Dziś "Taniec z Gwiazdami"! Przypominamy wyjątkową sesję ślubną Iwony Pavlović
- Konrad Szczęsny
1 z 6
Iwona Pavlović uważana jest za najbardziej ostrą jurorkę "Tańca z gwiazdami". Jednak jej krytyka zawsze jest konstruktywna. Potrafi także zachwycić się tym, co zobaczy na parkiecie. O życiu osobistym Czarnej Mamby mówi się dosyć mało ze względu na to, że brakuje w nim kontrowersji. Wiadomo, że miała dwóch mężów. Pierwszy - Arkadiusz Pavlović - również był tancerzem. Prowadziła z nim szkołę tańca w Olsztynie. Związek nie przetrwał jednak próby czasu. Jeszcze w jego trakcie Czarna Mamba zakochała się w innym mężczyźnie, z którym tworzy parę po dziś dzień. Jak podkreślają zgodnie w wywiadach, wprost nie mogą bez siebie żyć!
Polecamy też: Już dziś rusza "Taniec z Gwiazdami"! Przypominamy największe miłości, zaskoczenia i konflikty show
2 z 6
25 września 2009 roku ponownie wyszła za mąż. Jej wybrankiem jest biznesmen Wojciech Oświęcimski. Ślub miał miejsce w jej rodzinnym Olsztynie. Zakochani pozowali na okładce Vivy! w wyjątkowej sesji. Panna młoda miała na sobie czerwoną suknię projektu Ewy Minge, o której tak mówiła w wywiadzie:
Iwona: Ta suknia od Ewy Minge jest spełnieniem moich marzeń – piękna, strojna, obszyta piórami, które przez 10 lat czekały w jej szufladzie na tę właściwą kobietę.
Wojtek: Oddaje twój charakter, choć uwielbiasz kolor czarny.
Iwona: Żartują ze mnie, że do trzeciego ślubu pójdę w czarnej. Kolory to symbole: biel – młodość, czerwień – dojrzałość, czerń…
Wojtek: Planujesz trzeci ślub?!
Iwona: Nie, chociaż nigdy nie wiesz, co cię czeka za rogiem. Ale Wojtek jest moją przysłowiową drugą połową. Mieszkamy razem już kilka lat. Ślub niczego nie zmienia.
Wojtek: Poza tym, że pięknie wyglądasz w czerwieni.
3 z 6
O tym, dlaczego zdecydowali się po kilku latach związku powiedzieć sobie "tak", chętnie opowiedzieli w wywiadzie.
– Już kilka razy mieliście powiedzieć sobie „tak”, a jednak odkładaliście tę decyzję. W końcu wszyscy zaczęli pytać: „Co z tym ślubem?”.
Wojtek: Nigdy nie ustalaliśmy terminu. Mieliśmy na głowie tysiące spraw, jeszcze raz organizowaliśmy nasze życie. Dopiero w tym roku uznaliśmy, że najtrudniejsze już mamy za sobą. Czas na ceremonię! Dwudziestego piątego.
– Dwa i pięć to siedem – kabalistyczna szczęśliwa liczba.
Iwona: Mogliśmy żyć bez ślubu, ale ja jestem tradycjonalistką. Nie podoba mi się słowo „konkubent”.
I jak przedstawiać swojego mężczyznę? Narzeczony? Chłopak? Po czterdziestce już chyba nie wypada. Ślub był więc konieczny choćby dla jasności, kim dla siebie jesteśmy. Psychicznie też był mi potrzebny. Właśnie dlatego, że jestem trochę staroświecka.
Wojtek: I dla naszych rodzin to było istotne. Dla naszych mam.
Iwona: Z takim tradycyjnym weselem w restauracji pod Olsztynem. To jeden z takich dni, gdy wszyscy się jednoczą.
4 z 6
Tak mówili o początkach swojej znajomości.
– W dniu, kiedy poznałaś Wojtka, byłaś u przyjaciół właśnie z mężem?
Iwona: Tak, a Wojtek przyjechał tam z żoną. Nikt nie miał zamiaru nas swatać.
Wojtek: Chociaż oboje pozostawaliśmy w kryzysowych związkach.
Iwona: Najpierw poznałam głos Wojtka, rozmawiałam z nim przez telefon. Kolega podał mi słuchawkę: „Wojtek, przekonaj ją, żeby została dłużej!”. Jego głos był czarujący: męski, głęboki. Może dlatego zostałam na przyjęciu, choć zbieraliśmy się już do wyjścia. To był magiczny wieczór. Bardzo ciepły, środek lipca, piętnastego. Wyjątkowo miałam na sobie białą sukienkę. Zobaczyłam Wojtka. Jezu, jaki przystojny! W czerwono-czarnej przepasce na długich włosach. Wyglądał zjawiskowo! Na przywitanie podałam mu rękę i przeszedł mnie dreszcz.
