Reklama

Irena Santor w nowym wywiadzie VIVY! opowiedziała o życiu po śmierci ukochanego. Ze Zbigniewem Korpolewskim byli razem przez ponad 40 lat i nie mieli ślubu. "Ani mnie, ani Zbyszkowi nie było to potrzebne i nie miało dla nas żadnego znaczenia", mówi artystka. W poruszającej rozmowie z Elżbietą Pawełek, gwiazda polskiej estrady wspomina swoją miłość. Trudno się pogodzić ze stratą bliskiej osoby. "Przypominam sobie różne rzeczy z mojego codziennego życia ze Zbyszkiem, które teraz, po jego odejściu, zaczynają inaczej pachnieć, inaczej istnieć, tak jakbym musiała nauczyć się z nimi obcować na nowo", dodaje Irena Santor.

Reklama

Kiedy jednak odchodzi ktoś kochany, życie wywraca się do góry nogami.

I już nic nie jest takie samo. Człowiek wie, że ktoś umiera, że coś się kończy, że nic nie jest na całe życie i na stałe. Wszystko prawda, ale kiedy już to się zdarza, ziemia usuwa się spod nóg. Okazuje się, że w ogóle nie jesteśmy na to przygotowani. Robi się czarna dziura, w którą wpadamy. Rzecz w tym, żeby mieć siłę z tej otchłani się wygrzebać. Wcale to nie jest łatwe.

Po śmierci Zbigniewa Korpolewskiego wiele rzeczy musiała Pani sobie ułożyć na nowo?

Tak. Przypominam sobie różne rzeczy z mojego codziennego życia ze Zbyszkiem, które teraz, po jego odejściu, zaczynają inaczej pachnieć, inaczej istnieć, tak jakbym musiała nauczyć się z nimi obcować na nowo. Nie chcę tych spraw roztrząsać, bo Zbyszka nie ma i tego już nic nie zmieni. Zastanawiam się tylko, po co człowiek musi tak cierpieć…

Zobacz też: Irena Santor: „Cóż jest piękniejszego, niż żyć, istnieć? Interesuje mnie jutro, odkąd zachorowałam na raka…”

Mateusz Stankiewicz/SameSame

Byliście razem przez ponad 40 lat. Nie przeszkadzało to Pani, że nie mieliście ślubu?

Nie. Ani mnie, ani Zbyszkowi nie było to potrzebne i nie miało dla nas żadnego znaczenia. Ale ten etap jest już zamknięty i nie chciałabym do tego wracać.

A jednak zapytam. Powiedziała Pani kiedyś, że małżeństwo w ludziach coś zabija, a ci, którzy kochają, powinni być wolni?

Może „zabija” to zbyt mocno powiedziane, ale ten certyfikat daje ludziom nadmierną pewność. Myślą, że mają gwarancję na szczęście i udane życie. To nie jest takie oczywiste. I w naszym przypadku nie było takie proste, bo Zbyszek się rozwiódł, ja też, ale nasi współmałżonkowie żyli, kiedy zdecydowaliśmy się być ze sobą. Mój mąż dość wcześnie zmarł, opiekowałam się nim, będąc już ze Zbyszkiem. A żona Zbyszka wciąż żyje i jesteśmy ze sobą w dobrych relacjach. Ale przepraszam bardzo, jeśli kiedyś ludzie wzięli ze sobą ślub i wyznają zasady wiary katolickiej, to podpisali cyrograf, który obowiązuje ich do końca życia. Do czegoś się zobowiązali przed Bogiem. Tak to widzę.

Pracowaliście razem w teatrze Syrena, gdzie Zbigniew Korpolewski najpierw pisał teksty aktorom, a potem został dyrektorem. Ale nie od razu wpadliście sobie w oko.

Nie od razu, ale się stało.

Cały wywiad z Ireną Santor w nowym wydaniu magazynu VIVA! Numer dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 13 stycznia.

Sprawdź też: Irena Santor była zakochana dwa razy – oba razy na śmierć i życie. „Małżeństwo coś w ludziach zabija”

Michal WARGIN/East News

Irena Santor i Zbigniew Korpolewski, 2009 rok

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama