Reklama

Jana i Lenkę Klimentów połączyło wyjątkowe uczucie. Od 12 lat są nierozłączni, wpierają się, inspirują... Mają wspólne pragnienia i marzenia. „Janek zawsze był wobec mnie bardzo opiekuńczy. Zawsze wiedziałam, że będzie się starał, żeby nigdy mi niczego nie brakowało”, mówiła Lenka Klimentova w rozmowie z Katarzyną Piątkowską. Jak wspominają swoją pierwszą randkę w Warszawie?

Reklama

Jacy jesteście w zaciszu domowym, gdy schodzicie z parkietu i jesteście tylko we dwoje?

Lenka: Porządnie się kochamy i porządnie się kłócimy.
Jan: Kłócimy się głośniej (śmiech). Zazwyczaj o głupoty.
Lenka: Czasem trzeba przeczyścić atmosferę. Ale potem jak pięknie się godzimy.
Jan: Ja pierwszy odpuszczam, bo nauczyłem się, że nie warto iść w zaparte. Już nie mam na to energii.
Lenka: Janek już mówił, że jest zodiakalnym Bykiem. A ja jestem zodiakalnym Baranem. Wyobraź sobie, jak to może wyglądać! Na szczęście umiemy się dogadać.
Jan: To dlatego, że ja wiem, jak to skończyć. Właściwie to staram się nawet nie zaczynać. Jak jest jakiś trudny temat i wiem, że zaraz może z tego być awantura, biorę psy i wychodzę na spacer. A Lenka idzie spać.
Lenka: Tylko udaję.
Jan: O, popatrz! Wobec tego bardzo dobrze udajesz.
Lenka: Przez tyle lat się nie zorientowałeś? Musiałaś, Kasia, z nami wywiad do VIVY! zrobić, żeby Janek się dowiedział (śmiech). Okazuje się, że taka rozmowa jest też dla nas jak terapia. Lubię słuchać tych naszych opowieści i tego, jak Janek o nas, o mnie opowiada.

Na przykład o pierwszej randce pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie?

Lenka: Skąd wiesz? Ale to była zabawna historia.
Jan: Pamiętam, że to było 19 sierpnia, gdy Lenka przyjechała do mnie do Warszawy. Wyjechałem po nią na dworzec, a potem zawiozłem do hotelu. Zostawiliśmy tam rzeczy i pojechaliśmy zwiedzać Warszawę. Gdy dotarliśmy na Krakowskie Przedmieście w okolice hotelu Bristol, w którym mieliśmy teraz sesję, powiedziałem Lence, że tu gdzieś muszę zaparkować. Patrzymy, a obok hotelu piękny pałac. I dużo wolnych miejsc. To wychyliłem się przez okno z mojej starej skody i pytam policjanta, gdzie tu mogę zaparkować. Dla niewtajemniczonych – to był Pałac Prezydencki, obok którego nawet nie można przejechać prywatnym samochodem, a co dopiero mówić o parkowaniu. Na szczęście potraktowali nas łagodnie, jak zagubionych w Warszawie Czechów.

Sprawdź też: Jan i Lenka Klimentowie o dziecku: „Próbujemy, aż nam się to uda”. „To jest taka delikatna sprawa. Łatwo można kogoś skrzywdzić chamskimi pytaniami”

Krzysztof Opaliński

Teraz już nie jesteście zagubieni.

Jan: Jak jedziemy do Ostrawy, to mówię: „Jedziemy do rodziny”. Jak mówię: „Jedziemy do domu”, to myślę o Warszawie. Za półtora roku przeprowadzimy się do nowego mieszkania po praskiej stronie. Bo gdzie mogą mieszkać Czesi w Warszawie? Oczywiście na Pradze.
Lenka: Jesteśmy Czechami i tam zawsze będą nasze serca. Ale w Polsce jest nam już teraz bardzo dobrze. Mamy tu przyjaciół, mamy swoje mieszkanie, wspaniałą pracę.
Jan: Tu jest nasze życie. A przede wszystkim tu mamy prywatność.

W Ostrawie nie macie?

Jan: Na ulicach nikt nas nie rozpoznaje, nie zaczepia. Ale cały czas jesteśmy z rodziną. Jak przyjeżdżamy do rodziców Lenki, to zjeżdża się cała rodzina. Oni wiedzą, że przybywa rozrywka.
Lenka: Animatorzy (śmiech).
Jan: Wiedzą, że będzie się dużo dziać, będą pikniki, grille i mnóstwo dobrej zabawy.

[...]

Jesteście tu szczęśliwi, choć jesteście sami?

Jan: Jesteśmy, bo mamy siebie. A to jest najważniejsze.

Wzruszyło mnie i zaskoczyło, gdy poprosiłam Janka o wywiad, a on od razu zapytał, czy może wystąpić z Tobą.

Lenka: On zawsze myśli o mnie. Zawsze!
Jan: Uważam, że trzeba pokazywać miłość i o niej mówić. Nie wstydzić się emocji. Wydaje mi się, że możemy być wzorem dla innych ludzi. Może ktoś, kto akurat przechodzi kryzys, przeczyta nasz wywiad i zobaczy, że warto walczyć o miłość?

To, że nie wstydzisz się emocji, widać w programie.

Lenka: Podoba mi się to, że jest taki emocjonalny. On czasem płacze na filmach, a czasem nawet jak coś powiem. Mało jest takich mężczyzn jak on. A im jest starszy, tym bardziej emocjonalny. A jak go poznałam…
Jan: Byłem twardy!
Lenka: Jak tańczyłeś na turniejach. Byłeś niedostępny i waleczny. A teraz złagodniałeś.
Jan: To były zupełnie inne czasy. Musiałem być skupiony na tym, co robię, i wszystko temu podporządkowałem. Emocje zostawały z boku. I kompletnie nie interesowało mnie to, co dzieje się poza światem turniejów. Taki turniejowy taniec zabija życie prywatne. Teraz wiem, że życie nie polega tylko na tańcu i na byciu najlepszym. Teraz taniec to tylko hobby.

Zapytam więc jeszcze raz… co jest najważniejsze?

Jan: Rodzina! I przyszłość. Bardzo wierzę w każdą następną minutę, w to, że będzie dobra.
Lenka: I tylko czasem muszę go sprowadzić na ziemię, bo zdarza mu się latać bardzo wysoko i myśleć, że wszystko jest różowe.
Jan: A jak inaczej, jak ja mam takie słońce u boku?

Cały wywiad z Lenką i Janem Klimentami w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od 4 listopada.

Reklama

Zobacz też: Jan i Lenka Klimentowie: „Zaręczyny mają moc. Mówi się słowa, które mają wartość w życiu”

Krzysztof Opaliński

Reklama
Reklama
Reklama