Reklama

Lenka i Jan Klimentowie od 12 lat tworzą szczęśliwy związek. Połączył ich taniec. Jak każda para mają na swoim koncie wzloty i upadki. Jak opisaliby swoją relację? ,,Byłoby to połączenie salsy, tanga i rumby. Jest trochę zabawy i dużo energii, trochę kłótni i namiętności, seksu i romantycznych chwil. Poza tym salsa jest taka jak ja, kubańska, mam przecież kubańskie korzenie. Tak! Tymi trzema tańcami”, mówi w nowym wywiadzie Lenka Klimentova. W rozmowie z Katarzyną Piątkowską, małżonkowie przyznali, że marzą o powiększeniu rodziny, ale to dość delikatna kwestia...

Reklama

Jesteście zawodowymi tancerzami, ale macie też inne wykształcenie. Dopuszczaliście opcję, że jednak w życiu skupicie się na czymś innym?

Jan: Od kiedy zobaczyłem film „Dirty dancing”, który po polsku miał tytuł „Wirujący seks”, a po czesku „Hříšný tanec”, chciałem zostać tancerzem. Moi bracia są górnikami, a ja skończyłem szkołę hutniczą. Pracowałem nawet w hucie. Dwa dni. Potem mnie i moich kolegów wyrzucili, bo się okazało, że nie ma dla nas pracy. Ale robiłem wszystko, by móc tańczyć. Zimą pracowałem w kotłowni, latem kopałem kanalizację, bo to umożliwiało mi popołudniowe treningi. Najlepiej było w kotłowni, bo miałem jeszcze czas na naukę angielskiego.
Lenka: Nigdy nie wiadomo, jak się życie potoczy. Mam nadzieję, że już zawsze będę tańczyć. Ale gdyby wydarzyło się coś, co spowodowałoby, że muszę przestać, wtedy wróciłabym do opieki nad autystycznymi dziećmi. Przed przyjazdem do Polski skończyłam szkołę pedagogiczną, po której przez rok pracowałam w przedszkolu jako nauczyciel wspomagający.
Jan: Pamiętam, że Lenka opiekowała się takim małym Wojcieszkiem. Ile się o nim nasłuchałem! Ona o wszystkim mi opowiadała.
Lenka: Praca z dziećmi autystycznymi lub z zespołem Downa jest bardzo trudna. Bywałam ogromnie zmęczona, ale ta praca dawała mi dużo radości. Zresztą zawsze chciałam pracować w domu dziecka. Teraz tańczę i nie mam takiej możliwości, ale pomagam zwierzętom.
Jan: Lenka naprawdę umie pomagać. I robi to zupełnie bezinteresownie. Teraz zajmuje się bezdomnymi zwierzętami, wspiera różne fundacje i schroniska. Na swoim profilu na Instagramie bez przerwy zamieszcza apele o pomoc różnym psom. Czasem myślę, że za bardzo się tym wszystkim przejmuje. Lenka jest bardzo zaangażowana. Nie przeszkadza jej nawet, że właśnie jesteśmy na wakacjach. Zawsze przecież trzeba jakieś zwierzę nakarmić i napoić, a schroniska są wszędzie. Ale mi się to podoba. I sam noszę wodę zwierzakom, jak ona mi każe. Jej chęć niesienia pomocy jest przepiękna.
Lenka: Gdyby każdy, kto może, pomógł, nie byłoby tyle biednych, bezdomnych zwierząt.

Chcesz w ten sposób odwdzięczyć się losowi za to, że adoptowali Cię wspaniali ludzie?

Lenka: Czuję ogromną wdzięczność, że mi ktoś pomógł. Może to właśnie dlatego? Ja miałam naprawdę wielkie szczęście, bo miałam cztery miesiące, gdy adoptowali mnie moi rodzice.

Zobacz też: Jan i Lenka Klimentowie: „Porządnie się kochamy i porządnie się kłócimy” „Czasem trzeba przeczyścić atmosferę. Ale potem jak pięknie się godzimy”

Krzysztof Opaliński

Masz kubańskie korzenie, a w podróż poślubną pojechaliście właśnie na Kubę. Nie miałaś pomysłu, żeby poszukać tam biologicznej rodziny?

Lenka: Nigdy w życiu nie miałam takiego pomysłu. Ani w Czechach, ani tam. Jestem szczęśliwa w mojej rodzinie adopcyjnej. To, że moja mama mnie nie urodziła, nie ma znaczenia, bo ona i tata stworzyli mi prawdziwy dom. Gdyby nie oni, dzisiaj bym tutaj z wami nie siedziała. Z moją mamą jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. A przy okazji ona jest też superteściową.
Jan: Mam z rodzicami Lenki cudowny kontakt. Naprawdę mam świetną teściową. Mama mojej pierwszej żony była bardzo dobrą teściową. Ale ta… naprawdę jest wspaniała.
Lenka: W ogóle moi rodzice są cudowni. Jak mogą nie być, skoro adoptowali dwie małe dziewczynki? Ponieważ nie mogli mieć swoich dzieci, stworzyli dom mnie i Marceli, mojej młodszej o siedem lat siostrze. Mama ma tak wielkie serce i tyle miłości, że jak kiedyś będę miała dzieci, mam nadzieję, że będę taka jak ona.

