Katarzyna Butowtt poczuła ulgę, gdy jej siostra zmarła. Do jej śmierci nie miały kontaktu
„Czułam, że dalej nie dam rady żyć z osobą, mimo że tak mi bliską, toksyczną”, mówi nam
- Wiktor Krajewski
Top modelka. W latach 80. i 90. Polska „miała jej twarz”. Potem nagle zniknęła z show-biznesu i mediów. Musiała uporządkować swoje życie. W tym roku powróciła mocną rolą w filmie Katarzyny Rosłaniec „Jezioro Słone”. Katarzyna Butowtt opowiedziała Wiktorowi Krajewskiemu o przemocowym domu, toksycznych relacjach z siostrą, jej niespodziewanej śmierci. I tłumaczy, kto w jej życiu okazał się największym katem i dlaczego. Poruszające!
Wiktor Krajewski: Uciekłaś ze świata, o którym marzą tłumy.
Katarzyna Butowtt: Lata 70. i 80. były dla mnie niezwykle intensywne pod względem zawodowym. Byłam modelką. Dość wziętą. Może było to kwestią tego, że modelki w tamtych czasach można było policzyć na palcach, pracy z kolei była masa. Nas nie traktowano tak, jak traktuje się dziś osoby prezentujące modę na wybiegu. Niegdyś na modelki patrzono z ukosa. Stawiano nas na równi z dziewczynami do towarzystwa, czyli nie było to zaszczytem. Teraz jest to postawione na głowie. Czasami żartuję, że należałam do kadry narodowej.
[...]
– Ogromne wrażenie wywarło na mnie, gdy powiedziałaś, że dopiero niedawno uświadomiłaś sobie, że byłaś atrakcyjną dziewczyną. I choć w mediach funkcjonujesz z tytułami „ikony polskiej mody” i „królowej reklam”, nie miało to wpływu na Twoją samoocenę, która była zrównana z ziemią, a Ty przez lata żyłaś na jej zgliszczach.
Kiedy ostatnio segregowałam stare zdjęcia, doświadczyłam prawdziwej epifanii. Na fotografiach zobaczyłam siebie, piękną dwudziestokilkuletnią kobietę, i od razu przypomniałam sobie, jak nieatrakcyjna czułam się wówczas. Młotkiem rodzice wbijali mi do głowy, że nic nie wiem, nic sobą nie reprezentuję. Po pewnym czasie uwierzyłam w ich słowa. Może się wydawać, że chodząc po wybiegach i prezentując kreacje Mody Polskiej, Grażyny Hase, Cory, Ledy czy Hoff, byłam królową życia i zachwycałam się swoją urodą. Ale tak nie było.
Moja matka i mój ojciec od wczesnych lat pokazywali mnie i mojej siostrze, że jesteśmy nikim. To sprawiło, że byłam krnąbrnym dzieckiem, chłopaczarą, która nie potrafiła trzymać języka za zębami, a z drugiej strony byłam wycofana. Dziś wiem, że to było moje wołanie o to, żeby rodzice zauważyli mnie. Nie potrafili zadbać o siebie samych, więc naturalne jest, że nie dbali o nas pod względem emocjonalnym. Ucieczką od mojej codzienności była praca.
Historia jak z filmu. Przychodzi dzień, który odmienia życie nieznanej do tej pory Kasi. W mgnieniu oka z licealistki stajesz się gwiazdą wybiegów…
Miałam 15 lat, gdy fotograf zaczepił mnie na Marszałkowskiej i zaproponował, że z chęcią zrobiłby mi zdjęcia, bo widzi we mnie modowy potencjał. Rodzice zgodzili się, żebym spróbowała, pod jednym warunkiem: nie mogę zawalić szkoły. Udało się. Wcześniej rodzice, gdy trafiłam do warszawskiej szkoły baletowej, w której spotkałam się z przemocą pod każdą możliwą postacią, to mnie obarczali winą za to, że zmuszeni byli mnie stamtąd zabrać. Nauczycielka baletu katowała nas wszystkich, biła, wbijała szpilki w ciało. Doświadczyłam tego nieraz. Zawsze lądowałam na oślim drążku za fortepianem. W szkole baletowej relację nauczyciel–uczeń przyrównać można do układu oprawca–ofiara. Nerwica i ataki paniki uniemożliwiały mi normalne funkcjonowanie. Do dziś pamiętam, gdy prezentowaliśmy balet pokazowy, a po prezentacji zdejmowałam puenty ze stóp. Mogłam wylewać krew z butów. I wiesz, co się stało? Gdy zabieraliśmy papiery ze szkoły, mama obarczała mnie odpowiedzialnością za mój fatalny stan psychiczny. Żadne miłe słowo, żadne przytulenie, żadne słowa, że wszystko będzie dobrze, nie padły z jej ust.
Starsza siostra nie przyszła Ci z pomocą?
Anka też nie okazała się pomocna, bo sama była niezwykle pokiereszowana wewnętrznie przez nasze wychowanie. Nie obarczam jej za to winą, bo nie taka była jej rola. Byłyśmy dwiema dziewczynami potrzebującymi pomocy. Anka jako dziecko była specyficzna, wyjątkowo wrażliwa. Siedziała w domu i czytała. Byłyśmy kompletnie różne. Ja latałam po podwórku z pozdzieranymi kolanami, umorusana od stóp do głów. Pozostawiono nas na pastwę losu, same musiałyśmy zawalczyć o siebie. Ance niestety się to nie udało…
Czytaj także: Znają się od lat, cenią dokonania artystyczne. Udowadniają, że przyjaźń w show-biznesie istnieje naprawdę
Elżbieta Zającówna, Katarzyna Butowtt, czerwiec 2002 roku
Twoja siostra zmarła dwa lata temu.
