Reklama

Na pytanie, o czym teraz marzy, uśmiechając się przekornie, odpowiada: „O stworzeniu Dzieła Życia, które być może już napisałem”. Ale potem dodaje: „O niespiesznym śniadaniu z ludźmi, których kocham”. Jan A.P. Kaczmarek, kompozytor, laureat Oscara i tegorocznej nagrody Orła za całokształt twórczości, w niezwykłej rozmowie z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską. Nie tylko o marzeniach.

Reklama

Mówi, że „marzenia są przyszłością zaklętą w wymiar niepewności”. Piękna ta definicja i niesłychanie adekwatna do jego historii i życia. Zwłaszcza teraz, gdy od kilku lat Jan A.P. Kaczmarek zmaga się z nieuleczalną chorobą. Napisałam w „niezwykłej rozmowie”, bo prócz tego, że emanuje z niej niesłychana pasja życia, odbywała się w sposób szczególny. Zwykle jestem blisko swoich rozmówców, obserwuję ich wnikliwie, w jakiś sposób próbuję „uwieść”, widzę ich reakcję na pytania, często zmieniam tor rozmowy albo drążę wątki, które wydają mi się niezwykle ciekawe.

Tym razem nawet nie zobaczyłam swojego bohatera.

Słowami chorego na MSA, czyli zanik wieloukładowy, kompozytora mówiła do mnie jego żona Aleksandra Twardowska-Kaczmarek. Odpowiedzi na pytania, które zadałam, spisywała później przez wiele dni, odpytując męża. W rozmowie z Beatą Biały w „Pani” powiedziała: „Czasem jestem jego ustami i wypowiadam słowa, które mi delikatnie podpowie albo pokaże”. Więc z tych słów właśnie składam sobie obraz jednego z największych światowych twórców współczesnej muzyki symfonicznej i filmowej. Oglądam wywiady z nim na YouTubie, by choć przez chwilę z nim „pobyć”.

I go lepiej zrozumieć.

Kiedy zadaję pytania o przeszłość, szybko orientuję się, że przeszłość już go nie interesuje. Niezwykłe koleje życia: fascynacja muzyką, dziadek skrzypek w poznańskiej filharmonii, skomponowanie muzyki do szkolnego hymnu, studia prawnicze, staż w awangardowym Teatrze Laboratorium Jerzego Grotowskiego, współpraca z Teatrem Ósmego Dnia czy gra na fidoli Fischera – zbudowało go jako artystę, ale wracać do tego już nie chce. Przyszłość to coś, co go interesuje i nakręca do działania, bo jak powiedział w „Pani”: „Czas jest luksusem, czuję to coraz bardziej. Nie wiem, ile go mam, ale chciałbym dobrze wykorzystać”.

Mnie, wielbicielkę muzyki Kaczmarka, uzależnioną od soundtracku z muzyką kompozytora do „Całkowitego zaćmienia” Agnieszki Holland i „Niewiernej” Adriana Lyne’a, wzrusza, że Jan A.P. Kaczmarek wciąż tworzy, cieszy się życiem, wierzy w jutro i, jak powiedziała jego żona Aleksandra, czerpie energię z rzeczy zbudowanych. Dla miłości do Aleksandry właśnie wrócił z fabryki snów do Polski, do Krakowa. Amerykański sen spełnił, statuetka Oscara, którą dostał za muzykę do filmu „Marzyciel”, stoi teraz na wystawie poświęconej jego twórczości w krakowskim Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Wystawa nosi tytuł „Jan A.P. Marzyciel”. W tym słowie „Marzyciel”, zaczerpniętym z tytułu obrazu, który przyniósł mu sławę największą – w życiu nie ma przypadków, zawiera się niezwykła metafora. Wszystko, co osiągnął, wzięło się z marzeń. I Hollywood, i muzyka do wielu hollywoodzkich filmowych hitów, i płyty nagrywane dla światowych wytwórni, i utwory „Kantata o Wolności”, „Oratorium 1956” czy „Universa”, i koncerty na największych światowych scenach, i choćby festiwal Transatlantyk, który organizował przez kilka lat, by przede wszystkim stworzyć ludziom przestrzeń do dyskusji o kondycji nie tylko sztuki, ale i współczesnego świata. Uważa, że dobra rozmowa może zmienić życie i być początkiem fenomenalnej transformacji.

Wszystko, co dobre zresztą bierze się z rozmowy. I emocji.

Ta rozmowa z Janem A.P. Kaczmarkiem była dla mnie niezwykłą lekcją życia i warsztatu dziennikarskiej pracy.

Bo czasem jedno krótkie zdanie, jedno „tak” lub „nie” niesie w sobie więcej emocji niż dziesiątki – okazuje się – niepotrzebnych słów.

Poza tym zawsze jest muzyka…

Jan A.P. Kaczmarek w rozmowie VIVY!

Czym w ogóle są marzenia?

Przyszłością zaklętą w wymiar niepewności.

A Pan jest marzycielem?

Byłem i jestem. Marzenie było w polskiej kulturze za mojej młodości w jakimś sensie zakazane. Trzeba było marzyć po cichu i w tajemnicy. A kiedy coś się udawało, to cieszyć się ostrożnie. To się na szczęście zmieniło. Mnie pomogła Ameryka.

