Świetnie śpiewa, nie poszedł w ślady mamy. Syn Haliny Frąckowiak realizuje swoje pasje i stworzył wyjątkowe miejsce
"Muzyka była dla mnie ważna od urodzenia, ale mój syn Filip zawsze był moim celem", mówi artystka
- Beata Nowicka
Nonsensem i antysenną dywersją jest puszczanie Haliny Frąckowiak na dobranoc, bo któż zaśnie, słuchając jej niezwykłego głosu”, mówił Stanisław Dygat. Wielka gwiazda polskiej sceny muzycznej. Charyzmatyczna, awangardowa, piękna. Na scenie występuje… 60 lat! „Idę dalej” – to jej motto. Teraz zabrała Beatę Nowicką w podróż po swoim niezwykłym życiu.
Dla Haliny Frąckowiak najważniejszy jest ukochany syn. "Muzyka była dla mnie ważna od urodzenia, ale mój syn Filip zawsze był moim celem", zwierzała się artystka. Filip Frąckowiak nie poszedł w ślady mamy, ale wybrał własną drogę. Tak o ukochanym dziecku mówi uwielbiana wokalistka.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 18.08.2024 r.]
Halina Frąckowiak w wywiadzie VIVY! o synu
Drugi raz polityka brutalnie wkroczyła w Pani życie w 1985 roku. Józef Szaniawski, ojciec Filipa, „ostatni więzień Peerelu”, został aresztowany za współpracę z Radiem Wolna Europa. Prokurator zażądał 15 lat więzienia.
Ta historia miała największe konsekwencje dla mojego życia i poczucia bezpieczeństwa. [...] Zawalił się mój świat. Nie chodzi o mnie – kobietę, tylko o mnie – matkę. Starałam się uchronić syna, ale nie do końca mi się udało. Bezbronne dziecko doświadczyło czegoś, czego nie powinno. Nie ma na to wytłumaczenia. Związki między mężczyzną a kobietą nie są łatwe. Mój był szczególny. [...]
Wiara jest dla Pani ważna?
Od dziecka. Mama mi ją zaszczepiła. Gdyby nie moja wiara, nie miałabym po co wychodzić na scenę. Bez wiary muzyka jest tylko biznesem, modą.
Czuje Pani żal, że syn poszedł własną drogą?
Kiedy był malutki, leżeliśmy razem na łóżku, ja uczyłam się piosenek, a on słuchał. Do snu śpiewałam mu „Summertime” w wersji Elli Fitzgerald. Filip świetnie śpiewa. Mówiłam: „Masz taki piękny głos”, a on: „Mamuś, to jest spojrzenie matki”. Jego muzyczna edukacja trwała cztery lata, potem wybrał szkołę sportową. Szanuję jego wybór. Jest bardzo muzykalny, z dziećmi, Zosią i Frankiem, chodzi do filharmonii, kocha muzykę. Kiedyś powiedział: „Mamo, ty masz coś takiego, że wychodzisz na scenę i jesteś tam całą sobą”. On jest bardziej onieśmielony. Cieszy mnie, że realizuje swoje pasje i sam dokonuje zawodowych wyborów. Psychicznie i intelektualnie jest podobny do swojego ojca. Podziwiałam Józia za ogromną wiedzę, ale on też kochał poezję, muzykę. Od tego zaczęła się miłość. Filip to odziedziczył z jednej i drugiej strony. Stworzył wyjątkowe Muzeum Zimnej Wojny. Nowoczesne, ważne, ciekawe, świetnie zorganizowane. Zapraszam zwłaszcza młodych ludzi. Mamy przepiękną historię, jesteśmy pięknym narodem. Powinniśmy pamiętać, skąd przyszliśmy, kim jesteśmy…
…i dokąd idziemy. Ale tego nie wiemy. Po latach poszukiwań znalazła Pani swoje nowe miejsce na ziemi?
W rodzinnym Poznaniu, na tyłach naszej kamienicy rosła w ogrodzie czereśnia. Latem miała wielkie owoce w kształcie serca, najsmaczniejsze, jakie jadałam. W niedzielny poranek przez otwarte okno wpadały do kuchni promienie słońca, a mnie budził śpiew albo pogwizdywanie mamy. Mam te chwile w sercu i pamięci. Później miałam swój dom na Zaciszu w Warszawie. Dom, który żartobliwie nazywałam „lepianką”. Domki zbudowano dla robotników, a z jakiegoś powodu zamieszkali w nich artyści i inteligencja: Łucja Prus, Ala Majewska, cudowna Kasia Budzyńska, Andrzej Wolf, tak powstał wielki zbiór przyjaciół. Ten dom oczywiście się zmieniał. Wyburzyłam ścianę między kuchnią a pokojem, pojawił się kominek, dobudowałam taras, pokój gościnny. W holu stanęło pianino. Tam powstało najwięcej moich kompozycji. Kochałam ten dom, ale kiedy mama zmarła, a Filip się wyprowadził, oboje „mówili” do mnie z każdego kąta, nie byłam w stanie normalnie tam funkcjonować. Żyłam przeszłością. Kupiłam mieszkanie w Wilanowie z widokiem na Świątynię Opatrzności, ale po kilku latach zatęskniłam za ogrodem. Kiedy zobaczyłam dom, w którym mieszkam od trzech miesięcy…
TYLKO W VIVIE!: Brak obecności rodziców odcisnął piętno na jego dzieciństwie. Marcin Łopucki otacza córki miłością i wsparciem
…poczuła Pani, że to jest to?
Tak! Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie chcę iść spać (śmiech). Siadam w kuchni, która jest również salonem, zaparzam herbatę, mam swoją trawę, gdzie mogę zanurzyć bose stopy. Mój syn przyjechał i powiedział: „Mamo, gratuluję, stworzyłaś przepiękny dom”. Na to czekałam. To jest najważniejsze. Obiecałam sobie: W tym domu na pewno dokończę pisać moją książkę.
À propos snu… Stanisław Dygat napisał: „Nonsensem i antysenną dywersją jest puszczanie Haliny Frąckowiak na dobranoc, bo któż zaśnie, słuchając jej niezwykłego głosu”. Sześćdziesiąt lat na scenie, dzień urodzin i proste pytanie: Co w życiu jest najważniejsze?
Muzyka była dla mnie ważna od urodzenia, ale mój syn Filip zawsze był moim celem. Posłużę się ulubionym powiedzeniem: „Wszystko w życiu jest przez odejmowanie”. Starzejemy się, odchodzimy, nieustannie coś lub kogoś tracimy, kwiaty kwitną i więdną, po wiośnie zawsze jest zima, ale jedno jest przez dodawanie. Miłość. Z miłości jesteśmy stworzeni, człowiek jest tyle wart, ile miłości da drugiemu człowiekowi. Miłość to największa siła. Jeśli jest prawdziwa, nigdy nie minie, bez względu na to, co się wydarzy. Zbieram tę miłość przez całe życie i jestem bardzo szczęśliwa, bo się nią napełniam. Wtedy mam czym żyć.
TYLKO W VIVIE!; Katarzyna Skrzynecka i Marcin Łopucki udowadniają, że przeciwieństwa się przyciągają. "Z nami nigdy nie ma nudy"
Filip Frąckowiak i Halina Frąckowiak, rozdanie nagród "Orły 2008".Teatr Narodowy, Warszawa, 14.04.2008