Wojtek: Zobaczyłem przy stoliku
w ogrodzie dziewczynę. Głośno rozmawiała. W palcach trzymała papierosa. O rany, czemu ona pali? Taka piękna kobieta nie może palić!
Iwona: I stało się. Dwa miesiące później rzuciłam palenie, dla ciebie. Nigdy wcześniej mi się to nie udało.
Wojtek: Udowodniła mi, że jestem dla niej kimś wyjątkowym.
Iwona: Tamtego wieczoru odsunęłam od siebie emocje. Czułam, że coś się dzieje, ale wiedziałam, że on ma żonę, dzieci, ja męża. Postawiłam więc sobie zaporę.
– Twój mąż coś zauważył?
Iwona: Nie. Powiem ci więcej: Wojtek też mu się spodobał. Kiedy rozmawiali ze sobą jakiś rok później, powiedział: „Polubiłem cię jak cholera”. Nie są może przyjaciółmi, ale mają dobry kontakt. Zresztą mój mąż ożenił się wkrótce po naszym rozstaniu. Musieli być ze sobą wcześniej, tylko ja o tym nie wiedziałam. Mają córeczkę Nataszę.
– Może dlatego było Ci tak źle w tamtym małżeństwie?
Iwona: Źle? Nie. Po prostu nie było między nami tego stanu podgorączkowego, tego błysku. W domu mijaliśmy się obojętnie. Rezygnować
z kobiecości, gdy jest się ledwo po czterdziestce? Myślałam, że już tak ma być. Nie czekałam na nikogo, chociaż miewałam flirty, krótkie, niewinne romanse. Potrzebowałam adoracji. Mój znajomy powiedział: „Jesteś wredna zołza. Kusisz, kusisz, ale napić się nie dasz” (śmiech).
– Tamtego wieczoru świat wokół przestał dla Ciebie istnieć?
Iwona: Dopiero na drugi dzień. Znajomy zaprosił nas na poprawiny. Jechałam z bijącym sercem. Nasze spojrzenia. Widzieliśmy tylko siebie.
5 z 6
Jednak między nimi zaiskrzyło dopiero później, gdy zdecydowali się na... romantyczny wyjazd!
Wojtek: A potem zaczęły się SMS-y,
telefony. Pierwszego SMS-a wysłałem jej chyba po tygodniu. Oglądałem letnie powtórki „Tańca z gwiazdami” – przedtem sprzeczałem się z żoną: „Nie możesz włączyć czegoś normalnego?”. Iwona potraktowała jedną z aktorek bardzo obcesowo. Kurczę, taka subtelna, miła kobieta, a tak jej przyłożyła. Napisałem więc, co o tym myślę i czy nie może być łagodniejsza. Odpisała: „Kto pyta?”. Bo nie miała mojego numeru.
Iwona: Byłam wtedy we Włoszech. Zaczęliśmy jak dzieciaki bawić się sms-ami. Dostawałam ich po kilkadziesiąt dziennie. Potem spotkaliśmy się na pierwszej randce w Toruniu, w pół drogi między Olsztynem a Piłą. A potem… Wojtek zaprosił mnie na kilka dni do Zakopanego. Ja gór nie znałam, byłam tam tylko jako dziecko, z wycieczką szkolną. Zresztą ten wyjazd wisiał na włosku. Czułam jednak, że musimy pojechać, choćby się paliło, waliło. I tam właśnie wydarzyło się coś niepowtarzalnego, cudownego. Góry, nasze milczenie, zaliczanie szlaków turystycznych, zmęczenie po powrocie do schroniska. Nie chodziło o seks, tylko o taką właśnie bliskość. Wiadomo wtedy, czy ludzie potrafią być ze sobą, spoceni, śpiący, ja bez makijażu, z bolącymi łydkami, a on patrzy na mnie jak na miss świata.
Wojtek: Bałem się tego wyjazdu. Ja się szybko i mocno angażuję. Nie chciałem jej skrzywdzić. Nie byłem gotowy na związek przygodę. Mam dzieci – myślałem. Moi rodzice rozeszli się, wiem, jak to może ranić. Jak dzieci potrafią osądzić i jak drogo zapłacić. Bałem się zakochać w Iwonie, a jednocześnie pragnąłem... sam nie wiem czego. Dwa dni przed wyjazdem zadzwoniłem: „Nie pojadę, nie mogę To nie ma sensu. Nie jedziemy”. Na to Iwona, że ona pojedzie, ze mną czy beze mnie. Uznałem: nie ma co tchórzyć. To była bardzo trudna decyzja. Czułem się gorzej niż przed maturą.
