Michał Koterski o synku: "Kiedy zamieszkaliśmy razem, zmieniło się jego miejsce w rodzinnym układzie i poczuł się zagrożony"
"Oczywiście dla nas nadal jest najważniejszy, ale w jego odczuciu już nie"
- Beata Nowicka
Marcela i Michał Koterscy po siedmiu latach przyrzekali sobie miłość i wierność. Są dowodem na to, że prawdziwe uczucie przetrwa wszystko. Oficjalnie są żoną i mężem. Ślub odbył się Miami, był spontaniczny, a wszystko do końca było owiane tajemnicą. "Ocean, plaża, słońce, urzędniczka czeskiego pochodzenia, która mówiła po polsku, nasz Frysio z obrączkami… Marcelę w sukni zobaczyłem dopiero pod tym baldachimem. [...] Frysio był drużbą, podawał nam obrączki. Uwielbia zwracać na siebie uwagę, ale tym razem nie było wygłupów, szaleństwa. Po ceremonii powiedział: „Widziałeś, tata, nawet się nie popisywałem”. Zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i wzorowo wywiązał się z bycia drużbą", mówił Michał Koterski w wywiadzie z Beatą Nowicką. Świeżo upieczeni małżonkowie opowiedzieli o życiowej rewolucji. Jak Fryderyk odnalazł się w nowej rzeczywistości?
Marcela i Michał Koterscy o synku, Fryderyku
Myślisz, że sześciolatek rozumie, co to znaczy, że mama i tata wzięli ślub?
Michał: Ma świadomość, że to było bardzo ważne wydarzenie dla naszej rodziny. Przed ceremonią dochodziło między nami do różnych spięć i Frysio mówił: „Nie kłóćcie się, bo nie dojdzie do tego ślubu”. Albo: „Nie zasługujecie na to, żeby być małżeństwem”. „Dlaczego, Frysiu?”. „Bo ciągle się kłócicie”. Tak było. Podświadomie chyba każdy facet się stresuje, ślub to symboliczny koniec wolności. Mój świadek mówił, że kiedy się żenił, odczuwał ogromne napięcie. Ja też. Całe życie, również w pracy, unikam wiązania się z jedną instytucją, firmą, dbam o to, żeby nie mieć żadnych umów na wyłączność, żeby nikt mną nie rządził…
…a teraz „oddałeś” rządy Marceli.
Michał: Oddałem i dzisiaj mogę powiedzieć: „Kamień z serca”. Cieszę się! Czuję się lepiej psychicznie. Mam poczucie bezpieczeństwa. Wcześniej miałem z tyłu głowy myśl, że nie jesteśmy do końca razem i w każdej chwili możemy się rozstać. Jak wiesz, dwa razy się rozstawaliśmy. Teraz nasz związek jest zabetonowany. Rozwód to skomplikowany proces, wierzę, że nie będzie nam się chciało go zaczynać. [...]
Jak Fryderyk przyjął decyzję, że zamieszkaliście razem?
Michał: Każde dziecko marzy o pełnej rodzinie, ale dla Frysia, paradoksalnie, było to trudne z tego względu, że kiedy żył na dwa domy – nazywał je: duży domek i mały domek – dostawał sto procent uwagi od mamy i taty. Kiedy go brałem do siebie, byłem tylko dla niego i tylko z nim. Marcela podobnie, była tylko z nim i tylko dla niego. Kiedy zamieszkaliśmy razem, zmieniło się jego miejsce w rodzinnym układzie, w hierarchii, i poczuł się zagrożony. Oczywiście dla nas nadal jest najważniejszy, ale w jego odczuciu już nie. Musiał zmierzyć się z faktem, że rodzice więcej czasu spędzają razem, więcej rozmawiają, mają mnóstwo wspólnych tematów. Na początku non stop nam przerywał, wchodził nam w słowo albo całował nas w usta, jak my siebie z Marcelką. Jego świat się przewartościował i dla takiego małego człowieka to było duże wyzwanie. Ale coraz lepiej się w tym odnajduje i na pewno jest szczęśliwy. Myślę, że ten nowy układ daje mu poczucie bezpieczeństwa. Gwarancję, że się nie rozstaniemy. Nasze dwa rozstania na pewno mocno go doświadczyły, ten lęk wciąż może w nim być.
Czytaj też: Marcela i Michał Koterscy wzięli bajkowy ślub w Miami. „Przed wyjazdem mieliśmy emocjonalny rollercoaster”
Z pewnością.
Michał: Mam wrażenie, że po ślubie szybciej się godzimy, przepraszamy. Jesteśmy małżeństwem, tu nie ma innej drogi. Z każdej kłótni musimy jak najszybciej wyjść na prostą i iść dalej przez życie. Mamy świadomość, że to jest w naszym wspólnym interesie.
Jak Ty zniosłaś przeprowadzkę do „dużego domku”?
Marcela: Przeprowadzka była dla mnie ciężka. Nie wiem, jak to przeżyłam. Chyba do dziś czuję konsekwencje. Michał wie, że dużo mnie to kosztowało i wiele poświęciłam. Miałam całe życie ułożone wokół Fryderyka i było mi cudownie wygodnie. Mieszkałam w centrum, pod domem miałam sklepy, siłownię, ulubione kawiarnie, restauracje, wieloletnich przyjaciół, silne relacje, szkołę, place zabaw. Miejsce, w którym teraz mieszkamy, jest typową warszawską sypialnią. Wjeżdżasz do garażu, z garażu do mieszkania, z mieszkania do garażu… Smutne to. Nie mogę się przyzwyczaić. Sympatyczni, ale w sumie anonimowi sąsiedzi, każdy ma swój świat, brak życia, sklepów. Jak zamkną Żabkę, trzeba jechać na stację benzynową… Michał chodzi do pracy, a ja siedzę sama. Żyję dniem, kiedy się przeprowadzimy.
Cały wywiad do przeczytania w nowej VIVIE! w punktach sprzedaży już od 14 marca.
Sprawdź też: Irena Santor przeszła poważną operację, teraz ma problemy z chodzeniem. W jakim jest stanie?