Spencer Weiner/Los Angeles Times via Getty Images

Jan A.P. Kaczmarek, 2006

Ameryka pozwala ludziom marzyć? A mówi się, że zabija marzenia…

Stany są wielkim krajem, gdzie da się znaleźć wszystko. Jednym rosną skrzydła, bo znajdują oparcie we wspaniałych instytucjach i prywatnych mecenasach. Inni są zmiażdżeni bezwzględnością neoliberalnego kapitalizmu. Królem jest jednak rynek. Ja sam doświadczyłem na początku mojej emigracji wielu aktów przyjaźni i bezinteresownej pomocy. Podsumuję: w dziedzinach kreatywnych ciągle jest przestrzeń na rozwój i karierę, ale tu przeciętni ludzie trochę nie mają perspektyw.

U szczytu kariery w Hollywood, kiedy Oscarem za „Marzyciela” spełnił Pan już część swoich marzeń, postanowił Pan stworzyć w Polsce festiwal Transatlantyk. Uczyć, inspirować i łączyć. Taka była Pana idea… Ale też kolejne marzenie…

Wiele się w Ameryce nauczyłem, dużo zrozumiałem, jak ważna jest dla artysty świadomość świata. Festiwal Transatlantyk był i jest odpowiedzią na pewien głód praktycznej wiedzy, jak funkcjonuje świat. Stąd też oprócz setek projekcji, koncertów ważne były debaty, warsztaty Masterclasses. To wszystko tworzyło holistyczną atmosferę. Festiwal nazwał się też glokalnym, co oznacza lokalne działanie w globalnym kontekście i konsekwencjach.

Powiedział Pan, że kompozytor to człowiek samotny z konieczności, a w Panu był głód ludzi. I że chciał spotykać Pan ludzi, którzy Pana inspirują. To też był powód? Bardziej prywatny?

Na pewno. Inspiracja to święte słowo. To fascynujące, kiedy coś nas uruchamia, kiedy umysł zaczyna pracować inaczej. Kiedy człowiek natchniony tym, co przeżył, zaczyna robić wspaniałe rzeczy. Dobry festiwal ma taką moc. Ze spotkania ludzi rodzi się nowa jakość dla każdego z osobna i dla całej społeczności.
[...]

„Żyjemy w czasach, w których nikt nie wie, kim jest, świat się chwieje, ledwo trzyma się na nogach, na poważnie rozważamy ewakuację na Marsa”, powiedział Pan w jednym z wywiadów kilka lat temu. To jeszcze było przed pandemią i wojną. Z jakimi obawami Pan dziś przygląda się światu?

Dzisiaj mamy wojnę za miedzą, kolizję mocarstw, która najpewniej zmieni porządek świata, czyli wszystko jest jeszcze mniej stabilne. Aż strach się zapuszczać w szczegóły.

Czytaj też: Ruszyła kolejna zbiórka na leczenie Jana A.P. Kaczmarka: „Ciało przestaje być władne i samodzielne”

J. Vespa/WireImage/Getty Images

Jan A.P. Kaczmarek, Oscary 2005 rok

[...]

O czym Pan teraz marzy?

O stworzeniu Dzieła Życia, które być może już napisałem (śmiech). Ale też o wspólnym niespiesznym śniadaniu z ludźmi, których kocham albo cenię. Kiedy podróżuję, to spotkanie z ciekawymi ludźmi jest zawsze najważniejsze. Nie krajobraz czy architektura, tylko właśnie ludzie.

I dla ludzi, przede wszystkim wielbicieli Pana muzyki, przygotowuje się Pan do jubileuszowego koncertu na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie…

To 25 maja.

A 29 kwietnia, w Pana urodziny, w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha odbyła się wystawa poświęcona Pana twórczości – „Jan A.P. Marzyciel”. Można zobaczyć na niej Pana słynną fidolę Fischera, nuty czy posłuchać muzyki, której nigdy Pan jeszcze nikomu nie pokazał...

Tak, są instrumenty, pamiątki, partytury, nagrody, ekspozycja wykorzystała nowoczesne formy, między innymi ma ping, audiowizualne eseje, bogatą audiosferę i oczywiście jest statuetka Oscara. Moja żona Aleksandra ma osobisty wkład w tę wystawę. Oprawiała moje dyplomy, plakaty, pamiątki. Można zobaczyć jej rysunki z mojej pracowni i mój portret jej autorstwa, który lubię szczególnie.

Wszystkich, którzy mogą wesprzeć Jana A.P. Kaczmarka oraz jego najbliższych w pokryciu niezbędnych kosztów leczenia oraz opieki, zachęcamy do wpłat bezpośrednio na konto Polskiej Fundacji Muzycznej 41 1140 1977 0000 2634 0600 1004 lub za pomocą wirtualnej puszki na stronie www.pfm.waw.pl.

Sprawdź też: Los wystawił ich miłość na ciężką próbę. Historia Aleksandry Twardowskiej i Jana A.P. Kaczmarka

Reklama

Cała rozmowa w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 18 maja.

Marcin Suder
Reklama
Reklama
Reklama