Marek Zmysłowski, czyli najpopularniejszy Polak w Afryce!
Jak polski Wilk z Wall Street został afrykańskim terrorystą?
Milioner, celebryta, partner wicemiss świata. Marek Zmysłowski zbudował „Amazon Afryki” i stał się jedną z najbardziej znanych postaci afrykańskiej branży IT. Pewnego dnia okazało się jednak, że jest też poszukiwanym przez Interpol międzynarodowym zbiegiem. Jak do tego doszło? O wszystkim dowiecie się z jego książki.
Kim jest Marek Zmysłowski?
W książce „Goniąc czarne jednorożce” autor opowiada niezwykłą historię swojego życia. Błyskawiczna kariera i ogromne pieniądze w wieku dwudziestu lat, a następnie bankructwo, praca za barem w słynnym gejowskim klubie, a nawet konflikt z mafią stojącą za Aferą Łowców Skór. To wszystko przydarzyło się Zmysłowskiemu jeszcze przed 30-stką! Do Afryki wysłał go największy internetowy fundusz inwestycyjny na świecie, właściciel Zalando i Groupona. Polak nie tylko budował, doradzał, inwestował w wiele kluczowych dla rozwoju kontynentu przedsięwzięć, ale też narobił sobie w nigeryjskim rządzie wpływowych wrogów, którzy wraz ze skorumpowaną lokalną policją postanowili pozbyć się niewygodnego przedsiębiorcy.
Na zdjęciu Marek Zmysłowski podczas wykładu TED
W swojej autobiografii Zmysłowski z dystansem i humorem pokazuje, jak wygląda robienie biznesów „od kuchni” oraz w fascynujący sposób kreśli barwny obraz ukochanego kontynentu, jakim stała się dla niego Afryka. Tylko u nas przeczytacie wywiad z Markiem Zmysłowskim, który zdradza jak wygląda życie w Afryce, czy związek z wicemiss świata jest wyzwaniem oraz jak kompleksy wpłynęły na jego życie.
Przez kilka ostatnich lat żyje Pan i pracuje w Nigerii. Co Pana najbardziej zaskoczyło podczas tych kilku lat spędzonych w Afryce?
To co u nas wydaje się absolutnym minimum, czyli prąd i bieżąca woda, tam jest luksusem. Natomiast w Afryce posiadanie sprzątaczki i kucharza jest absolutnie normalne w rodzinie z klasy średniej, a u nas zdecydowanie nie. Zaskoczyło mnie również jak bardzo (czasem aż za bardzo) religijni są tam ludzie (niezależnie od rodzaju wyznania) oraz jak wielopokoleniowe i liczne są rodziny. W Nigerii irytował mnie brak punktualności, za to najbardziej podoba mi się u każdego Nigeryjczyka taka wewnętrzna motywacja, by zmienić swoje życie na lepsze, która potem przekłada się na ciężką pracę. Uwielbiałem też uśmiech na dzień dobry, on nic nie kosztuje i tego mi często w Polsce brakuje. Orzeźwiającą była też obserwacja z jaką otwartością okazuje się tam emocje, czy to pozytywne, czy np. złość. Mimo wszystko, jest nam zdecydowanie bliżej kulturowo do Afryki, niż np. Azji.
A czy życie w Afryce Pana zmieniło?
W Afryce dojrzałem biznesowo i prywatnie. Głównie dzięki licznym przeciwnościom, a ich natężenie zdecydowanie przyspieszyło ten proces. No i przede wszystkim znalazłem swoją pasję! Z Afryki można wylecieć, ale Afryka ze mnie już nie wyjdzie. Co najważniejsze, złapałem dystans do życia. Jeśli masz dach nad głową i jadłeś w ciągu ostatniej doby, to już jesteś na podium zwycięzców na tym świecie. Dlatego wyluzuj i przestań kłócić się z gościem, który zajechał ci drogę.
Jak radzi sobie Pan z popularnością swojej pięknej partnerki, Yaritzy Reyes? Była wicemiss świata w 2016 roku, dziś prowadzi swój program w telewizji i ma wielu fanów.
Jeśli dziesiąta osoba w ciągu pięciu minut podchodzi z prośbą o zdjęcie z Yaritzą kiedy my staramy się skończyć lunch w restauracji, to ciężko się nie wkurzyć :). Ale tak na poważnie, to nie mam żadnego problemu z jej sławą. Yaritza jest ambitną i mądrą kobietą. Imponuje mi i niesamowicie mi pomogła podczas moich cięższych chwil. Nie byłoby mnie tu gdyby nie ona.
