Reklama

Poznali się we Wrocławiu, gdy Grażyna Wolszczak była świeżo po maturze a Cezary Harasimowicz uczył się w Studium Aktorskim przy Teatrze Polskim. Potem ich drogi rozeszły się na wiele lat. Założyli swoje rodziny i utracili kontakt. Los sprawił jednak, że znów się spotkali i w sobie zakochali. Aktorka miała za sobą trudne doświadczenia. Pożegnała męża, Marka Sikorę. Z czasem otworzyła się na miłość. Odnalazła szczęście u boku Cezarego Harasimowicza. U swojego boku trwają od ponad dwóch dekad.

Reklama

W ramach cyklu Archiwum Vivy! przypominamy rozmowę Katarzyny Sielickiej z Grażyną Wolszczak i Cezarym Harasimowiczem. Wywiad ukazał się we wrześniu 2015 roku w magazynie VIVA!.

Artykuł aktualizowany 07.12.2023

[Ostatnia publikacja na FB VIVA! 20.08.2024]

Grażyna Wolszczak i Cezary Harasimowicz wywiad VIVA! 2015

Piękni i dojrzali. Ona to wulkan energii, w biegu od rana do wieczora. On – jak sam o sobie mówi – „heroiczny optymista”. Rzadko się kłócą. Nigdy się nie nudzą. Są zupełnie różni i właśnie dlatego tak świetnie im się razem żyje i pracuje. O tajemnicach swojego związku, panierowanych kotlecikach, nowych wyzwaniach i o tym, dlaczego nigdy nie zobaczymy ich na działce, Grażyna Wolszczak i Cezary Harasimowicz rozmawiali z Katarzyną Sielicką.

Pana najnowszy film „Żyć nie umierać” to wielki sukces.

Cezary Harasimowicz: No daj Panie Boże...

To jest historia prawdziwa?

C.H.: Historia nie jest prawdziwa. Jest zainspirowana postacią mojego przyjaciela Tadeusza Szymkowa, który był tak niesamowitą osobowością, że postanowiłem ją uwiecznić. Kiedy Szymek, bo tak go nazywaliśmy, był już bardzo ciężko chory, ale wciąż wydawało się, że wyjdzie z tej choroby, pomyślałem, że jak wyzdrowieje, to napiszę dla niego rolę i on zagra w tym filmie. Życie, niestety, dopisało inne zakończenie, ale ja już z tym pomysłem zostałem. Film balansuje między humorem a tragizmem. Ale to nie jest film biograficzny. Podkreślam, że wątek rodzinny jest fikcją. Filmowy Bartek Kolano to samotnik, Tadeusz Szymków, gdy umierał, miał przy sobie żonę i córkę.

SPRAWDŹ TEŻ: Dorosły syn Małgorzaty Rozenek wybrał prestiżową uczelnię za granicą! Co będzie studiował?

Tadeusz Szymków był jednym z takich Pana przyjaciół, który został też przyjacielem Grażyny, kiedy Państwo się związali.

Grażyna Wolszczak: Miałam w swoim życiu epizod wrocławski i poznałam ekipę ze szkoły teatralnej…

C.H.: Właściwie Studium Aktorskiego przy Teatrze Polskim. Nazywaliśmy to Zasadnicza Szkoła Aktorska.

G.W.: Kiedy, już po latach, zaczęliśmy się spotykać z Czarkiem, nikt z wrocławskich znajomych o tym nie wiedział. Któregoś dnia jego przyjaciele przyjechali do Warszawy, żeby poznać tajemniczą nieznajomą, to miała być niespodzianka.

C.H.: Po drodze robili konkurs, z kim ja jestem, bo wiedzieli, że jestem z kimś, ale nie wpadli na to, że z Grażyną. Padały różne nazwiska, nie będziemy wymieniać.

