Zawsze była kobietą jednego mężczyzny. Dekadę temu straciła męża, wciąż nie uporała się ze stratą
„To największa krzywda, jaka mnie spotkała, i nie do naprawienia”, mówi Jadwiga Jankowska-Cieślak
- Krystyna Pytlakowska
Jest pogodzona z życiem. Z dorastaniem w domu naznaczonym przemocą oraz mniejszą ilością propozycji filmowych. Tylko z jednym nie może się uporać... Przeżyli jako małżeństwo 44 lata. Zgodnie. Wszystkiego dorobili się sami. Na starość chcieli odpocząć, podróżować, wyhamować. Nie było im to dane. W 2013 u ukochanego aktorki zdiagnozowano glejaka mózgu. Zmarł 1,5 roku później. Śmierć męża Piotra traktuje jako największą krzywdę, która ją spotkała. Zawsze była kobietą jednego mężczyzny. I taka pozostała. Jadwiga Jankowska-Cieślak otworzyła się w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 08.06.2024 r.]
Potem, kiedy wychodziłaś za mąż za Piotra Cieślaka, podobno bardzo się wzruszyłaś życzeniami od ojca.
Zauważyłam, że jego stosunek do mnie się zmienił. Poza tym widywaliśmy się bardzo rzadko. Myślę, że mu imponowały moje osiągnięcia zawodowe. Nawet dawał mi odczuć, że jest ze mnie dumny. Jednak zaznałam od niego wcześniej tyle złego, że nie robiło to na mnie wrażenia.
Ale wybaczyłaś mu.
Oczywiście, że tak. Tym bardziej że umarł tak wcześnie. Miał 54 lata, a ja 23 i od dwóch lat byłam już po studiach. Bardzo szybko weszłam do zawodu. Myślę, że to była moja ucieczka z przemocowego domu i od podporządkowanej ojcu mamy. W częściowym uwolnieniu się od tej traumy pomógł mi film Kuby Morgensterna „Trzeba zabić tę miłość”, w którym zagrałam między drugim a trzecim rokiem studiów.
Teraz jest często przypominany.
To prawda. I bardzo mnie to cieszy, bo z każdej emisji są tantiemy. Pięć pięćdziesiąt kapie człowiekowi na konto (śmiech). Kiedyś tego nie było, ale w końcu dogoniliśmy świat i mamy honorarium za powtarzane w telewizji sztuki i filmy.
Zobacz także
Dziwi Cię to, bo jesteś osobą trochę niedzisiejszą?
Nie jestem dzisiejsza, to prawda, ale też nie mam zamiaru taka być. Nie życzę sobie, żeby w moje życie ingerowano. Ono się toczy, jak się toczy, i niech tak zostanie.
Czytaj też: Uciekła z domu w wieku 17 lat. Jadwiga Jankowska-Cieślak nie chciała podporządkować się ojcu
Jadwiga Jankowska-Cieślak z mężem, Piotrem Cieślakiem, Srebrne Jabłka 2011, 13.02.2012, Warszawa
Jadwiga Jankowska-Cieślak w sesji dla magazynu VIVA!, 2024 rok
Zawsze byłaś i jesteś kobietą jednego mężczyzny. To też kłóci się z obecnymi czasami.
Tak właśnie jest. Mam życiowe zasady. Przede wszystkim nie szkodzić innym, szanować drugiego człowieka i tak zwany Dekalog. Chcę przejść przez życie, nikogo nie krzywdząc. Siebie również.
A jeśli to życie Ci szkodzi?
Przyjmuję to na klatę, cierpię i staram się z tym sobie poradzić.
Miałam na myśli odejście Twojego męża. Pogodziłaś się z jego śmiercią?
Za moment minie 10 lat od jego odejścia. To największa krzywda, jaka mnie spotkała, i nie do naprawienia. Nie rozglądam się, żeby znaleźć jakiegoś zastępcę. Nie wyobrażam sobie, że ktoś usiądzie przy stole na miejscu Piotra i będzie mówił, jaka jestem piękna, mądra i dobra. Nie, dziękuję bardzo. Przeżyć życie z jednym facetem to naprawdę fantastyczne.
Czytałam w jakimś wywiadzie z Piotrem Cieślakiem na Twój temat, że byłaś pulchną nastolatką z długimi blond włosami.
Na pierwszym roku studiów ważyłam 64 kilogramy. Potem schudłam do 54. Podobno on, gdy mnie zobaczył, od razu powiedział: „To będzie moja żona”, a ja miałam tego świadomość. Wtedy zareagowałam: „Kto to w ogóle jest i czego ode mnie chce?”. A potem okazało się, że miał rację.
Zobacz także: Boi się ślubu i miłości, nie chce zostać porzucona. „Nie mam wzorców. Moi rodzice rozstali się, gdy miałam dwa lata"
Jadwiga Jankowska-Cieślak w sesji dla magazynu VIVA!, 2024 rok
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze VIVY!, w sprzedaży od czwartku 6 czerwca.