera. Ja też taka byłam, ale już nie chcę.
Maria: Kosztem bliskiej osoby zabawiasz towarzystwo. Słabe to…
Zofia: To było dla mnie cholernie ważne, żeby nie mówić do siebie brzydko, nawet w żartach. Wydaje mi się, że bardzo łatwo później przekroczyć te granice. Bez szacunku nie zbuduje się wartościowej relacji.

Pani rodzice to silne osobowości, ich małżeństwo było dla Pani punktem odniesienia?

Zofia: Myślę, że w każdym związku jest coś fajnego, co można przejąć, ale są też rzeczy mniej przyjemne… Rodzice na pewno dawali sobie dużo wolności. Tam nie było miejsca na chorobliwą zazdrość. Swoje małżeństwo zbudowali na…
Maria: …zaufaniu. Robiliśmy wakacje od siebie, Wiktor dwa tygodnie spędzał na ukochanym golfie nad morzem, a ja z koleżankami na Mazurach. Nigdy nie mieliśmy tak zwanych cichych dni, bo oboje tego nienawidzimy. Nie dręczyliśmy się milczeniem. Zawsze ktoś, i niekoniecznie ten, co nie miał racji, podchodził i mówił: „No, już dobrze, nie gniewajmy się”. Jak każdy mieliśmy różne momenty w małżeństwie, ale w tej chwili, po 50 wspólnych latach bycia razem, naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Mąż niedawno powiedział, że już go nawet nie wkurzam. Nie wiem, czy się z tego cieszyć… (śmiech).

ZUZA KRAJEWSKA

Poczucie humoru Was uratowało.

Maria: Może tak być. Cieszę się, że jestem z Wiktorem tyle lat, bo nie denerwuje mnie jego starzenie się, tylko raczej rozczula. Oglądaliśmy niedawno nasze zdjęcia ze studiów i mąż nagle mówi: „Boże,
jaka ty byłaś śliczna…”. Dopiero teraz mi to mówisz?! – wściekłam się, bo całe życie uważałam, że jestem brzydka i gruba (śmiech). Wczoraj mnie wkurzył i na kartce napisałam mu dowcipnie, co o nim myślę. Pod spodem dopisał: „I za to cię właśnie kocham”. Czujemy się ze sobą zżyci, znamy się na wylot. Wiemy, jak sobie dokuczyć, ale już tego nie robimy, bo po co.
Zofia: W dzieciństwie słyszałam fragmenty awantur, kłótni, które z perspektywy dziecka nie były przyjemne. Z drugiej jednak strony rodzicom udało się przetrwać trudne momenty i są razem. Jestem im bardzo wdzięczna i myślę, że moja siostra również, że nie pochodzimy z rozbitej rodziny. Rodzice pokazali nam, że warto walczyć, choć jest kilka rzeczy, których nie chciałabym powielać.

Zobacz także

Na przykład?

Zofia: Uważam, że rodzice nie powinni kłócić się przy dzieciach. To, że dziecko siedzi zamknięte w swoim pokoju, nie ma znaczenia, bo i tak wszystko słyszy. Przewaga mojego pokolenia polega na tym, że my już mamy świadomość, że klapsy czy awantury mają ogromny wpływ na psychikę dzieci. Może dzięki temu łatwiej nam będzie uniknąć tych błędów. Ale czy to jest faktycznie możliwe, czy mi się uda? Mam taką nadzieję.

Maria: Ja tego, niestety, w ogóle nie pamiętam, ale człowiek instynktownie eliminuje ze wspomnień nieprzyjemne rzeczy… Podoba mi się, że dzisiejsze młode dziewczyny walczą o sprawiedliwy podział ról w małżeństwie. Ja powielałam schematy, w których funkcjonowali moi rodzice. Miałam tak zakodowane i nie uważałam tego za niesprawiedliwe, że mąż idzie do pracy, a kiedy wraca… czekam na niego z obiadem. Chociaż ja w tym czasie też pracowałam i w domu, i zawodowo.
Zofia: Potem mama zarzucała mojej siostrze: „Jak to, nie masz nic w lodówce?! Ty nie gotujesz obiadów?!”. Ja akurat lubię gotować i często to robię. Ale Andrzej nigdy się tego nie domagał. Czasami przed meczem prosił, żebym ugotowała mu coś specjalnego i ja to robiłam, bo lubię sprawiać mu przyjemność. Ale to nie jest sytuacja, że pan wraca z pracy, ja mu podaję do stołu, a potem po nim sprzątam.
Maria: I dlatego, podkreślam jeszcze raz, brawa dla kobiet, które wymagają od mężów, żeby razem prowadzić dom i wspólnie dzielić się opieką nad dziećmi.

Cały wywiad z Marią Winiarską i Zofią Zborowską w nowej VIVIE! w punktach sprzedaży w całej Polsce od 11 marca, a także w formie e-wydania na hitsalonik.pl.

Reklama

Zdjęcia Filip Zwierzchowski/Das Agency
Reklama
Reklama
Reklama