Reklama

Piękna, młoda i utalentowana. Takimi słowami można opisać Margaret. Artystka na polskiej scenie muzycznej funkcjonuje już od 10 lat. Na swoim koncie ma też wiele przebojów, jednak nie zamierza się zatrzymywać. Niedawno wydała Epkę - Urbano Futuro składajacą sie z sześciu utworów oraz zagrała w filmie Zadra. Wzięła też udział w projektach: MTV Unplugged czy Club2020. W rozmowie z serwisem viva.pl piosenkarka opowiedziała między innymi o nadchodzącej płycie, planach na przyszłość i roli jako Violetta Villas...

Reklama

Karol Sowa, viva.pl: Teraz w Twoim życiu jest bardzo intensywnie. Gdzie Cię złapałem, stolica czy jednak dom?

Margaret: Jestem w domu w lesie. Tutaj jest ekstra (śmiech).

Zazdroszczę Ci tego lasu.

Ja sobie też. Mieszkam już tutaj na stałe, więc dojeżdżam do Warszawy, gdy jest taka potrzeba.

A gdzie ładujesz baterie? Masz na świecie swój azyl?

Miałam dość Warszawy. Dla mnie azylem jest to mieszkanie w podwarszawskim lesie. Wpływa na mnie kojąco. To właśnie tutaj odcinam się od wszystkich problemów.

Czujesz się artystką spełnioną?

Nigdy w życiu (śmiech). Wydaje mi się, że jak będę artystką spełnioną, to przestanę tworzyć, a jednak jestem w poszukiwaniu siebie. Teraz mam taki moment, gdzie wydałam Epkę urbanową, pracuję też nad kolejną płytą, która będzie miała popowe brzemienia. Po dwóch intensywnych latach pracowania w hip-hopie, rapie, w środowisku urbanowym, czuję nowe podejście do muzyki popowej.

Mam wrażenie, że Tobą nie da się znudzić. Zawsze potrafisz zaskoczyć odbiorców nowymi brzmieniami. Kto jest Twoją muzyczną inspiracją?

Chyba Rihanna. Ona ma coś w sobie magnetycznego. Podoba mi się, że jest nieidealna muzycznie i życiowo.

Od 10 lat funkcjonujesz na polskiej scenie muzycznej. Czy przez ten czas żałowałaś czegoś? Czy każde potknięcie traktujesz jak lekcję na przyszłość?

Miałam kilka potknięć i wątpliwości w wielu kwestiach, ale nie analizuje już tego. Wszystkie błędy prowadzą mnie do wielu konkluzji, dzięki czemu zbieram doświadczenie. Po tych 10 latach jestem bardziej świadoma. Wiem, jak do pewnych spraw podchodzić. Wszystkie moje sukcesy zbudowane są na porażkach, gdyby nie one, nie rozwinęłabym się tak bardzo. Traktuję to jako drogę.

Artyści mają lepsze i gorsze momenty w życiu. Często muszą się mierzyć z hejtem. Niedawno fala nieprzychylnych komentarzy dotknęła Blankę. Co myślisz o tej sytuacji?

Jestem zasmucona z tego powodu. Każdy z nas ma swoje zdanie i uważa, że jego punkt widzenia jest najważniejszy, jednak w muzyce nie ma granic. Nie można powiedzieć, że Jann dobiegł szybciej niż Blanka. Tak nie jest. To kwestia gustu, bo artysta ma swoich odbiorców i fanów, dla których tworzy. Sama doświadczyłam hejtu. Uważam, że to, co dzieje się wokół Blanki, to publiczne linczowanie, które jest nieadekwatne. Ona robi swoje i nikogo nie atakuje tak jak ludzie ją. Wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła pracować. Spotykanie się z hejtem w ramach tego, że chcesz coś robić i coś ci wychodzi jest bardzo złe.

Jak wchodziłaś do show-biznesu, miałaś obawy, że możesz się nie odnaleźć w tym środowisku?

Nie myślałam o tym w takich kategoriach, chociaż czasy, w których wchodziłam do show-biznesu były bardziej przyjazne, jeżeli chodzi o hejt. Byłam 19-latką z małej miejscowości, która miała marzenia. Nie kalkulowałam tego w głowie. Chciałam się realizować i na tym mi zależało. Wydaje mi się, że większość osób, które tworzy w tej branży nie myśli o tym.

Jak z perspektywy czasu patrzysz na teledysk do piosenki „Thank you very much”? Mam wrażenie, że nasz kraj był lekko podzielony. Były osoby, którym się on bardzo podobał, ale były też takie, które krytykowały ten pomysł.