Iwona: Gdybym była poetką, napisałabym wiersz o górach. Ich zapachu. Pierwszy raz poczułam tak bardzo smak jesieni. Nie lubię tej pory roku, ale tam ją pokochałam. Wrzesień był taki słoneczny i liście pachniały pod stopami.
Wojtek: W górach wszystko wystrzeliło, jak korek od szampana.
Iwona: Czułam, że najzwyczajniej w świecie się zakochałam.
6 z 6
Iwona Pavlović i Wojciech Oświęcimski podkreślili, że często okazują sobie miłość.
– A potem pożegnaliście się i rozjechaliście w swoje strony. Na decyzję, by być we dwoje, było jeszcze za wcześnie?
Iwona: Żegnaliśmy się w Krakowie. Odjechałam swoim samochodem, ale po kilometrze zawróciłam. I on tam był! Siedział na krawężniku, twarz ukrył w dłoniach. Podniósł ją, zobaczyłam w jego oczach najpierw niedowierzanie, potem dziką radość. Wpadliśmy sobie w ramiona. Nie było już odwrotu.
Wojtek: Pamiętam, rozstawaliśmy się wtedy bardzo długo. Siedziałem na tym krawężniku i myślałem. Czułem, że to kobieta na stałe i do końca. Tylko jak to powiedzieć żonie, dzieciom?
– Stan zawieszenia jest najtrudniejszy?
Iwona: Ja na rozmowę zdobyłam się po niecałych trzech miesiącach. W listopadzie już się wyprowadziłam. Pytasz, czy bolało? Bolało. I jego, i mnie. Mam dla Arka dużo szacunku, żyliśmy razem 20 lat, razem prowadzimy szkołę tańca. A poza tym nie wiedziałam, jak to będzie z Wojtkiem, czy będziemy razem. Czy będzie w stanie rozwieść się, zamieszkać ze mną. I co zrobi ze swoimi synami? Bez nich nie odejdzie. To był chyba najtrudniejszy okres w moim życiu.
– Nie stawiałaś Wojtkowi żadnych warunków? Nie mówiłaś: „Rozwiedź się albo odchodzę”?
Iwona: Byłam gotowa na wszystko. Nie rozszedłby się z żoną, trudno. Wiedziałam tylko jedno: muszę odejść od męża, nie umiem żyć w kłamstwie. Zamieszkam sama. Mnóstwo kobiet żyje samotnie.
Wojtek: Nie jestem tak silny, jak ona. To Iwona jest bardzo mocną kobietą, chociaż łzy ma na poczekaniu. Ale umie jednym cięciem zmienić wszystko. Zawstydziłem się: no przecież nie możesz być taki słaby. Naucz się od niej, jak załatwiać takie sprawy. Powiedz żonie. Przecież ona też czuje, że nasze małżeństwo się wypaliło. Jej też nie może być z tym dobrze. I dzieciom. One czują pustkę między rodzicami. Iwona natchnęła mnie swoją siłą, zaraziła nią. Dokładnie tydzień po jej rozmowie z mężem siedziałem obok mojej żony i prowadziłem podobną, lecz tysiąc razy trudniejszą rozmowę. I starałem się nie rozkleić. Ale żona przyjęła to spokojnie. A krótko potem już była w nowym związku. Tak to jest, że boimy się kogoś skrzywdzić, a to może być dla tej osoby wyzwoleniem. Mam nadzieję, że teraz jest szczęśliwa.
Iwona: Najważniejsze, że nie postawiła warunku: chłopcy mają zostać ze mną. Zgodziła się, by zamieszkali
z Wojtkiem.
Wojtek: Los tak wszystkim pokierował.
Iwona: Na pierwszej randce, w toruńskiej wieży życzeń, prosiłam Boga: jeśli uważasz, że jesteśmy sobie przeznaczeni, daj mi tę miłość. Daj mi Wojtka. Pozwól, byśmy nie musieli już płakać. Myślę, że to Bóg się wmieszał między nas, podał nam najlepsze rozwiązanie. Gdyby żona Wojtka walczyła o dzieci, nie moglibyśmy być razem. On by ich nie zostawił. Chłopcy mogli sami wybrać. Wybrali nas.
– Niełatwo wziąć odpowiedzialność za trzech nastoletnich chłopaków. Nie miałaś żadnych oporów, obaw, że nie dasz sobie rady?
