Reklama

Barbara i Jerzy Stuhrowie są zakochani we Włoszech: w kulturze, języku, którym biegle władają, w zjawiskowej sztuce. I w kuchni. Jerzy Stuhr żartuje, że pół zawodowego życia spędził w Italii: grając w filmach, sztukach teatralnych, prowadząc warsztaty aktorskie i wykładając na Uniwersytecie w Palermo na Sycylii. O miłości do słonecznej Italii opowiadają w najnowszym numerze VIVY!.

Reklama

Jerzy Stuhr właśnie kręci w Rzymie kolejny film, co stanowi okazję do zwiedzania zabytków i ulubionych restauracji tego legendarnego miasta.

Jerzy Stuhr: Jak przyjeżdżam do Rzymu, raz na dwa- trzy miesiące zawsze zaczynam od caccio e pepe: musi być specjalne tonnarelli, do tego prawdzie pecorino romano, pepe i nic więcej. Niente di piu. A potem lecą wszystkie inne rzymskie dania: trippa alla romana- flaki po rzymsku, coda alla vaccinaro- duszone w winie ogony wołowe. Trzeba tylko wiedzieć gdzie iść, my mamy swoje ulubione miejsca. Mieszkamy w pięknej dzielnicy Prati, za murem Aureliana, tuż przy Tybrze, tam już nie ma turystów, jest nasza śliczna rezydencja i spokój. Jeden przystanek metrem do Pizza del Popolo i dwa do Schodów Hiszpańskich.

Beata Nowicka: Wszyscy znają Pana miłość do Włoch, ale to Pani Basia pierwsza mówiła po włosku i pierwsza tam wyjechała.

Jerzy Stuhr: Basia studiowała we Włoszech. Miała stypendium z Accademia di Santa Cecilia jak jeszcze była żelazna kurtyna. Rany boskie, jaki ja byłem wtedy zazdrosny. Przyjeżdżała z Włoch, majtki sobie kupiła włoskie, a tu wszystkie dziewczyny chodziły w barchanowych. Nie można było prać w akademiku, bo koleżanki od razu podgrandzały. Tydzień i było po majtkach (śmiech). Dla nas takim magicznym miastem jest Wenecja, bo Basia to stypendium dostała do Wenecji. Z zazdrości też załatwiłem sobie stypendium i pojechałem na festiwal filmowy do Wenecji.

Polecamy też: Tylko VIVIE! obiecali ujawnić całą prawdę! O czym mówią Barbara i Jerzy Stuhrowie w pierwszym wspólnym wywiadzie?

Barbara Stuhr: I teraz mój wtręt. Ja byłam na pierwszym roku Akademii Muzycznej w Krakowie, Jerzy studiował jeszcze polonistykę. On dostał stypendium w ministerstwie kultury, a ja w głębokiej komunie wsiadałam w samolot mając w bucie 10 dolarów i pojechałam na egzamin do Accademii Santa Cecilia w Wenecji. Tam zagrałam i dostałam stypendium. Miałam wizę turystyczną, tekturową walizeczkę i skrzypeczki.

Jerzy Stuhr: Józef Tejchma też dał mi to stypendium do Wenecji. I potem po latach, jak szedłem po czerwonym dywanie z Dominiką Ostałowską, Pawłem Edelmanem, Kasią Figurą i filmem „Historie miłosne” w konkursie, to myślałem: Boże, ja tam stałem kiedyś w tym tłumie. Deja vu. Tu szedł Sean Connery i Ursula Andress, był 1962 rok i pokaz Bonda „Dr.No”, a my stypendyści tam się tłoczyliśmy za barierkami. Takie koło się zatoczyło. Wenecja to było całe życie magiczne miasto dla nas.

Barbara Stuhr: I czyż nie powinnyśmy być szczęśliwi?

Cały wywiad Beaty Nowickiej z Jerzym i Barbarą Stuhrami przeczytasz w najnowszym numerze VIVY! W kioskach od 15 grudnia.

Robert Wolański

Reklama

Polecamy też: „Syn nie przyznał się w klasie, że jestem piosenkarką!”, Halina Mlynkova opowiada w VIVIE! o swoim życiu w Czechach​

Reklama
Reklama
Reklama