Była to dla mnie niespodziewana wiadomość. W nekrologu, który zamieściłam w gazecie przed pogrzebem Anki, napisałam: „Odeszła moja piękna, smutna siostra. Odpoczywaj bez bólu, kochana”. Napisałam to, co dyktowało mi serce. Niektórych oburzyły te słowa. Inni z kolei stwierdzili, że w punkt ujęłam jej dramatyczne losy. Każdy podejmuje czasem działania, które okazują się dla niego destrukcyjne. Anka była w tym „mistrzynią”. Ale nie bez przyczyny, bo na co dzień mierzyła się z bezsilnością i bezradnością. Pozornie jej życie mogło uchodzić za idealne.
Była modelką, która wiosną i jesienią wyjeżdżała do Paryża, żeby chodzić po wybiegach pokazów prêt-à-porter. W trakcie wyjazdów nie miała kontaktu z rodziną. Ta separacja sprawiała, że cierpiała. Świat wielkiej mody nie stał przed nią otworem. Ona w nim była. Ja też raz wyjechałam do Paryża, miałam zrobioną sesję, ale wróciłam. Poznałam wówczas rzeczywistość, w której nie chciałam żyć. Sabotaż, który moja siostra dokonywała na sobie, świadczył o tym, jak brutalny potrafi być świat mody i do jakich zachowań autodestrukcyjnych można się w nim posunąć. Świat mody był w tamtych czasach miejscem brutalnym, pełnym używek, alkoholu.
Pamiętasz chwilę, gdy po raz pierwszy spróbowałaś alkoholu?
Dawniej, w komunistycznej Polsce, każda okazja była dobra do tego, żeby się napić. Do dziś pamiętam swój pierwszy kieliszek alkoholu. Przed pokazem. Mimo że byłyśmy nastolatkami, nikt na to nie patrzył. W tamtych czasach mówiło się, żeby modelki piły, bo wtedy pojawia się im „błysk w oku”. Panowało ogólne przyzwolenie, żeby po wybiegu kroczyć na lekkim rauszu.
Żyłaś w toksycznej relacji z siostrą, ale przyszedł dzień, w którym zawalczyłaś o siebie.
Przysłowie mówi, że czas leczy rany, ale nie leczy. Coraz częściej łapię się na chwilach, gdy odczuwam jej brak. Wtedy uciekłam z jej życia bocznym wejściem. Było mi ciężko i czułam, że dalej nie dam rady żyć z osobą, mimo że tak mi bliską, toksyczną.
Zagrałaś w otwarte karty?
Powiedziałam Ance o tym, że nie jestem w stanie dłużej utrzymywać z nią kontaktu. Obrzuciła mnie gównem. Usłyszałam, że jestem egocentryczką. Poprosiłam ją, że jeśli zdecyduje się na leczenie, żeby odezwała się do mnie. I już się nigdy nie odezwała. O jej śmierci dowiedziałam się od pani, która u niej sprzątała. Liczyłam, że Anka zawalczy o swoje zdrowie psychiczne, że wydarzy się cud, który zmieni naszą sytuację. Ale cuda się nie zdarzają.
Toksyczna relacja z moją siostrą miała wpływ na moje zdrowie i samopoczucie. Pojawiły się u mnie problemy zdrowotne, które były somatyczne, z głowy. Potrzebowałam skupić się choć przez chwilę na sobie. Doskonale pamiętam dzień, w którym zdecydowałam, że nie dam rady dalej żyć razem z nią. Odsunęłam się od osoby, która mnie niszczyła, nie od siostry. To niesamowite, że Anka przeniosła zachowania, w których wyrastałyśmy, do naszego dorosłego życia. W „Jeziorze…” pada zdanie: „Dobrze mi jest bez ciebie”. Te słowa doskonale obrazują moją relację z siostrą.
Paradoks tej sytuacji polega na tym, że choć zerwałyście kontakt, dalej żyłyście w uwikłaniu.
Gdy nasz kontakt umarł, żyłam z poczuciem winy, że nie spędzamy razem ważnych uroczystości. Dużo myślałam nad tym, czy nie krzywdzę jej, odtrącając. Wydzwaniała do mnie, żebym ją ratowała, bo dalej już nie da rady stawiać czoła rzeczywistości. Żyłam w gotowości, żeby ją ratować, bo była moją siostrą. Wielokrotnie jechałam do niej jak na sygnale i wysłuchiwałam jej tyrad o tym, jak nieszczęśliwą jest osobą. Wikłała w to ojca, który też przyjeżdżał. Przyszedł jednak moment, że nie reagowałam na jej błagania, bo nie było sensu. Ona nie chciała dać sobie pomóc, a ja miałam dosyć walki z wiatrakami, bo z góry wiadomo było, że zakończy się porażką.
Cały wywiad z Katarzyną Butowtt ukazał się w magazynie „VIVA!” 15 czerwca 2023 roku.
Czytaj także: Urszula Sipińska i Seweryn Krajewski: wszyscy myśleli, że będzie ślub. Historia relacji artystów