Iwona: Chciałam być z Wojtkiem, a inne sprawy nie miały znaczenia. Prawdę mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy, na co się decyduję. Od razu im powiedziałam, że matkę mają jedną, a ja jestem po prostu Iwona. I zaczęliśmy się uczyć codziennego życia w pięcioro. Na pewno było wiele drobnych spięć. Mówię coś do Łukasza, a on burczy na mnie. Zorientowałam się, że nie burczy przeciwko, ze złości, tylko dlatego, że ma 18 lat i świat go denerwuje. I nie chce mu się wstawać do szkoły.
Wojtek: Iwona bardzo dobrze sobie z nimi radzi, choć sama nie ma dzieci.
– Dlaczego nie zdecydowałaś się na dziec-ko? A może nie mogłaś?
Iwona: Nie miałam czasu, bo tańczyłam, potem budowałam swoją szkołę. A potem? Już chyba było za późno. Widocznie jednak tak miało być. Teraz zajmuję się chłopcami Wojtka.
Wojtek: Iwona wie, jak się zachować. Jakoś intuicyjnie wyczuwa, co powiedzieć, co zrobić. Jakieś pół roku po ich przeprowadzce słyszę, jak z nimi rozmawia. Posadziła chłopców rządkiem i wtajemnicza ich w sprawy intymne, zabezpieczeń itd. Ja bałem się prowadzić z nimi takie męskie rozmowy.
A teraz rozmawiamy o wszystkim bez żadnych blokad. Oni Iwonę akceptują. Podziwiają. To ułatwia sytuację.
Iwona: Nie wiem, co do nich czuję. Na pewno są mi bardzo bliscy. Widzisz, miłości do dzieci też trzeba się nauczyć, nawet do własnych. To nie automat. Natomiast cieszę się, że moja mama ich lubi. Chce dawać im ciepło, chociaż wcześniej ostrzegała mnie. Pytała, czy zdaję sobie sprawę, co biorę na siebie. Bała się, że chłopcy będą niegrzeczni, opryskliwi, zbuntowani. I jeszcze że mnie nie zaakceptują. A oni są fantastyczni i bardzo uważają, żeby mnie nie urazić. Żeby nie wchodzić za bardzo do naszego życia z Wojtkiem, do naszej intymności.
– Ale nie możesz chodzić nago po domu?
Iwona: Mamy duży dom, chłopcy mieszkają na dole, my na górze, ale nago i tak nie chodzę, bo kobieta musi zachować swoją tajemnicę. Nagość się opatrzy i co potem?
Wojtek: Wracając do naszego życia, Iwona się zmieniła. Nie jest już taką pedantką. Nawet jeśli złoszczą ją na stole okruchy po krojeniu chleba, potrafi to przyjąć bez nerwów.
Iwona: Wojtek je sprząta. A tak w ogóle to teraz u nas na śniadanie idą dwa bochenki chleba. Dawniej jeden wystarczał mi na tydzień (śmiech). Wszystko zmierza w dobrym kierunku.
– Ty robisz śniadania?
Iwona: Skąd?! Najczęściej Wojtek. Ja muszę dłużej pospać, a gdy śpię, chłopcy zachowują się cichutko jak myszki. Wiedzą, że ciężko pracuję i muszę odpocząć. Żyjemy całkiem zwyczajnie. Chodzimy na siłownię, jeździmy po lesie na rowerach. Niemal wszystko robimy razem, bo ciągle nam siebie za mało. Uwielbiamy gadać wieczorami na tarasie. Uwielbiamy ten dom, który razem zbudowaliśmy. Wojtek pożalił ci się, że jest słaby. To nieprawda. Jest wrażliwy, ale to fantastyczny mężczyzna na życie. Zdejmuje mi z głowy masę codziennych problemów. Zajmuje się jako menedżer moimi sprawami, a jednocześnie prowadzi swoją firmę z kserokopiarkami. Po raz pierwszy w życiu to ja mogę się poczuć słabsza
i bardzo kobieca.
Wojtek: Bardzo złagodniałaś, a ja zmężniałem przy tobie (uśmiech).
– Feromony cały czas fruwają?
Iwona: Oj, fruwają. Przejdę obok niego, przytuli mnie, ugryzę go w uszko. Ostatnio napisał mi w sms-ie: „Zobacz, jak to fajnie się kochać”. Po prostu.
Wojtek: Iwona nie jest wylewna, ale „kocham cię” mówi mi często, i to w nietypowych sytuacjach. Na przykład w drodze do łazienki (śmiech). Mija mnie, wtuli się i szepce: „Kocham”. Chciałbym, żeby już tak zostało na wieki.