Choć dzieli je 15 lat, mają wyjątkową relację. Siostra jest dla Mai Bohosiewicz najlepszą przyjaciółką
"Nigdy nie byłyśmy daleko od siebie", mówi
- Katarzyna Piątkowska
Kilka lat temu założyła rodzinę, zbudowała własny biznes i została influencerką. Na ekrany wróciła jako prowadząca program „Love Never Lies: Polska”. Maja Bohosiewicz opowiedziała Katarzynie Piątkowskiej o pracy na planie programu, dzieciach, ukochanej siostrze i o tym, dlaczego nigdy nie kłamie.
Chciała być aktorką, tak jak jej o 15 lat starsza siostra Sonia Bohosiewicz i część członków rodziny od strony taty. Ale wszystko potoczyło się w innym kierunku. Poznała mężczyznę życia, została mamą, a internet pozwolił jej sprawdzić się w biznesie, do którego zawsze miała smykałkę. „Prowadziłam w domu Bar Jabłuszko. Sprzedawałam tacie obiady, które gotowała mama. Tata oczywiście je kupował, bo rodzina jest od tego, żeby się wspierać”, śmieje się Maja Bohosiewicz i opowiada, że zrezygnowała z aktorstwa, bo jak mówi, wolała zajmować się dziećmi i rozwijać firmę odzieżową Le Collet. Ale cieszy się, że ktoś pomyślał o niej jako o prowadzącej reality show „Love Never Lies: Polska”. Na casting przyleciała z Dubaju, gdzie wtedy mieszkała. Czuła, że choć nigdy czegoś takiego nie robiła, dostanie rolę prowadzącej.
Maja Bohosiewicz o rodzinie i relacjach z siostrą, Sonią Bohosiewicz
Takie spokojne, nudne życie może być powodem do zazdrości.
O takie właśnie życie walczyłam, to było moim celem, który krok po kroku realizowałam. Nie pochodzę z zamożnej rodziny. Było nas czworo rodzeństwa, a rodzice nie zarabiali wielkich pieniędzy. Wyprowadziłam się z domu, gdy miałam 16 lat. Pojechałam do Krakowa, do liceum. Zamieszkałam w internacie. Dostawałam tygodniowo 50 złotych kieszonkowego. To musiało mi wystarczyć na jedzenie i bilet do domu. Szybko zaczęłam pracować, rozdawałam ulotki. Później zaczęłam grać. Najpierw dostałam rolę w Teatrze Słowackiego, a później pojawiłam się serialach i filmach. Bardzo szybko musiałam dojrzeć. Wiedziałam, czego w życiu chcę, i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że na wszystko ciężko pracowałam i pracuję.
[...]
Gdy masz intensywny czas zawodowy…
…to jasne, że wtedy mam go mniej dla dzieciaków. Ale potem następuje zamiana i to one są w centrum uwagi. Codziennie o godzinie 16.00, gdy odbieram je ze szkoły, włączam w telefonie funkcję „nie przeszkadzać” i cała jestem dla nich. To jest nasz rodzinny czas, kiedy jemy razem obiad, rozmawiamy, oglądamy filmy, czytamy książki, spacerujemy z psami. Moje dzieci wiedzą, że gdy pracuję, nie odpowiem im na setki pytań. Mam zakodowaną w podświadomości „kulturę zapierniczu”. Oczywiście tłumaczę sobie, że każdy potrzebuje tak samo pracy, jak i relaksu. Najważniejsze, że mogę sobie powiedzieć, że nie zaniedbałam siebie jako człowieka, jestem świetną mamą i dobrą żoną.
Sprawdź też: Rodzice nastolatków dziękują Michałowi Szpakowi. Artysta wielokrotnie słyszał wzruszające słowa
Sonia Bohosiewicz, Maja Bohosiewicz, 05.09.2019 Warszawa, studio Dzień Dobry TVN
Takie podejście wyniosłaś z rodzinnego domu?
Moi rodzice zrobili superrobotę, pokazując nam, że najważniejsza w życiu jest rodzina.
Twoja siostra jest Twoją najlepszą przyjaciółką?
Największym wsparciem, kibicem, fanem, siostrą, przyjaciółką. Choć dzieli nas 15 lat, mamy wyjątkową relację.
Nigdy nie byłaś dla niej „wkurzającą młodszą siostrą”?
Od zawsze byłam jej ukochaną młodszą siostrzyczką. Nigdy nie byłyśmy daleko od siebie. Fizycznie owszem, gdy ona studiowała w Krakowie, a ja zostałam jeszcze w rodzinnych Żorach. I tak starałyśmy się spędzać jak najwięcej czasu razem.
Tak jak teraz, kiedy cała Twoja rodzina jest w Polsce, a Ty z mężem i dziećmi zamieszkaliście w Hiszpanii?
Rodzice mieszkają na Śląsku, Sonia i ja szybko wyfrunęłyśmy z gniazda. Gdy mieszkałam w Polsce, też nie widywałam się z nimi co tydzień. Teraz widujemy się równie często, bo lot z Hiszpanii nie jest długi. Jesteśmy w stałym kontakcie, ale faktycznie moje dzieci często mówią, że tęsknią za rodzinką. Tomek i ja wychowujemy je tak, żeby wiedziały to, co wiemy my, że rodzina to najważniejsza rzecz w życiu. Dwa lata temu pomyśleliśmy, że niekoniecznie chcemy żyć w Polsce. W pandemii byliśmy przez pół roku na Teneryfie. Wróciliśmy i od razu wyjechaliśmy do Dubaju. Po pół roku stwierdziliśmy, że to nie jest dobre miejsce do wychowywania dzieci. Tam żyje się jak w szklanej bańce. Są zamożni ludzie i ci, którzy ich obsługują. Przyjemnie oczywiście było być po tej pierwszej stronie, ale nie chciałam, żeby nasze dzieci się w ten sposób wychowywały. Palec na mapie wskazał nam Hiszpanię. Tam teraz mieszkamy, dzieci chodzą do szkoły, i pracujemy. Jak długo tam będziemy? Nie wiem, czas pokaże.
Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze Vivy! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 15 lutego.