Często kobiety mówią na odwrót, że właśnie nigdy nie będą jak ich matki.

Lenka: Wiadomo, że każdy ma wady i zalety. Ale ja z moją mamą mam wspaniały związek. I taki chciałabym kiedyś stworzyć z naszymi dziećmi.
Jan: Na razie mamy dwa pieski (śmiech), ale bardzo chcielibyśmy mieć dzieci. Próbujemy, aż nam się to uda. Nie hamujemy się.
Lenka: …nie hamujemy (śmiech).
Jan: I zostawiamy to naturze.
Lenka: Nas wszyscy pytają o to, kiedy będziemy mieć dzieci, dlaczego ich jeszcze nie mamy. A to jest taka delikatna sprawa. Łatwo można kogoś skrzywdzić chamskimi pytaniami i komentarzami. Ludzie się w ogóle nad tym nie zastanawiają.

Sprawdź też: Jan i Lenka Klimentowie: „Zaręczyny mają moc. Mówi się słowa, które mają wartość w życiu”

Za to zastanawiają się pewnie, jak to z Wami, tancerzami, jest. Tańczycie z różnymi partnerami. W domu czeka druga połówka, a na parkiecie rodzą się różne emocje…

Lenka: To jest kwestia zaufania, na które oboje bardzo długo pracowaliśmy.
Jan: Tancerze mają inną tolerancję. Dla nas, dla mnie i dla Lenki, to, co dzieje się na parkiecie, to tylko taniec. Nic więcej. Ale wiem, że wielu tancerzy, którzy nie umieli rozdzielić tego, co się dzieje na parkiecie, od tego, co się dzieje w życiu prywatnym, rozstawało się.

I nigdy nie jesteś zazdrosny?

Jan: Miewam w głowie duży znak zapytania, czy tam, na parkiecie, na którym tańczy Lenka, na pewno wszystko jest dobrze.
Lenka: Przez tyle lat nauczyliśmy się, na ile możemy sobie pozwolić. Wiemy, co tej drugiej osobie przeszkadza.
Jan: Na szczęście razem pracujemy nad choreografią.

Nawet teraz, gdy Ty nie bierzesz już udziału w „Tańcu z Gwiazdami”, tylko zostałeś jurorem „Mam Talent!”?

Jan: Zawsze. Lenka trochę się obawiała, jak to teraz będzie, bo my zawsze po programie razem układaliśmy choreografię i dla niej, i dla mnie do kolejnego odcinka. Tu, u nas w mieszkaniu, w kuchni. I obiecałem Lence, że tak jak jej pomagałem do tej pory, tak będę robił to nadal. Tak jakbym tam był. I wiesz, mam wielkie szczęście do ludzi, których spotykam. Na przykład producenci w Polsacie nie obrazili się na mnie, że odchodzę, tylko pogratulowali mi awansu i powiedzieli, że trzymają za mnie kciuki.

W domu Janek porywa Cię do tańca nie tylko wtedy, gdy trzeba ułożyć choreografię?

Lenka: Tak, puszczamy sobie muzyczkę i tańczymy. Ale nie tak jak na pokazie albo w programie. W domu tańczymy tylko dla siebie.
Jan: Tańczymy bardzo „przytulnie”, nie sportowo…
Lenka: Bez tych wszystkich min. I jest tak romantycznie.
Jan: W kuchni oczywiście. U nas wszystko się gotuje w kuchni.
Lenka: Oprócz jedzenia. W kuchni Janek tylko śniadania mi robi. Ale tak naprawdę żadne z nas nie gotuje. Moi rodzice nawet trochę żalu mają, bo tata jest kucharzem, a mama cukiernikiem, że nie poszłam w ich ślady. Czasem żartują, że wstyd im przynoszę. To trochę przez nich, przecież przy nich nie musiałam gotować, a teraz Janek mówi, że sobie poradzimy inaczej. Jak będą dzieci, to co innego. Ale teraz…
Jan: Ona i tak mało je, że zawsze muszę po niej dojadać.
Lenka: A potem ma pretensję, że przeze mnie przytył (śmiech).

[...]

Zapytam więc jeszcze raz… co jest najważniejsze?

Jan: Rodzina! I przyszłość. Bardzo wierzę w każdą następną minutę, w to, że będzie dobra.
Lenka: I tylko czasem muszę go sprowadzić na ziemię, bo zdarza mu się latać bardzo wysoko i myśleć, że wszystko jest różowe.
Jan: A jak inaczej, jak ja mam takie słońce u boku?

Cały wywiad z Lenką i Janem Klimentami w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od 4 listopada.

Zobacz też: Jan i Lenka Klimentowie: „Zaręczyny mają moc. Mówi się słowa, które mają wartość w życiu”

Reklama

Krzysztof Opaliński
Krzysztof Opaliński
Reklama
Reklama
Reklama