Filip Łobodziński: „Nie jestem z niczym pogodzony. Wciąż tkwi we mnie bunt”
„Od śmierci Marysi raczej bez egzaltacji podchodzę do idei Boga miłosiernego”
- Krystyna Pytlakowska
Nie lubi osobistych wywiadów. Filip Łobodziński w poruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiedział o trudnych wydarzeniach ze swojego życia. Dziennikarz i tłumacz sześć lat temu stracił ukochaną córkę. „Ale nie mam przy tym założeń, że o tym będę rozmawiał, a o tamtym nie. Są wywiady, które same się toczą, jak w konfesjonale. (...) Potem okazuje się, że popadam w jeszcze cięższą depresję i muszę się udać na psychoterapię”, mówi.
Wyczuwam w Tobie ten mrok, nawet kiedy słucham, gdy śpiewasz.
To też wynika z tego, że mnie nigdy nie pasjonowały nastroje radosne, optymistyczne komunikaty, bo zbyt dużo widzę niefajnych obliczy ludzkości. Dla mnie ludzkość to fuszerka. Dramat. To, co wykonaliśmy z planetą, i przemoc bogactwa nad ubóstwem.
O zazdrości, wrogości, zawiści, agresji moglibyśmy rozmawiać wiele tygodni i tego nie naprawimy.
Wystarczy prosta konstatacja, że człowiek się nie sprawdził jako współobywatel Ziemi, bo głównie ją niszczy. Choć teraz próbuje jeszcze ochronić to, co jeszcze zostało.
Gdyby Twoja młodsza córka nie zachorowała i nie umarła, byłbyś bardziej radosny?
Na pewno byłbym w lepszym nastroju, choć poglądy na temat ludzkości miałem już ukształtowane wcześniej. Ale przynajmniej miałbym motywację do życia. I partnerkę, bo wspólnie planowaliśmy przełożyć książkę i nawet przełożyliśmy dwa akapity. A teraz siadam do przekładu tej książki sam.
(...)
Czytałam, że po śmierci Twojej córki się nawróciłeś.
Nie, to jakaś bzdura. Od śmierci Marysi raczej bez egzaltacji podchodzę do idei Boga miłosiernego.
Ale mając 45 lat, przyjąłeś komunię świętą.
Tak. Chrzest, komunię, bierzmowanie. Co nie znaczy, że wcześniej byłem niewierzący. Podejrzewałem, że istnieje coś więcej, niż to widać, ale nie odczuwałem potrzeby sformalizowania tej myśli. Ojciec na przykład był przekonany, że wszystko, co się dzieje, jest fantastycznym zbiorem przypadków. Ale nie wykluczał tego, że coś jest poza tym. Był oczytany, pisał za innych doktoraty, choć w rubryce „zawód” miał wpisane magister inżynier elektryk. Rodzice zarazili mnie literaturą i muzyką. W domu słuchało się muzyki etnicznej i współczesnej filharmonicznej. Brassensa, Beatlesów. To był fantastyczny dom pod tym względem. Rodzice nakłonili mnie do tego, żebym już w przedszkolu zaczął się uczyć języka obcego. Najpierw angielskiego, potem równolegle francuskiego, później pojawił się rosyjski, niemiecki i łacina, a na studiach hiszpański, portugalski i kataloński. W innych sprawach mam wiele do zarzucenia rodzicom, ale za to akurat jestem wdzięczny.
Twój ojciec umarł niedawno, ale mama żyje?
Nie. Zmarła trzy miesiące po Marysi. A jeszcze wcześniej brat cioteczny i trzech bliskich przyjaciół.
Zostałeś więc śmiercią otoczony. Musiałeś znaleźć w sobie siłę, żeby się z tym wszystkim pogodzić.
Nie jestem z niczym pogodzony. Wciąż tkwi we mnie bunt, głównie jeśli chodzi o Marysię. Mój psychoterapeuta powiedział: „Pan właściwie nie wie, czemu zaufać w swojej przeszłości”.
A trzeba koniecznie czemuś ufać?
Tak, w takim sensie, żeby wiedzieć, skąd się jest i jakie się ma dziedzictwo. A w moim życiu zdarzyły się różne niefajne rzeczy, zwłaszcza jeśli chodzi o ojca. Ale o tym dowiaduję się dopiero teraz, bo nie miał za życia odwagi, by na pewne ważne sprawy ze mną pogadać. I teraz jest spory bałagan, również prawny.
Każdy ma swoje smuteczki, co nie znaczy, że mamy się nie pośmiać w kinie na dobrej komedii.
Mnie nigdy nie ciągnęło do komedii. Chyba że Monty Python albo Mumio. Wyzwanie dla umysłu.
Bo lubisz czarny humor.
Tak. Oraz surrealizm i groteskę.
Czy potrafisz sobie w życiu coś odpuścić i czymś się naprawdę cieszyć?
Dwa lata temu byłem na występie Mumio i pierwszy raz od wielu miesięcy szczerze się uśmiałem.
I zapomniałeś wtedy na chwilę o tych wszystkich odejściach bliskich Ci ludzi?
Tak, bo nie chodzę non stop pod parasolem smutku. Owszem, bywam zgaszony, szczególnie jeśli ktoś prosi mnie o wywiad (uśmiech): Boże, czego wy ode mnie chcecie? Co jeszcze mam wam opowiedzieć? Wolę wywiady przeprowadzać.
(...)
Są ludzie, którzy nie wierzą w śmierć, tylko w przechodzenie w inną formę. I że ci, co odeszli, cały czas tu z nami są.
Ja ich obecności nie odczuwam. Staram się, żeby żyli we mnie, ale nie odniosłem wrażenia, że ktoś mi coś podpowiada albo kopie w tyłek.
Cały wywiad w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od 26 sierpnia.