Joanna Racewicz: „Dopiero dzieci pomagają nam naprawdę dorosnąć”
Dziennikarka czule o relacji z synem. Co Igor odziedziczył po ojcu?
- Beata Nowicka
Strata męża, samotne macierzyństwo... Joanna Racewicz wychowuje syna na wspaniałego mężczyznę. Igor ma 13 lat, a mama jest duma z jego osiągnięć, pasji, dojrzałości i wartości, które sobą reprezentuje. Nastolatek jest niezwykle utalentowany, ma zmysł filmowca. „Myśli obrazami, wspaniale filmuje i potrafi swoje „dzieła” łączyć, zachowując oś montażową, rytm, chronologię. Do tego świetnie argumentuje i potrafi bronić swojego zdania. Może byłby dobrym operatorem? Może zajmie się negocjacjami? Świat naszych dzieci jest zagadką. Ich zawody pewnie jeszcze nie istnieją”, mówi dziennikarka. Joanna Racewicz przyznaje, że wiele uczy się od syna. „Dzieci mogą być mistrzami. Perfekcyjnie dotykają naszych czułych miejsc, pokazują deficyty. Dopiero dzieci pomagają nam naprawdę dorosnąć”, wspomina w rozmowie z Beatą Nowicką.
Czy mama może choć trochę zastąpić tatę?
Igor: Nikt nie jest w stanie tego zrobić, ale nie narzekam. Kiedyś często prosiłem mamę, żeby opowiadała mi o tacie. Jedna z moich ulubionych historii to nasza wyprawa nad morze. Uwielbiałem raczkować po plaży, ale kiedy wiatr sypał mi w twarz piaskiem, strasznie mnie to złościło. Tata brał mnie wtedy na barana. Mama śmieje się, że w raczkowaniu byłem bardzo szybki. Wystarczyła chwila nieuwagi i znikałem z pola widzenia.
Joanna: Któregoś dnia Igor powiedział, że już nie potrzebuje tych opowieści.
Igor: Chciałem je wszystkie zebrać, poukładać i zostawić tatę już tylko dla siebie.
Jesteście silni oboje.
Joanna: Igor jest bardzo odrębną istotą. Taki zresztą był od samego początku. „Tata” – to było jego pierwsze słowo. A zaraz potem: „Ja siam”. Zawsze próbował pokazać: dam radę, potrafię. Miałam wtedy sposób: brałam piłeczkę albo kamyczek, kładłam na miniaturowej dłoni Igora i pytałam: „Jaki ci się wydaje, syneczku, ten kamyk: mały czy duży?”. Mówiłeś: „Duży”. Potem do małej dziecinnej rączki przykładałam swoją, dorosłą, i pytałam: „A teraz?”. „Dużo mniejszy. Malutki”. „Tak samo jest z kłopotami”, tłumaczyłam. „Jeśli się nimi podzielisz z kimś, komu ufasz, od razu zmaleją”. To długo działało.
Igor: Teraz moja ręka jest większa od twojej, mamiś.
Przeczytaj też: Po raz pierwszy razem. Joanna Racewicz z synem o wspomnieniach, dorastaniu i nowym życiu
Co Igor odziedziczył po ojcu?
Joanna: Dystans. Do siebie, otoczenia, do świata. Duży spokój. Kiedy się śpieszę, potrafi poczęstować mnie zdaniem: „Pośpiech jest taki prymitywny, mamiś, przestań. To ci nie pasuje”. Kiedy robię pięć rzeczy naraz, jak każda kobieta zresztą, Igor kończy jedną czynność i dopiero zabiera się za kolejną. Niespiesznie, z namaszczeniem. Obiecuję sobie, że się tego od niego nauczę. Dzieci mogą być mistrzami. Perfekcyjnie dotykają naszych czułych miejsc, pokazują deficyty. Dopiero dzieci pomagają nam naprawdę dorosnąć.
Myśli Pani, że może syna uzbroić, zabezpieczyć przed wejściem w świat dorosłych, w który niedługo wkroczy?
Joanna: Od pierwszej chwili szykujemy dziecko do tego, żeby pewnego dnia wyfrunęło z gniazda. Długo jesteśmy najważniejszym punktem odniesienia. Przychodzi jednak moment, gdy trzeba pozwolić na samodzielne wybory. Mój drugi, po Korczaku, mistrz, Jesper Juul, mówi: „Dawniej dzieci kształtowały swoje kompetencje społeczne w zabawie i komunikacji z innymi dziećmi. Takiej możliwości już prawie nie mają, bo nawet kiedy są razem, to dookoła stoją dorośli, którzy się do wszystkiego wtrącają”. Dobrze, żeby zaufali mądrości swoich dzieci. Odpowiedzialność za wybory i ponoszenie konsekwencji to są słowa klucze do dorosłości. Jeśli rodzic będzie nieustannie stał z kołem ratunkowym i drżał o każdy krok, będzie w tej roli do końca życia. Trzeba być blisko, z czułością i troską, ale też dawać prawo do odrębnego życia.