Na zdjęciu Marek Zmysłowski i Yaritza Reyes
Pana życie prywatne i zawodowe śledzą afrykańskie portale i gazety. Jak to jest być najpopularniejszym Polakiem w Afryce? Czy lubi Pan być rozpoznawalny?
Przede wszystkim jestem przedsiębiorcą. Słowa „popularność” i „celebryta” kojarzą mi się pejoratywnie. Natomiast marka osobista i reputacja pomaga w biznesie. Rozpoznawalność to miecz obosieczny, przyciąga i sympatię i niechęć. Ja to biorę na klatę.
Prowadzenie biznesu nigdy nie jest łatwe, a szczególnie w Afryce. Czy pojawiły się myśli, żeby rzucić wszystko i wrócić do Polski?
Wielokrotnie. Szczególnie gdy w wyniku konfliktu z byłym partnerem biznesowym byłem ścigany przez Interpol i trafiłem do aresztu. Pojawił się wtedy prawdziwy rollercoaster emocji. Niedowierzanie, złość, pomstowanie, a potem lament i płacz. Jednak moja determinacja była silniejsza i nawet w takiej chwili starałem się nie załamywać, tylko złapać dystans i zacząć planować kolejne kroki.
W Nigerii nie jest łatwo prowadzić swój biznes, ale równocześnie daje to mnóstwo frajdy i satysfakcji.
Fajnie jest dostać wiadomość od kogoś kto napisał, że dzięki pracy u mnie i wiedzy tam zdobytej, mógł założyć własną firmę, a bez tego doświadczenia żyłby w wiosce bez prądu. A pewnie gdybym został w Polsce dziś robiłbym kolejną apkę dla leniwych millenialsów.
Jak bardzo zmienił się Marek Zmysłowski w przeciągu ostatnich 15 lat? Czy nadal w środku czuje się Pan nieśmiałym nastolatkiem z nadwagą, o którym czytamy w książce?
W każdym z nas siedzi dzieciak! I to ważne, by o nim nie zapominać. Ponieważ pamięć o drodze, którą się przebyło, umacnia naszą obecną „formę”. Temu nastolatkowi dużo zawdzięczam. O tym traktuje cała moja książka.
Na zdjęciu Marek Zmysłowski
W książce napisał Pan, że po skończeniu 30-stki zmieniło się Pana podejście do życia. Ma Pan jakieś rady dla obecnych 20-latków?
Wybicie 30-stki było dla mnie symbolicznym momentem wieńczącym pewien etap. Spotkałem na swojej drodze dwudziestolatków bardziej dojrzałych ode mnie. W moim przypadku przez wiele lat motywacją była chęć udowadniania czegoś wszystkim wokół. Taki „jawampokażyzm”. Napędzały mnie kompleksy, ale z kolei to mi niesamowicie pomogło w biznesie. Teraz moja pewność siebie płynie raczej z wewnętrznego spokoju. A może ja się po prostu zestarzałem?
Czy jest coś, czego Pan żałuje w swoim życiu?
Nie chcę zabrzmieć buńczucznie i szukam mądrej odpowiedzi, ale nie, nie żałuję niczego. Bo każdy błąd był dla mnie nauczką. Jednak były sytuacje, gdzie popełniałem kilka razy ten sam błąd zanim się nauczyłem, że można coś zrobić inaczej.
Na zdjęciu Marek Zmysłowski i Yaritza Reyes
Dlaczego zdecydował się Pan napisać książkę?
Od zawsze chciałem wydać książkę. Ale nie przez „selfpublishing”, bo to może każdy. Chciałem przejść przez proces szukania wydawcy, bycia zauważonym, wylądować w księgarni. To jedna z ostatnich rzeczy, której nie można po prostu kupić - to była ambicja. Chciałem mieć to odhaczone ze swojej listy „Celów na życie”. Wcześniej nie miałem jeszcze pomysłu na książkę. Pomysł pojawił się w Afryce. Cała dostępna literatura faktu to opowieści z podróży po pustyni albo analizy akademickie, dlaczego w Afryce jest tak źle. A ja chciałem książki o robieniu biznesu w Afryce, szczególnie technologicznego. Potem doszedł pomysł, żeby dołożyć trochę swoich przygód, by „bełkot” merytoryczny był bardziej strawny. No a jak już zacząłem pisać, to się z tego zrobiła książka o przemianie autora. Biografia z elementami biznesowymi, albo książka biznesowa z elementami biografii.
Czy ma pan rady dla start-upowców, którzy chcieliby osiągnąć sukces?
Moja rada to „Złote rady są przereklamowane.”
Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem Agora