Reklama

Od życia chciałby teraz tylko jednego. "Żeby się jutro normalnie obudzić. I cieszyć się z tego, i śmiać się. Teraz często się uśmiecham i jestem radosny. Chce mi się żyć po prostu w każdej chwili", mówi w nowym wywiadzie VIVY! Krystynie Pytlakowskiej. I dodaje: "Chcemy z Basią świętować życie jak najdłużej. I mieć w nim jak najwięcej pogody, dobroci. I chcieć się starać. Po tym, co przeżyłem, widzę, że ja się staram".

Reklama

Los wystawił go na ciężką próbę. Kilka lat temu Marek Torzewski poważnie zachorował. Nie chciał poddać się leczeniu, diagnoza lekarzy całkowicie go sparaliżowała. Dzięki żonie i córce, zdecydował się walczyć. To one go uratowały. "Bo życie jest tym cenniejsze, im bardziej ma się dla kogo żyć. Ale tego dowiedziałem się o wiele później", mówi. Tak dziś wygląda jego życie. Trudne doświadczenia całkowicie go zmieniły.

Marek Torzewski o walce z chorobą. Jak dziś wygląda jego życie?

Ale nie zawsze był Pan taki energetyczny. Przeżył Pan bardzo wiele trudnych chwil, jak choroba nowotworowa, i chciał się Pan już poddać.

To prawda, nie zdałem tego egzaminu. Byłem słaby. To mnie przerosło po prostu.

Nie wierzył Pan w zwycięstwo?

Nie wierzyłem. Pamiętam, że w dniu ślubu pan, który nam go udzielał, powiedział: „Życzę ci, aby twoja małżonka zawsze była tak radosna jak dzisiaj”. Niestety w chorobie przysporzyłem Basi dużo cierpienia. [...]

Czytaj też: Krystyna Janda opowiedziała o ukochanej synowej. Wietnamka skradła jej serce

Ale w końcu podjął Pan leczenie.

Tak, ciągle powtarzam, że za sprawą miłości. To Basia mi pomogła i nasza córka Agata, i nasz mały piesek. Mimo że byłem bardzo opryskliwy, zamknąłem się w sobie, nie reagowałem na ich prośby, to oni mnie uratowali. Zmusili do badań i terapii. Ale przede wszystkim Basia i Agata wytrzymały ten trudny dla nich, bardzo długi i niełatwy czas. To trwało aż pięć lat. Ale potem uwierzyłem w życie, a ta choroba otworzyła mi oczy na nowe kolory, których do tej pory nie dostrzegałem. Teraz na to wszystko patrzę zupełnie inaczej. Potrafię się cieszyć z każdego dnia i każdego dnia świętować życie, które jest diamentem oświetlającym mi drogę. Wiem, że mówię górnolotnie, ale tak czuję. Dzięki chorobie i wyjściu z niej otrzymałem spokój ducha i zupełnie inne spojrzenie na to, co mnie otacza. Już nie ścigam się z wiatrem. Ale czy pozbyłem się strachu? Nie, mam go w sobie do dziś, przy każdym badaniu – a robiłem je co trzy miesiące, potem co pół roku, a teraz raz na rok – czekanie na wyniki przyprawia mnie o drżenie serca. I dlatego staram się teraz przejść na inny etap, żeby już o tym tak nie myśleć, bo zapomnieć się nie da.

OLGA MAJROWSKA

Barbara Torzewska, Marek Torzewski, Viva! 18/2022

Dostał Pan lekcję, która Pana zmieniła?

I to jaką! Teraz z Basią dużo rozmawiamy. Niedawno powiedziałem do niej: „Po tym wszystkim mogę użyć trzech słów: doceniam, akceptuję i rozumiem”.

Rozumie Pan życie i siebie?

Wszystko. Siebie, ludzi, zwierzęta. Doceniam to, co dzieje się wokół mnie. I rozumiem świat. Jestem za niego wdzięczny. Dlatego śpiewam trochę inaczej, bo sam jestem na innym etapie.

Czytaj też: Zaręczyli się po trzech miesiącach znajomości. Marek i Barbara Torzewscy są razem od ponad 40 lat

Jakie to śpiewanie?

Z wdzięczności, że mogę jeszcze to robić. I za to, że mogę z panią teraz rozmawiać. Że mogę cieszyć się wnukiem, który skończył cztery lata. I cieszyć się moim zachwytem nad Agatą, piękną, mądrą. I fantastycznym zięciem. To dla mnie szczęście i największe skarby. [...]

Gdzie można usłyszeć Pana teraz na żywo?

W całej Polsce i nie tylko. Niedługo w Łodzi, potem w Lublinie, w Świdniku i w moim rodzinnym mieście Rogoźno Wielkopolskie. Akurat niedawno zostałem do niego przez burmistrza zaproszony. A bilety sprzedały się w ciągu dwóch godzin na dwa koncerty.

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze magazynu VIVA!, który będzie dostępny w punktach sprzedaży od czwartku 9 maja. Zachęcamy do zakupu

SZYMON SZCZEŚNIAK/ VISUAL CRAFTERS

Reklama

PIOTR PORĘBSKI

Reklama
Reklama
Reklama