Wtedy komentarze były bardzo łagodne. Odnoszę wrażenie, że hejt z roku na rok jest coraz mocniejszy, a granica wolności słowa cały czas się przesuwa. Porównując komentarze sprzed 10 lat do tych, które mam teraz, to było nic.

Wracając jeszcze do Twoich marzeń. Masz jakieś czy skupiasz się na tym, co jest tu i teraz?

Tak, mam. Ostatnio wizualizowałam sobie, że wyprzedam Stadion Narodowy. Po części się ono spełniło, jednak będę jedynie supportem dla P!NK. To marzenie się spełnia, ale nie tak, jak chciałam (śmiech). Na ten moment cieszę się z tego, co mam.

Co czujesz, gdy widzisz swoich kolegów i koleżanki, którzy odnoszą sukcesy na arenie międzynarodowej?

Mocno kibicuje każdej osobie. Takim przykładem może być Sara James.

Widziałbym Wasz duet, mam wrażenie, że macie trochę podobny styl muzyczny.

Naprawdę? (śmiech). Nie mogę zdradzać dużo szczegółów...

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Robert Lewandowski ze łzami w oczach wspomina tatę. „Zostałem bez ojca i bez wsparcia, które było mi potrzebne"

fot. @pojman

Czy uważasz, że obecnie coraz więcej artystów tworzy piosenki pod kątem TikToka? 15 sekundowe chwytliwe etiudy, które mogą później wpaść w viral. „Cry in my Gucci” przez jakiś czas górowało w tej aplikacji.

Nie myślę o tym (śmiech). Ta aplikacja jest nieprzewidywalna i ciężko stworzyć coś pod nią. Co więcej, w pewnym stopniu byłoby to dla mnie ograniczające. Robię dużo piosenek, może kiedyś coś tam wpadnie, ale nie skupiam się na tym. Nie zależy mi, żeby wszyscy mnie znali, chce aby moja muzyka była dobra i jakościowa.

Jak jedziesz samochodem i słyszysz swoje utwory, to przełączasz radio czy zostawiasz?

Zazwyczaj słyszę je w taksówkach. Wtedy też dochodzi do zabawnych sytuacji. Lubię przekomarzać się z kierowcami. Mówię: »Wie Pan, ona ostatnio zwariowała«. W odpowiedzi słyszę: »Dokładnie, nawet wyprowadziła się do lasu«. W takich chwilach dużo dowiaduje się o sobie.

Masz do jakiegoś utworu sentyment?

Myślę, że „Niespokojne morze”. Do piosenki „Światło” też mam duży sentyment i zawsze do mnie wraca. Doskonale pamiętam, kiedy ją pisałam. Była piękna wiosenna pogoda, ja natomiast chorowałam. Taką nadzieją na lepsze jutro były dla mnie promyki słońca, które wpadały przez okno. I wtedy mnie natchnęło. Jeśli chodzi o utwór „Byle Jak”, to też ma ciekawą historię.

Jaką?

Została napisana dla Grzegorza Hyżego. On jednak zmienił kierunek, zaczął też robić inne rzeczy. Piosenka wówczas trafiła do szuflady. Gdy wydawałam płytę „Monkey Business” zostałam poproszona o jeszcze dwa numery. I wróciłam do niej. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to jeden z moich największych przebojów.

Niedawno wyszła Twoja Epka. Skąd pomysł na ten projekt?

Epka jest zachowana w klimacie Urban. Jest to w pewnym stopniu kontynuacja albumów „Maggie Vison” i „Gaja Hornby”. Jest świeża, oparta na najnowszych trendach. „VIP” natomiast to utwór drillowy, a to jest bardzo rzadko spotykane wśród kobiet w Polsce i na świecie. Nie zabrakło też ballady z Julią Pośnik. Muszę jednak przyznać, że te piosenki powstały rok temu. Teraz je wydałam, ale moja głowa muzycznie jest w zupełnie innym miejscu.

Twój album będzie zachowany w klimacie Epki, czy zaskoczysz nowymi brzmieniami?

Przez ostatnie lata bardzo dużo przeszłam, jeżeli chodzi o muzykę. Próbowałam wielu rzeczy i postanowiłam powrócić do popu. Moi fani usłyszą mnie w wersji, która jest w stu procentach moja.

Czyli piosenki będą odbiegać od „Cool me down”?

Tak. Czasy się też zmieniły i trendy. Nad piosenkami pracuję w Polsce i w Londynie, więc na płycie nie zabraknie anglojęzycznych utworów. Dawno niczym nie byłam tak podekscytowana, jak nadchodzącą płytą.

A MTV Unplugged?

Też. Gdy słuchałam pierwszy raz Kayah, zdarłam płytę. Wtedy zaczęłam o tym marzyć. Jak widać, spełniło się. Cieszę się, że wszystko złożyło się z moim 10-leciem pracy artystycznej. Jestem bardzo wdzięczna za te lata. Teraz idę dalej.

Długo myślałaś nad tym, w jaki sposób zaprezentujesz się na MTV Unplugged?

Gdy rozmawiałam z moim zespołem, jeden z chłopaków powiedział: „Maggie, Ty powinnaś urodzić się w Hiszpanii albo Ameryce Południowej”. Jak dłużej się nad tym zastanowiłam, stwierdziłam, że rzeczywiście robię dużo piosenek opartych na reggeatonie. Uwielbiam ten gatunek. Fascynuje mnie do takiego stopnia, że zaczęłam uczyć się języka hiszpańskiego.

Jak wyglądała scena?

Kiedyś byłam na Kubie, gdzie poszłam na koncert „Buena Vista Social Club”. To właśnie tamto wydarzenie mnie zainspirowało. Chciałam, żeby moje MTV zostało zachowane w podobnym klimacie. Najtrudniejszym zadaniem było znalezienie klubu w Polsce, który wyglądałby jak ten w Havanie. Klub Teatro Cubano w Warszawie okazał się idealnym miejscem. Gdy cała ekipa rozłożyła sprzęt, zrozumiałam, że to był dobry wybór. Dodam jednak, że nie było sceny. Wszyscy muzycy grali wokół mnie, a ja stałam na środku. Śpiewałam do publiczności, która była z każdej strony.

Czy miałaś oprawę taneczną?

Tak. Zaprosiliśmy do współpracy szkołę taneczną z Wrocławia. Grał również z nami Jose Torres, który był jedynym Kubańczykiem w naszym zespole. On nas naprowadzał i dawał wiele wskazówek.

Kogo jeszcze zaprosiłaś do projektu?

Dwóch gości: Kayah, ponieważ jej MTV Unplugged było pierwsze w Polsce, uważam je za ikoniczne. Drugą osobą natomiast jest Otsochodzi. Zaśpiewaliśmy „Reksia”. Ten utwór wyszedł nam najlepiej jeśli chodzi o całe wydarzenie.

CZYTAJ TEŻ: Współpracownik Dawida Kubackiego zabrał głos. Na takie wieści w sprawie żony skoczka czekali wszyscy!

fot. @pojman

Dołączyłaś też do projektu Club2020. Jak zaczęła się Twoja współpraca z wszystkimi raperami?

Nie jest tajemnicą, że na swoim koncie mam trochę hip-hopowych piosenek. W trakcie ich tworzenia poznałam kolegów i koleżanki z tego środowiska. Jeśli chodzi o Club2020, to z założenia tworzą go artyści z tej wytwórni. Do projektu zaprosili zaprzyjaźnionych muzyków, w tym mnie.

Jak Ci się tam pracowało? Było dużo osób? Ty raczej tworzysz sama, ewentualnie w duetach.

Około 18-20 muzyków. Było tam dużo chłopaków (śmiech). Oczywiście, jest to zderzenie się z czyjąś wizją. My jednak podeszliśmy do tego z dystansem, coś w rodzaju zabawy. Nikt z nas nie wywierał na siebie presji. Dzięki temu dużo się nauczyłam.

Dużo się też mówi o tym, że w rapie jest mniej kobiet niż mężczyzn. Jak się do tego odnosisz?

Mam wrażenie, że obecnie prowadzona jest retoryka, że dziewczyn jest za mało. Ja jednak uważam, że to środowisko jest otwarte. Nikogo nie wyklucza. Oczywiście, ten gatunek został stworzony przez mężczyzn. Z drugiej strony mam świadomość, że od nich się mniej wymaga, a od raperek oczekuje się lepszych rymów i tekstów. Ale z jeszcze innej strony my mamy mniejszą konkurencję i większą uwagę wśród odbiorców.

Twoje 10-lecie jest bardzo owocne. Nie tylko rozwijasz się muzycznie, ale zagrałaś też w filmie „Zadra”, w którym wypadłaś doskonale, jak się czujesz z tak pozytywnym odbiorem?

Szczerze mówiąc, jestem w szoku, ponieważ podchodziłam do tego z dużym dystansem.