Życie naszych dzieci zostanie na zawsze naznaczone przez ostatnie dwa lata.
Joanna: Naszym doświadczeniem pokoleniowym jest stan wojenny, puste półki, wojsko na ulicach i brak „Teleranka” w niedzielę. Dla pokolenia Igora to będzie pandemia, strach, izolacja, zdalne lekcje i ograniczenie przestrzeni do pokoju, który stał się bawialnią, szkołą i miejscem spotkań w jednym. Dla nich cały świat zamknął się w wirtualnej rzeczywistości. Konsekwencje będziemy ponosić latami. Gabinety psychoterapeutów są pełne. Ostatnio próbowałam umówić córce znajomych wizytę u psychiatry i najbliższy termin na cito to był marzec 2022 roku. Dzieci toną w sieci. My, dorośli, jeszcze sobie jakoś radzimy, ale młodzi ludzie mają problem z odróżnianiem realności od fikcji. Słyszała pani o serialu „Squid Game”? Koreańska produkcja, w której są strażnicy i gracze, wyspa odizolowana od świata i gra na śmierć i życie? Dzieci „bawią się” w to w szkołach, naśladując piekielne zasady, w których jest tylko rywalizacja i walka o przetrwanie. Dorośli zamawiają im stroje z filmu na karnawał. Gdyby zadali sobie trud sprawdzenia, gdzie jest dziecko, gdy drzwi do pokoju są zamknięte… A gry komputerowe? Nastolatki na zdalnych lekcjach – niby się logują na biologię albo chemię, a w rzeczywistości wsiąkają w platformy gamingowe. Temat rzeka. Już nie potrafią funkcjonować bez protezy z nierealnego świata. Rozmowa, taka prosta czynność, zanika. Komunikaty kończą się na etapie trzech słów i pięciu emotek. Chciałabym, żeby mój syn umiał rozmawiać.
Umie, bo Pani go nauczyła.
Joanna: Rozmawiamy bardzo dużo w domu. Byłoby wspaniale, żeby tak było też w szkole. Większość, niestety, perfekcyjnie uczy, jak wygląda układ rozrodczy żaby, każe znać na wyrywki tablicę Mendelejewa, ale nie daje narzędzi, które naprawdę będą w życiu ważne. Gdzie miejsce na współpracę, gdy promuje się liderów i prymusów, a zadania w grupach to rzadkość? Gdzie szansa na wymianę myśli, argumentowanie, gdy konflikty rozwiązuje dorosły ex cathedra? Tyle się mówi w psychologii o „wzmocnieniach pozytywnych”, a co robi nauczyciel? Bierze do ręki czerwony długopis i zaznacza błędy. A gdyby spróbował wziąć zielony i pokazać miejsca, gdzie jest dobrze? Pochwalić za to, co młody człowiek już opanował? Liczy się znajomość encyklopedii i świadectwo z paskiem, a nie sztuka spojrzenia w oczy drugiemu człowiekowi i wysłuchanie jego racji.
Nauczyć: proszę, dziękuję, przepraszam – magicznego zestawu słów, których coraz rzadziej używamy.
Joanna: A które każdy powinien mieć spakowane na drogę. Może mniej byłoby wszechobecnego hejtu i jadu. Może potrafilibyśmy się naprawdę pięknie różnić, a nie iść na noże, bo głosujemy na inne partie i inaczej rozumiemy wolność. Wtedy nikt nie byłby w stanie wmówić, że uchodźcy przynoszą zarazę, a tęczowa flaga to obraza uczuć religijnych. Chciałabym, żeby Igor powiedział kiedyś: „Fajnie, że pokazałaś mi, że na świecie jest dość miejsca dla każdego, że inność jest wartością, a nie zagrożeniem, że warto bronić swoich granic i pielęgnować dobro”. Jak był mały, lubił bajkę o indiańskim chłopcu, któremu dziadek wódz powiedział: „Każdy ma w sobie dwa wilki, dobrego i złego. Dobry to radość, miłość, nadzieja, prawda, przyjaźń. Zły to strach, złość, chciwość, zazdrość, kłamstwo”. „A który z nich wygrywa?”, pyta wnuczek. „Ten, którego dokarmiasz”.
Cały wywiad z Joanną Racewicz i Igorem Janeczkiem w nowej VIVIE!. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od 30 grudnia.