G.W.: Kiedy już się wydało, że to ja, Szymek wziął mnie na bok i powiedział: „Jak skrzywdzisz mojego przyjaciela, to urwę ci łeb i będzie się tak toczył po schodach: puk-puk, puk-puk”. Jak widać nie musiał spełniać groźby, ale niestety nie dożył naszego wspólnego dalszego ciągu.

grazyna-wolszczak-396315-GALLERYBIG-53e8b69
Olga Majrowska

A dalszy ciąg to wspólne życie, a teraz też wspólna praca. Fundacja Garnizon Sztuki i projekt Scena Garnizon. Pierwsza premiera to spektakl „Pozytywni” Pana autorstwa. Znów tytuł jest przewrotny. Bohaterowie są „pozytywni”, ale nie wprost.

C.H.: To jest kawałek historii z tej samej półki co „Żyć nie umierać”. Będzie o poważnych sprawach w sposób tragikomiczny. W gabinecie prowadzonym przez terapeutkę spotyka się troje pacjentów: chłop spod Mławy, który jest gejem, arystokratka, która jest antysemitką i odkrywa, że ma pochodzenie żydowskie, oraz szczęśliwy ojciec dzieciom, który czuje się kobietą. W drugim akcie okazuje się, że pani terapeutka zakaziła się wirusem HIV. I teraz ją trzeba terapeutyzować. Kończy się to mimo wszystko pozytywnie. Można z tym wszystkim żyć.

G.W.: Spektakl będzie miał premierę 1 grudnia w światowy dzień HIV/AIDS jako początek kampanii społecznej Projekt Test, która już po raz siódmy realizowana jest dzięki wsparciu Mac Aids Found. Jestem jednym z ambasadorów projektu.

Pani tam gra?

G.W.: Nie. Nie po to wymarzyłam sobie Scenę Garnizon, żeby na niej grać, ale dlatego, że zaczęła kręcić mnie ta druga strona teatru. Nie zamierzam rezygnować z aktorstwa, lubię swój zawód i uważam, że jestem niezłą aktorka. Nie genialną, ale niezłą.

Jak to?

G.W.: Genialny aktor ma w sobie jakieś pęknięcie, jakiś ból. I to stanowi o jego wyjątkowości. Ja jestem normalnym, poukładanym, zadowolonym z życia człowiekiem. Mam wielką frajdę z tego, co robię teraz. Oczywiście zastrzegam się, nawet sama przed sobą, że może się nie udać, ale wtedy też powiem: trudno, dziękuję, spróbowałam, idziemy dalej.

C.H.: Grażyna jest ewenementem w tym zawodzie i w ogóle nie ma parcia na karierę. Oczywiście czuje się świetnie, gdy jest doceniana, ale jak coś jest nie tak, to jej to nie dotyka.

G.W.: Lepsza jest ode mnie tylko Renata Dancewicz, która mówi: „Wiesz, właściwie to ja nie lubię, jak na mnie patrzą”. Ja jednak lubię (śmiech).

A dlaczego „garnizon”? Jak trafiła pani do wojska?

G.W.: Pewnego dnia jechałam sobie Alejami Niepodległości, obok miejsca, które mijałam setki razy, i przypomniało mi się, że tu kiedyś grał teatr Kwadrat. Wygooglowałam, że to jest Klub Dowództwa Garnizonu Warszawa, a dowódcą jest generał Wiesław Grudziński. Właściwie z marszu wpadłam do generała. A potem od słowa do słowa, od spotkania do spotkania okazało się, że uzupełniamy się w wizji, w myśleniu. I tak zostałam prezesem Fundacji Garnizon Sztuki.

grazyna-wolszczak-396313-GALLERY600-a7ddfc9
Olga Majrowska

Jest Pani osobą niezwykle dynamiczną, mówi Pani, że to, co najlepsze, wciąż przed Panią.

G.W.: Rzeczywiście mam poczucie, że jeszcze wiele przede mną. Zaczynam przyspieszać, bo też mam świadomość, że czas mi się kurczy. Nie ma co udawać, że człowiek jest tak samo piękny i młody jak 20 lat temu. Ta świadomość nie wpędza mnie w depresję, wręcz przeciwnie, powoduje jakąś taką pazerność, żeby wyciągnąć z tego czasu, który został, maksymalnie dużo.

Macie dość różne podejście do życia. Pan jest taki słodko-gorzki pesymista. Nie udaje się Pani zarazić Cezarego tym optymizmem?