Jak zaczęła się twoja przygoda z produkcją?

Do udziału w projekcie namówił mnie reżyser, Grzegorz Mołda. Nie chciałam robić tego filmu. Uważałam, że nie potrafię grać. Gdy zostałam zaproszona na zdjęcia próbne, stwierdziłam, że nic nie tracę. Na miejscu była też Magda Wieczorek. Gdy zaczęłyśmy razem próbować, złapałyśmy wspólny język. To dzięki niej zeszły ze mnie wszystkie negatywne emocje. Czułam się komfortowo. Dużo mi pomagała.

Jak wyglądały próby?

Znałam scenariusz, jednak nie nauczyłam się swoich kwestii. Wiedziałam, o czym jest ten film, ale nie lubię, jak ktoś mi coś narzuca. Wiedziałam, że będę improwizować. Tak umówiłam się też z Magdą. Z tego powodu często wybijałam ją z rytmu. Ona bazowała na scenariuszu, a ja na swojej intuicji. Nie zabrakło momentów, gdy Magda nie wiedziała, jak zareagować i to sprawiało, że sceny wychodziły naturalniej. Myślę, że pozytywne recenzje, to nie jest moja zasługa, a właśnie jej.

Myślałaś nad udziałem w innych filmach?

Tak, może w przyszłości się uda. Nie wykluczam tego.

Pamiętam, jak kilka lat temu media pisały, że to właśnie Ty powinnaś zagrać Violettę Villas. Rozwiej wszystkie wątpliwości, dlaczego nie zobaczymy Cię w tej roli?

Dostałam propozycję, jednak Violetta Villas nigdy nie była dla mnie idolką. Nie utożsamiam się też z jej twórczością. Jedyne co może mnie z nią łączyć, to miłość do zwierząt, ale nic poza tym (śmiech).

Ta rola byłaby bardziej wymagająca.

Jej historia nigdy nie wzbudzała we mnie dużych emocji, nie śledziłam jej twórczości. Pewnie dlatego nie chciałam zdecydować się na udział w tym projekcie. Nie była bliska mojemu sercu.

Dla Ciebie ważne są prawa zwierząt. Nie jest też tajemnicą, że wspierasz środowiska LGBTQ+. Czy miałabyś problem, żeby wprost o tym zaśpiewać, albo o rzeczach, które teraz leżą Ci na sercu?

Dużo takich tematów poruszałam. Nie kalkuluje tego. Jeśli coś mnie zaboli, to śpiewam o tym. Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, nie byłam w stanie napisać nic wesołego. W tamtym czasie powstał utwór „Mimo burz”, który jest wsparciem dla osób z Ukrainy. Cały dochód z piosenki przekazywany jest ofiarom wojny. Uważam też, że piosenka „Serce Baila” w pewnym sensie jest skierowana do osób LGBTQ+. Nie musimy nazywać tego wprost.

Kiedyś zasiadałaś w fotelu „The Voice of Poland". Żałowałaś odejścia?

Kochałam ten program. Podoba mi się jego forma. Niestety nie mogłam tego kontynuować. Pamiętam sytuację, gdy założyłam tęczową sukienkę, produkcja przerwała pracę na kilka godzin. W tamtej chwili stwierdziłam, że to nie jest miejsce dla mnie. Zacisnęłam zęby i dokończyłam program. Po wyjściu z finału powiedziałam, że wezmę udział w kolejnej edycji pod warunkiem, że „The Voice of Poland" będzie w innej stacji. Mimo chęci z drugiej strony musiałam zrezygnować.

A w innym programie muzycznym wzięłabyś udział?

Nie wiem (śmiech). „The Voice of Poland" w telewizji jest już od wielu lat i ma coś w sobie magicznego. Tam się wszystko zgadza, oprócz stacji, która go emituje. Wiem też, że pracują tam normalni ludzie, którzy mają swoje historie. Oni też z wieloma rzeczami się nie zgadzają. Pamiętam, że atmosfera na planie była doskonała, jednak była pewna „pani Cenzura”, która nad wszystkim „czuwała”. Gdy poczułam, że coś jest nie tak, robiłam im na złość. Wiedziałam, że już nie będę kontynuować tej przygody, więc przynosiłam na plan tęczowe przedmioty.

Może Azja Express?

Tak, to jest jedyny program, który mnie interesuje (śmiech).

Reklama

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Tak zawód pomógł Dorocie Pomykale. Dzięki niemu aktorka mogła wesprzeć rodziców

fot. @pojman
Reklama
Reklama
Reklama