Filip Łobodziński, VIVA! 16/2021
Fot. Antoni Zamachowski
TYLKO W VIVIE!

Filip Łobodziński o aktorstwie: „To była tak trudna rola. Dotykałem świata dotąd mi nieznanego”

„Musiałem wykonać dużą pracę nad sobą, a później już nic nie było normalne, bo mnie rozpoznawano na ulicy”

Krystyna Pytlakowska 27 sierpnia 2021 08:51
Filip Łobodziński, VIVA! 16/2021
Fot. Antoni Zamachowski

Fani pamiętają go z filmu  „Abel, twój brat” czy „Podróż za jeden uśmiech”. Filip Łobodziński miał szansę na zbudowanie kariery aktorskiej. Nie skorzystał z niej i wybrał inną drogę. W rozmowie z Krystyną Pytlakowską, dziś uznany dziennikarz, tłumacz, muzyk, współautor książki o popkulturze, opowiedział o swoim dzieciństwie, przygodzie z aktorstwem i trudnej roli u Janusza Nasfetera. 

Filip Łobodziński o dzieciństwie i aktorstwie

Żałoba nigdy się nie kończy. Usuwasz się w cień, chowasz się za cierpieniem?

Albo podejmuję próby przekonania ludzi do tego, co warto zrobić. W zeszłym roku, wiosną, zwróciłem się do kilku redakcji z koncepcją kampanii na rzecz utrzymania w miastach łąk. Chodzi o to, żeby nie kosić miejskich trawników. Do tego pomysłu pozyskałem fantastyczną partnerkę Urszulę Zajączkowską, autorkę nagrodzonej książki „Patyki, badyle”. I żadna redakcja nie zareagowała.

Smutne. Wróćmy do czegoś weselszego – do Twojego dzieciństwa, kiedy zostałeś małym aktorem.

Ale nie traktowałem tego jako coś, czym będę się zajmował.

Najpierw zagrałeś w filmie „Abel, twój brat”. Ciekawe, jak Cię w tłumie dzieciaków odnalazł Janusz Nasfeter?

Zaproponowała mu mnie moja ciotka Zofia Dybowska-Aleksandrowicz, która była w „Ablu…” drugim reżyserem. Co ciekawe, o tym, że jest moją ciocią, dowiedziałem się w trakcie zdjęć. Wcześniej grywałem u niej w dubbingu, ale nie przyznawała się, że jesteśmy rodziną. Powiedziała na boku: „Uważaj, znam twoją mamę, znam twoją babcię, ponieważ jesteśmy z tej samej gałęzi rodziny. Tak naprawdę jestem twoją ciotką, tylko nie mów o tym nikomu, bo posądzą mnie o kumoterstwo. A ty się dostałeś tu dlatego, że zaimponowałeś Nasfeterowi”. Była dogadana z moimi rodzicami, bo oni też nie puścili wtedy farby. „Abel...” we mnie coś uruchomił. To była tak trudna rola, w której trzeba było odnaleźć w sobie kogoś słabego, szantażowanego psychicznie przez toksyczną matkę. Dotykałem świata dotąd mi nieznanego.

Zobacz też: Filip Łobodziński o stracie córki: „Brak Marysi uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Nie wytrzymywałem sam ze sobą”

Filip Łobodziński, VIVA! 16/2021
Fot. Antoni Zamachowski

Musiałeś szybko dorosnąć do tej roli.

Tak, choć ani mój dom rodzinny tak nie wyglądał, ani moi koledzy. A tu nagle okazuje się, że istnieje prześladowanie w klasie, destrukcyjna miłość matki, półsieroctwo. Musiałem wykonać dużą pracę nad sobą, a później już nic nie było normalne, bo mnie rozpoznawano na ulicy i nauczyciele mówili: „To ten, co nie chodzi na lekcje, artysta ze spalonego teatru”. Dla mnie wtedy postacią fundamentalną była polonistka Anna Susicka, to ona uruchomiła we mnie miłość do literatury i dążenie do pisania w sposób niebanalny.

A teraz zastanawiam się, kim Ty właściwie jesteś.

Magister iberystyki, pracownik NIK, okazjonalnie muzyk, wolontariusz dla bezdomnych zwierząt.

Ale nie to miałam na myśli. Pytając, kim jesteś, nasunęła mi się odpowiedź: myślicielem.

Czasami myślę, a czasami jestem bezmyślny. Z dziennikarstwem mam jeszcze trochę wspólnego, bo współprowadzę zawieszony na razie program „Xięgarnia”, który od września ma być wznowiony. Nadal będziemy go prowadzić we troje: Agata Passent, Max Cegielski i ja. Obejrzeć nas można będzie w telewizji i na Playerze.pl. Ta praca ociera się o dziennikarstwo, choć tak naprawdę jest misją, by ludzie jednak zastanowili się, że może warto jakąś książkę przeczytać.

Dla mnie jesteś głównie muzykiem, bardem. Widziałam Cię w Kazimierzu U Fryzjera. Grałeś na gitarze i śpiewałeś. A potem w internecie znalazłam Twojego Boba Dylana. Masz silny głos o ciekawej barwie.

No tak, muzyka. W połowie czerwca mój ukochany zespół Dylan.pl, dziecko prawie, miał pierwszy koncert od lutego zeszłego roku, w Sosnowcu. Jechałem tam z oporami, pomimo że zespół sam stworzyłem. Ale pojechałem i zagrałem najlepiej, jak umiem. I zaśpiewałem. I poczułem się potrzebny, bo zgromadzeni na koncercie dali ujście zachwytowi. W dawaniu jest najgłębszy sens. Pojawia się dzięki temu kawałek szczęścia. I czuję się wtedy prawie jak wędrowny cudotwórca, bo pokazuję świat, który był im niedostępny.

I stajesz się ich guru.

Raczej pośrednikiem. Podchodzą do mnie ludzie: „Ja Boba Dylana znałam z trzech piosenek, a teraz, gdy usłyszałam teksty, które pan śpiewa, mam ochotę mu się bliżej przyjrzeć”. Bo to twórczość bardzo serio, a muzyka, literatura i szeroko pojęta kultura powinny pobudzać ludzi do stawiania sobie pytań. 

Sprawdź też: W latach 70. cała Polska znała ich jako Dudusia i Poldka z "Podróży za jeden uśmiech”. Co dziś robią Henryk Gołębiewski i Filip Łobodziński?

Karol Strasburger, Małgorzata Strasburger, Viva! 16/2021, okładka
Fot. Olga Majrowska

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Maciej Musiał zadzwonił do Dagmary Kaźmierskiej z przeprosinami. Wcześniej zamieścił w sieci niestosowny komentarz

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MAŁGORZATA ROZENEK-MAJDAN: czy tęskni za mediami, kiedy znowu… włoży szpilki i dlaczego wpada w „dziki szał”, gdy przegrywa. MICHAŁ WRZOSEK: kiedyś sam się odchudził, dziś motywuje i uczy innych, jak odchudzać się z głową. EWA SAMA swoje królestwo stworzyła w… kuchni domu w Miami. ONI ŻYJĄ FIT!: Lewandowska, QCZAJ, Steczkowska, Chodakowska, Klimentowie, Jędrzejczyk, Danilczuk i Jelonek, Paszke, Skura…