C.H.: Ależ ja jestem optymistą, tylko heroicznym. Od lat walczę ze swoim pesymizmem. Tak naprawdę kiedy ktoś zobaczy „Żyć nie umierać”, może odczyta kawałek mojego myślenia o tym świecie. To znaczy, że to nie jest najpiękniejszy ze światów, życie nie jest najpiękniejszą bajką, ale trzeba czerpać z niego, ile się da i póki jeszcze czas.

Jest Pan człowiekiem szczęśliwym?

C.H.: Tak. Odpukuję.

G.W.: Wiadomo, że życie nie składa się z samych przyjemności. Cały czas coś się wali, coś idzie nie tak. Ja to traktuję jak rzeczy, które trzeba rozwiązać albo obejść i machnąć na nie ręką. Czarkowi jest trudniej. To ja jestem od tego, żeby mówić: „Weź przestań!”. I mówię.

Pomaga?

G.W.: Czasem tak. A czasem nie.

C.H.: No już nie róbcie ze mnie takiego smutasa!

G.W.: Nie jesteś smutasem. Jesteś człowiekiem wrażliwym. A ja takim bardziej betonowym.

A przecież to Pan powiedział, że fajnie by było, gdyby kobieta była prezydentem, bo kobiety są wrażliwe i mają szerszy ogląd rzeczywistości.

G.W.: Bo Czarek jest kobietą! Kolejną premierą Sceny Garnizon jest projekt Soni Bohosiewicz „10 rzeczy, których nie wiecie o Marilyn Monroe”. Zaproponowała, żeby Cezary napisał jej tę opowieść. Kiedy dostała gotowy tekst, stwierdziła: „Boże, jak to jest napisane! On ma duszę kobiety!”.

C.H.: Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał zmieniać płci. Piszę powieść, której bohaterką jest kobieta, oficer ABW, analityczka kontrwywiadu, którą wplątano w szpiegowską aferę. Muszę naprawdę głęboko penetrować kobiecą duszę, żeby zrozumieć, o co chodzi, i myślę, że to jest o wiele bardziej fascynujące niż świat męski.

Czy lepiej być mężczyzną, czy kobietą?

G.W.: Ja w dzieciństwie chciałam być chłopcem. Wydawało mi się, że męski świat jest znacznie bardziej atrakcyjny niż to bawienie się lalkami.

C.H.: Zdecydowanie łatwiej być mężczyzną. Rządzi stereotyp, kobietom jest trudniej, bo mają wpisane kulturowo inne funkcje, macierzyństwo...

G.W.: Ale kobiety konsekwentnie od lat wybijają się na niepodległość! Słusznie zresztą, ale ta ewolucja zmierza w niebezpiecznym kierunku... Kobieta jest coraz pewniejsza siebie, realizuje się zawodowo, coraz później ma dzieci albo w ogóle nie ma. Faceci zaś są spychani do kąta i albo boją się kobiet, albo są egoistyczni i nie życzą sobie poważniejszych zobowiązań. A przecież kochamy mężczyzn męskich.

C.H.: No, przed chwilą powiedziałaś, że mam cechy kobiece!

Mężczyzna nie może mieć cech kobiecych?

G.W.: Ty jesteś męski, tylko wrażliwość masz na szczęście kobiecą.

U Was podział ról wcale nie jest oczywisty. Swój dzień opisał Pan kiedyś tak: „Rano pracuję, potem robię obiad, przychodzi Grażyna i jej smakuje albo nie. Raczej smakuje”. Zajmuje się Pan domem?

G.W.: Nie. Bez przesady! Jest równowaga. Ja piorę, prasuję, Czarek gotuje.

C.H.: Kiedy się związaliśmy, okazało się, że Grażyna tak beznadziejnie gotuje, że musiałem się tym zająć, bo mi po prostu nie smakowało.

G.W.: Oj, kotleciki robiłam w panierce, a jemu ta panierka nie przypadła do gustu. Były naprawdę dobre, między nami mówiąc.

C.H.: Blee...

Co Pan gotuje?

C.H.: Nie jestem jakimś wybitnym kucharzem, ale lubię gotować, bo to jest dla mnie relaks. Jak człowiek siedzi przy komputerze od ósmej rano...

G.W.: ... dzisiaj od piątej, bo mieliśmy sesję zdjęciową i musiał wyrobić normę, którą sobie założył. Ta dyscyplina, którą Czarek jest w stanie sobie narzucić, jest niesamowita.

C.H.: Tak, jestem bardzo systematyczny. Ale mam umowę z wydawnictwem na konkretny termin, więc mam wyliczone, ile dziennie muszę napisać, żeby zdążyć. Są trzy źródła tej mojej systematyczności. Pierwsze to szkoła muzyczna. Trzeba codziennie wyćwiczyć swoje, bo inaczej natychmiast jest regres. Drugie to sport, który zawsze uprawiałem, i ostatnie to scenariopisarstwo, które jest moim głównym zawodem. A scenarzysta pisze przeważnie na zamówienie i na termin.

grazyna-wolszczak-396311-GALLERY600-76c827b
Olga Majrowska

Pani też jest taka systematyczna?

G.W.: Nie, ale pracuję nad sobą. Czytam dużo książek związanych z rozwojem osobistym. Na przykład „Zarządzanie czasem”. Rozwijam się. Może późno, ale lepiej późno niż wcale.

Dlaczego późno?

G.W.: 56 lat to nie jest wcześnie.

Często mówi Pani, że nie chciałaby mieć już 18 lat.

G.W.: 18 nie, ale 30 – bardzo proszę. Wtedy wie się już, co jest ważne w życiu, a co nie, a jeszcze całe to życie przed człowiekiem. Teraz już czasu znacznie mniej.

Pan miał niedawno 60. urodziny.

C.H.: No miałem, niestety.

Piękna rocznica, wszystkiego najlepszego.

C.H.: Są pewne plusy. Odkryłem niedawno, jadąc pociągiem, że istnieje coś takiego jak bilet dla seniora – 30-procentowa zniżka. A zatem już mam bilet dla seniora i jest to prawdopodobnie bilet w jedną stronę.

Wasze dzieci są już dorosłe. Być może niebawem zostaniecie dziadkami.

G.W.: Powiem szczerze, że już od paru lat jestem na to gotowa. „Babciostwo” rozumiem jako pojawienie się kolejnej osoby do kochania. Stare dzieci są mniej poręczne do przytulania. I to komfortowe zaplecze, w każdej chwili można powiedzieć: „Babcia teraz nie ma czasu, idź do mamusi albo do tatusia”.

C.H.: Ja jeszcze tego nie przerabiałem w swojej głowie. Poza tym wiem, że zawsze się tak mówi, ale ja naprawdę czuję się młodo, mimo tego pesymizmu.

Jest coś w rodzaju presji, że każdy będzie tłumaczył się ze swojego wieku – mam tyle i tyle lat, ale czuję się młodo.

G.W.: A dla nas nawet trzy dni leżenia na plaży to męka. Ostatnio polecieliśmy na dwa tygodnie do Malezji. Opracowałam hardcore’owy plan zwiedzania, pędziliśmy z wywieszonym jęzorem. Ale trzy ostatnie dni przeznaczyliśmy na odpoczynek na plaży. No i po pierwsze, pożarły nas tam jakieś meszki, a po drugie, już drugiego dnia zaczęliśmy się nudzić. My się po prostu do tego nie nadajemy!

CZYTAJ TEŻ: "Pukam z prośbą o wsparcie". Natalia Kukulska zamieściła w sieci przejmujący apel

To jak odpoczywacie?

G.W.: No właśnie tak – zasuwamy po prostu!

C.H.: Tu też zahaczamy o te stereotypy – jeśli kobieta, to niech siedzi w domu, a 60-latek niechby od razu umarł.

G.W.: Albo na działce siedział.

Reklama

Nie wyobrażam sobie Państwa na działce.

C.H.: My siebie też nie. Można w tym wieku żyć pełnią życia.

grazyna-wolszczak-396314-GALLERY600-d3fde96
Olga Majrowska
grazyna-wolszczak-396316-GALLERY600-e3f9d8c
Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama